adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Po Namyśle: Czy jestem terrorystą?

magazine cover

unsplash.com

Czy jestem terrorystą? Są w moim otoczeniu ludzie, którzy bez wahania odpowiedzieliby twierdząco. Czy boli mnie, że uważają, iż jestem terrorystą? Cóż, każde zaszufladkowanie boli. Zwłaszcza to używane jako pałka do okładania osób, których poglądy nawet nie mają szans na wysłuchanie w rozmowie.

Liturgia jest piękna. Podczas jej sprawowania wydarza się najcudowniejsze zjawisko na tym świecie. Na słowa kapłana na ołtarzu pojawia się Chrystus – żywy i prawdziwy, realnie obecny. Którego na dodatek możemy zjeść, czego podobno zazdroszczą nam aniołowie. To jak Najwspanialszy Posiłek Na Świecie podczas Najwspanialszej Randki Na Świecie.

Jednak można go spożywać na złotej zastawie, w blasku świec, pięknie ubranym i z namaszczeniem. Ale można podać ten sam Najwspanialszy Posiłek Na Świecie na plastikowych jednorazówkach, w dziurawym dresie, na ceracie, przy buczącej świetlówce i w takim pośpiechu, że nie sposób się rozsmakować. Pewnie są fani tej drugiej opcji. Ale skupmy się na tych pierwszych.

Podróże

Dużo podróżuję. Służyłem do liturgii i doświadczałem jej w różnych częściach świata. Czasem była to liturgia dopracowywana miesiącami – jak celebracje papieskie papieża-seniora Benedykta, a czasem spokojna liturgia dnia powszedniego – jaką mogę przeżywać i w swojej parafii, i na Bałkanach, i w Hiszpanii, i w wielu miejscach świata. Czasem była to pełna ciszy msza „trydencka”. Ale zdarzały się też takie msze, po których wychodziłem smutny, zły albo rozgoryczony.

Msza za granicą, którą wspominam chyba najlepiej, odbyła się w Stanach Zjednoczonych, w pobliżu Parku Narodowego Yellowstone. Było to Boże Ciało AD 2018, tam świętowane w niedzielę. Maleńki kościółek. Podszedłem z bratem do witającego ludzi w drzwiach księdza, powiedziałem, że jesteśmy z Polski i zapytałem, czy możemy służyć. Ksiądz popatrzył na nas smutnym wzrokiem i powiedział, że bardzo cieszy się, że jesteśmy gotowi do służby, ale niestety musi nam odmówić. Bo ma tylko dwóch ministrantów, jeden akurat jest chory, a boi się, że ten drugi, który przyjdzie, poczuje się niepotrzebny przez naszą obecność i przestanie w ogóle przychodzić.

Jako że przyczyną było to, że martwił się o ministrantów, zaproponowałem, że skoro jest nas dwóch dodatkowych, a jest uroczystość, to może niech młody robi to, co zawsze, a my rozpalimy kadzidło. Do tego zaproponowałem mu, że mogę zaśpiewać na melodię gregoriańską sekwencję. Ksiądz rozpromienił się i powiedział, że byłoby wspaniale. Weszliśmy do kościoła, omiotłem wzrokiem prezbiterium. Moją uwagę przykuł krzyż ołtarzowy i świece, które stały przy krawędzi ołtarza bliższej tabernakulum niż ludziom.

Pokój

Father, czy wy tutaj celebrujecie ad orientem?” – zapytałem, nieco zaskoczony. Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, zapytałem, jak do tego doszło. „W 2016 roku kardynał Sarah zaapelował do kapłanów, żeby, od adwentu począwszy, zacząć celebrować w ten sposób. Na próbę odprawiłem tak w pierwszą niedzielę adwentu. Przyszli do mnie parafianie, powiedzieli, że bardzo im się podobało i żebym zrobił tak jeszcze raz. I tak jeszcze kilka razy przyszli, więc na ich prośbę tak zostało”. Tego się nie spodziewałem.

Do mszy asystował również lokalny diakon stały, była procesja z ewangeliarzem. Ale jeszcze bardziej zamurowało mnie, kiedy ni stąd, ni zowąd ksiądz, nie dość, że spośród dostępnych modlitw eucharystycznych wybrał Kanon Rzymski, to jeszcze w całości go zaśpiewał. Było to piękne zaakcentowanie tego, co w mszy jest najważniejsze. Do tego ten spokój w celebrowaniu. Żadnego pośpiechu. Pokazuje to chociażby zgoda na śpiew sekwencji Lauda, Sion, Salvatorem, która przecież jest długa i nieobowiązkowa. Minęło wiele miesięcy, a ja nadal wspominam pokój w sercu i radość, które towarzyszyły mi podczas tej wyjątkowo uroczystej celebracji za Wielką Wodą, na miarę skromnych, parafialnych możliwości.

