adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Organista – najciężej pracuje, gdy inni mają wolne

magazine cover

unsplash.com

Krzysztof Garczarek jest organistą od trzynastu lat. Pierwszy raz zagrał na mszy świętej w czerwcu 2009 roku. Obecnie posługuje przy parafii św. Maksymiliana Marii Kolbego we Wrocławiu.

Organistą został ze względu na zamiłowanie do liturgii i muzyki, choć przyznaje, że nie była to raczej jego własna decyzja, a splot różnych okoliczności kierowanych Bożą ręką. 

– Rodzice wspominają, że we wczesnym dzieciństwie potrafiłem być bardzo głośny (i nieznośny), ale gdy przyprowadzali mnie do kościoła, zamieniałem się w spokojnego i cichego chłopca. Byłem zafascynowany przestrzenią sakralną, sprawowanymi obrzędami, atmosferą, zapachem kadzidła, szatami liturgicznymi i wystrojem kościoła, wykonywaną muzyką – opowiada.

Pierwsze kroki w grze na organach

Przygodę z graniem na klawiszach rozpoczął w wieku czterech-pięciu lat. Grał wtedy na zabawkowym keyboardzie zakupionym przez dziadka. Po pewnym czasie jego rodzice odkryli, że potrafi odegrać ze słuchu znane melodie. Posłali go na prywatne lekcje fortepianu, a następnie do szkoły muzycznej. Rozwój talentu zaowocował tym, że zaczął w domu grywać pieśni religijne usłyszane podczas niedzielnej mszy świętej. 

– Pamiętam, że moim wymarzonym prezentem na święta Bożego Narodzenia był śpiewnik Exsultate Deo. Tego egzemplarza używam zresztą do dziś – wspomina Krzysztof.

Po raz pierwszy na poważnie zagrał w styczniu 2008 roku podczas mszy świętej dla Odnowy w Duchu Świętym. Nie była to jednak gra na organach, a na… keyboardzie. Do organów usiadł półtora roku później, w swojej rodzinnej parafii pw. Miłosierdzia Bożego we Wrocławiu. Był wówczas uczniem pierwszej klasy gimnazjum. 

– Stało się to możliwe dzięki ogromnej otwartości i cierpliwości śp. księdza proboszcza Leszka Jabłońskiego, który pozwolił mi na stawianie pierwszych kroków w grze na organach. Z czasem otrzymałem nawet klucze od kościoła i mogłem ćwiczyć w zasadzie przez całą dobę. Muszę wspomnieć też p. Ireneusza, wieloletniego organistę mojej parafii, który wprowadził mnie w podstawy wykonywania muzyki liturgicznej i odpowiednio ukierunkował moją drogę kształcenia się – mówi organista.

Posługa w parafii

Krzysztof posługuje jako organista w liczącej piętnaście tysięcy wiernych parafii pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego we Wrocławiu. Pracuje tam od dziesięciu lat. Gra na siedmiu mszach świętych niedzielnych i dodatkowo na Gorzkich Żalach w okresie Wielkiego Postu. Rozpoczyna pracę o 7:30, a kończy o 21:00. Oprócz tego gra w tygodniu na mszy świętej o godzinie 18:00. Często zdarza się mu pracować przy różnych nabożeństwach takich jak: różaniec fatimski trzynastego dnia każdego miesiąca, środowe nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, nabożeństwo do św. Michała Archanioła dwudziestego dziewiątego dnia miesiąca, nabożeństwa pierwszoczwartkowe, pierwszopiątkowe i pierwszosobotnie, nabożeństwa majowe i czerwcowe oraz drogi krzyżowe. W Adwencie gra podczas rorat o 6:30. Dodatkowo prowadzi dwie schole, pracuje z psałterzystami, a także poświęca czas na ćwiczenia.

Czasami zdarza się, że Krzysztof zastępuje swoich kolegów organistów w innych kościołach, m.in. w kościele św. Wojciecha przy pl. Dominikańskim na Starym Mieście we Wrocławiu czy podczas uroczystości pogrzebowych na wrocławskich cmentarzach komunalnych.

