Adwent w wersji socjalistycznej? Malujemy trawę na zielono! Powierzchowne farbowanie rzeczywistości niewiele ma wspólnego z chrześcijaństwem. Istnieje istotna różnica między paruzją Edwarda Gierka a paruzją Jezusa Chrystusa.
Łacińskie słowo „adwent” oznacza to samo, co grecka „paruzja” – przybycie. Było ono pierwotnie używane w kontekście przyjazdu ważnej osobistości do miasta lub wsi w Cesarstwie Rzymskim. Stamtąd trafiło do kalendarza liturgicznego Kościoła.
Więcej niż cesarz
Chwytliwe słowo ze świata polityki dobrze wyrażało nastroje chrześcijańskie. Powszechne oczekiwanie na powtórne przyjście Pana budziło podobne skojarzenia. Skoro na przyjazd cesarza obywatele przygotowują się tak dokładnie, to tym dokładniej powinni chrześcijanie przygotowywać się na odwiedziny Szefa Wszystkich Szefów!
Za kulisami
W najnowszych czasach podobny stan duchowy towarzyszył mieszkańcom kraju nad Wisłą podczas odwiedzin pierwszego sekretarza PZPR. Generalny remont, podniecenie sięgające zenitu i personalne rozgrywki naznaczały klimat panujący w kuluarach zakładu pracy. Od zadowolenia Gierka zależało być czy nie być lokalnego kacyka.
Nie maluj!
Słowo Boże pierwszej niedzieli adwentu wyraźnie dba o to, aby nie pomieszać systemów. Zewnętrzna fasada pobożności nikogo nie uratuje w obliczu wstrząśniętych niebios. Bez czuwania, modlitwy i ascezy chrześcijanin nie obroni swojego małego zakładu pracy, zwanego duszą nieśmiertelną.
Wszakże Jezus Chrystus to nie Edward Gierek.