adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Przyszły święty od spraw finansowych – Wenanty Katarzyniec

magazine cover

wikimedia_canva

„Nie silił się na czyny nadzwyczajne, ale te zwyczajne wykonywał nadzwyczajnie…” – pisał św. Maksymilian Maria Kolbe o prostym, skromnym Wenantym Katarzyńcu. Kim był ten pochowany w Kalwarii Pacławskiej Czcigodny Sługa Boży, który pomaga skutecznie przede wszystkim w sprawach finansowych, a którego setną rocznicę urodzin dla nieba obchodzimy w tym roku?

Józef Katarzyniec, bo takie było jego imię chrzcielne, urodził się 7 października 1889 roku w Obydowie. Była to wioska leżąca około 46 kilometrów od Lwowa, a do wsi prowadziła jedna droga mierząca blisko 4 kilometry i odchodząca z wioski Kamionka Strumiłowa, gdzie znajdował się kościół parafialny. Pięć dni później to tam Józef został ochrzczony. Jego rodzicami byli Jan i Agnieszka (z domu Kozdrowicka), którzy, choć bardzo ubodzy, pozostawali szczęśliwi i nad wyraz pobożni (por. Staniukiewicz E., Wenanty Katarzyniec. Franciszkanin. Duchowość odważna, 2019, s. 7).

Dzieciństwo

Od najmłodszych lat Józef był wprowadzany w życie religijne. Od dzieciństwa różaniec odmawiał wraz z rodzicami. Jak opowiada stryjeczna siostra: „Raz, gdy przyszłam do rodziców Józka, a ten miał już cztery lata, zastałam go odmawiającego na klęczkach różaniec, gdy tymczasem ojciec jego, krawiec, szył na maszynie. Tak mnie to wzruszyło, że nie śmiałam do stryja coś przemówić, aby nie przeszkodzić w modlitwie małemu czcicielowi Marii” (Niezgoda C., Cichy bohater, 1995, s. 11).

Pasł krowy, modlił się na różańcu, śpiewał kościelne pieśni. Niedaleko domu rodzinnego znajdowała się kapliczka św. Franciszka z Asyżu. Poprosiwszy kolegów o zastąpienie go przy pilnowaniu krów, często do niej chodził, gdzie klęczał i długo się modlił (por. Staniukiewicz E., Wenanty Katarzyniec…, s. 9).

W wieku siedmiu lat rodzice zapisali Józefa do szkoły. Uczęszczał do niej do czerwca 1898 roku. W tym czasie, oprócz nauki, przygotowywał się też do Pierwszej Komunii Świętej, którą przyjął w kościele w Kamionce Strumiłowej (por. tamże, s. 10). Jak pisze jego siostra stryjeczna: „Zapamiętałam sobie z tej uroczystej chwili jeden charakterystyczny szczegół. Po mszy świętej i komunii świętej, gdy już wszyscy ludzie razem z dziećmi wyszli z kościoła, Józik tylko jeden klęczał, pogrążony w modlitwie, nie zważając nawet na to, że prawie nikogo nie było w kościele. Musiałam dopiero podejść do niego, by szedł do domu. Posłuchał natychmiast i wyszedł ze mną z kościoła, by udać się do domu na śniadanie” (Wojtczak A., Wenanty Katarzyniec. Franciszkanin, 2021, s. 23).

Po Pierwszej Komunii Świętej Józef Katarzyniec zmienił się pod względem zachowania. Był jeszcze bardziej spokojny, zamyślony i skupiony. W tym czasie zrozumiał lepiej, czym jest Eucharystia, dlatego jeszcze bardziej gorliwie chodził do kościoła i przyjmował komunię świętą (por. Staniukiewicz E., Zwyczajne życie, niezwykły człowiek. Wenanty Katarzyniec. Biografia, 2017, s. 10).

