adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Korzyść i przyjemność nie zawsze są dobre

magazine cover

canvapro

Wydawałoby się, że to, co korzystne w skutkach, nie może być złe. Oczywiście przy nieznacznie tylko głębszym namyśle wychodzi na jaw, że świat nie jest tak prosty, a zło może bez trudu czaić się pod pozorem dobra. W niniejszym artykule przyjrzymy się problemowi utylitaryzmu w kontekście ekologii i działania ludzkiego w ogóle oraz odpowiemy na pytanie, czy istnieje jakaś alternatywa między maksymalizacją przyjemności a dobrem środowiska, w jakim żyjemy.

Jak zawsze w tego typu tematach należy wpierw przyjrzeć się, co tak naprawdę w trawie piszczy. Utylitaryzm jest filozofią powstałą w XVIII wieku za sprawą takich myślicieli jak John Locke, David Hume czy żyjący w XIX wieku John Stuart Mill. Postulowali oni teorię w ramach uprawianej przez nich filozofii polityki, według której kluczem do stworzenia szczęśliwego społeczeństwa jest maksymalizacja przyjemności.

Pośród postulatów politycznych utylitaryzm proponuje także specyficzne podejście w etyce. Jego autorzy wskazują bowiem na tzw. konsekwencjalizm. Według nich ludzkie działanie jest o tyle dobre, o ile ma dobre konsekwencje. Naturalnie pogląd ten spotkał się z niemałym sprzeciwem m.in. ze strony słynnego dziewiętnastowiecznego filozofa pruskiego, Immanuela Kanta. Postulował on, wbrew utylitarystom, że kluczem do moralności jest działanie zgodnie z obowiązkiem wynikającym z prawa. Filozof wierzył w imperatyw kategoryczny, według którego w życiu należy kierować się dwoma zasadami: czynić tylko tak, jakby nasze działania mogły się stać prawem powszechnym, oraz nigdy nie traktować człowieka jako środek, ale jako cel.

Rozgorzał spór, który ostatecznie, zdaje się, wygrał Immanuel Kant i jego kontynuatorzy. To bowiem na podstawie jego filozofii budowano później prawo i porządek posłuszeństwa obywateli wobec niego. Obowiązek wobec prawa stał się nie tylko składową porządku społecznego i państwowego, ale także gwarantem moralności w postępowaniu. Nie da się natomiast ukryć, że choć w prawodawstwie wygrał kantyzm, tak w kulturze i filozofii życia codziennego na dobre zagościł utylitaryzm.

Znów dualizm?

Nasza kultura jest przesiąknięta dualizmem. Ciało i dusza, świat materialny i świat duchowy, liberałowie i konserwatyści, lewica i prawica itd. Gdy mówimy o ludzkim działaniu, to również tu można dostrzec podobny trend. Ignorujemy ochronę środowiska w zupełności albo odwrotnie – drogą przymusu implementujemy wszelkie rozwiązania, które choćby minimalnie spełniają postulaty ekologizmu. Lub w sferze osobistej – albo oddajemy się wszelkim przyjemnościom i rozkoszom, albo non stop poddajemy swoje pragnienia represji.

Wydawałoby się, że są to jedyne sposoby działania człowieka. Zapominamy jednak, że zarówno wstrzemięźliwość, jak i przyjemność są częścią świata stworzonego przez Boga. Cnota umiarkowania podyktowana wstrzemięźliwością jest gwarantem ludzkiej wolności. Pozwala człowiekowi na dostrzeżenie, że nie każde przyjemne czy korzystne doświadczenie w życiu automatycznie oznacza coś dobrego. Wręcz odwrotnie – gdy dla kogoś wolnością jest, dla przykładu, zupełne poddanie się swoim własnym kompulsjom (np. seksualnym), to jest to wolność fałszywa.

