O seksualności małżeństw, towarzyszeniu Kościoła i o tym, czy katolicy mają dobry seks, rozmawiamy z Dianą Paulińską – psychologiem, seksuologiem, założycielką Centrum Terapii Online IL SENSO oraz twórcą projektu Czystość dla małżeństw.
Bartłomiej Wojnarowski: Proszę powiedzieć o Pani motywacji do prowadzenia projektu Czystość dla małżeństwa.
Diana Paulińska: Przede wszystkim wychodzi to z mojego własnego doświadczenia i tego, że kiedy jesteś jeszcze przed ślubem, to w momencie, w którym zaczynasz być w relacji romantycznej, Twoja psychika i ciało reagują w adekwatny sposób. Wtedy rodzi się dużo pytań i gdy szukamy odpowiedzi w Kościele, to bardzo często znajdujemy takie bardzo duchowe odpowiedzi, ale trudno jest znaleźć odpowiedzi na to, co można, a czego nie można oraz co ma służyć małżeństwu w tej sferze, a co nie. Więc pomagam przede wszystkim oswajać w ogóle seksualność jako część życia i jako coś, czego nie trzeba się bać po ślubie.
Po drugie moją misją jest mówienie, że czystość jest wyzwaniem. Całkiem możliwe, że gdy ktoś mówi, że dla niego droga czystości przedmałżeńskiej jest prosta, to prawdopodobnie może mieć pewne sprawy w tej sferze poblokowane i gdzieś tłumić swoją seksualność. Chcę pokazywać, że seksualność jest częścią nas i że nie należy uciekać od trudnych pytań. Dlatego staram się odpowiadać jak najprościej i najkonkretniej, bo wiele „uduchowionych” odpowiedzi już mamy. Jednak młodzi – i nie tylko młodzi – ludzie potrzebują takiego konkretu, chociaż oczywiście kwestie dotyczące spraw duchowych tutaj też są istotne.
Ja jednak prowadzę projekt Czystość dla małżeństwa, by oswajać tematykę seksualną i towarzyszące jej lęki. Chcę podkreślić, że seksualność jest częścią naszego życia, i mówić o tym wprost, że to Pan Bóg ją stworzył i to On daje nam również sposób jej przeżywania. Psychologia pokazuje (i to widać w badaniach), że sposób, który proponuje nam Pan Bóg, jest też dobry ze strony nauki.
Ta droga jest nie tylko sensowna, jednak istotne, byśmy przeżywali ją sensownie, a nie w lęku. By nie towarzyszyła nam myśl: „co będzie, jak pójdę do łóżka? Boję się Pana Boga, piekła, szatana i potępienia”. Droga lęku w seksualności nigdy nie będzie drogą dobrą.
Jak na projekt reagują ludzie związani z Kościołem, a jak całkowicie z nim niezwiązani lub niewierzący? Czy reakcje tych dwóch grup są podobne czy różne od siebie?
Osoby, z którymi ja się spotykam, również te, które mnie zapraszają do siebie do duszpasterstw, najczęściej są dość otwarte na te tematy. Do nich należą także duszpasterze, którzy się zgodzili na to, żebym przyjechała, więc raczej jest to dobry odbiór. Często jest tak, że księża nawet chcą, żeby ktoś, kto jest profesjonalistą, specjalistą – a jednocześnie ktoś, kto jest w małżeństwie i seks go dotyczy – przyjechał i po prostu opowiedział o tym z perspektywy specjalisty. Są jednak takie miejsca w Kościele, które się jeszcze boją mnie zapraszać, bo „ciekawe, co ona powie?”.
Generalnie odbiór jest bardzo dobry. Dużo dobra ujawnia się w świadectwach, w tym, jak ludzie do mnie przychodzą, piszą i mówią, że to, co robię, w jaki sposób przedstawiam seksualność, zmieniło realnie ich patrzenie na ten temat. Pozwoliło im oswoić myśl, że każdy ma swoją własną seksualność. Natomiast na pewno jest taka część katolików, dla których jest trochę za mocno, bo ja też mam dość bezpośredni język – u mnie seks to seks, a nie „niewiasta ze swoim oblubieńcem”. Ja zawsze mówię o rzeczach wprost, a to może niektórych trochę przerażać. Robię to jednak autentycznie, ze swoją osobowością i temperamentem. Staram się przy tym łączyć to, co mówi oficjalna nauka Kościoła, Pan Bóg i Biblia, ale jest to wyrażone przez pryzmat tego, jaka jestem i jak się komunikuję z innymi.
A jak reagują ludzie niewierzący? Bardzo różnie. Pierwsza i najczęściej występująca reakcja jest taka, że to pewnie kolejny katolicki fanatyzm i kolejna katoliczka, która będzie mówiła „nie rób tego, nie rób tamtego”. Natomiast ostatecznie, jak ktoś chwilę dłużej zostaje na moim profilu, to widzi, że to nie jest tak, że ja mówię „nie uprawiaj seksu przed ślubem, bo Bóg się obrazi”. Staram się to tłumaczyć jakoś w miarę sensownie, także opierając się na psychologii. Bardzo często, gdy spotykam osoby niewierzące np. na studiach, to takim ludziom trudno zaakceptować treści z mojego profilu. Bywają tacy, którzy widzą w tym dobro, i tacy, którzy odchodzą, bo nie do końca jest to kontent dla nich. Spotkałam się raz z pewnym komplementem, że treści na moim profilu są świetną alternatywą dla swoistego „lewackiego” stylu mówienia o sprawach seksu i że ten człowiek woli oglądać mnie niż inne krzykliwe profile. To było dla mnie cenne, chociaż oczywiście moją główną grupą odbiorców są katolicy.