Kamionka

We wrześniu 1889 roku chłopiec rozpoczął szkołę w Kamionce, a jego pragnieniem było wtedy służenie przy ołtarzu. Miejscowi chłopcy z wioski, którzy mieli pierwszeństwo w służeniu, nie chcieli, by służył. Dopiero proboszcz ks. Jan Czyrek (widząc spokojnego chłopca na uboczu) dał Józefowi możliwość służenia przy ołtarzu (por. Wojtczak A., dz. cyt., s. 26).

„Z czasem Józef zaczął »odprawiać msze« u siebie w domu. […] Początkowo był sam, wkrótce jednak zaczął na »msze« zapraszać kolegów, aby mu usługiwali. Sprawa powoli zaczęła nabierać rozgłosu. Kiedy zaczął »głosić kazania«, ojciec poważnie się zaniepokoił, traktował bowiem sprawy poważnie i trudno było mu się pogodzić z tym, co syn wyprawia w komórce. Zabronił mu więc dalszego »odprawiania nabożeństw« i zwoływania na nie dzieci” (Staniukiewicz E., Zwyczajne życie…, s. 12). Józef na początku przyjął decyzję ojca, ale po pewnym czasie poprosił o jej odwołanie. Jan Katarzyniec udał się więc po radę do księdza, który, gdy dowiedział się, jak wyglądają dziecięce „uroczystości”, miał powiedzieć, że nie ma przeszkód, by chłopiec je nadal odprawiał. I tak też się stało (por. Terlikowski T., Wenanty Katarzyniec Polski Szarbel, 2018, s. 40). Józef był przeszczęśliwy. Z biegiem czasu w wiosce zaczęto go nazywać „księżunio Katarzyńców” (por. Staniukiewicz E., Zwyczajne życie…, s. 13).

Dalsza nauka

Pięć lat szkoły minęło Józefowi szybko. W czerwcu 1903 roku Józef Katarzyniec skończył pięcioklasową szkołę w Kamionce Strumiłowej. Niestety w bliskiej okolicy nie było żadnego gimnazjum. Najbliższe znajdowało się we Lwowie, ale żeby wyjechać, potrzebne były pieniądze (por. Wojtczak A., dz. cyt., s. 35).

Ojciec nie wyobrażał sobie, aby syn został kapłanem. Widząc jego zdolności intelektualne, ze względu na niskie dochody, doradzał mu, żeby skończył seminarium nauczycielskie, w którym mógłby uzyskać stypendium, a po skończonej nauce miałby zapewniony zawód i własne pieniądze. Józek zgodził się z propozycją ojca i w czternastym roku życia, wiedząc, że musi się uczyć, jeśli chce osiągnąć cel, wyjechał do Radziechowa – miejscowości położonej o 25 kilometrów na północny wschód od Obydowa. Tam uczęszczał do klasy trzeciej, ostatniej wydziałowej przez rok (por. Staniukiewicz E.,Zwyczajne życie…, s. 14). „Wiemy, że był tam, tak jak wszędzie dotychczas »najzdolniejszym uczniem i najlepszym kolegą«” (Wojtczak A., dz. cyt., s. 38).

W tym czasie całym sercem przylgnął do nauki i czytania książek. Dwie książki w tym czasie, które odkrył Katarzyniec, miały głęboki wpływ na jego życie. A były to dwutomowe dzieło na temat życia Jezusa (niestety nie znamy autora pracy) oraz Katechizm Soboru Trydenckiego, z którym nie rozstawał się do końca życia (por. Terlikowski T., dz. cyt., s. 44).

Lwów

Zgodnie z wolą rodziców, w roku 1904 Józef Katarzyniec wstąpił do męskiego seminarium nauczycielskiego we Lwowie. Przez cztery lata na życie i naukę czerpał środki finansowe ze stypendium i z korepetycji (por. Staniukiewicz E., Wenanty Katarzyniec…, s. 8). „Seminarium mieściło się we Lwowie przy ulicy 29 Listopada, a internat, w którym zamieszkał Józef Katarzyniec, nieopodal – przy ulicy Leona Sapiehy 33” (Terlikowski T., dz. cyt., s. 45).

