adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Z życia Kościoła

Dariusz Chmielewski: Diakonat to wciąż mało znana rzeczywistość

Rozmawiamy z panem Dariuszem Chmielewskim z serwisu Diakonat.pl, który już od ponad dwudziestu lat informuje o diakonacie (także stałym) w Polsce i na świecie. 

Bartłomiej Wojnarowski: Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę frazę „diakonat stały”, to znajdziemy bardzo dużo wyników. Od takich klikbajtowych tekstów na zasadzie: „Wow, facet, który ma żonę, rozdaje komunię” (cel takich klikbajtów jest jasny) do bardziej fachowych. Mam wrażenie, że w polskiej bańce informacyjnej diakonat jednak już nie jest ciekawostką. Mamy ponad stu diakonów stałych posługujących w Polsce. Jak na diakonat reagują laicy, ludzie, którzy nie zajmują się na co dzień tym tematem? Jak odbierają też Pańską pracę w serwisie Diakonat.pl?

Dariusz Chmielewski: Diakonat jest wciąż mało znaną rzeczywistością, dlatego serwis Diakonat.pl jest miejscem, w którym odnaleźć można podstawowe i bieżące informacje na ten temat. Co prawda temat diakonatu stałego, jak Pan sam zauważył, funkcjonuje na różnych forach internetowych, ale moim zdaniem nadal pojawia się tam przede wszystkim jako ciekawostka do ciągłego komentowania. Nośne tematy to diakonat żonatych mężczyzn, warunki dopuszczenia do diakonatu stałego, miejsca jego wprowadzania w Polsce – bo trzeba wiedzieć, że nie jest on obecny na terenie wszystkich diecezji. W pogłębionej dyskusji teologicznej pojawiają się kwestie natury diakonatu, jego głównej misji czy przyszłości. Zwłaszcza widać to przy okazji dyskusji toczonych wokół trwającego synodu o synodalności, na którym rozważa się wiele ważnych kwestii dotyczących teologii diakonatu oraz sposobów obecności diakonów w Kościele i świecie. Przy tej okazji mówi się także o żeńskiej formie diakonatu.

Ubiegł Pan pytanie, które chciałem zadać. Pojawiają się głosy z tzw. prawej nawy Kościoła, że jest to jeden z elementów liberalizacji życia w Kościele. Mówi się, że posługa żonatych mężczyzn ma być takim wytrychem na to, żeby też księża obrządku łacińskiego mogli być żonaci aż do kolejnych, w dużym cudzysłowie, liberalnych zmian w Kościele, bo też takie głosy się pojawiały. Jak Pan to postrzega? 

Rzeczywiście, diakonat stały bywa postrzegany jako zagrożenie dla Kościoła, zwłaszcza w wypowiedziach osób, które wyrażają swoje obawy czy troskę o Kościół. Niemniej jednak z takiego teologicznego punktu widzenia przeciwstawianie diakonatu żonatych mężczyzn diakonatowi celibatariuszy jest raczej przeciwskuteczne. Jedni i drudzy posługują na podstawie tej samej łaski sakramentalnej. Co do istoty ta posługa się nie różni. Doceniam i szanuję oczywiście spojrzenie, które tę troskę o Kościół wyraża. Jednak mówienie o diakonacie spełnianym na sposób stały jako o liberalizacji czy protestantyzacji Kościoła jest dalekie przynajmniej od mojego myślenia. Diakonat jest organicznie związany z przywoływaniem przykładu Chrystusa sługi pośród Jego uczniów – zarówno świeckich, jak i wyświęconych. Nie oznacza to, że nie znajdziemy przykładów na to, że ktoś pojmuje swój diakonat czy patrzy na tę posługę jako na wytrych czy furtkę do innych celów. 

