Sigla:
Rdz 2, 18-24
Ps 128 (127), 1b-2. 3-4. 5-6
Hbr 2, 9-11
Mk 10, 2-16
No cóż… nie jest dobrze. „Nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam”. Można również powiedzieć vice versa: nie jest dobrze, żeby kobieta była sama. Potrzebujemy siebie nawzajem. Nie tylko do przedłużenia gatunku, wzajemnej pomocy czy pokonania samotności. Mężczyzna i kobieta – mąż i żona – potrzebują się przede wszystkim do realizowania miłości na wzór Chrystusa.
Małżeństwo jest sakramentem, który ukazuje pewną bardzo ważną relację: miłość Jezusa do Jego małżonki, ukochanej wybranki. Teraz się możemy zastanowić: „Moment… czy Jezus miał żonę? Czy to kolejna mroczna tajemnica skrywana w tajnych archiwach Watykanu?” Nie – to nie tajemnica. Po prostu tak często zapominamy, że wybranką Chrystusa jest Kościół. Nie w tym sensie, że biskup, ksiądz proboszcz, wikariusz i na tym koniec. Kościół czyli Lud Boży, Kościół czyli Ty i ja, Kościół czyli każdy ochrzczony. Kościół, czyli wszyscy święci i wszyscy grzesznicy. Jesteśmy wybranką Jezusa.
Chrystus jest nam wierny. Paweł w liście do Tymoteusza pisze takie słowa: “Nauka to zasługująca na wiarę: Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli, wespół z Nim i żyć będziemy (…) Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego”. Często odmawiamy wierności Bogu. Prorok Ozeasz daje bardzo mocne porównanie: mówi, że jesteśmy jak nierządnica. Jesteśmy Bogu tak wierni jak prostytutki swoim klientom. Zdradzamy Boga na każdym kroku, odrzucamy Jego miłość, a wybieramy grzech. I co Bóg na to? Zsyła deszcz ognia i siarki? Razi gromem z jasnego nieba? Nie. Z miłości do Ciebie posyła na świat swojego Syna. “Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne”.
Dzięki temu, że Bóg jest wierny danemu słowu, możemy przystępować do spowiedzi i wiemy, że grzechy będą nam odpuszczone. Możemy przyjmować komunię i mieć pewność, że to prawdziwe ciało Chrystusa. Możemy zaufać Bogu, uwierzyć w Jego wielką miłość.
Kiedy kogoś kochasz, zawsze trochę tracisz. Miłość na wzór Chrystusa to przecież zaparcie się siebie, oddanie czegoś z siebie. W przypadku Adama zadziałało to dość dosłownie – Bóg zabiera mu jedno żebro i tworzy Ewę. Po przebudzeniu nasz praojciec nie wyskakuje do Boga z pretensjami „Coś Ty zrobił, oddawaj żebro!”, ale cieszy się z Ewy. Dostrzega, że miłosna relacja z nią jest owocem pewnej ofiary.
Wymaganie, które stawia przed nami Jezus jest dość oczywiste: bądź wierny i naucz się tracić.
Naucz się tracić z miłości.