Swoją moc i siłę w tym okresie Józef czerpał z adoracji Najświętszego Sakramentu, na którą się udawał do oddalonego o 3 kilometry od internatu kościoła sióstr franciszkanek przy ul. Kurkowej. O tej praktyce Katarzyńca nie wiedziało w ogóle jego otoczenie (por. Wojtczak A., dz. cyt., s. 46). „W tym ciągłym zbliżaniu się do Boga należy szukać źródła coraz większego wyrobienia duchowego Katarzyńca i nadzwyczajnej wprost w tym wieku doskonałości” (tamże, s. 47).

Kryzys i franciszkanie

„Od lutego 1907 roku warunki materialne, nie wiadomo z jakiej przyczyny, niespodziewanie się pogorszyły. Przyznane stypendium szybko się wyczerpało, Józef stracił także płatne lekcje. Bardzo mocno opuścił się w nauce. Jego świadectwo szkolne z tego roku wypada najsłabiej w porównaniu ze świadectwami z innych lat nauki” (Staniukiewicz E., Wenanty Katarzyniec…, s. 8-9).

W 1907 roku Józef zapukał do drzwi klasztoru franciszkańskiego we Lwowie. Prowincjałem franciszkanów był wtedy o. Peregryn Haczela. To on odłożył przyjęcie mężczyzny do zakonu o rok, stawiając mu trzy warunki: aby nauczył się łaciny, skończył seminarium nauczycielskie i zdał maturę (por. Staniukiewicz E., Zwyczajne życie…, s. 20).

„Jesienią 1907 r. Józek rozpoczął ostatni rok nauki w seminarium nauczycielskim we Lwowie. Nie wiadomo, w jaki sposób, ale jego stan materialny w tym ostatnim roku przed maturą znacznie się poprawił. Podjął nie tylko naukę łaciny, ale i greki. Na półrocze w styczniu 1908 r. oceny znacznie się polepszyły, a na świadectwie dojrzałości, które otrzymał 20 czerwca 1908 r., były same oceny celujące” (tamże, s. 21).

Rok później, już ze świadectwem dojrzałości w dłoni, jako dziewiętnastoletni młodzieniec, Józef ponownie udał się do klasztoru franciszkańskiego we Lwowie. Tak wyglądała jego rozmowa z przełożonym zakonnym: „[…] zaraz na wstępie oświadcza mi, że on zeszłego roku już się zgłaszał, ale miał polecone, by zdał maturę seminaryjną i uczył się łaciny. Po przeglądnięciu świadectwa maturalnego byłem zdziwiony, że ten niepokaźny młodzieniec mógł z takim postępem zdać maturę: z góry na dół wszystko celująco. Zapytuję: czyś się uczył łaciny? – Tak uczyłem się. – Czy dużo umiesz? – Ten skromnie: Trochę umiem. Poprosiłem natychmiast fachowego profesora, pana Kretowicza, aby go przepytał. Zaczęła się więc pytania od najłatwiejszych rzeczy. Gdy się z tych pierwszorzędnie wywiązał, profesor poszedł dalej i tak stopniowo aż do tłumaczenia klasyków. Na wszystkie pytania odpowiadał nad podziw gładko i ze znajomością rzeczy. Obydwaj z profesorem zdumieliśmy się, że ten tak nieśmiały chłopak potrafił w jednym roku i przygotować się pierwszorzędnie do matury i opanować nad podziw dobrze język łaciński” (Niezgoda C., dz. cyt., s. 28). W ten oto sposób został przyjęty do zakonu ubogiego świętego z Asyżu.