Choć ma dużo obowiązków jako organista, nie jest to regułą; w wielu parafiach, zwłaszcza tych na wsi, organista może grać tylko w niedzielę – zazwyczaj na dwóch czy trzech mszach świętych. Wtedy taka praca może być traktowana jedynie jako dodatek do innych zajęć.

Specyfika pracy organisty

A jak wygląda od środka praca organisty? – Praca organisty składa się zasadniczo z dwóch sfer: tej, którą widać i słychać oraz tej, której zwykły wierny zwykle nie dostrzega – opisuje Krzysztof.

Pierwsza z nich to oczywiście prowadzenie śpiewu ludu poprzez grę na organach i wykonywanie muzyki solowej podczas mszy świętych i innych nabożeństw. Organista czasem zastępuje również kantora, choć oczywiście w idealnym układzie te funkcje powinny pełnić dwie różne osoby. Organista bardzo często jest jednocześnie „dyrektorem muzycznym” parafii: prowadzi chór, scholę dziecięcą czy młodzieżową, a także animuje kulturę muzyczną poprzez organizację koncertów czy festiwali muzyki organowej i sakralnej. Prowadzi również próby śpiewu z dziećmi pierwszokomunijnymi i kandydatami do bierzmowania, ćwiczy z psałterzystami i innymi osobami wykonującymi muzykę w kościele. Powinien również, we współpracy z kantorem, prowadzić naukę śpiewu dla wiernych.

A czego nie widać na pierwszy rzut oka? Godzin prób i ćwiczeń przy instrumencie (zarówno akompaniamentu liturgicznego, jak i literatury organowej, którą każdy organista – choćby w podstawowym zakresie – powinien wykonywać), bieżących prac przy utrzymaniu organów w dobrym stanie technicznym, przygotowania do liturgii poprzez zapoznanie się z treściami antyfon i czytań mszalnych oraz dobór odpowiadającego im repertuaru, systematycznego dokształcania się poprzez udział w najrozmaitszych kursach, warsztatach, konferencjach, a także lekturę specjalistycznej literatury.

Ograniczony czas na przyjemności

W pracy organisty Krzysztof zmaga się z niedogodnością, jaką jest ograniczony czas spędzany z rodziną i znajomymi. Wielokrotnie musiał rezygnować z wyjazdów, spotkań towarzyskich czy wydarzeń kulturalnych. 

Zobacz też:   Listy Pielgrzyma – wpis szósty

– Organista najciężej pracuje wtedy, kiedy inni mają wolne. Majówka dla moich znajomych oznacza relaks przy grillowaniu, dla mnie to nabożeństwo majowe. Nie pamiętam już, czym jest spacer po parku w słoneczne niedzielne popołudnie. Nie chcę jednak, by zabrzmiało to jak narzekanie – w końcu taka jest specyfika wykonywanego przeze mnie zawodu. Zresztą przez te lata zdążyłem się już do takiego trybu życia przyzwyczaić – mówi Krzysztof. Jednak gdy zdarzy się jakaś nagła i nieprzewidywalna sytuacja, ma wspaniałych kolegów, którzy są chętni do pomocy i zastąpienia go w pracy.

Pomimo tych przeciwności wskazuje na dużo poważniejszy problem w pracy organisty, który występuje na ogólnopolskim tle. Dotyczy on braku organizacji duchowej i intelektualnej, która formowałaby organistów. 

– Przykro to mówić, ale władze kościelne nie troszczą się dostatecznie o duchową sferę życia muzyków kościelnych. Trudno mi wskazać diecezje, gdzie rzeczywista formacja (a nie istniejąca tylko na papierze) i opieka duszpasterska nad organistami mają charakter stały, a są miejsca, gdzie sprawę zaniedbano do tego stopnia, że nie organizuje się już nawet dorocznych dni skupienia – podkreśla muzyk. – Przecież organiści to grupa chyba najbardziej narażona na różnorakie duchowe uszczerbki, choćby przez uczestniczenie w ogromnej ilości nabożeństw (gram podczas siedmiu mszy świętych w każdą niedzielę). Sfera sakralna ulega swego rodzaju spowszednieniu, przez co trudniej w sposób właściwy przeżywać święte czynności. Jest to pilny problem (podobnie jak formacja liturgiczna organistów), który wymaga rozwiązania na poziomach diecezjalnych.

