Jest rok 2018. Technologia wciąż idzie naprzód. Konsumpcjonizm ma się dobrze. Już przeszło 50 lat minęło od Soboru Watykańskiego II. Równe 50 lat temu bł. Paweł VI wydał encyklikę Humanae Vitae. Pół wieku temu miała miejsce tzw. rewolucja seksualna. Dlaczego wyliczam te wszystkie wydarzenia? Nie bez powodu. Oto bowiem po tylu latach nadal istnieje pewna różnica i swego rodzaju konflikt – między tym, co robi i propaguje „świat” (1 J, 3,1; J 15,19), a tym, czego naucza Kościół. Tak często wspominana „postępowość” kłóci się z nauką chrześcijańską. Czy faktycznie nauczanie Kościoła założonego przez Chrystusa w kwestii płciowości jest „ciemnogrodem” i zacofaniem? Czy kompletnie nie ma odbicia w obecnej rzeczywistości? Czy różne, niekoniecznie zgodne z nauczaniem Kościoła wypowiedzi księży lub świeckich o płciowości to prawda? Jak się ma płciowość do miłości i odwrotnie?
Pod koniec mojego ostatniego tekstu poświęconego młodości poruszyłem wrażliwą i istotną kwestię płciowości człowieka. Ten artykuł pragnę poświęcić głębiej temu zagadnieniu i na ile to możliwe przybliżyć jego głębię.
„Jako mężczyznę i kobietę ich stworzył”
Nie jest wielkim odkryciem, że Bóg szóstego dnia stworzył nie tylko mężczyznę, ale również niewiastę. Jednocześnie zostali oni obdarowani przez Stwórcę płciowością. Katechizm Kościoła Katolickiego naucza tak: „Każdy człowiek, mężczyzna i kobieta, powinien uznać i przyjąć swoją tożsamość płciową. Zróżnicowanie i komplementarność fizyczna, moralna i duchowa są ukierunkowane na dobro małżeństwa i rozwój życia rodzinnego. Harmonia małżeństwa i społeczeństwa zależy częściowo od sposobu, w jaki mężczyzna i kobieta przeżywają swoją komplementarność oraz wzajemną potrzebę i pomoc”. Widać zatem, że Kościół dostrzega i uznaje fakt różnic między mężczyzną a kobietą. Różnic tych nie da się zniwelować. Wbrew poglądom niektórych, którzy chcą wypaczyć rzeczywistość, kobieta nigdy nie odkryje swojej prawdziwej tożsamości, upodabniając się do mężczyzny ani mężczyzna nigdy nie odkryje swojej, upodabniając się do kobiety. Na tym polega piękno Bożego zamysłu, że mężczyzna zawsze będzie inny niż kobieta (i odwrotnie) i będą się oni nawzajem uzupełniać. Gdyby bowiem byli samowystarczalni i doskonali, nie potrzebowaliby siebie, a tym samym nie okazywaliby sobie miłości. Abp Fulton J. Sheen pisze: „Płciowość jest jednym ze środków, jakie Bóg ustanowił dla wzbogacenia osoby. […] Miłość w monogamicznym małżeństwie obejmuje płciowość jako swoją integralną część, lecz sama płciowość, we współczesnym rozumieniu tego terminu, nie implikuje jeszcze miłości ani monogamii”. Mimo iż możemy często usłyszeć, że miłość sprowadza się do sfery cielesnej, to tak w istocie nie jest. Płciowość jest jednym z elementów miłości. Kościół jednak nie potępia ludzkiej cielesności jako takiej. Potępienie ciała i płciowości samych w sobie to domena herezji gnostyckich. Kościół w swojej nauce uznaje jednak za grzech pewne czyny przeciw ludzkiej płciowości i niewłaściwemu jej przeżywaniu. Katolickie rozumienie cielesności człowieka jest niewątpliwie piękne, lecz aby je dobrze zrozumieć, lepiej będzie najpierw określić, czym ono nie jest.
„Radować się ciałem owej istoty kochającej”
Te słowa z III Księgi Wyznań biskupa Hippony i Doktora Kościoła stanowią dość dobre i krótkie określenie tego, czym nie jest płciowość rozumiana po katolicku. Sprowadzanie człowieka do samej cielesności jest złem. Dlatego to „radowanie się ciałem owej istoty kochającej” sprzeciwia się znacznie Bożemu zamysłowi. Człowiek bowiem jest stworzony jako osoba i nie może przeżywać swojej płciowości inaczej. Poza tym posiada duszę. Jako jedność duchowo-cielesna, koncentrując się wyłącznie na ciele, sprzeciwia się własnej naturze. Jednocześnie skupienie się wyłącznie na własnych cielesnych potrzebach powoduje traktowanie drugiego jak przedmiot, a nie osobę. Takie postępowanie na pewno nie jest zgodne z tym, jak nas stworzył Bóg.
Płciowość w ujęciu Kościoła nie jest również czymś z samej istoty złym. Jeżeli ktoś kiedyś spotkał się z poglądem, jakoby ludzka seksualność była zła, nie należy takiego poglądu utożsamiać z nauką Kościoła! Już w Księdze Rodzaju widzimy, że obdarzenie płciowością człowieka nie było przypadkiem, lecz zamysłem: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. Człowiek obdarzony płciowością może z niej korzystać, by przekazywać życie, co w pewnym sensie upodabnia go do samego Stwórcy – zyskuje możliwość stwarzania. Z tym wiąże się kolejna ważna rzecz – płciowość w rozumieniu katolickim powinna być wykorzystywana właśnie do przekazywania życia i nie powinna się na to zamykać! Abp Sheen pisze: „Akt seksualny jest słusznie nazywany misterium. Posiada własną materię i formę. Jego materią jest fizyczna zdolność płodzenia, a formą – zdolność do uczestnictwa w boskim dziele kreacji”. Owszem, płynie z tego również i przyjemność, ale to właśnie dar przekazywania życia jest kluczowy. Żeby jak najprecyzyjniej określić, czym tak naprawdę jest płciowość, to zdecydowanie najlepiej byłoby powiedzieć, że jest częścią każdego człowieka i darem: dla samej osoby, dla drugiego i dla rodziny.
Powyższy tekst jest fragmentem artykułu, który ukazał się w numerze 12. Miesięcznika Adeste. Pobierz go za darmo, aby przeczytać resztę!