adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Każdy powiew nauki

magazine cover

pexels.com

„Rok 2020 to był dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia”, chciałoby się sparafrazować Sienkiewicza. Koniec świata? A przynajmniej świata, jaki znamy?

Ten rok od początku był ciekawy. 1 stycznia zamordowany został śp. Krzysztof Leski, dziennikarz śledczy związany z różnymi polskimi i zagranicznymi mediami. Został zabity przez współlokatora.

Parę dni później ciężarówka zniszczyła bramę Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Rzekomo kierowca, cofając się, nie zauważył jej i nie usłyszał pracowników Służby Ochrony Państwa. Pomyślałem sobie, że to bardzo wymowny symbol.

To jest wojna? 

O tych dwóch sprawach raczej nikt już nie pamięta; niektórzy pamiętają o trzeciej. Zanim na poważnie zaczęło się straszenie wirusem z Wuhan, straszono nas wojną. Napięcie na linii Waszyngton–Teheran zdawało się grozić wybuchem wojny, która spowodowałaby reakcję łańcuchową. Po internecie krążyły memy o tym, czy lepiej być powołanym na front na Bliskim Wschodzie, czy na ten na Ukrainie. Ostatecznie rozeszło się po kościach; na symbolicznych (choć nie niedotkliwych) wystrzałach i na zakulisowych ustaleniach.

Później pojawił się cały ambaras z „koronawirusem” (od początku protestowałem przeciwko nazywaniu tak SARS-CoV-2; koronawirus to szerszy rodzaj wirusa, a nie ten konkretny). Z wyborami przekładanymi na różne terminy; tymi organizowanymi w maju przez Pocztę Polską i tymi prawdziwymi, w czerwcu. Przez dobrych parę miesięcy żyliśmy pośród różnokolorowych billboardów i plakatów wyborczych.

Internet zawłaszczyła kwestia lockdownu (ciągle razi mnie ten nachalny anglicyzm; zwykłem na oba sezony tego wydarzenia mówić „kwarantanna” albo „obostrzenia”). Memy dotyczące nowej sytuacji stały się męczące i schematyczne.

Baryłki cenne i bezwartościowe

Cena ropy w pewnym momencie spadła poniżej zera. Była na minusie! Wstrzymanie lotów, zamknięcie ludzi w domach i (złośliwe, można by rzec) wypuszczenie mnóstwa taniej ropy przez szejków spowodowało, że producenci ropy zaczęli oddawać ją za darmo ludziom. Bo nie opłacało się jej składować…

Ledwie lato zawitało do nas i poluzowano obostrzenia, pojawiła się sprawa Michała Sz., zwanego „Margot”, mieszkańca lewackiego skłotu na Wilczej. Kwestia ta ekscytowała opinię publiczną do czasu, gdy nie pojawiły się bardziej godne emocjonalnej uwagi stworzenia – norki.

Liczne wstrząsy

Futerkowe zwierzątka całkowicie zeszły jednak sprzed oczu tejże, gdy rozpoczęły się protesty obrońców Trybunału Konstytucyjnego… znaczy się, przeciwników jego orzeczenia, Czytelnik wybaczy omyłkę. Trudno za dziejowymi zawiłościami i politycznymi intrygami nadążyć. Kwestia aborcji, równie emocjonująca co inne wymienione wyżej sprawy, po pewnym czasie straciła na emocjonalnej wadze, ustępując płonącemu mieszkaniu podczas „Marszu” Niepodległości 11 listopada, widowiskowym, choć mało dającym właściwe pojęcie scenom bijatyk na rondzie de Gaulla i całkowicie dziwacznym zachowaniom policji w tym dniu (blokowanie dojazdu pojazdom mechanicznym i szturm na stację Warszawa-Stadion to tylko początek listy niewyjaśnionych działań, jak to się mówi, „służb”).

Żeby dopełnić pełni obrazu tego, czym żyliśmy, trzeba wspomnieć o Kościele. Toczyły się burzliwe dyskusje na temat zamknięcia świątyń w kluczowym czasie roku liturgicznego. Ale przede wszystkim rok 2020 zostanie zapamiętany jako fatalny dla wizerunku hierarchii w Polsce. Przekaz w dobie zarazy, który powinien nieść otuchę ludziom, był niemal niesłyszalny. Ujawniły się stare afery. Kardynał Stanisław Dziwisz okazał się nie pamiętać i nie wiedzieć niczego. Biskup Janiak wpadł był totalnie; próbował się salwować, ni to grożąc, ni dobrze radząc współbraciom w biskupstwie i atakując prymasa.