2001 to rok wydania zgody na wprowadzenie diakonatu do Polski. Dwa lata później, w 2003, pojawiły się pierwsze wytyczne. Dzisiaj, po upływie dwudziestu lat, widzimy, że o ile diakonat przyjął się zdecydowanie w pewnych diecezjach, o tyle w innych w ogóle nie funkcjonuje. W statystykach góruje diecezja katowicka, która znajduje się znacznie wyżej nad pozostałymi. Ale mamy takie miejsca w Polsce, jak wschód i południowy wschód, gdzie tych diakonów w ogóle nie ma. Z czego to wynika i czy według Pana jest to, jeżeli można tak w ogóle powiedzieć, pożądane i przewidywane, że taki stan się będzie dalej utrzymywał? Bo może być tak, że w diecezji zamojsko-lubaczowskiej za piętnaście lat nie będzie żadnego diakona, a w tym samym czasie w diecezji katowickiej będzie ich pracowało stu. Wydaje mi się, że w tym kierunku to zmierza

Już od samego początku, kiedy Kościół przywracał możliwość funkcjonowania stałego diakonatu, to wyraził takie pragnienie, aby poszczególne konferencje, a w ramach tych konferencji ordynariusze miejsca, czyli biskupi danych diecezji, podejmowali we własnym zakresie decyzję co do przywrócenia tej starożytnej służby diakonów na terenie własnej diecezji. Jeśli chodzi o Polskę, to rzeczywiście tę decyzję podejmują samodzielnie biskupi. Ktoś zauważył, że te diecezje, które wprowadziły diakonat stały, są głównie na dawnych ziemiach zaboru pruskiego. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele.

Niemniej jednak powoli obecność diakonów stałych rozwija się też w pozostałych diecezjach i oprócz tych, o których Pan już wspomniał, są też takie, gdzie ten proces przygotowania do wprowadzenia diakonatu w trwałej formie trwa. Przykładowo są to: diecezja kaliska, diecezja bydgoska, archidiecezja gdańska. Takie procesy już się tam rozpoczęły i zapewne będą kontynuowane również w innych diecezjach, które taką potrzebę posługi diakonów albo już rozpoznały, albo w nieodległej przyszłości się tego podejmą. Najczęściej u podstaw decyzji o wprowadzeniu diakonatu stałego leży praktyczne spojrzenie na duszpasterstwo. Znaczy to tyle, że jeśli w danej diecezji istnieje potrzeba duszpasterska, to tam się ten diakonat stały ustanawia. W praktyce niestety sprowadza się to do tego, że diakonat stały jest wprowadzany tam, gdzie brakuje prezbiterów lub przewiduje się ich brak.

I postrzega Pan to jako prawidłową przesłankę i motywację, gdy biskup mówi: „Panowie prezbiterzy, was jest za mało, więc niech wam diakoni pomogą obsługiwać w większych miastach pogrzeby, chrzty”? Czy jest to zdrowa motywacja? Znajduje swoje odzwierciedlenie w wytycznych czy może nie powinna mieć miejsca?

To jest pragmatyczna motywacja, natomiast z teologicznego punktu widzenia nie powinna być to główna, a przede wszystkim nie jedyna przesłanka. Dla pełnego obrazu służby w Kościele, dla pełnej, zdrowej eklezjologii właśnie obecność diakonów jest niezbędna, jest konieczna. Uważam, że służba diakonów może być poniekąd lekarstwem na różne zmagania, problemy, wyzwania czy kryzysy, przed którymi Kościół obecnie staje. Przypomnienie sobie o tej służebnej naturze Kościoła, o diakonijnym charakterze posług i to w odniesieniu zarówno do wyświęconych szafarzy, jak i do ogółu wiernych jest teraz bardzo potrzebne. 

Wyświęceni szafarze mają być na wzór Chrystusa sługi, Chrystusa diakona. Niemniej jednak do tej służby, do tego, by w okazywaniu czci starać się jednych i drugich wyprzedzać, jesteśmy wezwani wszyscy już przez chrzest.

Wytyczne wskazują na pewne normy, a jednocześnie co do praktyki widać różnice. Na przykład w diecezji katowickiej panuje wręcz praktyka niemówienia do diakona per „księże diakonie”, chociaż taka forma istnieje. Tamtejsi diakoni proszą, żeby zwracać się do nich „proszę pana” lub, co najwyżej, „diakonie”. 

