„Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Słowa, które wypowiedział Jezus tuż przed Wniebowstąpieniem, były nie tylko nakazem dla obecnych przy tym wydarzeniu apostołów. Pozostają one misją Kościoła także dziś, gdy człowiek zaczyna budować własne, elektroniczne światy. Czy więc w obliczu rozwoju technologicznego powinniśmy na nowo przemyśleć zakres tego wezwania?
Metaverse. W języku polskim bywa nazywany metawersum lub metaświatem, choć wciąż najpopularniejsze jest określenie angielskie. Czym jest? W skrócie – technologiczną koncepcją wirtualnego świata wraz z funkcjonującymi w nim wirtualnymi postaciami. Człowiek mógłby uczestniczyć w metaświecie za pośrednictwem swojego awatara w sposób immersyjny, tzn. będąc w nim całkowicie zanurzonym i odbierając go za pośrednictwem różnych zmysłów. Immersyjność zapewniałaby technologia wirtualnej lub rozszerzonej rzeczywistości (VR i AR).
W metaświecie metasprawy
Jest rok 2050. Zakładam okulary VR i przenoszę się do metaświata. W nim swoje kroki kieruję do metaredakcji „Adeste”. Po drodze przewijam przed oczami feed społecznościowy: wczorajszy obiad Moniki, zaproszenie na koncert scholi Piotra, dwadzieścia jeden zdjęć książki przeczytanej wczoraj przez Monikę, śmieszne zdjęcie Krzysia, trzydzieści siedem selfiaków Moniki z Metatrzańskiego Parku Narodowego…
Dobra, starczy. Jestem na miejscu. Bardzo wyraźnie czuję się tak, jakby moje palce naciskały prawdziwą klamkę. W środku za wielkim biurkiem siedzi redaktor naczelny i wypełnia metadokumenty. Obok stoją Asia i Laura, podtrzymując sufit, żeby się nie zawalił. Podnoszę kciuk w górę i na portfele obu dziewcząt wpada po małym ułamku bitcoina, w sam raz na kawę po robocie.
W pokoju rozrywkowym Krzysiek i Marcel rzucają w siebie memami, drugi Krzysiek się namyśla, a Marcin filozofuje. W kącie Maciek dłubie przy jakimś popsutym algorytmie. Z pokoju korekty dobiega realistyczny dźwięk XIX-wiecznych maszyn do pisania, który zainstalowaliśmy dla klimatu. I tak się żyje w tym metaświecie.
Kup pan metacegłę
No dobra, powyższa wizja może i jest zabawna, ale warto zastanowić się: jak daleko jesteśmy od jej realizacji? Zaryzykowałbym stwierdzenie, że bliżej, niż wielu z nas się wydaje. Na chwilę obecną istnieje już kilka projektów realizujących i rozwijających koncepcję metaświata. Coraz popularniejsza staje się technologia VR.
Rozwój technologii NFT z kolei umożliwia już teraz handel działkami, awatarami, przedmiotami czy dziełami sztuki w metaświecie. Pod koniec 2021 r. mogliśmy zaobserwować nawet pierwszą bańkę spekulacyjną w tej branży.
Ciekawym przykładem pokazującym, jak daleko już jesteśmy, jest projekt Alethea AI (nie mylić ze znanym portalem religijnym). Docelowo ma on być metaświatem zapełnionym tzw. iNFT, czyli „ludzikami” z wyglądem, głosem i osobowością generowanymi przez algorytmy uczenia maszynowego. Pierwszy taki iNFT (o imieniu Alice) został sprzedany na aukcji domu Sotheby’s w 2021 r. za pół miliona dolarów.
Świat w kieszeni
Jak widać, metaverse to już nie jest takie totalne science fiction, a rzeczywistość, z którą warto powoli się oswajać. Ale „oswajać” nie oznacza dla mnie ani „bać się”, ani „przesadnie się ekscytować”. Oczywiście, możliwości nowych technologii czasem mogą nam imponować, a innym razem przerażać. Dlatego osobiście lubię patrzeć na nowe technologie przez pryzmat tych, które znamy i których rozwój obserwujemy od jakiegoś czasu.
Często wydaje nam się, że lata dziewięćdziesiąte były niedawno, że dopiero się skończyły. Ale pomyślmy, jak bardzo zmienił się nasz świat od wtedy. Zaledwie dwadzieścia lat temu zakupy robiło się w sklepach, płatności i przelewy załatwiało się w banku, muzyki słuchało się z płyt, filmy oglądało w kinie lub telewizji, publicystykę czytało w gazetach, a spostrzeżeniami wymieniało twarzą w twarz bądź przez telefon.
Dziś wiele osób wszystkie powyższe czynności wykonuje poprzez internet. W 2023 r. umożliwia on dostęp do: informacji, wiedzy, kultury, rozrywki w różnych postaciach, handlu, usług i mnóstwa innych obszarów. Dla wielu z nas stanowi już nie tylko narzędzie, lecz także dosłownie miejsce pracy lub prowadzenia działalności gospodarczej. Dodajmy, że jest bardzo łatwo dostępny i większość z nas spędza w nim przynajmniej kilka godzin dziennie.
Dobry Internet, zły Internet
Czy za kolejne dwadzieścia lat metaverse będzie dla nas taką samą codziennością jak dziś internet? Wiele na to wskazuje i sądzę, że byłby to najbardziej logiczny obrót spraw, szczególnie że nie są to jakieś oddzielne rzeczywistości technologiczne, ale raczej kolejne etapy rozwoju. Współczesny internet rozwija się właśnie w kierunku immersyjnego metaświata, w którym nastąpi adopcja na szeroką skalę technologii uważanych dziś za najbardziej futurystyczne i tajemnicze: technologii blockchain, internetu rzeczy, uczenia maszynowego czy wirtualnej rzeczywistości.