To już było opisane

Wszystko to, co wyszło na jaw, czego się dowiedzieliśmy, zdaje się całkowicie potwierdzać obserwację Rafała Ziemkiewicza sprzed dwunastu (sic!) lat: „Niestety, w Polsce hierarchia kościelna to też tylko jeszcze jedna korporacja zawodowa, kierująca się tą samą gangsterską moralnością i wyznająca tę samą zasadę, że swoich trzeba bronić. Księdza pedofila przenosi się do innej parafii, matki skrzywdzonych dzieci strasząc, że jeśli będą rozgadywać, to pójdą do piekła, a wiernym tłumacząc, że to kręcący mediami masoni i liberałowie chcą za pomocą podłych oszczerstw zaszkodzić Kościołowi i ojczyźnie. Jeśli biskup okaże się kapusiem albo molestującym kleryków zbokiem, to inni biskupi staną za nim murem i nawet w sytuacji beznadziejnej, gdy dowody nie pozostawiają najmniejszej winy, będą do upadłego iść w zaparte. A czarne owce, w rodzaju księdza Isakowicza-Zaleskiego czy ojca Andrzeja Miszka [ściślej rzecz biorąc – diakona, oddalonego w listopadzie 2007 roku z Towarzystwa Jezusowego za wzywanie do lustracji w nim i ujawnianie TW wśród jezuitów – przyp. M.T.H.], będą musiały ponieść konsekwencje złamania najświętszej zasady wierności swojej korporacji” (Czas wrzeszczących staruszków, 2008).

Mocne, ostre słowa? Ale żadną miarą nie przesadzone. Nikogo już nie powinny gorszyć i dziwić.

Dzień gniewu czy czas zbawienny?

Ktoś mógłby powiedzieć (i wiele osób to zdaje się robić), że te wszystkie zdarzenia świadczą o bliskim końcu świata. Na korzyść takiego stwierdzenia mógłbym przywołać kilka „krwistych” fragmentów z Apokalipsy Jana Apostoła.

Przytoczę jednak inny cytat biblijny. „A zatem zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój […]. [Chodzi o to], abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu. Natomiast żyjąc prawdziwie w miłości, sprawmy, by wszystko rosło ku Temu, który jest Głową – ku Chrystusowi. Z Niego całe Ciało – zespalane i utrzymywane w łączności dzięki całej więzi umacniającej każdy z członków stosownie do jego miary – przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości” (Ef 4, 1-3.14-16).

Wydaje mi się, że nami wciąż miotają fale i „każdy powiew nauki”. Jesteśmy jak mały kotek, któremu wystarczy rzucić jakimś przedmiotem, by oderwał się od tego, co robi, i ruszył w pościg za tym, co się rusza. Wpatrujemy się w kapelusz iluzjonisty, nie zwracając uwagi na to, co robią jego ręce. Rządzą nami emocje i potrzeba chwili.

Zobacz też:   „Msza święta w Twoim salonie”, czyli słów kilka o transmisjach mszy świętych

Rozwaga. Namysł. Szerokie spojrzenie. Pamięć do faktów przeszłych i ich łączenie w zgadzającą się całość. Tego nam brakuje.

Dość!

A co z tą Apokalipsą, zapyta ktoś. Odpowiem tak:

„Pan ukrył przed nami tę chwilę, aby każdy z nas czuwał i nie wykluczał, że może to nastąpić jeszcze za jego życia. Gdybyśmy dokładnie znali czas przyjścia Pana, stałoby się ono daremne, bo nie pożądałyby Go ani narody, ani wieki, w których ma się objawić. Pan powiedział tylko tyle, że przyjdzie, ale nie określił, kiedy to nastąpi, i dzięki temu stale Go wyczekują wszystkie pokolenia i wieki.

Owszem, Pan wskazał nam znaki towarzyszące Jego przyjściu; jednakże na ich podstawie nie możemy jasno określić chwili, w której ono nastąpi. Mijały bowiem wieki, a wraz z ich upływem owe znaki się ukazywały i mijały; co więcej, także i teraz możemy je dostrzec. Albowiem ostateczne przyjście Pana nastąpi podobnie jak pierwsze.

Wyczekiwali Go sprawiedliwi i prorocy, sądząc, że się objawi za ich dni. Tak samo i dzisiaj każdy z wiernych pragnie przyjąć Chrystusa w czasie swego własnego życia, ponieważ Pan nie wskazał dnia tego przyjścia. Postąpił tak przede wszystkim, żeby nikt nie mniemał, że On, którego nie dosięga upływ czasu, mógł być poddany jakiemuś przeznaczeniu i godzinie. Jakże więc to, co sam postanowił, byłoby Mu nie znane, skoro sam określił znaki towarzyszące Jego przyjściu? Tak więc umyślnie Pan określił je w ten sposób, aby odtąd wszystkie pokolenia i wieki uważały, że nadejście Chrystusa dokona się właśnie w ich czasach”.

Tak w IV wieku po Chrystusie pisał św. Efrem Syryjczyk, diakon i ojciec Kościoła (Komentarz do „Diatessaronu”). „Zatkało kakao?”, jak mówi kolokwialne powiedzenie? Oby. Nigdy nie uzurpujmy sobie wiedzy o czasie powtórnego przyjścia naszego Pana, skoro On sam określił tę nieokreśloność mocnymi słowami: „O dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie, ani Syn, tylko Ojciec (Mk 13, 32).