Nie mylą się niemniej ci, którzy dostrzegają, że ciągła represja swoich pragnień również jest szkodliwa. Po pierwsze, ponieważ generuje to stres i frustrację, które w końcu kiedyś wybuchną. Po drugie wynika z fałszywego, niebiblijnego poglądu, jakoby ciało ludzkie było samo z siebie złe. Rodzi to w konsekwencji przekonanie, że człowiek jest tylko duchem. Ciało zostaje zepchnięte na dalszy tor lub w ogóle staje się czymś złym, grzesznym. Jak zauważa Christopher West, specjalista od tzw. teologii ciała – to przecież sam Bóg inkarnował się w cielesnej postaci. To sam Bóg chciał wynieść ciało na niebiosa, uświęcić je (por. Christopher West on Sex, God, Beauty, and the Theology of the Body [w:] youtube.com).

Zobacz też:   „Ujrzałem pod ołtarzem dusze zabitych dla Słowa Bożego” (Ap. 6, 9) – rzecz o męczennikach w liturgii

Jak to się ma do rzeczywistości?

Czy Kościół proponuje zatem jakąś trzecią drogę w etyce? Pragnie po ludzku poszukiwać złotego środka i czasami używać jednej filozofii, czasami innej w zależności od tego, co wypada, i tego, co przypada? Otóż nie.

Celem Kościoła jest zapewnienie wiernym zbawienia. Kościół jest wspólnotą wierzących w Chrystusa, którzy pragną boskiego odkupienia swoich win i przemiany życia. Bóg nie leczy tylko ludzkiego ciała, ale też umysł. Obdarza darami duchowymi integralnie wplecionymi w życie wewnętrzne człowieka. Propozycją Kościoła nie jest ani represja naszych pragnień, ani też poddanie się kompulsji. Zamiast tego jego propozycją jest odkupienie.

Gdy świat i nasze życie stają w świetle zupełnie nowej, świętej wizji świata, zmienia się też całokształt posiadanych przekonań. W obliczu boskiego objawienia struktura metafizyczna rzeczywistości, w jakiej żyjemy, przestaje być tylko martwym, zimnym kosmosem. Jak u Tolkiena w Silmarillionie, wszechświat staje się wówczas boską muzyką. To, co św. Tomasz z Akwinu nazywał partycypacją bytu (czyli sposobem, w jaki Bóg podtrzymuje świat w istnieniu), jest w rzeczywistości wiecznie obecnym palcem Stwórcy, który wcale nie przestał pisać świata.

Dopiero przyjęcie koncepcji creatio continua (łac. ciągłości stwarzania) jest przepustką do teoekologii. Łącząc naszą wiedzę teologiczną z wiedzą naukowo-przyrodniczą, stajemy w obliczu świadomości naszej odpowiedzialności za to, co robimy z całym stworzeniem.

Postęp czy stagnacja?

O zgubnych skutkach postępu za wszelką cenę pisano już dość dużo, toteż nie ma potrzeby rozjaśniać tej kwestii ponad miarę. Korzyść i przyjemność za wszelką cenę zwykle kończą się pomieszaniem środków z celami i w konsekwencji traktowaniem ludzi w niegodziwy sposób. Bóg zaprosił nas do władania światem. Nie oznacza to jednak władzy bezmyślnej. Każdy, od robotnika po prezydenta, jest zaproszony do naśladowania Chrystusa, który o władzy mówił jak o służbie innym, a nie wyższości.

Nieuchronnie więc, zdobywając zdolność wpływania i panowania nad środowiskiem naturalnym, jesteśmy zobowiązani moralnie mu służyć. Zaszczepione w nas pragnienie piękna i harmonii powinno więc znajdować swoje odzwierciedlenie w tworach kultury, jakimi wypełniamy świat. Nie dziwi więc odraza do brzydoty betonowych blokowisk, prostowanych, wylanych betonem rzek, wyciętych lasów i zdewastowanych ekosystemów. Przypadła nam w pewnym sensie rola subkreatorów świata, na którym żyjemy.

Nie oznacza to, że mamy zrezygnować z budowania dróg, parkingów, fabryk i elektrowni. Dzięki technologii możliwe staje się nieustanne poprawianie komfortu życia człowieka. Nie możemy jednak zapominać o naszym niebiańskim dziedzictwie, o bramach raju stojących dla nas otworem dzięki Chrystusowi. Bo choć złe rządy wypełniają piekło, to pamiętajmy też, że jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko będzie na właściwym miejscu.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.