Opór rodziców

Z tą szczęśliwą wiadomością mężczyzna wrócił do rodzinnego Obydowa. Niestety jego rodzice nie cieszyli się z planów syna. Chcieli oni bowiem, aby ten został nauczycielem. Ubodzy rodzice wmawiali mu, że kiedy zostanie nauczycielem, będzie niezależny finansowo, a także będzie mógł im pomóc (por. Wojtczak A., dz. cyt., s. 57-58). Na to Józef Katarzyniec odpowiedział: „Pieniędzy mi nie potrzeba, a na stanowisku w świecie bym się zepsuł”. „Wobec nieustępliwego i niezrozumiałego stanowiska rodziców, którzy mimo całej swej religijności wyrzucali synowi, iż »tyle kosztował« podczas swej nauki – Józef jasno im powiedział, że sprawa właściwie została już rozstrzygnięta” (tamże, s. 58).

Nowicjat

15 sierpnia 1908 roku Józef Katarzyniec przekroczył furtę klasztorną u franciszkanów we Lwowie. Po dziewięciodniowych rekolekcjach nastąpił dzień obłóczyn, w którym Józef otrzymał habit zakonny wraz z nowym imieniem nadanym mu przez o. Peregryna Haczelę (por. tamże, s. 68). Usłyszał wówczas takie słowa od prowincjała: „Będziesz odtąd nazywał się Wenanty. Masz za patrona męczennika. Daj Boże, byś był tak mężny w życiu, jak męczennicy bywali w śmierci” (tamże).

W tym czasie po raz pierwszy brat Wenanty spotkał się po raz pierwszy z Rajmundem, późniejszym ojcem Maksymilianem. Tak wspomina św. Maksymilian to spotkanie, które miało miejsce w ogrodzie franciszkańskim, przy kamiennym stole: „Nie zapomnę nigdy skromności, jaka tchnęła z całej jego postaci. W świeckim ubraniu, w wieku około dwudziestu lat, trochę nieśmiały, w ruchach poważny, ale bez wymuszenia, w mowie raczej skąpy, ale roztropny. Nie pamiętam już szczegółów rozmowy, tylko ogólne, bardzo pozytywne wrażenie, jakie pozostało na zawsze” (Staniukiewicz E., Zwyczajne życie…, s. 30).

Charakterystyczną sentencją w życiu Wenantego, którą zaczerpnął w czasie nowicjatu, były słowa św. Franciszka: „Bóg mój i wszystko”. Tę modlitwę umieścił zarówno w streszczeniu życia, jak i na tytułowej stronie drugiego zeszytu notatek swoich (por. tamże, s. 37)

Ojciec Dionizy, który był mistrzem nowicjatu, na samym początku życia zakonnego bardzo irytował brata Wenantego i w pewnym momencie tak stwierdził: „Mamy w nowicjacie dwóch świętych” (por. Terlikowski T., dz. cyt., s. 71).

Rok nowicjatu dobrze oddają własne zapiski Wenantego. Prowadził notatki z usłyszanych konferencji, przeczytanych książek, rekolekcji czy własnych przemyśleń. Nie ominęły go również pokusy, trudności, walki wewnętrzne, cierpienia i ciemności duchowe, jednak te wewnętrzne burze i niepokoje minęły wiosną 1909 r. Nowicjat zakończył 26 września 1909 r. i tego samego dnia złożył swoje pierwsze śluby posłuszeństwa, ubóstwa i czystości (Staniukiewicz E., Wenanty Katarzyniec…, s. 11).

Seminarium w Krakowie

Kilka dniu po złożeniu ślubów zakonnych br. Wenanty wyjechał do klasztoru w Krakowie, gdzie podjął studia z filozofii i teologii. Jedną z pierwszych książek, które przeczytał w tamtym czasie, był traktat św. Ludwika Marii Grignona de Montfort O zaofiarowaniu się Jezusowi przez Maryję. Innym dziełem, poleconym mu przez spowiednika – ojca Czesława Kellara, było O Naśladowaniu Chrystusa Tomasza à Kempis (por. Wojtczak A., dz. cyt., s. 105-116).