Różnice dotyczą także stroju, bo same wytyczne wskazują, że poza czynnościami liturgicznymi diakon powinien nosić strój świecki, chociaż wiem, że w Polsce i na świecie zdarza się tak, że diakon też wychodzi na ulicę w koloratce. 

Czy mógłby Pan podać jeszcze inne przykłady różnic w formacji diakonów w Polsce i na świecie? Jeżeli na przykład spotkamy diakona, dajmy na to polskiego, amerykańskiego, czy nawet Polaka, który posługuje w USA, bo i takie przypadki mamy, to czy zobaczymy jakieś różnice w ich formacji i zachowaniu?

To jest dosyć ciekawe pytanie. Aby móc na nie odpowiedzieć, musiałbym znać zasady formacji w poszczególnych krajach. W tym zakresie oczywiście poszczególne konferencje episkopatów mogą ustanawiać własne, wewnętrzne normy co do formacji i kształcenia diakonów. Oczywiście są dokumenty ogólne takie jak Ratio studiorum, do którego wszystkie episkopaty mają się odnieść. Niemniej jednak zawsze mówi się o stosownej adaptacji tych ogólnych norm. Jeśli Pan już tutaj wspomniał o amerykańskich diakonach, to w ich formacji eksponuje się pracę z wiernymi, którzy pochodzą np. z kręgu kultury latynoskiej albo kręgu kultury afroamerykańskiej. W toku ich formacji są podnoszone takie typowo kulturowe elementy, które mają umożliwić im, ułatwić pracę, a potem usprawnić też działania poszczególnych diakonów. Natomiast jeśli czyta się opracowania na temat krajowych wytycznych dotyczących formacji diakonów stałych, to rzeczywiście eksponowane są w jednych krajach elementy formacji, duchowości, posługi, które w innych krajach nie są tak szczegółowo opisywane. Odnoszą się one na przykład do pobożności eucharystycznej albo do przygotowania psychologicznego diakonów, albo do formacji na przykład rodziny czy małżonek diakonów, które uczestniczą w posłudze męża. Więc są to takie elementy, które wyróżniają poszczególnych diakonów albo gdzie akcenty na niektóre elementy formacji się są inaczej rozłożone. Jednocześnie główny rys pozostaje wspólny wszystkim diakonom.

Postawił Pan jeszcze pytanie o to, w jaki sposób zwracać się do diakonów i jaka jest praktyka. Odpowiem, że w Kościele Rzymskokatolickim w Polsce diakoni są obecni od 2008 roku. Nie minęło dwadzieścia lat, więc ta praktyka dopiero się u nas wykształca. Są zwolennicy różnego podejścia: jedni chcą kontynuować to, co już jest znane, i zwracać się do diakona, używając słowa „ksiądz” jako tytułu grzecznościowego. Zwolennicy takiego rozwiązania wskazują, że skoro są diakoni, którzy zmierzają do święceń prezbiteriatu i do nich mówimy „księże diakonie”, to dlaczego nie mówić „proszę księdza” do diakona stałego? Nie popełnimy błędu, szczególnie w naszym kręgu kulturowym, zwracając się tak do diakona.

Natomiast są też tacy, którzy mówią do diakona „proszę pana”. I oczywiście diakoni stali pewnie się na to nie obrażą, bo przez dziesiątki lat, zanim zostali diakonami, tak się do nich zwracano, i są przyzwyczajeni do takiego sformułowania. Niemniej jednak, jeśli ktoś chciałby jednak zwracać się do takiego mężczyzny jako do diakona, to ja bym sugerował zwracać się po prostu „diakonie”, np. „diakonie Robercie” czy „diakonie Adamie”, i to wystarczy. Można powiedzieć „bracie diakonie”, co jest bardzo biblijnym, nowotestamentowym zwrotem. 

Moje kolejne pytanie dotyczy właśnie tego aspektu społecznego. Pan z pewnością czyta opracowania specjalistów, spotyka się z ludźmi, którzy na co dzień albo są diakonami, albo zajmują się diakonatem, ale i można powiedzieć, że rozmawia Pan z wiernymi. Jakie mity na temat diakonatu spotkał Pan podczas już wielu lat zarządzania serwisem, ale i współpracy z diakonami? Jakie niezrozumienia dotyczące tej posługi pojawiają się wśród osób niezaznajomionych z tematem?

