Droga Helenki ku pastwiskom Ojca
„Miała niesamowity talent muzyczny. Grała na gitarze, fortepianie, śpiewała cudownie. Zawsze, ale to zawsze potrafiła wykrzesać siły na wspólny śpiew, zwłaszcza w kościele. Na spotkaniach ogólnopolskich Wolontariatu siadywaliśmy wieczorem w kaplicy i śpiewaliśmy godzinami. Ludzie się zmieniali, ona cały czas grała na gitarze i śpiewała. Prawie do rana.” Tak wspominała zamordowaną 24 stycznia 2017 roku w Cochabambie Helenę Kmieć jej przyjaciółka Magdalena Kaczor.
Często jest tak, że ludzie zapamiętują kogoś za jeden konkretny czyn, za jedno heroiczne wydarzenie z jego życia. Łatwo zapomina się o tym, że było ono – tak naprawdę – ukoronowaniem całego życia tej osoby. Są oczywiście takie postacie jak Dobry Łotr, który spotkawszy Jezusa podczas ukrzyżowania, nawrócił się. Wiadome jest to, iż Bóg czeka na każdego z nas – nawet największego grzesznika. Nie zmienia to jednak faktu, że są takie osoby, które nie tylko jednym czynem, ale i całym swym życiem dają świadectwo.
„Kto śpiewa, dwa razy się modli.” (Św. Augustyn)
Urodziła się 9 lutego 1991 roku w Krakowie. W Libiążu uczęszczała do katolickiej szkoły podstawowej i gimnazjum. Do liceum chodziła tylko rok, gdyż wyjechała na stypendium do Wielkiej Brytanii. Z występami artystycznymi oswoiła się już w latach szkolnych – startowała wtedy w wielu konkursach recytatorskich. Od 2009 do 2014 roku studiowała inżynierię i technologię chemiczną w języku angielskim. Podczas studiów rozpoczęła naukę w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Gliwicach – wtedy wielokrotnie stawała na scenie. Aktywnie też uczestniczyła w scholi gliwickiego duszpasterstwa akademickiego. Zapamiętano ją jako osobę, w życiu której śpiew był nieodłącznym elementem.
Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was.” (1 P 5, 7)
Jej życie było przeplecione modlitwą. Czytając świadectwa osób, które się z nią zetknęły, odkrywamy, że siłę do działania znajdowała w Bogu.
„Mocno uduchowiona. Modliła się Brewiarzem, czytała Pismo Święte, śpiewała Godzinki, często prowadziła modlitwy, adoracje, dbała o piękną obstawę Mszy świętej. Chętnie rozmawiała na tematy związane z wiarą, życiem. Pytała, miała otwarty umysł, potrafiła słuchać” – wspominała jej przyjaciółka z wolontariatu misyjnego. Była ona, przysłowiowo, i do tańca, i do różańca. Tuż po wspomnieniu o rozmodleniu Heleny, Magdalena kontynuowała: „Lubiła się wygłupiać, śmiać, była pełna życia i pomysłów. Żarty się jej trzymały, również takie o samej sobie, przywarach katolików, misjonarzy. Pokazywało to zdrowy dystans do siebie i świata. Pamiętam, że na ogólnopolskich spotkaniach WMS nieraz robiłyśmy zabawne przedstawienia, układy taneczne, piosenki z własnym tekstem, głupkowate żarty, bawiłyśmy się przy tym jak dzieci”.
“Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo?” (1 Kor 15, 55)
„Helenka żyła wiarą w to, że jak się jest z Panem, niczego człowiekowi nie brakuje. On sam prowadzi, choćby przez najciemniejsze zakamarki życia. Przeprowadził ją także przez tę ciemną noc w Cochabambie. Ostatnią noc na tym świecie. Ku swoim pastwiskom wieczności pełnych zielonej trawy (kolor nadziei)” – ks. Paweł Fiącek SDS.
Powyższy tekst jest fragmentem artykułu, który ukazał się w numerze 11. Miesięcznika Adeste. Pobierz go za darmo, aby przeczytać resztę!
Źródło zdjęcia – archiwum Magdaleny Kaczor