Zobacz też:   Wszyscy zobaczcie, jak nasz ksiądz jest fajny – czyli o duchownych w social mediach

Ojciec Czesław, który był wybitnym profesorem, zarażał kleryków filozofią tomizmu i duchem franciszkańskim poprzez wykłady o św. Bonawenturze czy bł. Janie Dunsie Szkocie (por. Terlikowski T., dz. cyt., s. 81-83).

„Kleryk Wenanty odbijał od swego otoczenia zupełnie wyraźnie – nie był wcale podobny do swych kolegów. W jego życiu odchyleń nie było, wszystko wiernie najsumienniej przestrzegał: urzeczywistnianie ideału było stałą cechą jego codziennego życia. Kiedy na przykład w czasie rekreacji lub przerwy międzylekcyjnej koledzy Wenantego w przystępie wesołowości wysilali się jeden przez drugiego na coraz to nowy koncept – przy czym nie brakowało nieraz niedorzecznych pomysłów – »brat Wenanty w takich razach przyglądał się zabawom kolegów i uśmiechał życzliwie«, sam w nich udziału nie biorąc” (Wojtczak A., dz. cyt., s. 123).

„Koledzy klerycy nazwali go »ostatnim z Horeszków«, zamykając w tym przezwisku wszystkie dobre i śmieszne cechy Hrabiego – jednego z bohaterów Mickiewiczowskiego Pana Tadeusza. A że »w mowie był skąpy«, co bardziej złośliwi przezywali Wenantego… „»mumią egipską«. Mimo tych docinków wszyscy cenili go i szanowali” (Bejda H., Niezwyczajnie zwyczajny, „Cuda i łaski Boże” 2016, nr 7, s. 3).

„Był tak umartwiony i opanowany, że zdawało się, jako nic go nie mogło naprawdę urazić »Na docinki, epitety czy przezwiska niektórych kolegów, choćby one były pod jego adresem powtarzane wiele razy i przez wiele miesięcy, brat Wenanty nie reagował w ogóle i najmniejszym nawet gestem nie dawał do zrozumienia, że go to boli«” (Wojtczak A., dz. cyt., s. 136).

Niezwykły kapłan i jego pierwsza placówka

2 czerwca 1914 r., w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, ojciec Wenanty otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa pomocniczego Krakowa, Anatola Nowaka. Następnego dnia celebrował swoją pierwszą mszę świętą (por. Staniukiewicz E., Wenanty Katarzyniec…, s. 15).

„Pierwszą próbę ogniową młody kapłan przeżył podczas pobytu w rodzinnej miejscowości, do której się udał, aby odprawić w niej mszę prymicyjną. W tym czasie wybuchła I wojna światowa i front wojenny przesuwał się przez Obydów. Ojciec Katarzyniec, wykazując nadzwyczajne opanowanie i pokój ducha, starał się zaradzić powszechnej panice i skupić ludność rodzinnej miejscowości wokół kaplicy, gdzie nieustannie spowiadał i rozdawał komunię świętą. W ten sposób mieszkańcy napełnieni odwagą i zaopatrzeni świętymi sakramentami szczęśliwie przetrwali napad kozackiej armii” (Czcigodny Sługa Boży Wenanty Katarzyniec [w:] kalwaria.franciszkanie.pl).

Około 20 września 1918 roku o. Wenanty trafił do Lwowa. Przełożony klasztoru, o. Paweł, był bezpośrednim zarządcą podmiejskiej parafii franciszkańskiej w Czyszkach. To on zwrócił się do kurii biskupiej, aby oddelegować tam o. Wenantego jako wikariusza (por. Staniukiewicz E., Zwyczajne życie…, s. 125).

„Czyszki były starą, franciszkańską parafią. W 1914 r. upłynęło pięćset lat od jej założenia. […] Parafia w Czyszkach, wraz z sześcioma okolicznymi wioskami, liczyła około 3.600 parafian obrządku rzymskokatolickiego” (tamże, s. 126-127). Tam właśnie służył pomocą duszpasterską o. Wenanty.

