Małżeństwo sakramentalne jest na całe życie. Małżonkowie przyrzekają sobie wierność, miłość i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczą siebie aż do śmierci. Małżeństwo sakramentalne cieszy się również przychylnością prawa kościelnego, co oznacza, że znajduje się pod szczególną prawną ochroną. Od kilkunastu lat jednakże coraz popularniejsze stają się procesy o stwierdzenie nieważności małżeństwa, nazywane przez media laików „rozwodami kościelnymi”. Jak więc mają się te procesy do nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego?
Będąc na trzecim roku studiów prawa kanonicznego, uczęszczałam na wykład i ćwiczenia z przedmiotu procesy małżeńskie. Na ćwiczeniach wcielaliśmy się w rolę sądu biskupiego: prowadzący odczytywał nam prawdziwe akta procesowe (oczywiście zanonimizowane), a my mieliśmy wydać wyrok. Po zrobieniu tego ksiądz profesor mówił, jaki faktycznie wyrok zapadł w danej sprawie. Byliśmy jako studenci surowsi od sądu biskupiego. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że chcę walczyć o te małżeństwa, o sakrament – żeby nie był tak lekceważony i żeby ludzie nie otrzymywali z błahych powodów wyroków stwierdzających nieważność małżeństwa. Moim marzeniem stało się zostanie obrońcą węzła małżeńskiego.
Czym różni się stwierdzenie nieważności małżeństwa od rozwodu?
Dla laika to to samo. Ważny jest skutek – małżonkowie są stanu wolnego i mogą zawrzeć kolejny związek małżeński. Ze względu na coraz większą powszechność, a raczej popularność procesów o stwierdzenie nieważności małżeństwa media i przeciętny Kowalski zaczęli nazywać te procesy „rozwodami kościelnymi”, co jednak zaciera istotę i znaczenie procesu kościelnego. Ale czym różnią się te dwa prawnicze terminy?
Proces o stwierdzenie nieważności dotyczy samego początku małżeństwa. Sąd bada, czy małżeństwo w ogóle zaistniało, czyli czy w momencie jego zawarcia nie istniała żadna przeszkoda, która sprawiała, że było ono nieważne od samego początku. Sąd w wyroku stwierdza więc, czy małżeństwo zostało ważnie zawarte, czy też nie. Jeżeli więc według sądu małżeństwo zostało nieważnie zawarte, to oznacza, że małżeństwo w ogóle prawnie nigdy nie zaistniało, czyli że była przeszkoda prawna, która uniemożliwiła jego zawarcie. Małżeństwo takie więc w ogóle nie zaistniało i sąd stwierdza, że strony są stanu wolnego ze względu na to, że według prawa w ogóle tego małżeństwa nie było.
Natomiast rozwód jest rozwiązaniem ważnie zawartego małżeństwa przez sąd świecki. W tym przypadku małżeństwo zostało pod względem prawnym ważnie zawarte, zaistniało, ale małżonkowie postanowili się rozejść i sąd rozwiązuje ich małżeństwo. W Kościele katolickim rozwodów nie ma.
Stwierdzenie nieważności a nierozerwalność małżeństwa
Jak już zostało wspomniane, stwierdzenie nieważności oznacza, że małżeństwo prawnie nie zaistniało. Pomimo przysięgi składanej sobie w obecności kapłana i Boga, a także zaproszonych gości, małżeństwo nie zaistniało. I zgodnie z prawdą małżonkowie od samego początku nie byli i nie są małżeństwem. Stąd też stwierdzenie nieważności małżeństwa nie rozwiązuje go, a jedynie stwierdza, że tego małżeństwa od samego początku nie było. Proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa nie zaprzecza więc nierozerwalności małżeństwa. W Kościele katolickim małżeństwo jest nierozerwalne, co oznacza, że trwa od momentu zawarcia do śmierci jednego z małżonków, a nikt nie jest w stanie go rozwiązać. Z tego względu nie ma w Kościele rozwodów. Prawo kanoniczne daje możliwość separacji, natomiast nigdy rozwodów.
Proces o stwierdzenie nieważności w teorii i w praktyce
Pierwsze procesy o stwierdzenie nieważności małżeństwa były możliwe dzięki Kodeksowi prawa kanonicznego z 1917 r. Natomiast obecnie obowiązujący kodeks z 1983 r. wprowadził więcej przyczyn nieważności małżeństwa. Możemy je podzielić na:
- przeszkody zrywające (dwanaście przeszkód, m.in. przeszkoda religii, wieku, uprowadzenia, impotencji, pokrewieństwa);
- wady zgody małżeńskiej (m.in. symulacja, przymus, bojaźń, niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej);
- brak formy kanonicznej.