Zobacz też:   Chrześcijańska szkoła dla elit

Powiem o klasycznych stereotypach, które panują albo wciąż są podtrzymywane w takich dyskusjach. Twierdzi się więc, że diakonem stałym jest ktoś, kto nie zrealizował swojego powołania, bo powinien być księdzem. Diakonat zatem to jakiś substytut tego niezrealizowanego marzenia o kapłaństwie. Niektórzy z tego powodu używają w odniesieniu do diakonów stałych wyrażenia „półksiądz”czy„lepszy ministrant”. Pogardliwie wyrażaną tezą jest również twierdzenie, iż diakoni stali to ludzie, którzy chcą mieć dwie rzeczy naraz; i święcenia, i małżeństwo, chcą łapać przysłowiowe dwie sroki za ogon. 

Kolejny stereotyp wyraża się w poglądzie, że diakonat to swoista wroga kolumna, która ma ten Kościół od środka rozsadzić, bo wprowadza się obce wzorce, powołując się na kwestię protestantyzacji albo liberalizacji, jakkolwiek by je nazywać. Te stereotypy niewiele mają wspólnego z teologią, ale pokutują w takich potocznych dyskusjach. 

Jak Pan słusznie zauważył, sam temat diakonatu ożył, wszedł do mainstreamu też z powodu synodu i wypowiedzi papieża, które, muszę przyznać, dla mnie są niejednolite. Jedne autoryzowane wywiady mówią, że papież zastanawia się np. nad posługą diakonatu dla kobiet, później drugie sugerują, że to był błąd tłumaczenia, a jeszcze później papież twierdzi, że nie ma takiej opcji. Chciałbym, żeby Pan naszym czytelnikom pokrótce opowiedział o różnicy między rzeczywistością, w której mówimy o kobietach-diakonach, a diakonisami. Bo w tym temacie pojawia się wiele niezrozumienia, czym te dwie funkcje się różnią, jak to historycznie wyglądało i jak funkcjonuje dzisiaj (np. w przypadku diakonis w Kościele anglikańskim), a przede wszystkim – nad jakim modelem zastanawia się papież Franciszek.

Odpowiedź podzielę na dwie części.

Po pierwsze odniosę się do nauczania papieża Franciszka, a w drugiej części – do żeńskiej formy posługiwania jako diakonisy. Zadałem sobie ostatnio pewien trud prześledzenia papieskich wypowiedzi na temat diakonatu jako takiego.

W tych mainstreamowych wypowiedziach nie znajduję wielu kontrowersji. Pewnie klikalność polega na tym, żeby niektóre tezy podnosić i podbijać tym samym oglądalność. Natomiast jeśli chodzi o papieża Franciszka, to on sam bardzo osadza diakonat w praktyce pierwszego Kościoła, a zasadniczo patrzy na posługę diakonów jako bardzo ważną oraz cenną w życiu i doświadczeniu Kościoła. Tym samym podnosi ten charytatywny rys sylwetki diakonów stałych i to przede wszystkim jest dla niego wyróżnik obecności diakonów stałych w Kościele. Ich posługa to – jak określają dokumenty Kościoła – posługa miłości, posługa wobec tych, którzy najbardziej potrzebują naszej uwagi, wsparcia, pomocy. Papież Franciszek znany jest z tego, że przestrzega właśnie diakonów przed próbą klerykalizacji ich posługiwania, gdzie diakon będzie spełniał wyłącznie swoją posługę liturgiczną i w taki sposób, że będzie próbował zastępować prezbitera. Papież podkreśla, że nie do tego diakon jest powołany. Jeśli jest powołany już w tym zakresie do czegoś, to do posługi, do pomocy, nie do zastępowania – tego mu nie tylko nie wolno, ale i też nigdy nie uda mu się tego zrobić. To tyle, jeśli chodzi o część dotyczącą nauczania papieża Franciszka i jego głównego nurtu myśli o diakonacie. 