Proboszcz parafii w Czyszkach tak go wspominał: „Ojciec Wenanty na pozór nie odróżniał się niczym od nas, obu jego współpracowników. Czy to mszę świętą odprawiał, czy spowiedzi słuchał, czy słowo Boże głosił, czy spełniał one czynności parafialne, jak: pogrzeby, chrzty, wywody, śluby, zaopatrywanie chorych – wydawał się zupełnie zwykłym kapłanem. Nikt nigdy nie dopatrzył się u niego czegoś, co by mogło zadziwić, razić lub tchnąć jakąś śmiesznostką czy przesadą. A przecież czarował wszystkich” (Wojtczak A., dz. cyt., s. 262).

Wychowawca

W czerwcu 1915 roku, po przejściu frontu przez Lwów, o. Marian Sobolewski (prowincjał) szukał kandydata na wychowawcę przyszłych franciszkanów. Znając Katarzyńca z czasów krakowskich, jako że był jego wykładowcą podczas studiów teologicznych, uznał go za najlepszego i najbardziej odpowiedzialnego spośród zakonników, który mogliby zająć to miejsce. Dokładnie 15 sierpnia przesłano pismo powołujące o. Wenantego Katarzyńca na magistra franciszkańskiego nowicjatu we Lwowie (por. Staniukiewicz E., Zwyczajne życie…, s. 137-138).

Tam „dał się poznać jako wspaniały, choć niezwykle wymagający wychowawca, a potem także wykładowca łaciny i greki. Ćwiczył zakonnych nowicjuszy w potrzebnych w zakonie cnotach – ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, uczył ich być pokornymi, zachęcał do umartwień, wdrażał do jak najściślejszego przestrzegania zakonnej reguły. Nie poprzestawał jednak tylko na słowach – sam bowiem świecił i pociągał przykładem, robiąc to, co oni robić powinni” (Bejda H., dz. cyt., s. 4).

Kaznodzieja

Parafianie o. Wenantego w Czyszkach zapamiętali go jako dobrego kaznodzieję (por. Wojtczak A., dz. cyt., s. 279).

Jedna z wiernych tak o nim mówiła: „Widząc go zdążającego na ambonę, cieszyłam się, bo jego kazań lubiłam słuchać, albowiem były one proste i jasne, przenikające do głębi mej duszy” (tamże). Inny natomiast parafianin tak go wspominał: „Kazań jego słuchałem ze szczerą uwagą, bo były one jasne, praktyczne i głęboko wnikające w duszę” (tamże).

Otóż każde kazanie o. Wenantego w Czyszkach było przygotowane, spisane w małym zeszyciku, z tytułem, wstępem, kolejnymi punktami i wreszcie mocnym zakończeniem. Każde z nich miało także jasno określoną treść. Ojciec Katarzyniec często starał się wprowadzać swoich wiernych w najważniejsze prawdy wiary, opowiadał im o naturze Trójcy Świętej, wielkości Boga, Duchu Świętym, nie obawiając się wcale, że prości ludzie nie zrozumieją głębokiej teologii. Najczęściej, co potwierdzają jego współbracia, do przygotowania kazań posługiwał się – poza oczywiście Pismem Świętym – podręcznikiem teologii dogmatycznej” (Terlikowski T., dz. cyt., s. 71).

Cierpienie i choroba

W 1917 roku o. Wenanty skończył dwadzieścia osiem lat. Wtedy to zaczął się jego wieczór życia. Złożyły się na to przede wszystkim wytężona i ustawiczna praca, a także umartwienia, których nie szczędził sobie na każdym kroku. W spożywaniu posiłków był bardzo oszczędny, a jeszcze przez umartwienie ograniczał się bardzo z jedzeniem. Coraz bardziej z czasem wyczerpywał swoje siły i z każdym miesiącem stawał się coraz mniej odporny na choroby (por. Wojtczak A., dz. cyt., s. 431-433).