Bywa, że reakcje wierzacych i niewierzacych są podobne, ponieważ niezależnie od wiary tematy seksu mogą być nieoswojone. Gdy ktoś wejdzie głębiej w treści, które tworzę, zrozumie ważną prawdę: niezależnie od tego, czy jesteśmy wierzący czy nie, współżyjemy czy nie, jesteśmy istotami seksualnymi. W związku z tym chcę, by zainteresowani mogli czerpać wiedzę z rzetelnego źródła.
Ważne podkreślenia jest też to, że nasze ciało reaguje na bodźce, podnieca się i gdy mówimy o samej reakcji organizmu, to w tym znaczeniu nie ma mowy o grzechu czy winie moralnej. To temat, który dotyczy kompletnie każdego, dlatego zależy mi, by ludzie czerpali wiedzę ze źródła, które jest konkretne i także atrakcyjnie przedstawione w social mediach.
Czy są mity dotyczące katolickiej etyki seksualnej, które są powielane najczęściej? Jeśli tak, to jakie? Z czego one mogą wynikać?
Trudno powiedzieć, który jest rzeczywiście najczęstszy, ale bardzo często powtarza się mit, że katolicy uprawiają seks tylko po to, by mieć dzieci. A gdyby na to wychodziło to… kilka razy w życiu. Kościół katolicki jasno mówi o tym, że seks ma dwie funkcje: jedna to jednoczyć – i to jest pierwsza i kluczowa funkcja – a dopiero drugą jest prokreacja. Oczywiście one są nieodłączne, natomiast to nie oznacza, że uprawiamy seks tylko po to, żeby mieć dzieci. Kolejny duży mit, że metody naturalnego planowania rodziny (NPR – przyp. red.) to forma antykoncepcji. Różnica jest jednak bardzo duża w kontekście podejścia i mentalności. W przypadku antykoncepcji jesteśmy mentalnie nastawieni przeciwko temu, by poczęło się dziecko. W NPR-ze, nawet gdy czasem nie współżyjemy, to jesteśmy otwarci na Boży plan i płodność. Te mity mogą wynikać z tego, jak karykaturalnie seks u katolików jest przedstawiony: grzecznie, pod kołderką i w piżamkach, a co ponad jest owiane tajemnicą. A katolicy mają bardzo różny seks: szalony i spokojny, w łóżku i poza nim i nie jest on tylko raz do roku. Można być wierzącym człowiekiem i mieć naprawdę dobry seks.
Czy jest jakiś aspekt seksualności małżeństw, o którym Kościół powinien mówić w inny sposób, jakoś inaczej rozkładać akcenty?
Bardzo dużym wyzwaniem jest to, żeby mówić o tym, że seksualność jest częścią nas, i by do tej seksualności podchodzić adekwatnie do etapów życia. Trzeba rozumieć, w jaki sposób powinny mówić o seksualności osoby w przedszkolu, w podstawówce, będące w związku, przed ślubem, po ślubie, księża czy siostry zakonne i osoby niepodejmujące się współżycia, i by o tę seksualność dbać. Bo trzeba pamiętać o tym, że seks jest tylko jedną z części naszej seksualności, ponieważ seksualność to sposób, w jaki patrzymy na siebie, innych, nasze poczucie własnej wartości, relacje z innymi, doświadczenia i kultura, w której żyjemy. Można o seksualność dbać, nie współżyjąc – badania potwierdzają satysfakcję seksualną singli.
Druga rzecz: myślę, że warto kłaść akcent na to, że w małżeństwie katolickim NPR ostatecznie może być drogą wolności, natomiast też nie będzie działał u wszystkich. Są sytuacje, w których małżeństwa się rozpadają z braku współżycia i zachowania za wszelką cenę zasady braku używania antykoncepcji, co osłabia ich relację. Kościół nie pozostawia ich jednak zupełnie bez rozwiązania. Warto zawsze pamiętać, że małżeństwo jest dobrem najwyższym. Zdarzają się małżeństwa z trudnościami, w których NPR nie wychodzi. Pan Bóg przecież nie jest sadystą, który mówi: „cierpcie rok bez seksu, bo kobieta ma nieregularne cykle”. Bywają sytuacje, gdy para jest wybitnie płodna, a jednocześnie są realne przeciwwskazania medyczne do poczęcia dziecka. Kościół powinien o tym pamiętać i mówić.
O Rozmówczyni:
Diana Paulińska – psycholog, seksuolog, terapeuta, założycielka Chrześcijańskiego Centrum Terapii IL SENSO.
Przez lata poświęciła się pomaganiu ludziom w akceptacji własnej seksualności, kierując się holistycznym podejściem do człowieka. Skupia się na problemach związanych z libido, wyzwaniami dotyczącymi czystości przedmałżeńskiej i małżeńskiej oraz wspiera pary w komunikacji podczas współżycia.
Jako założycielka „Il Senso” wierzy, że miejsce, które łączy wartości i terapię, może być oazą pomocy dla wielu osób. Prowadzi edukację i warsztaty na temat seksualności dla różnych grup wiekowych.