Fra Bartolomeo; "Św. Tomasz z Akwinu"
Szukanie zaszczytnych miejsc idzie nam świetnie. Nie ma się co dziwić. Lubimy je. Nie zraża nas nawet to, że upadek z nich bywa głośny i bolesny. Zapominamy, że im wyżej, tym mocniej wieje.
Sigla: Syr 3, 17-18. 20. 28-29; Ps 68, 4-7. 10-11; Hbr 12, 18-19. 22-24a; Łk 14, 1. 7-14
Bardzo obca jest nam postawa z dzisiejszej Księgi Mądrości Syracha. Co to znaczy prowadzić swoje sprawy łagodnie? Co to znaczy pragnąć słuchać, a nie mówić? Przecież to nie przystoi. Jak można rozważać w ciszy coś, co się usłyszało? Przecież nie można, nie da się żyć w ciszy, ciągle musi coś dudnić, grać, zakłócać spokój. A tymczasem to właśnie cisza daje przestrzeń do rozkwitu mądrości, cierpliwość w słuchaniu pozwala rozwikłać trudności, a prowadzenie swoich spraw łagodnie zapewnia posłuch wśród innych.
Ale żeby tak właśnie żyć, trzeba mieć w sobie pokój serca. Nie da się tego osiągnąć, będąc wewnętrznie roztrzepanym, pełnym lęków i niepokoju. Gdzie zatem i jak odnaleźć ten pokój, tę pewność siebie, która pozwala iść niezachwianie? Autor Listu do Hebrajczyków mówi wprost: to Jezus i tylko Jezus jest źródłem tego pokoju. Jako wierzący w Chrystusa, jako chrześcijanie – przekonuje – nie przyszliśmy do czegoś, nie wierzymy w coś ani w kogoś, co powinno budzić w nas lęk. Nie jest to ani ogień, ani mgła, ciemność i burze, grzmiące trąby czy nauczanie, którego nie da się słuchać. Zostaliśmy zaproszeni do bliskiej relacji z Bogiem, a nasze imiona są zapisane w niebie. Więc skąd ten strach?
Niewielu wśród nas mędrców, tych, którzy się nie boją, którzy prowadzą swoje sprawy łagodnie, bo w wielu z nas wciąż tkwi choroba pyszałkowatości. Wciąż zbyt wiele energii i czasu poświęcamy na to, co wypada, a co nie. Na pielęgnowanie miłości własnej aż do przesady. Na szukanie zaszczytnych miejsc przy stołach, których nie chcemy opuścić nawet wtedy, gdy gospodarz powie, że zostały one przygotowane dla innych. Zasłaniać się będziemy tym, że przecież wszyscy jesteśmy tacy sami, równi. Pełni oburzenia ze sztucznie urażoną dumą będziemy mówić, że nie ma lepszych i gorszych, bardziej lub mniej godnych. To tylko zasłona dymna. Bo wciąż, choć się domyślamy, niezwykle trudno jest zaakceptować nam, kim i jacy tak naprawdę jesteśmy. Wolimy, by inni postrzegali nas dużo lepiej, niż my postrzegamy samych siebie. Przecież autorytet nie może upaść. A właśnie może – i to jeszcze z jak wielkim hukiem.