Myślę, że każdy z nas słyszał już frazę głoszoną z kościelnych ambon przy różnych okazjach: od momentu chrztu jesteśmy „królewskim kapłaństwem”, dziećmi Króla, dziedzicami, a więc tak jakby już królami i królowymi. Wielokrotnie słyszałem sformułowanie „popraw koronę i idź dalej”, gdy tylko wydarzyło się coś złego. No właśnie, ale jakie to królowanie jest? Na czym ono polega?
Sigla: Dn 7, 13-14; Ps 93 (92), 1. 2. 5; Ap 1, 5-8; J 18, 33b-37
Dialog Jezusa z Piłatem podczas ich pierwszego spotkania nie miał jeszcze charakteru klasycznego sądu. Namiestnik starał się zrozumieć sytuację, w jakiej znalazł się on oraz sam Jezus, o którym usłyszał, że nazywa siebie królem. Dostał także od swojej żony ostrzeżenie dotyczące oskarżonego: „Nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie wiele nacierpiałam się z Jego powodu” (Mt 27, 19).
Temat trudny, gdyż Piłat jako namiestnik sprawował władzę w imieniu samego cezara, a marionetkowym królem Żydów był pławiący się w luksusach i namiętnościach Herod. Jak więc potraktować człowieka w łachmanach, który mówi o sobie, że jest królem żydowskim? Normalnie uznano by go za wariata, lecz tu cała starszyzna domagała się dlań śmierci.
Niezwyczajne panowanie
Jednak królestwo i królowanie Jezusa nie są ani trochę podobne do władzy Piłata, cezara czy starszyzny żydowskiej. Jego panowanie wypływa z prawdy. „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”. A przypomnę tylko, że On sam jest Prawdą. Jezus daje świadectwo o sobie samym, o tym, kim jest, od kogo przychodzi i dokąd idzie. Daje świadectwo także o tym, co czyni, by nas zbawić. Tym sposobem dochodzimy do intuicji, które pozwolą nam odpowiedzieć na postawione we wstępie pytania.
Owszem, jesteśmy królewskim kapłaństwem, dziećmi króla, dziedzicami. To wszystko prawda. Prawdą jest jednak też to, że z tym ogromnym zaszczytem wiążą się konsekwencje i zobowiązania. Bo bycie królem i królową dotyczy dawania świadectwa o sobie samym, o naszym życiu wręcz zanurzonym w Chrystusie. To jest nasze świadectwo prawdy. Życie w perspektywie zmartwychwstania. Brzmi górnolotnie? Pewnie! Ale im wyżej, tym mocniej wieje, więc nie dziwmy się, że to życie potyka się i upada pod tak przyziemnymi sprawami jak pomoc ubogim, zafundowanie ciepłego obiadu najbiedniejszym, rozmowa z samotną starszą sąsiadką czy przebaczenie naszym winowajcom. Co komu pasuje. Można albo być jak Herod marionetkowym królem pod rządami szeroko rozumianych namiętności i ich zachcianek, albo próbować iść za Jezusem – Królem prawdy, co nie jest łatwe, ale wykonalne.