Ceremoniarze

Co jakiś czas diecezje organizują tak zwane „kursy na ceremoniarza”. Grupą docelową są młodzi chłopcy, najczęściej będący w okolicy pierwszej klasy szkoły średniej. Zazwyczaj są to ministranci zafascynowani liturgią, a co najmniej będący na drodze do fascynacji. Słuchają różnych wykładów, czytają dokumenty Kościoła, poznają strukturę liturgii i jej znaczenie. W ramach kursu celebrują również uroczyste msze święte i liturgię godzin. Pojawia się łacina, śpiew gregoriański – pełna paleta bogactw Kościoła.

Następnie po, powiedzmy, tygodniu wracają do swoich parafii, gdzie okazuje się, że ich wiedza i umiejętności są zupełnie bezużyteczne, a wręcz niemile widziane. Próbują jednak działać na rzecz liturgii. Szkolą ministrantów, opowiadają im o pięknie, którego doświadczyli. Ale przecież parafie mają już swoje zwyczaje. Niektóre chwalebne, jak świeccy spoza wspólnoty ministrantów czytający czytania, gdy zachodzi taka potrzeba, ale inne już szkodliwe, jak na przykład „lekcjonarz” z własnymi psalmami danej parafii (autentyk) czy zastępowanie ważnych części mszy kolędami.

Ceremoniarze nie są mile widziani. Bywają marudni, czepiają się o wszystko, zwracają innym uwagę. Nie jest istotne, czy mają rację, czy jej nie mają. Ich pragnienie dbania o liturgię zostaje najczęściej błędnie utożsamione z pychą. A przecież to oni dążą do posłuszeństwa poleceniom Kościoła. Chociażby Redemptionis Sacramentum mówi: „12. Wszyscy wierni mają prawo do prawdziwej liturgii, a w sposób szczególny do celebracji mszy św., która winna być taka, jaką chciał i ustanowił Kościół, tak jak określają przepisy w księgach liturgicznych oraz w innych normach i aktach prawnych. Podobnie lud katolicki ma prawo, aby Ofiara mszy św. była celebrowana w sposób niezmieniony, zgodny z całym nauczaniem Magisterium Kościoła. Wspólnota katolicka ma wreszcie prawo do celebracji dla niej Ofiary mszy św. w taki sposób, aby prawdziwie ukazywała sakrament jedności, czyli z wykluczeniem uchybień i wszelkich gestów, które mogłyby zrodzić w Kościele podziały i stronnictwa”.

Klatka

Nastolatek taki, któremu wpojono, że Eucharystia jest najważniejszą sprawą po tej stronie Nieba, miota się więc jak w klatce, której prętami są – wielokrotnie niemające żadnego umocowania w prawie – nakazy i ograniczenia nakładane przez parafialną władzę. A im bardziej się miota, tym ściany mocniej na niego napierają. Z jednej strony wie, że walczy w słusznej sprawie, z drugiej zaś cały czas jest szczuty przez ludzi, którzy słowo „ceremoniarz” wypowiadają wyłącznie z kpiną lub wręcz pogardą i którzy twierdzą, że wiedzą lepiej, niż on wyczytał w jakiejś książce. I jak to z zaszczutym zwierzęciem bywa – dziczeje. Staje się agresywny, sfrustrowany, nieuprzejmy. Staje się tym, z czym utożsamiano go od początku.

Okazuje się, że kurs na ceremoniarza to tak naprawdę „plantacja listków figowych”, które mają za zadanie zakryć problem związany z nie najlepszym podejściem duchowieństwa do liturgii – zarówno na płaszczyźnie posłuszeństwa Kościołowi, jak i samej wiedzy. Ale te „listki” są o wiele za małe i o wiele za mało dojrzałe.

Młodzi ludzie mają silną tendencję do idealizmu. Czy jest to złe? To zależy. Z jednej strony przedkładają oni pewne poglądy ponad relacje z innymi ludźmi, czym na pewno nie zaskarbiają sobie ich sympatii. Z drugiej zaś strony swoją wiernością pewnym przekonaniom przypominają o wartościach tym starszym ludziom, którzy przez rutynę czy wady charakteru porzucają dążenie do ideału na rzecz świętego spokoju, lenistwa czy pieniędzy.