Wytyczne organisty

Krzysztof, jak każdy organista, powinien stosować się do zapisów zawartych w odpowiednich księgach liturgicznych (mszał, lekcjonarz, rytuał rzymski i inne) oraz najrozmaitszych dokumentów i instrukcji traktujących o muzyce liturgicznej wydanych przez Stolicę Apostolską i Konferencję Episkopatu Polski. To nie tylko obowiązek, ale też wyraz miłości do Jezusa Chrystusa i Kościoła. 

– Należy pamiętać, że liturgia jest modlitwą całej wspólnoty Kościoła, ma charakter powszechny i uniwersalny, toteż trzeba ją sprawować tak, jak Kościół sobie tego życzy. Nie ma w niej miejsca na źle pojęty indywidualizm, nie wolno stawiać w jej centrum własnego „ja” i własnych, często egzotycznych i nietrafionych, pomysłów. Dotyczy to rzecz jasna zarówno księży, jak i osób świeckich współtworzących wspólnotę eucharystyczną – stwierdza organista.

Organista kontra wierny

Krzysztofowi niejednokrotnie zdarzyło się usłyszeć uwagi dotyczące jego pracy od wiernych w kościele. Gdy takie sytuacje mają miejsce, stara się merytorycznie wyjaśniać, dlaczego w kościele była grana akurat ta pieśń, dlaczego w taki, a nie inny sposób.

– Wierni często nie rozumieją pewnych muzyczno-liturgicznych rozwiązań, ponieważ przez lata księża i organiści przyzwyczajali ich do innych praktyk, nierzadko błędnych, a niekiedy mających wręcz charakter nadużyć. Nic dziwnego, że w pierwszym odruchu sprzeciwiają się zmianom. Niemniej zauważyłem, że jeśli wierni dostrzegą, że organista wie, co robi, że zna się na swoim fachu, potrafi uzasadnić swoje wybory muzyczne, zmieniają swoje podejście – wyjaśnia Krzysztof. Częściej jednak słyszy słowa wdzięczności i uznania za wykonywaną pracę.

Krzysztof zwraca też uwagę na bardzo istotną rzecz. – Chciałbym sformułować tutaj ważną przestrogę: wprowadzanie wszelkich udoskonaleń musi zawsze być procesem o charakterze ewolucyjnym. Nie możemy zmieniać wszystkiego w jednym momencie. Nawet jeśli jesteśmy przekonani o swojej racji, musimy unikać działań rewolucyjnych, które mogą wyrządzić wielkie szkody. Różnice zdań i poglądów w Kościele nie są niczym nowym; nawet można rzec, że patrząc na historię, współcześnie są one wyjątkowo niewielkie. Ważne, byśmy pamiętali, iż wszyscy działamy dla Chrystusa i jego Kościoła.

Oczekiwania organisty

Krzysztof przyznaje, że nie czuje się z tym dobrze, kiedy wierni opuszczają kościół, podczas gdy on nie skończył grać pieśni na zakończenie mszy świętej. – Śpiew to wspaniała modlitwa. Święty Augustyn powiedział: „Kto śpiewa, dwa razy się modli”.

– Niestety, muzyka liturgiczna często traktowana jest jako „oprawa muzyczna” (termin szczególnie popularny w branży ślubnej), „upiększenie” czy „ubogacenie”, a więc swego rodzaju dodatek, a przecież muzyka jest integralną częścią liturgii. Niemniej w „zaangażowaniu” nie chodzi tylko o głośny śpiew. Aktywne uczestnictwo polega też na umiejętności zaangażowanego słuchania i kontemplowania. Kiedy wykonuję śpiew gregoriański w języku łacińskim (podając jednocześnie na rzutniku tłumaczenie tegoż tekstu), nie oczekuję od ludu gromkiego śpiewu, a skupienia na treści. Podobną funkcję pełni muzyka solowa w liturgii: jej zadaniem nie jest wypełnienie czasu, a pobudzenie do medytacji. Podobnie jest z najpiękniejszą muzyką, czyli silentium sacrum – świętym milczeniem – tak zaniedbanym we współczesnych celebracjach liturgicznych – stwierdza ze smutkiem Krzysztof.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.