adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Społeczeństwo

Krótki tekst o odpowiedzialności za słowa

Niedawne wydarzenia w USA po raz kolejny pokazują, że z naszym światem jest coś mocno nie tak. Ale co dokładnie? Z pewnością sporo rzeczy. Jedną z nich, o której mówi się zdecydowanie za rzadko, jest odpowiedzialność za słowa.

Słowa ważą. Słowa znaczą. Słowa mogą zmieniać świat. Słowami można budować i leczyć, ale także niszczyć, ranić, a nawet zabijać. Słowa pomagają nam systematyzować i wyrażać myśli, budować światopogląd i system wartości. Wreszcie słowa wzbudzają w nas różne emocje i odczucia, także te najsilniejsze. Słowa mogą wywoływać ekscytację, radość, śmiech, strach, rozpacz, obrzydzenie, gniew czy nienawiść. Jak widać, jest to więc całkiem potężne narzędzie – a przecież większość z nas używa go wiele razy każdego dnia.

Dziennikarz Wiesław Brudziński napisał kiedyś: „Nie rzucaj słów na wiatr, jeśli nie wiesz, dokąd je zaniesie”. Ta przestroga jeszcze nigdy nie była tak aktualna jak w obecnej dobie internetu i mediów społecznościowych. Dzisiejszy metaforyczny „wiatr” wieje bowiem dużo szybciej niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu i potrafi dotrzeć w więcej niespodziewanych miejsc. Każde zapisane w sieci słowo rozpoczyna własne życie, latając kablami, światłowodami i falami bezprzewodowymi w przeróżnych kierunkach. I nie da się przewidzieć, kto je kiedyś przeczyta lub usłyszy, a tym bardziej jakie wywoła w tej osobie emocje. Dziś należałoby więc powiedzieć: „nie rzucaj słów na wiatr, ponieważ nie wiesz, dokąd je zaniesie”.

A przecież, jak już wspomnieliśmy, słowa nas kształtują. I dotyczy to również tych tysięcy słów, z którymi obcujemy na co dzień w mediach. Oczywiście, znacznej większości z nich nie zapamiętamy i nie wywrą one na nas żadnego wpływu. Będą jednak i takie, które jakoś w nas utkwią, zmuszą do myślenia, zwrócą naszą uwagę na coś zupełnie nowego lub nawet podświadomie otworzą jakąś dotąd zamkniętą przegródkę w naszym umyśle. I to właśnie te strzępki, pojedyncze zdania z czytanych artykułów, komentarze, krótkie urywki filmików czy reklamy bardzo często mają na nas realny wpływ – choć nieraz możemy nie zdawać sobie z tego sprawy.

Na tej samej zasadzie nasze słowa mogą mieć wpływ na kogoś innego. I nie chodzi tu tylko o sytuacje, w których ten wpływ jest zamierzony jak choćby rozmowa z bliską osobą. Wypowiadając się publicznie – a np. w internecie zawsze wypowiadamy się publicznie – możemy wpłynąć na samopoczucie, emocje, a może i zachowanie nawet takich osób, których nigdy w życiu nie spotkamy. Co więcej, ten wpływ może być zupełnie niezgodny z naszymi intencjami. Wystarczy, że ktoś nieznajomy przypadkiem usłyszy fragment naszej rozmowy lub przeczyta zamieszczony przez nas na jakimś portalu wpis czy komentarz i zinterpretuje go po swojemu, zgodnie z własnym sposobem myślenia i systemem wartości. Co z tego wyniknie? Tego nigdy nie da się oczywiście przewidzieć, ale można przynajmniej spróbować się zastanowić.

No dobra, ale co mają z tym wspólnego zamachy na znane osobistości? Być może więcej, niż nam się wydaje. Piszę „być może”, ponieważ nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę wydarzyło się w głowie zamachowca, zanim wyszedł z niej impuls nerwowy do palca, który pociągnął za spust. I nie będziemy wiedzieć, jaką rolę odegrały w tym procesie miliony słów, które usłyszał i przeczytał w swoim życiu w różnych miejscach. Musiało się tam jednak wydarzyć wystarczająco dużo złego, by przekonać tego młodego człowieka, że warto zaryzykować własną przyszłość i życie dla próby zamordowania konkretnej osoby.

Jeszcze więcej materiału do refleksji dostarcza cała otoczka, wszystko to, co dzieje się potem. W końcu każdy szanujący się polityk, dziennikarz, publicysta, influencer czy ktokolwiek aspirujący do kształtowania opinii publicznej musi skomentować tak niezwykle medialne wydarzenie. I tak, do tej masy tekstów i komentarzy zalicza się również i ten artykuł, który właśnie czytasz. A ja, pisząc go, myślę o Tobie. Dlaczego? Ano właśnie z powodów, o których pisałem już wyżej. A przede wszystkim dlatego, że nic o Tobie nie wiem.

Zgadza się: piszę te słowa, nie wiedząc, do kogo je piszę. Nie wiem, kim jesteś, jak tu trafiłaś lub trafiłeś, co skłoniło Cię do otworzenia tego tekstu. Nie wiem, jakie inne treści przyswoiłaś lub przyswoiłeś ostatnimi czasy i jak one na Ciebie wpłynęły. Nie mam pojęcia, co sądzisz na temat niedawnych wydarzeń w Pensylwanii. Nie wiem również, co obecnie czujesz, z czym się zmagasz, jakich emocji doświadczasz i co poczujesz lub zrobisz po przeczytaniu niniejszego tekstu. I właśnie dlatego czuję się zobligowany, aby każde zapisane tu słowo dokładnie obejrzeć kilka razy, zanim je zapiszę, a Ty je przeczytasz. Dla mnie to kwestia odpowiedzialności, roztropności w posługiwaniu się środkami masowego przekazu, troski o otaczający nasz świat, ale także szacunku do Ciebie, szanowna Czytelniczko lub szanowny Czytelniku.