Zaszufladkowanie

Kiedy nastolatek przestaje już być nastolatkiem, a rzucane mu pod nogi kłody nie spowodowały, że przestał kochać liturgię, często próbuje podejść do sprawy inaczej. Tylko najczęściej nikt z nim już wtedy nie chce rozmawiać. Przecież nie dość, że należy do tych wichrzycieli odwiecznego parafialnego porządku zwanych ceremoniarzami, to jeszcze wszyscy pamiętają, jak fatalnym był rozmówcą kilka lat wcześniej. Zostaje raz na zawsze zaszufladkowany.

Jeśli dojdzie w ogóle do jakiejkolwiek rozmowy, rzadko pojawiają się w niej argumenty merytoryczne. Najczęściej ceremoniarz dowie się, że jest za młody, zbyt niedoświadczony, nie ma szacunku do starszych, jest odrealniony, na kursach robią wodę z mózgu, nie ma święceń (sic!), a na koniec zostanie zbyty nieśmiertelnym żarcikiem: „Czym się różni liturgista od terrorysty? Z terrorystą można negocjować”. (Słyszysz? Jesteś gorszy od terrorystów. Ludzi, którzy mordują i niszczą. Nie chcemy rozmawiać z terrorystami).

Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to jakaś parafialno-życiowa modyfikacja prawa Godwina, według którego im dłużej trwa dyskusja, tym pewniej jedna ze stron wyzwie drugą od hitlerowców. Parafrazując Pana Jezusa – „żaden ceremoniarz nie jest mile widziany w swojej parafii”. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie wytykał błędy przeszłości, mimo tego, że nie są już popełniane.

Czy wiedza ceremoniarzy może się przydać?

„Zauważyłem, że transmisje celebracji parafialnych objawiły braki przede wszystkim formacji liturgicznej i muzycznej części duchowieństwa” – skonstatował niedawno abp Wiktor Skworc, metropolita katowicki. Była to wypowiedź w ankiecie Kościół w Polsce wobec epidemii koronawirusa, przeprowadzonej przez Katolicką Agencję Informacyjną. Bardzo podobna teza sformułowana została bez żadnej epidemii przez jednego z młodych miłośników liturgii. Zgodnie z antyczną zasadą „co wolno wojewodzie…” spostrzeżenie i jego twórca zostali storpedowani przez oburzone duchowieństwo, niezależnie od merytorycznej wartości obserwacji. Wszak księża są nietykalni i nieomylni.

Zobacz też:   O oświeconej niewiedzy

Wydawać by się mogło, że tego typu wnioski powinny być formułowane przez hierarchów po wizytacjach. Ale przecież nie dość, że wizytacje zapowiadane są z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, to jeszcze cały ten czas prowadzone są przygotowania. Dopiero powszechna pandemiczna digitalizacja pozwoliła biskupom wejść w buty zwykłych parafian. Zresztą ordynariusze wielu diecezji bardzo szybko wydali nakazy usuwania nagrań mszy, ponieważ nawet ludzie niezajmujący się liturgią zaczęli obśmiewać nieudolność księży.

W tej sytuacji przydaliby się wykształceni ceremoniarze, którzy w pewnych kwestiach mogliby podsuwać kapłanom sugestie. Tylko obawiam się, że w wielu przypadkach duma nie pozwalałaby księżom słuchać rad jakichś wyrostków, podczas gdy oni są po seminarium i mają 5/10/15/25/50 lat doświadczenia duszpasterskiego za sobą. Natomiast ja znam kapłanów, których świeccy uczą na przykład celebrować msze „trydenckie”. Znam kapłanów, którzy ze świeckimi ustalają szczegóły celebracji – nie na zasadzie wydawania poleceń, ale słuchania ich pomysłów i podpowiedzi. Poza tym o wiele rozsądniej jest wykorzystać świeckiego w dobrej inicjatywie, niż latami go zwalczać czy blokować.

„Święci zaś pasterze uznawać mają i wspierać godność i odpowiedzialność świeckich w Kościele, mają korzystać chętnie z ich roztropnej rady, powierzać im z ufnością zadania w służbie Kościoła i pozostawiać swobodę oraz pole działania, owszem, dodawać im ducha, aby także z własnej inicjatywy przystępowali do pracy. Z ojcowską miłością winni bacznie rozważać w Chrystusie przedsięwzięcia, życzenia i pragnienia przedstawione przez świeckich” – czytamy w Konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen Gentium, jednym z owoców Soboru Watykańskiego II.