W sierpniu 1917 roku o. Katarzyniec po raz pierwszy poczuł się słabo. Okazało się, że zachorował na grypę zwaną hiszpanką (por. tamże, s. 433).

„W pierwszych dniach czerwca 1918 r. wyjechał na odpoczynek do Hanczowa. Ten pobyt w ogóle nie wpłynął jednak na poprawę jego zdrowia. Jesienią 1918 r. nowa fala »hiszpanki« dotarła do Lwowa. W ostatnich dniach października o. Wenanty po raz pierwszy dostał krwotoku. Lekarz stwierdził grypę i gruźlicę” (Staniukiewicz E., Wenanty Katarzyniec…, s. 20).

„W chorobie dojrzała świętość o. Katarzyńca. Odpoczywał w klasztorach franciszkańskich: w Hanczowie, a potem w Kalwarii Pacławskiej, ale skoro tylko czuł się lepiej, siadał do konfesjonału, by służyć spieszącym doń chętnie penitentom. »Mszę świętą odprawiał jak święty!« – wspominają mieszkańcy Kalwarii” (Domański J., Życiorys [w:] wenanty.pl).

„O. Maksymilian, myśląc o wydawaniu »Rycerza Niepokalanej«, zaczął kompletować zespół współpracowników. Zwrócił się również do o. Wenantego, który od początku zachęcał go do realizacji tego zamierzenia. Nie był on przekonany co do swoich zdolności literackich, ale od razu obiecał swoją pomoc. Maksymilian był wtedy w Krakowie, a Wenanty we Lwowie” (Zając A., Znajomość z… piaskownicy, „Cuda i łaski Boże 2016, nr 7, s. 6)

„Przed śmiercią o. Wenanty wyznał: »Widzicie, jak jestem chory i nic już zrobić nie mogę, ale po śmierci dużo zrobię dla Zakonu«. Miał na myśli głównie pracę wydawniczą, którą doradzał o. Maksymilianowi, przynaglając do pośpiechu. Postanowiono wydawać miesięcznik »Rycerz Niepokalanej« od stycznia 1922 r., ale nie było na to żadnych funduszy. Ktoś w otoczeniu o. Kolbego oświadczył: »Gdyby miesięcznik był na styczeń, to byłby cud«. Przypomniał się więc twórca Milicji Niepokalanej (M. I.) o. Wenantemu i pismo w ustalonym terminie się ukazało” (Domański J., Życiorys, [w:] wenanty.pl).

Śmierć na o. Wenantego przyszła niespodziewanie i tak cicho, jak ciche było całe jego życie. „Ojciec Wenanty leżał w swej celi. Nie słychać było nawet jego kaszlu. Ale w klasztorze nikt na to nie zwrócił uwagi. O godzinie szóstej wieczorem zadzwoniono na kolacje. Z kuchni wysłano posiłek do refektarza. […] Po niedługiej chwili wraca służący z nietkniętym posiłkiem i dziwnie wzruszony oznajmia: Ojciec Wenanty nie żyje” (Wojtczak A., dz. cyt., s. 501).

„W sobotę, 2 kwietnia, przy licznym udziale mieszkańców Kalwarii Pacławskiej, odbył się pogrzeb o. Wenantego. Został pochowany na miejscowym cmentarzu, nieopodal kalwaryjskiego kościoła” (Staniukiewicz E., Zwyczajne życie…, s. 194).

Kult ciągle żywy

Ojciec Wenanty to specjalista od spraw zwyczajnych, jak na przykład problemy finansowe, niespłacone kredyty, zepsuty samochód, problemy w pracy. O to wszystko możemy prosić Wenantego Katarzyńca. I on natychmiast działa cuda, jak to wynika ze świadectw. Pragnę przytoczyć jedno z takich świadectw wiary znanego publicysty Tomasza Terlikowskiego. Poprzez tę łaskę sam mogłem później przeczytać książkę Wenanty Katarzyniec. Polski Szarbel.

