Eter, Mat. prasowe
Nowa wersja Fausta, pytania o duszę i granicę nauki. Wszystko ubrane w historyczny kostium i spowite w mrocznym klimacie. Zapowiedzi wokół najnowszego filmu Krzysztofa Zanussiego tworzyły co najmniej tajemniczy obraz dzieła o duchowym znaczeniu. Jaki faktycznie okazuje się Eter?
W jednym z tegorocznych wywiadów reżyser zauważył, że kino religijne można podzielić na dwa rodzaje – kino metafizyczne i katechetyczne. To pierwsze polega na poszukiwaniu, to drugie to kino które wykłada, oparte jest na pewnościach.W zamierzeniu Eter miał należeć do tej pierwszej kategorii nosząc w sobie filozoficzne rozważania inspirujące się mitem o doktorze Fauście. Umiejscowienie historii tuż przed wybuchem Pierwszej Wojny Światowej i skupienie się na losach lekarza dodawały tym zapewnieniom dodatkowy ciekawy kontekst.
Religijny motyw wybrzmiewa już w samej czołówce filmu. Detale z dzieła Memlinga przedstawiającego sąd ostateczny i wykrzywione z przestrachu dusze potępionych. Czy taki sam los pisany jest głównemu bohaterowi?
Eter przedstawia losy doktora, który dostaje drugą szanse. Po tragicznym wypadku po użyciu tytułowej substancji nieoczekiwanie otrzymuje ułaskawienie. Pomimo kary zesłania, trafia ostatecznie na tereny zaboru Austriackiego, zatrudniając się w wojskowych koszarach. Tam też oprócz leczenie żołnierzy, poświęca czas badaniom nad eterem, który ma służyć uśmierzeniu bólu. Tego jednak nie szczędzi ochotnikom, w tym napotkanemu na swojej drodze młodemu chłopakowi Ostapowi.
Doktor nie liczy się z kosztem jaki będzie musiał ponieść i doprowadzić swoje badania do końca. Komendant koszar okazuje się dość wyrozumiały, spogląda na badania bohatera z dystansem, ale przymyka na nie oko. Doktor ma więc wolną rękę i zdaje się nic go nie ograniczać.
Fabuła sugeruje więc przede wszystkim rozważania na temat granic naukowych poszukiwań, odpowiedzialności i pytania o moralny aspekt eksperymentów. Dochodzą do tego jednak także motywy religijne. Jak zauważa jedna z pacjentek, cierpienie może mieć także wartość duchową, stanowić ofiarę za innych. Pomocnik doktora, religijny chłopak żegna się gdy ten w jednym z pokazów jedno z ciał traktuje prądem by te za chwilę się poruszyło. Doktor wyraźnie kpi z religii i jasno to wyraża. Na jednym ze spotkań bohater stwierdza zaś, że żyjemy w wieku, w którym ograniczenia religijne nie krepują już naukowych badań.
To zderzenie nauki w przededniu Wielkiej Wojny i religii mogłoby budować ciekawy konflikt. Zanussi nie tworzy jednak bohaterów złożonych. To postacie deklamujące pewne poglądy, a w ten sposób reżyser rezygnuje z ukazania wszystkich wspomnianych problematycznych wątków w w tkance samej opowieści. Doktor często i bez żadnych obaw przyznaje, że motywuje go do badań pragnienie kontroli nad innymi. Nie ukrywa swoich intencji, które łatwo mogłyby zaniepokoić chociażby komendanta koszar.
Swoje poglądy bohater tłumaczy też Ostapowi i rola jego pomocnika przypomina nieco pozycję widza: jak najprościej wyjaśnić motywacje bohatera, wygłosić kilka ogólnych opinii na temat nauki i religii czy diabła, nie pozostawić żadnych wątpliwości. Choć Eter próbuje być tajemniczą i mroczną opowieścią to wszystkie te starania upadają ze względu na uproszczone charaktery postaci i deklaratywność ich wypowiedzi.
Zdaje się, że Zanussi obawiał się, że widz będzie mógł go nie zrozumieć. Ta nieufność wobec widzów kłóci się z jednoczesną próbą nadania filmowi artystycznego rysu – wspomniane odniesienia do kultury: nie tylko mitu o Fauście, ale także malarstwa Memlinga, czy muzyki Wagnera.
W Warstwie estetycznej reżyser zdaje się próbować nawiązywać do kina religijnego w stylu Tarkowskiego, ale w budowaniu postaci i dialogach skłania się jednak ku temu, co sam określił kinem katechetycznym. Uproszczony wykład o istnieniu zła osobowego, granicach nauki i pokusie kontroli i władzy.
Wszystkie te wątki to kapitalne motywy na zrobienie wieloznacznej opowieści, która odsyła nas do współczesnych problemów. Ostatecznie nawet unoszący się nad historią cień wojny wątek eksperymentów z eterem czy lekarskie bolączki tamtych czasów, nie ratują opowieści, która jak dobrze zauważył wykonawca głównej roli, była opowiedziana w sposób literacki, może niemal teatralny. Aktorzy mają przed sobą scenę, na której deklamują problemy, które film powinien subtelniej zasygnalizować i pozwolić odkryć je widzom samodzielnie.
Na przedpremierowym pokazie Jacek Poniedziałek przyznał, że reżyser na planie próbował go w pewien sposób nawracać i chociaż to mu się nie udało, mniej cynicznie spogląda teraz na sprawy duchowe.
W wspomnianym na początku wywiadzie Zanussi przyznał, że chciałby by jego filmy można było traktować także jak modlitwę. Czy Eter można traktować jako film próbujący przekonać niewierzących do świata duchowego, a wierzących prowadzić do religijnego przeżycia?
Niestety bliżej mu nawet nie do salki katechetycznej a wykładowej auli, gdzie w uproszczony sposób próbuje się wyjaśnić duchowe aspekty „trudnym” studentom. Z notatek dużo nie zostanie.