Po co w ogóle taki proces w Kościele, który powinien bronić sakramentu? Według prawodawcy kościelnego jest on potrzebny w przypadku zaistnienia wątpliwości u małżonków, czy ich małżeństwo zostało ważnie zawarte. I sąd kościelny powinien zbadać tę wątpliwość oraz wydać w imię Boże sprawiedliwy wyrok. Znam tylko jedną sytuację, gdzie faktycznie ratio legis istnienia procesu o stwierdzenie nieważności małżeństwa zostało zrealizowane. Przyszła do sądu kościelnego pewna para – małżeństwo, które świętowało już trzydziestolecie zawarcia sakramentu małżeństwa. Miła para staruszków, zgodni i szczęśliwi. Jednakże z okazji jubileuszu małżeństwa zaczęli wspominać, jak ten ich najwspanialszy dzień w życiu wyglądał. Okazało się, że nie dopełniono pewnych ważnych formalności. Małżonkowie się przestraszyli, że ich małżeństwo nie zaistniało i przyszli do sądu po pomoc. Po procedowaniu sprawy okazało się, że małżeństwo prawnie nie zostało zawarte, a sąd stwierdził nieważność małżeństwa. Biskup ordynariusz na prośbę pary stwierdził uważnienie małżeństwa i para żyła już w całkowitej pewności, że ich małżeństwo jest ważne.
Powyższa sytuacja pozostaje niestety wyjątkiem. Powszechną sytuacją jest ta, gdy małżonkowie się rozstają, sąd cywilny rozwiązuje ich małżeństwo, a oni przychodzą do sądu kościelnego, żeby być wolnymi również w świetle prawa kanonicznego i móc zawrzeć „ponowne” małżeństwo w Kościele. I niestety większość, bo ok. 70% małżeństw otrzymuje wyrok stwierdzający nieważność ich małżeństwa. W teorii sąd kościelny ma przepisy i wie, jakie przesłanki muszą zaistnieć, aby stwierdzić nieważność małżeństwa. W praktyce są to jednak ludzie, którzy wydają wyroki. Jedni są łagodniejsi, drudzy surowsi. W Polsce wiadomo, gdzie, w którym sądzie łatwiej uzyskać stwierdzenie nieważności małżeństwa, bo te sądy, a raczej sędziowie są bardziej „wyrozumiali”.
Cały proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa jest procesem opartym o dokumenty. W sądzie kościelnym nie ma typowej sali rozpraw, gdzie stawiają się strony i świadkowie, a sąd wszystkich przesłuchuje i następnie wydaje wyrok. W sądzie biskupim odbywa się to zupełnie inaczej. Najpierw jeden z małżonków pisze tzw. skargę powodową, która wniesiona do sądu rozpoczyna proces. Później zostaje ustalony skład trybunału, który będzie procedował daną sprawę – trzech sędziów, obrońca węzła małżeńskiego i notariusz. Każdy z małżonków może też mieć swojego adwokata lub pełnomocnika. Następnie małżonkowie zostają wezwani na przesłuchanie – każdy oddzielnie, zostają spisane ich zeznania. Potem świadkowie, ewentualnie biegli sądowi – każdy z osobna zostaje przesłuchany, a ich zeznania dołączone do akt sprawy. Po zebraniu całości materiału dowodowego (wszystkich zeznań, zdjęć, dokumentów itp.) następuje publikacja akt, a każdy z małżonków przychodzi i zapoznaje się z zebraną dokumentacją procesu, po czym może wnioskować o przesłuchanie dodatkowych świadków czy dostarcza inne dowody, a także pisze swoje „ostatnie słowo”. Następnie cała dokumentacja procesowa trafia do obrońcy węzła małżeńskiego, który ma obowiązek przedstawienia wszystkiego, co jego zdaniem w sposób racjonalny dowodzi ważności zawartego związku małżeńskiego. Po uwagach obrońcy dokumenty procesowe trafiają do sędziów, którzy wydają wyrok. Tak w skrócie wygląda cały proces.