„Zaczęło się od wytoczonego mi procesu. Pewna pani domagała się stu trzydziestu tysięcy złotych za to, że nieprzychylnie wypowiedziałem się o aborcji, a także podkreśliłem, że usprawiedliwianie aborcji tym, że jest ona legalna, przypomina usprawiedliwianie nazistów mordujących Żydów, bo to także było w III Rzeszy zgodne z prawem. W pierwszej instancji proces przegrałem, a i w drugiej wiele wskazywało na podobne zakończenie. Mój adwokat był tego niemal pewny i tylko co jakiś czas prosił, żebym pomodlił się o możliwie najmniejszy wymiar kary finansowej. Jeszcze w dniu ogłoszenia wyroku (a tak się składało, że byłem wówczas w Kalwarii Pacławskiej) zadzwonił do mnie, żeby ostrzec, że może nie być dobrze. I właśnie wtedy jeden z franciszkanów zasugerował mi, żebym intencję tę ofiarował Wenantemu. Uklęknąłem przed grobem i powierzyłem mu sprawę, obiecując, że jeśli się uda, to… napiszę o nim książkę. Kilkanaście minut później odebrałem telefon. Adwokat był wyraźnie zszokowany. – Uniewinnili cię – wykrztusił” (Terlikowski T., dz. cyt., s. 16-17).

Wzór

Czego wzorem jest Czcigodny Sługa Boży Wenanty Katarzyniec? Jest on przede wszystkim orędownikiem w różnych naszych sprawach, zwłaszcza tych zwyczajnych. Święty Maksymilian Kolbe tak ocenił jego duchowość: „»O. Wenanty nie silił się na rzeczy nadzwyczajne, ale zwyczajne wykonywał w sposób nadzwyczajny« Dzisiaj chyba o tym zapominamy. Chcemy osiągnąć sukces teraz, natychmiast, od razu. Wolimy osiągać rzeczy nadzwyczajne, zapominając o tych codziennych, zwyczajnych, z których przecież składa się życie: »Byłeś wierny w małych rzeczach, nad wieloma cię postawię« – przypomina Jezus (por. Łk 19, 17)” (Staniukiewicz E., Wenanty Katarzyniec…, s. 26).

Każdy z nas może brać z niego przykład w heroicznym realizowaniu tego, co zwyczajnie. O wielu łaskach za wstawiennictwem o. Wenantego czytamy już w pierwszych numerach „Rycerza Niepokalanej”. Są tam podziękowania dla o. Wenantego, że pomógł w sprawach finansowych, w znalezieniu pracy czy mieszkania (por. Wymodlone łaski, „Cuda i łaski Boże” 2016,nr 7,  s. 9-11). To za jego przyczyną dzieją się ciągle liczne cuda. Zwyczajne zadania stają się miejscem uświęcenia.

Prośmy więc o rychłą beatyfikację o. Wenantego Katarzyńca tą właśnie modlitwą:„Boże w Trójcy Jedyny,
bądź uwielbiony za wszelkie dobra,
którymi napełniłeś sługę Twego Wenantego;
on przez życie według rad ewangelicznych
i gorliwą posługę kapłańską w Kościele
stał się przykładem dla Twoich wiernych.
Wynieś, Panie, tego sługę Twego na ołtarze,
abyśmy lepiej mogli Tobie służyć,
mnie zaś udziel łaski, o którą pokornie proszę
za jego wstawiennictwem.
Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
(Modlitwa o beatyfikację o. Wenantego [w:] wenanty.pl).

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Nauczyciel informatyki i religii. Animator przygotowujący młodzież do sakramentu bierzmowania. Nadzwyczajny szafarz komunii świętej. Lubiący dobrą książkę, muzykę chrześcijańską oraz podróże.
Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.