Oczywiście w nauczaniu i wypowiedziach papieża Franciszka jest też obecna kwestia żeńskiej forma posługi i tych wypowiedzi ja znalazłem kilka. Efektem tego, co papież Franciszek starał się w tym zakresie zrobić, jest powołanie już drugiej komisji teologicznej, która bada kwestię diakonatu kobiet, czyli diakonis w Kościele. Owoce prac tej komisji mamy dopiero poznać, jak to widzimy w dokumentach synodalnych, w tym miesiącu. Taki został wyznaczony deadline.

W zakresie diakonatu kobiet papież stosuje synodalne podejście. Stara się wsłuchać przede wszystkim w to, co mówi Duch do Kościoła i w to, co mówią różne społeczności w Kościele. Aktualnie trwający synod jest właśnie czasem tego słuchania, a czytając równolegle medialne wypowiedzi, mam taką refleksję, że papież zaskoczy zarówno zwolenników, jak i przeciwników diakonatu kobiet. 

A czego Pan osobiście się spodziewa? Jeśli pomysł zostanie zaakceptowany, to papież wybierze model kobiet diakonek, które otrzymują pełne święcenia, czy będzie to posługa bliższa raczej akolitom i pomocy w kobiecym duszpasterstwie? Jak Pan sądzi?

Sam z pewną dozą ciekawości oczekuję na tę końcową sesję synodu. Niemniej jednak mogę powiedzieć, że w kwietniu i w maju obiegły fora internetowe dwie informacje w tym zakresie. Po pierwsze, że papież z Radą Kardynałów spotkał się z kobietami, które referowały mu kwestie diakonatu i święceń. Z tego spotkania nie przedostały się oczywiście wypowiedzi papieskie, tylko opinie, które wygłosiły uczestniczki tego spotkania, powołując się na poprzednio już znane wypowiedzi w tym temacie. Papież miał przysłuchiwać się ich głosom i się zastanawiać. Przedstawicielki twierdzą, że jest bardzo zainteresowany, a wręcz bliski decyzji. Natomiast w maju mieliśmy z kolei następne medialne wydarzenie: papież w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji chrześcijańskiej powiedział zdecydowanie „nie” w odpowiedzi na pytanie o diakonat kobiet. Zaznaczył, że kobiety są ważne w Kościele i nie staną się ważniejsze przez to, że otrzymają święcenia. To wskazuje, że być może pojawi się właśnie jakieś trzecie rozwiązanie, nie idące po linii, powiedzmy, sakramentalnego diakonatu. Wspomina się w różnych komentarzach, że może zostać ustanowiona posługa kobiet, jak to mamy na przykładzie lektorów, akolitów, a ostatnio katechistów… Że taka formuła może byłaby w przyszłości. Niemniej jednak, tak jak mówię, tutaj jesteśmy w przededniu tej synodalnej dyskusji, refleksji, a później też ewentualnych decyzji czy dokumentów.

Czyli jednym słowem trzeba poczekać. Zmierzając powoli do brzegu naszej rozmowy, chciałbym zapytać o przyszłość diakonatu w Polsce, a także na świecie. Czy liczba diakonów względem diecezji jeszcze bardziej się zróżnicuje? To pierwsze pytanie. Tak jak mówiłem, czy na przykład nagle diecezje wschodnie przyjmą diakonat już szerzej? A może to będzie tak, że nastąpi taka stabilizacja tej liczby diakonów, czyli po prostu nie przekroczymy już pewnej ilości.

Po drugie, chciałbym poznać Pańskie osobiste zdanie, ile według Pana diakonów stałych w ogóle powinno być, jeżeli można mówić o czymś takim, to znaczy o jakiejś zdrowej strukturze Kościoła w Polsce. Jeden na dekanat, dwóch na dekanat, czy w ogóle można mówić, bo oczywiście nie chcę Panu Bogu jakichś tutaj warunków stawiać. Jaką sytuację postrzegałby Pan jako zdrową, poniekąd taką docelową, jeśli chodzi o diakonat stały w Polsce?