Rola obrońcy węzła małżeńskiego
Obrońca węzła małżeńskiego ma stać na straży sakramentu małżeństwa. Powinien więc robić wszystko, co w jego mocy, by obronić węzeł małżeński. Od samego początku, czyli od wniesienia skargi powodowej, obrońca ma prawo składać swoje uwagi i wnioski, ma prawo być przy każdym przesłuchaniu, ma prawo zadawać pytań stronom i świadkom, ma prawo do interwencji na każdym etapie procesu… Jednakże najważniejszym momentem jest napisanie uwag przedwyrokowych, czyli uwag po publikacji akt sprawy, gdy cały materiał dowodowy został już zebrany i dokumenty sprawy za chwilę trafią przed oczy sędziów. W uwagach tych obrońca węzła małżeńskiego pisze swoje wnioski, czyli tak naprawdę uzasadnia, dlaczego to małżeństwo, według niego, zostało ważnie zawarte. Oczywiście, jeśli po przeanalizowaniu dokumentów sprawy obrońca węzła stwierdzi, że to małżeństwo zostało nieważnie zawarte, to może powstrzymać się od tych uwag. W praktyce rzadko to się zdarza, ponieważ chyba każdy obrońca po prostu chce wzbudzić w sędziach wątpliwości, żeby dobrze przemyśleli swój wyrok.
W 2015 r. papież Franciszek wprowadził znaczące zmiany do procesu o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Wcześniej musiały być wydane dwa wyroki stwierdzające nieważność. Oznaczało to, że jeżeli proces zakończył się wyrokiem stwierdzającym nieważność małżeństwa, to automatycznie akta sprawy przechodziły do sądu drugiej instancji. Po reformie Franciszka wystarczy tylko jeden wyrok. Obrońca węzła małżeńskiego ma jednak prawo apelować od takiego wyroku. Jak to wygląda w praktyce? Niektóre sądy kościelne wręcz odmawiają obrońcy tego prawa, odrzucając jego apelację, uzasadniając swoje stanowisko tym, że obrońca węzła małżeńskiego jest członkiem trybunału, a trybunał powinien być jednogłośny. Chodzi również o kwestie finansowe. Jeśli obrońca węzła małżeńskiego wniesie apelację, to za proces w drugiej instancji płaci sąd pierwszej instancji. Prawo to jest więc niestety w większości przypadków prawem martwym.
A skoro już dotknęliśmy finansów… Obrońca węzła małżeńskiego to nie praca na etat. Jest to posługa w Kościele. Obrońca dostaje symboliczne wynagrodzenie zależne od sądu, bo to sąd ustala jego wysokość. I jest to wynagrodzenie od napisania uwag przedwyrokowych. Czy więc obrońca węzła małżeńskiego stawia się codziennie w sądzie, by być obecny przy wszystkich przesłuchaniach? Oczywiście, że nie. I w praktyce niestety rola obrońcy węzła małżeńskiego ogranicza się tylko do napisania uwag przedwyrokowych.
Stwierdzenie nieważności małżeństwa nie jest rozwodem i nie przeczy nierozerwalności małżeństwa. Przynajmniej w teorii. Niestety, w praktyce staje się to coraz powszechniejsze, a sądy kościelne coraz bardziej wyrozumiałe dla ludzi. Najważniejszym prawem w Kościele jest zbawienie dusz i wszystko powinno być temu prawu podporządkowane, również proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa.
A czy sąd kościelny mógłby orzec nieważność małżeństwa niesakramentalnego?
Kościół domyślnie uznaje cywilne małżeństwa osób nieochrzczonych oraz małżeństwa innowierców w ich religiach za ważne. Ale wiemy, że większość religii pozwala na rozwód. Na rozwód pozwala też prawo cywilne. Można więc założyć, że znaczna część tych osób w chwili składania przysięgi zakładała, że w razie gdyby coś poszło nie tak, to się rozstaną. Takie założenie w przypadku ślubu sakramentalnego, czyniłoby go nieważnym. Czy tak samo jest w przypadku małżeństwa naturalnego? Czy jest możliwość, aby strona katolicka dostała dyspensę na ślub z kimś, kto nie jest wierzący, jest innej wiary i jest po rozwodzie?
Niby człowiek wie, że w Kościele dzieje się źle, ale mimo tego ogarnął mnie smutek po przeczytaniu tego artykułu. Że Kościół nie broni wiary publicznie, do tego przywykłem. Ale że nawet w tajnym procesie jest jak jest… ból duszy.
Dziękuję autorce za szczerość.