Czy recenzje zawsze są obiektywne? A może w ogóle nie mają pełnić takiej roli? I jak wybrać dzieło kultury dla siebie w gąszczu różnych opinii, przekonań oraz sugestii? Oddaję Wam, drodzy Czytelnicy, narzędzie, dzięki któremu – jak wierzę – łatwiej będzie Wam oddzielić to, co w kulturze jest warte uwagi, od tego, co powinniśmy omijać szerokim łukiem.
Obiektywizm pełni dziś funkcję wyznacznika, według którego większość konsumentów chce się przemieszczać. Omijamy zatem dzieła uznane przez recenzentów i opinię publiczną za słabe oraz chętnie konsumujemy te powszechnie przyjęte za dobre. Tylko czy na pewno możliwe jest określenie obiektywnych wyznaczników jakości danego dzieła sztuki?
Okazuje się, że problem jest bardziej złożony, niż mogłoby się wydawać, i – jak nietrudno się domyślić – zasadza się on na filarach filozoficznych. A zatem, czy istnieje coś takiego jak obiektywizm w znaczeniu: dany fakt oderwany od perspektywy ludzkiej? Co do tego nawet sami naukowcy nie są zgodni i tak np. ks. prof. Michał Heller zauważa istnienie tzw. realizmu naiwnego (zob. Heller M., Filozofia nauki, 2016, s. 55). W skrócie polega on na przekonaniu, że nauki przyrodnicze zdolne są do obiektywnego, nieskażonego ludzką psychiką i prekoncepcjami opisu rzeczywistości. Parafrazując zatem dowcipnie klasyka – realizm naiwny można sprowadzić do powiedzenia: świat, jaki jest, każdy widzi.
Tym niemniej w gąszczu różnego rodzaju aspektów omawianych dzieł kultury nie można nie dostrzec jakiegoś intersubiektywizmu. Bądź co bądź możemy się mniej więcej z każdym porozumieć i w konsekwencji ustalić, co jest dobrą sztuką, a co jest złą.
Między upodobaniem a jakością
Cała trudność zatem zasadza się nie tyle na znalezieniu wspólnego języka, ile raczej na uniknięciu nieporozumienia. Okazuje się bowiem, że ludzie bardzo często komunikują osobiste upodobania tak, jakby to były intersubiektywne, osadzone w namyśle nauk humanistycznych stwierdzenia. Rodzi to oczywiście mnóstwo sporów, gdyż wiele osób instynktownie wyczuwa negatywną emocję, jaka płynie za wygłoszonym przekonaniem.
Dobrym tego przykładem była gra komputerowa zatytułowana Dragon’s Dogma 2. Ta japońska gra akcji z elementami RPG cechowała się otwartym światem, bogatą – choć miejscami jedynie poprawną – szatą graficzną, ciekawym rozwojem postaci, a także dużym naciskiem na eksplorację całkiem sporej mapy. Niestety produkcja nie spełniła oczekiwań wielu osób, toteż powszechne stały się surowo wygłaszane zarzuty pod adresem lichej fabuły, właściwie bezcelowości owej eksploracji, uporczywych błędów psujących zabawę, a także słabego stanu technicznego (gra, mówiąc w skrócie, zacinała się nawet na bardzo mocnych komputerach).
Produkcja japońskiego studia CAPCOM znalazła jednak swoich wielbicieli, którzy niezrażeni rozlicznymi błędami chętnie zgłębiali świat gry. W konsekwencji społeczność graczy i recenzentów się podzieliła. Jedni, pełni frustracji, wylewali swoją złość i żale, wskazując na niską jakość produkcji. Inni zaś, równie sfrustrowani ciągłą krytyką ich ulubionej gry, kłócili się niepotrzebnie ze swoimi rozmówcami.
Koniec końców problem ten mógłby być łatwo zażegnany, gdyby większa część recenzentów gier chętniej informowała swoich czytelników i słuchaczy na temat różnic pomiędzy oceną jakościową produkcji a osobistymi upodobaniami. Dla wprawnego ucha dziennikarza czy zaprawionego gracza rozróżnienie tych dwóch aspektów nie będzie jakimś wielkim wyzwaniem. Tym niemniej pamiętajmy, że nie każdy może poświęcić swój czas na rozdrabnianie się nad konsumowanymi dziełami sztuki. Niektórzy chcą po prostu sobie pograć i luźno porozmawiać o swoich doświadczeniach.
Co to jest upodobanie?
Warto dostrzec, że upodobanie zasadza się w jakimś stopniu na greckim pojęciu doksa, czyli opinii, jakimś niepewnym przekonaniu, czymś nieugruntowanym w namyśle intelektualnym. Gdy stwierdzam, że coś mi się podoba, to znaczy, że rzecz, o której mówię, porusza jakoś moje serce lub prozaicznie sprawia mi przyjemność. Z tego tytułu informacja o takim stanie rzeczy nie niesie za sobą wartości merytorycznej o przeżywanym pozytywnie bądź negatywnie dziele sztuki. Nietrudno jednak zauważyć, że gdy dostrzeżemy bardzo dużo podobnych sobie opinii pozytywnych, to jesteśmy bardziej skłonni przyjąć, że prawdopodobnie to coś, o czego kupnie marzymy, jest dobre.