W tym względzie jestem umiarkowanym optymistą. To znaczy, uważam, że diakonat będzie wkraczał w etap stabilizacji w Polsce, w poszczególnych diecezjach, również tam, gdzie obecnie tych diakonów stałych nie ma. Prowadząc już od ponad dwóch dekad portal internetowy Diakonat.pl, spotykam się z zainteresowaniem tematem diakonatu w diecezjach, gdzie jeszcze go nie wprowadzono. Myślę, że Pan Bóg do serc mężczyzn przemawia również w taki sposób, wzywając ich do służby. Pięknie to zresztą ujął Sobór Watykański II, w swoich dokumentach wskazując, że warto umacniać łaską sakramentalną tych, którzy już tę posługę spełniają. Myślę, że ten mój umiarkowany optymizm odnosi się właśnie do diecezji, które wprowadzają diakonat i mam nadzieję, że dzieje się to nie tylko z powodów praktycznych. 

Kardynał Ryś podkreśla, by za wprowadzeniem diakonatu stała nie tylko pragmatyka, ale również głębokie racje teologiczne. Szczerze mówiąc, praktyczna sytuacja pewnie też niektóre diecezje popchnie czy zmusi do podejmowania właśnie takich rozstrzygnięć w kwestii diakonatu. 

Co do perspektyw liczebności diakonów stałych w Polsce: Dlaczego miałbym znać odpowiedź? Niektórzy twierdzą, że powinno być ich tylu w diecezji, ilu było w starożytnym Kościele Rzymu, tj. siedmiu diakonów w diecezji wystarczy! „Nowe wino jednak trzeba lać do nowych bukłaków”, i tak jest z odnowionym diakonatem stałym. Praktyka wskazuje na to, że powinno być diakonów tylu, ilu ich potrzeba do posługi miłości charytatywnej czy innego zaangażowania, również w przepowiadaniu słowa. Gdyby tak miało się stać, to sądzę, że i tak będzie ich za mało w stosunku do potrzeb, dlatego ich obecność i posługa mają rozbudzać charyzmat służby u innych. Jak dobrze odpowiedzieć na pytanie o liczbę? Myślę, że choć jesteśmy dużym krajem, dużym Kościołem, to w przewidywalnej perspektywie nie będziemy mieli w swoich szeregach tylu diakonów, co podobne nam Kościoły europejskie czy Kościoły w świecie.

Z czego to wynika?

Między innymi z tego, że w Kościołach, które już się cieszą od kilkudziesięciu lat obecnością diakonów stałych, ci diakoni znaleźli się w nieco innej sytuacji. Już są uznaną grupą w Kościele, widać ich pracę, więc i jest potrzeba ich wyświęcania. Ci diakoni pojawiali się w poszczególnych Kościołach wtedy, kiedy nie było tak dookreślonych norm w zakresie kształcenia i formacji diakonów stałych jak dzisiaj. Obecnie od kandydatów na diakonów stałych wymaga się takiego poziomu wykształcenia jak od przyszłych prezbiterów, więc zdobycie takiego poziomu wykształcenia może dla wielu z tych, którzy myślą o diakonacie, przeszkodą nie do pokonania. Szczególnie że często pochodzą oni ze środowisk aktywnych zawodowo i rodzinnie. Dlatego wygospodarowanie jeszcze niemałej części czasu na uzupełnienie swojego teologicznego wykształcenia może stanowić problem. I jak patrzę na liczbę diakonów stałych w Polsce, ona nie jest duża po tych piętnastu latach i nie tak duża, jak można by się tego spodziewać. Dzieje się tak przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że nie wszystkie diecezje zdecydowały się na wprowadzenie tej posługi. A po drugie, że te normy dla kandydatów stawiane są z dosyć wysoko zawieszoną poprzeczką. Więc pewnie dojdziemy do kilkuset diakonów w skali kraju.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Redaktor Naczelny miesięcznika Adeste. Z wykształcenia politolog specjalizujący się w cyberbezpieczeństwie, z zawodu dziennikarz. Prywatnie melancholik lubiący dobrą muzykę, kubek ciepłej herbaty i spotkania z przyjaciółmi.
Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.