Gotowanie żaby

Trochę nie dziwię się księżom, którzy nie chcą rozmawiać ze swoim wyobrażeniem ceremoniarza. Przecież zgodnie z obiegową opinią liturgiści nie dość, że terroryzują, to jeszcze cudują i sztucznie przedłużają. Jeśli główna msza niedzielna (suma) trwa standardowo czterdzieści pięć minut, to dołożenie kolejnych elementów przedłuży ją do ponad godziny! A kto niby ma tyle czasu na niedzielną Eucharystię? Wprowadzenie tego spowoduje gwałtowny odpływ wiernych, a w efekcie deficyt budżetowy.

Co wypadałoby zawrzeć w takiej sumie prócz Kanonu Rzymskiego? Zakładając, że grono ministrantów jest liczne – uroczystą procesję wejścia, użycie kadzidła, uroczyste wniesienie Ewangeliarza, zastosowanie czwartej formy aktu pokutnego, tak zwane Asperges. Dobrze, jeśli w parafii jest chór, wtedy i jego śpiew może podkreślić piękno misteriów.

Wprowadzenie tego z niedzieli na niedzielę jest absurdem. Jeśli tylko jest dobra wola, aby rozpocząć odnowę liturgii parafialnej, warto wybrać jeden z tych elementów i konsekwentnie utrzymywać w niedziele przez parę miesięcy. Kiedy już ludzie przywykną i uznają to za normę, powinno się dołożyć kolejny. I utrzymywać te dwie rzeczy przez parę miesięcy. I tak powolutku, pomalutku „podgrzewać żabę”, która wkrótce będzie gotowa na piękną liturgię na miarę parafialnych możliwości. W przypadku faktycznego kryzysu czasowego w pierwszej kolejności wyeliminować „ogłoszenia duszpasterskie”, które w dobie powszechnej alfabetyzacji, druku i komputeryzacji są zbędne. W drugiej kolejności skrócić wprowadzenie do liturgii, w trzeciej – kazanie.

Na uroczystości natomiast – bo pojawiają się głosy, że jak je wtedy odróżnić od zwykłej niedzieli – można zaśpiewać liturgię słowa lub wprowadzić gregoriańskie części stałe. Czy przeciętni ludzie są w stanie szybko się tego nauczyć? Tak, ogarnięcie Mszy XVIII zajmuje przeciętnej wspólnocie… dziesięć minut. Testowałem osobiście na dość sporej grupie. A przecież – znów – nie trzeba wprowadzać od razu wszystkiego. Można zacząć od samego Kyrie. Wystarczy wyzbyć się uprzedzeń i uwierzyć, że jest to możliwe. I nie, Kyrie eleison nie jest poza zasięgiem możliwości lingwistycznych przeciętnego wiernego, wszak pojawia się w litaniach.

Liturgia a starsi i młodsi

Jakie znaczenie ma dobrze przygotowana, piękna liturgia? Fundamentalne. Musi angażować uwagę wiernego, najlepiej wszystkimi zmysłami. Smak Komunii Świętej. Zapach dymu kadzidła i pszczelego wosku świec. Dźwięki modlitw i pieśni. Widok pięknych szat i harmonijnych ruchów. Dotyk ławek i dłoni bliźniego podczas znaku pokoju. Ale w tym wszystkim liturgia musi skupiać uwagę na Bogu. Musi być intrygująca, wymagająca namysłu.

Przyczyny odchodzenia młodych z Kościoła są różne. Na pewno problemem jest poziom katechezy, ale to temat na osobną ścianę tekstu. Młodzieży nie satysfakcjonuje „bo tak”, potrzeba rozwijania apologetyki. Prawdopodobnie część z nich jest od dawna przekonana, że wiara to albo dla „babć różańcowych”, albo dla dzieci. Czemu dla dzieci? Przez chociażby doroczne roraty „dla dzieci”, o których kiedyś pisałem. Młodzież musi czuć, że jest traktowana poważnie (czego zaprzeczeniem są przygotowania do bierzmowania, o czym pisał Maciej Kapek w sierpniowym numerze naszego miesięcznika).

Ale czy w ogóle liturgia jest istotna dla młodych? Jak najbardziej! Wystarczy zwrócić uwagę na wypowiedzi padające z ust hierarchów podczas Synodu o Młodzieży w 2018 roku.