Problemem w tej dziedzinie nie jest tylko dosłownie wyrażone przekonanie o upodobaniu bądź jego braku. To także pośrednio przedstawione osobiste odczucia związane z dziełem sztuki. Ktoś może zwrócić uwagę na to, jak ciekawa i fajna jest fabuła gry, ktoś inny zaś wskaże na zabawne postaci w jakiejś książce. Rzecz jednak w tym, że retoryka nacechowana przymiotnikami (czyli tzw. retoryka wartościująca) zwykle przybiera formę właśnie wyrażonego opinią upodobania. Dlatego warto pamiętać, że kierując się chęcią zakupu jakiegoś produktu, musimy uważać na recenzje, które są zaledwie opiniami.
Kiedy mówimy o jakości?
Jakościowa analiza dzieła sztuki dotyczy natomiast różnych składowych elementów danego tworu. W przypadku np. gry komputerowej będą to: oprawa audiowizualna, światotwórstwo, fabuła, postaci, mechaniki rozgrywki oraz interfejs użytkownika. Proces konstruowania recenzji zaczyna się zatem nie od wartościowania dzieła sztuki, ale od pieczołowitego omówienia wyżej wymienionych elementów. Trudno mówić zaś o wartościowej, intersubiektywnej recenzji, jeśli nie jest ona pracą przynajmniej na kilka stron A4 lub wideoesejem o długości przynajmniej kilkunastu minut. Optymalnie zaś – przy czym jest to moje osobiste przekonanie – najbardziej wartościowe recenzje to te, na których przeczytanie lub obejrzenie potrzebujemy przeznaczyć przynajmniej pół godziny lub więcej.
Pojawia się osobne jeszcze pytanie – skoro omawiamy jakiś aspekt danego dzieła sztuki, to kiedy możemy stwierdzić, że jest on dobry? Bo cóż to właściwie znaczy, że coś jest dobre? Szybko bowiem możemy dojść do przekonania, że coś jest dobre, bo nam się podoba. Przecież gdyby nam się nie podobało, to niemożliwością byłoby, żeby to było coś dobrego. Warto zatem przypomnieć sobie, ile razy nie obejrzeliśmy filmu, który pomimo kunsztowności był dla nas po prostu nieatrakcyjny.
Niestety nie udzielę odpowiedzi jednoznacznej, ponieważ samo już kryterium oceny sztuki jest przedmiotem sporu. Tym niemniej pragnę pozostawić w tym miejscu narzędzie wywiedzione z filozofii Arystotelesa. Stagiryta wskazywał na cztery przyczyny istnienia rzeczy: materialną, formalną, sprawczą i celową. Do sztuki zaś ma się to tak, że niniejsze kryterium oceny pozwala w jakimś stopniu określić jakość danego aspektu analizowanego dzieła. Przykładowo – z czego zrobiona jest rzeźba? Łatwo dostrzeżemy, że rzeźba w twardym materiale będzie wymagała więcej umiejętności, toteż jej piękno zdradzać będzie niezwykłą wiedzę autora. Forma danego dzieła, np. oprawa audiowizualna gry komputerowej – jej wierność rzeczywistości, kanonom piękna czy celowi obranemu przez artystę – również wskażą na unikalność dzieła. O przyczynie sprawczej możemy mówić natomiast w kontekście tego, jak dane dzieło zostało wykonane oraz przez kogo. Kto i jak sprawił, że to, co stoi nam przed oczami, jest takie, jakie jest? Celowość dzieła natomiast wskazuje na najgłębsze pokłady serca artysty włożone w sztukę. Czasami zresztą zwracamy uwagę na to, że np. gra bądź film mają duszę. Jest nią właśnie cel, jaki przyświeca twórczości, coś, co kieruje wszystkie aspekty sztuki w jakimś określonym kierunku.
Jak oceniać?
Gdy kierujemy się zatem oceną, przede wszystkim zwracajmy uwagę na to, czy na pewno recenzentowi przyświeca opisanie treści analizowanego dzieła czy zaledwie wyrażenie swoich pozytywnych bądź negatywnych emocji. Oczywiście nie należy tych umniejszać, gdyż pełnią one ważną funkcję poznawczą i do jakiegoś stopnia możliwe jest poznanie wartości gry bądź książki na podstawie ogólnego nastroju tłumu.
Tym niemniej właściwe decyzje zakupowe powinny się odbywać po uprzednim zapoznaniu się z obszerniejszą recenzją, a najlepiej recenzjami. Przy dzisiejszych cenach niektórych produktów bowiem nie każdy może pozwolić sobie na wydatek rzędu dwustu bądź trzystu złotych np. na grę, która okaże się porażką bądź będzie co najwyżej przeciętna. Wiele osób – słusznie poniekąd – wskazuje na tzw. red flags, czyli dosłownie czerwone flagi będące wadami w pewnym sensie dyskwalifikującymi dzieło jako wartościowe. Mogą to być np. płaskie fabularnie, prymitywne postaci, uboga warstwa dialogowa, lichy stan techniczny produktu, rozliczne błędy psujące doświadczenie płynące z gry, lektury bądź seansu, a nawet nachalne wątki polityczne zaburzające właściwy cel danego dzieła sztuki.
Ostatecznie też nie zawsze musimy poddawać się gorączce zakupowej. Pochopne decyzje zakupowe mogą okazać się błędne, a pozostawszy z niesmakiem po wydanych trzystu złotych, będziemy czuli przymus, by ukończyć zakupione dzieło tak, aby chociaż nie zmarnowały się wydane pieniądze.