Księżyc wynurza się zza chmur?

A co z upadkiem hierarchii kościelnej? A co z odchodzeniem wiernych, ze zgorszeniem? Cóż, jakkolwiek to źle brzmi, bywało gorzej w historii Kościoła. Owszem, to straszne, że biskupi zachowują się jak hermetyczna branża niemająca kontaktu ze światem. Ale gdy splunie się na tę skorupę i zstąpi w głąb, dostrzeże się, że nie wszędzie króluje zepsucie. Spod niemożności w działaniu i milczenia hierarchów wynurza się tzw. młode pokolenie. Ma ono twarz biskupa Mirosława Milewskiego, oblicze pokorne, ale jednocześnie zniecierpliwione złem w strukturach Kościoła. Biskup pomocniczy płocki jest tu oczywiście symbolem; symbolem jednak wyrazistym. Są dobrzy biskupi. Tacy, którzy, parafrazując Taco Hemingwaya, „są głosem pokolenia, które ma coś do powiedzenia”.

I na niższych szczeblach milczenie zaczyna być przełamywane. „Dość! Veto!” połączone z wezwaniem do bycia Chrystusowym, a nie Głódziowym, Jędraszewskim, Skworcowym lub Rysiowym coraz częściej rozbrzmiewa wśród „szeregowych” księży. Również świeccy się przełamują. Dwóch youtuberów, Tomasz Samołyk i Szymon Pękala, nagrali na ten temat serię rozmów. Ten drugi zresztą na jednym ze swoich kanałów zapoczątkował serię, w której postawił sobie za cel odkłamywanie mitów na temat katolickiej wiary. Ale nie tylko ludzie z dostępem do co najmniej kilkudziesięciu tysięcy widzów poruszają ważne wątki w naszym życiu publicznym. Mam wrażenie, że o problemach i wyzwaniach coraz częściej mówią szarzy zjadacze chleba. Pytanie „co oni z tym zrobią?” coraz częściej jest zastępowane innym: „co my możemy z tym zrobić?”.

Można by dalej snuć wizję wiosny Kościoła. Tak, wiosny. Bo wierzę, że wprawdzie topiący się śnieg spowoduje liczne powodzie (a one – zniszczenia), ale zakwitną też pierwsze kwiaty, a rośliny się zazielenią i dadzą nadzieję na liczne owoce. Ale nie chciałbym zanadto się nad tym rozczulać.

Grzech zaniedbania

Coś, czego nam potrzeba, to wiara, że nawet w mniejszym gronie (bo na znaczący spadek wiernych wszystko wskazuje) możemy być skuteczni. Musimy wziąć się w garść; stać się ludźmi duchowymi. Formacja duchowa i intelektualna jest niezbędna. Oraz codzienna wytężona modlitwa. Postuluję – może z rozmachem, ale nie ma w tym przesady – codzienną mszę świętą. Adorację. Jestem przekonany, że wszystkie grzechy, z których się spowiadamy, o których myślimy i rozmawiamy, nie będą tak istotne, jak ten konkretny, tj. zaniedbanie dobra przy tak wielkich możliwościach! Nie w każdym kraju można sobie pozwolić na mszę świętą każdego dnia. Wykorzystajmy to, skoro my mamy do niej dostęp!

Sięgnijmy po mądre książkowe pozycje, od których uginają się półki naszych księgarń. Słuchajmy kazań, konferencji.

I tak dalej, trudno by wymienić ogrom możliwości, z których można skorzystać. Skończmy z tandetą, dziadostwem i byciem świętym od święta. Działajmy i żyjmy Bogiem na co dzień.

Trzeba orać

Nie wiesz, kiedy umrzesz. Co powiesz Panu naszemu, jak Cię zapyta, dlaczego nie rozwinąłeś swojej wiary, nie uczyłeś się modlić, nie pokonałeś swych wad? „Uprawiałem shitposting w internecie”? „Walczyłem nakładkami na facebooku z faszyzmem i blokowałem znajomych szkalujących feministki”? „Bez reszty oddawałem się emocjom i niepokojom tego świata, umiejętnie kreowanym przez polityków i wielkich ludzi mediów”? No bez jaj.

Dość obijania się. Zacznijmy pracować nad sobą, nad swoim otoczeniem. „Trzeba orać”, jak wielokrotnie powtarzał Rafał Ziemkiewicz. Nie lewaków/ faszystów/ faryzeuszy/ liberałów itp. Trzeba orać, czyli ciężko pracować na polu. „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało” (Mt 9, 38) – nie dlatego, że Pan nie zatrudnił wystarczającej liczby, ale dlatego, że zamiast na polu są w karczmie i wesoło marnują czas.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.