Zobacz też:   Księża (nie)prawdziwi

Pisząc to, mam oczywiście świadomość, że tu, na strony Adeste, trafia raczej wąskie grono odbiorców. Zapewne i ten tekst przeczyta stosunkowo nieduża grupa Czytelników podzielających podobne wartości i światopogląd. Nie jestem jednak w stanie przewidzieć tożsamości, a tym bardziej życia wewnętrznego każdej osoby, która przeczyta te słowa, dlatego nie mogę sobie pozwolić na operowanie nimi w sposób lekkomyślny. Wyobraźmy więc sobie skalę odpowiedzialności, jaką ponoszą autorzy piszący dla mediów o nieporównywalnie większych zasięgach czy osoby ze świecznika, których wypowiedzi są w stanie przebić się do świadomości milionów.

Czy każdy z nich jest świadom tej odpowiedzialności? Nie mnie to oceniać. Nie jest jednak trudno odróżnić wypowiedzi tonujące nastroje i wzywające do opamiętania od tych, które dodatkowo podsycają istniejące już konflikty. Pamiętajmy więc, że im bardziej nakręcimy spiralę negatywnych emocji, tym większa jest szansa, że znajdzie się ktoś, kto tych emocji nie wytrzyma i zrobi coś bardzo głupiego. A przecież widzimy wyraźnie, że wystarczy jedna taka decyzja, by doprowadzić zarówno do osobistej tragedii (tak, również przywódcy wielkich mocarstw mają swoich bliskich i przyjaciół, którzy ciężko przeżyliby ich śmierć), jak i zmiany biegu historii. Przykład pierwszy z brzegu: iskrą, która rozpoczęła pierwszą wojnę światową, był właśnie zamach na znanego polityka – arcyksięcia Franciszka Ferdynanda.

Zresztą podobne dramaty przeżywaliśmy również w Polsce. Znamy przykłady zamachów na znanych polityków różnych opcji w ostatnich latach. Wielkie emocje wzbudza nie do końca wyjaśniona katastrofa smoleńska. Również ostatnie lata naznaczone są ogromem ludzkiej krzywdy, spowodowanej chociażby pandemią COVID-19, załamaniem gospodarczym czy wojnami na Ukrainie i Bliskim Wschodzie. Zapewne wszyscy dobrze pamiętamy te wydarzenia i niejednokrotnie w różnej formie wypowiadaliśmy się na ich temat. Ale czy zawsze w sposób odpowiedzialny?

I oczywiście, nasza odpowiedzialność jest nieco inna niż w przypadku osób, których słowa trafiają do setek tysięcy odbiorców. Ale z drugiej strony: kto, jak nie my? Media i politycy w dużej mierze żyją z nakręcania emocji i, choć jest to nieodpowiedzialne społecznie, to im się to zwyczajnie opłaca. Mimo że ich to nie usprawiedliwia, to trudno oczekiwać, by mieli nagle jakoś znacząco zmienić swoje postępowanie. Dlatego to naszym, zwykłych obywateli, zadaniem jest, aby nie dać się wciągnąć w nakręcającą się spiralę złych emocji. Jednym z elementów, które nam w tym zadaniu pomogą, jest właśnie odpowiedzialność za słowo.

Swoją drogą, specjalnie użyłem tu określenia „spirala złych emocji”. Myślę bowiem, że nienawiść odczuwana w dużej, społecznej skali jest wypadkową wielu silnych negatywnych emocji, m.in. wstydu, obrzydzenia, niechęci, gniewu czy strachu. I to właśnie strach jest chyba tym najsilniejszym czynnikiem, ponieważ człowiek w silnym strachu jest w stanie posunąć się najdalej, przekraczając wszelkie granice zachowań, do których normalnie nie byłby zdolny.

Dlatego za najgorszy rodzaj lekkomyślności w posługiwaniu się słowami uważam nieodpowiedzialne, celowe sianie strachu, chociażby przed pandemią, wojną, kryzysem gospodarczym czy też zwyczajnie: straszliwymi straszliwościami, których dopuszczą się „ci drudzy”, jeśli pozwolimy im dojść do władzy. Tym bardziej, jako uczniowie Chrystusa, powinniśmy pamiętać o przesłaniu Psalmu 27. Zaczyna się on od słów: „Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać? Pan obroną mojego życia: przed kim mam się trwożyć?”, a kończy słowami: „Ufaj Panu, bądź mężny, niech się twe serce umocni, ufaj Panu!”.

W pierwszych zdaniach Ewangelii wg św. Jana czytamy: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko się przez Nie stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”. Te kilka zdań najpiękniej i najdobitniej pokazuje nam, jaką rolę przewidział dla Słowa nasz Pan. Wcielonym Słowem Bożym jest Syn Boży, Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel. I to jest chyba ostateczny argument za tym, że warto posługiwać się słowami odpowiedzialnie. Doskonałe Słowo Boże stało się Ciałem, zamieszkało między nami i dało nam zbawienie. Nasze słowa nigdy nie są doskonałe, ale również mają konsekwencje. Posługujmy się więc nimi roztropnie.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.