„Co mnie uderzyło i czego się nie spodziewałem, to fakt, że w wielu wystąpieniach młodych pojawia się prośba o lepszą liturgię. Dla mnie to prawdziwe odkrycie. Okazuje się, że liturgia jest jednak bardzo ważna. Młodzi mówią do nas: dajcie nam Słowo Boże, postarajcie się, aby liturgia do nas przemawiała, wyjaśnijcie ją nam, pomóżcie nam doświadczać Boga na liturgii. Osobiście myślałem, że to pokolenie nie interesuje się liturgią. Nie miałem racji. Tego się nie spodziewałem” – przyznał zaskoczony kardynał Oswald Gracias, arcybiskup Bombaju w Indiach.

„Jestem zaskoczony, że na tym Synodzie tak dużo mówi się o liturgii, o potrzebie pięknej, starannie przygotowanej liturgii, która przyciąga młodych i przemawia do ich serca” – wyznał natomiast zdumiony kardynał Gérald Lacroix, arcybiskup Quebeku w Kanadzie.

Cierpienie

„52. […] Niestety, trzeba z żalem stwierdzić, że, począwszy od czasów posoborowej reformy liturgicznej, z powodu źle pojmowanego poczucia kreatywności i przystosowania, nie brakowało nadużyć, które dla wielu były przyczyną cierpienia. Pewna reakcja na »formalizm« prowadziła niekiedy, zwłaszcza w niektórych regionach, do uznania za nieobowiązujące »formy« obrane przez wielką tradycję liturgiczną Kościoła i jego Magisterium, i do wprowadzenia innowacji nieupoważnionych i często całkowicie nieodpowiednich. Czuję się zatem w obowiązku skierować gorący apel, ażeby podczas sprawowania Ofiary eucharystycznej normy liturgiczne były zachowywane z wielką wiernością. Są one konkretnym wyrazem autentycznej eklezjalności Eucharystii; takie jest ich najgłębsze znaczenie. Liturgia nie jest nigdy prywatną własnością kogokolwiek, ani celebransa, ani wspólnoty, w której jest sprawowana tajemnica […]” – pisał w swojej encyklice Ecclesia de Eucharistia święty Jan Paweł Wielki. Powtórzę za nim – nadużycia liturgiczne powodują cierpienie wielu. Myślę, że warto skupić się na tym aspekcie nauczania świętego, zamiast na kolejnej „kremówce”.

Nie tak dawno było głośno o duchownym, który nawet formuły chrztu nie był w stanie wypowiedzieć zgodnie z nakazem Kościoła. Poskutkowało to nieważnie wyświęconym prezbiterem i setkami przypadków nieważnie udzielonych sakramentów. To jest realne cierpienie. Oczywiście dla wierzących. Sprawa jest naprawdę prosta: należy „mówić czarne, robić czerwone”. Dla niewtajemniczonych – teksty mszalne są w mszale zapisane czarnym drukiem, sposób ich wykonywania – czerwonym.

Jak podaje kolejny owoc Soboru Watykańskiego II – Konstytucja o Liturgii Świętej Sacrosanctum Concilium: „22. §3. Dlatego nikomu innemu, choćby nawet był kapłanem, nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować ani zmieniać w liturgii”. Tylko tyle i aż tyle.

Terroryści?

Ceremoniarze niewątpliwie są potrzebni. Ale póki podejście duchowieństwa do liturgii nie zmieni się z kreatorskiego na służebne, posyłanie tak młodych chłopców do tej posługi prędzej spowoduje u nich antyklerykalizm i utratę wiary w Kościół, aniżeli realną poprawę liturgicznego życia parafialnego. W obecnej sytuacji chyba najlepiej byłoby, żeby ceremoniarzami byli dorośli mężczyźni, którzy choć kurtuazyjnie będą szanowani przez kapłanów ze względu na wiek.

Czy czuję się terrorystą? Nie. Czy Ty, Drogi Czytelniku, po lekturze tego tekstu uważasz mnie za terrorystę? Może dzięki niemu zrewidujesz swój pogląd na liturgistów. Zwłaszcza jeśli jesteś kapłanem.

A tymczasem prosiłbym Cię, Drogi Czytelniku, o modlitwę w intencji uzdrowienia relacji pomiędzy ceremoniarzami a duchowieństwem. Żeby w atmosferze dialogu i chociaż prób wzajemnego zrozumienia wspólnie udawało się działać na rzecz piękna liturgii. Wszak wielu świętych właśnie przez zachwyt liturgią się nawróciło.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.