Może więc być tak, że w latach czterdziestych czy pięćdziesiątych obecnego stulecia wielu z nas i wiele z naszych dzieci będzie na co dzień poruszać się, pracować, spotykać ze znajomymi czy korzystać z różnych form rozrywki w metaświecie. Moim zdaniem to dość realna wizja, przy czym nie traktuję jej zbyt emocjonalnie. W końcu to nie technologia jest zła lub dobra, a intencje posługujących się nią ludzi.
Dziś wiemy już, że internet może zostać użyty jako narzędzie nie tylko do codziennych czynności, ale i takich, które możemy jednoznacznie ocenić jako dobre lub złe moralnie. Ta sama sieć, która daje nowe możliwości wyłudzania pieniędzy, dystrybucji pornografii czy rozsiewania nienawiści, umożliwia również organizowanie zbiórek charytatywnych, dystrybucję wartościowych treści czy dostęp do różnych form pomocy, i to na nieosiągalną dotychczas skalę. Zmienia się technologia, ale nie zmieniają się pobudki naszych działań. Nie widzę powodu, dla którego inaczej miałoby być w przypadku metaverse.
Pytania o metamoralność
Tego samego klucza użyłbym w kontekście relacji między Kościołem a technologią. Dziś Kościół jest w Internecie obecny i na różne sposoby wykorzystuje go jako narzędzie. Dotyczy to nie tylko duchownych, ale również katolików świeckich – świetnym przykładem jest nasz miesięcznik.
Osobną kwestią są pewne wyzwania moralne. Wiadomo, że to, co jest grzechem lub dobrem w zwykłym świecie, pozostaje także grzechem lub dobrem w internecie. Rozwój technologii czasem stawia nas jednak przed nowymi dylematami i kategoriami moralnymi. W przypadku internetu jest to chociażby kwestia pobierania pirackich kopii filmów czy gier. Na horyzoncie majaczą już jednak kolejne trudne pytania.
Czy moralnie dopuszczalne jest uczenie algorytmów sztucznej inteligencji obraźliwych słów lub rasizmu? A dręczenie cyfrowych zwierząt w metaświecie? Czy jeśli para niebędąca małżeństwem steruje w metaświecie dwoma awatarami uprawiającymi seks, to jest to taki sam grzech, jak gdyby zrobili to w rzeczywistości? Czy mogę dać awatarowi w pysk, jeśli mam pewność, że sterujący nim człowiek nie odczuje tego fizycznie? A czy pornografia całkowicie wygenerowana przez sztuczną inteligencję jest lepsza od „tradycyjnej”, skoro przy jej produkcji żaden człowiek nie musiał popełniać grzechu cudzołóstwa i nikomu nie stała się krzywda? Jestem przekonany, że teologowie moralni nie będą się przez najbliższe dekady nudzić.
Papiestwo immersyjne?
A co z tym papieżem w metaverse? Cóż, tak samo jak powyżej – myślę, że będzie podobnie, jak z papieżem w internecie. Współcześnie dla wielu z nas internet i media społecznościowe są głównym źródłem informacji. Nic więc dziwnego, że również stamtąd czerpiemy informacje o papieżu – jego nowych działaniach, słowach, dokumentach, podróżach, planach czy nawet stanie zdrowia. Jeśli tę rolę przejmie metaverse, to nasz proces zdobywania informacji zapewne będzie wyglądał z grubsza podobnie.
Ciekawsze jest pytanie o ewentualną obecność papieża w immersyjnych projektach społecznościowych. Obecnie w mediach społecznościowych funkcjonują oficjalne konta Stolicy Apostolskiej, ale nie oznacza to, że papież stał się influencerem. Ojciec Święty nie tweetuje, nie wrzuca zdjęć na Instagrama, nie komentuje postów i nie nagrywa tiktoków. Czy kiedyś to się zmieni? Być może tak, być może nie. Jeśli jednak na razie nie możemy osobiście posprzeczać się z papieżem na Twitterku, to wcale nie jest powiedziane, że kiedyś nie będziemy mogli wpaść na niego podczas porannego joggingu w metaświecie.
Warto również zapytać, co miałaby dać ewentualna obecność papieża w metaświecie. Oczywiście nie wiemy jeszcze, jak będzie wyglądać i działać internet przyszłości, ale koniec końców używać go będą normalni ludzie, tacy sami jak my. Metaświat może więc być kolejnym ciekawym narzędziem do głoszenia Ewangelii, ale z pewnością nie terenem misyjnym sensu stricto. Być może też za kilkadziesiąt lat osoby chore, oglądające dziś liturgię na ekranach, będą mogły robić to przez okulary VR, czując przy okazji np. zapach kadzidła. Nie oznacza to jednak, że metaverse zapełni się kościołami parafialnymi. No chyba, że kiedyś będzie to jedyne miejsce, w którym będzie można legalnie odprawić mszę trydencką.
Świat dziesięć i dwadzieścia lat temu wyraźnie różnił się od tego, który znamy dzisiaj. Dlatego szanse, że świat za kolejne dziesięć czy dwadzieścia lat również będzie wyglądał inaczej niż dziś, są dość spore. Nie znaczy to jednak, że za ścianą już czai się przerażający metaświat rodem z Kongresu futurologicznego Stanisława Lema. Nowe technologie od lat zmieniają nasze życie i nic nie wskazuje na to, by miało być inaczej. To od nas jednak zależy, jak będziemy z nich korzystać.