adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Schody ruchome

magazine cover

unsplash.com

„Schody ruchome, eskalator – urządzenie transportowe zaliczane do grupy przenośników i służące do przewozu osób pomiędzy kondygnacjami budynku. Składają się z konstrukcji nośnej, stopni zamocowanych do specjalnego łańcucha i poręczy, napędzanych przez zespół napędowy z silnikiem elektrycznym i najczęściej z przekładnią”.

Tak polska Wikipedia w poetycki sposób opisuje konstrukcję, która wielu z nas towarzyszy na co dzień.

To absolutny cud techniki, piękny symbol połączenia tego, co ziemskie, z tym, co niebiańskie – obrazujący również dynamikę łączącej te dwie rzeczywistości relacji. Schody ruchome to przecież zarówno ruch anabatyczny, jak i katabatyczny z teologii.

„Schody, drabiny, drzwi – wielka trójka gier wideo”, powiedział kiedyś w jednym ze swoich wybitnych materiałów o rzeczach w grach Kacper Pitala. Mam nadzieję, że w przyszłości omówi również kwestię ruchomych schodów w grach.

Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że pierwsze schody ruchome powstały w 1896 roku? Ta wspaniała instalacja towarzyszy nam więc dłużej, niż takie oczywiste dla nas rzeczy jak telewizja, bomba atomowa, telefon czy American Pale Ale. Nieco krócej jednak niż pralka, warto zauważyć (pierwsza elektryczna pralka to rok 1851). Nie można więc lekceważyć wpływu, jaki…

…wiem, wiem, nie przyszliście tutaj po historyczno-naukowe ciekawostki. Nie mogłem jednak się powstrzymać przed krótkim hołdem dla ruchomych schodów, które od dziecka uwielbiam. Nie to jest jednak ważne. Istotna jest w tym tekście zaskakująca różnica kulturowa, która istnieje w Polsce, jeśli chodzi o korzystanie z eskalatora.

Urodziłem się w Warszawie. Na Starym Mieście znajduje się bardzo ważny zabytek, można rzec, perła stolicy. Tak, mowa oczywiście o ruchomych schodach na trasie WZ, które powstały w latach 1947-1949 i połączyły al. Świerczewskiego (obecnie al. „Solidarności”) z kamienicą Johna przy pl. Zamkowym. Największą atrakcją w drodze do zwiedzania przepięknie odrestaurowanej warszawskiej starówki były właśnie te schody. Uwielbiam szczerze wszelakie schody ruchome, więc bardzo frustruje mnie, gdy schody na różnych stacjach Wwa się psują (niestety zdarza się to często).

Od dziecka społeczeństwo wpajało we mnie ważną zasadę dotyczącą wszelakich ruchomych schodów. Kiedy z nich korzystasz, stoisz z ich prawej strony. Lewą zostawiasz pustą, żeby ludzie spieszący się mogli po nich iść. Mnie jako dziecku wydawało się to bardzo dziwne, z czasem jednak straciłem to naturalne, dziecięce zdziwienie absurdem chodzenia po ruchomych schodach (chyba że pod prąd, wtedy jest to przynajmniej zabawne, a co jest śmieszne, musi mieć sens).

Odwiedzając jednak Krainę Czarnego Złota i jej różne miasta, odkryłem, że ludzie tam mieszkający stoją normalnie i po lewej, i po prawej. Stoją w parach, gadając. Spokojnie czekają na osiągnięcie wyższego poziomu życia lub na powrót do ziemskich spraw po rozkoszach niebiańskich ekscytacji.

Być może wynika to z dłuższej tradycji eskalatorskiej – pierwsze schody ruchome na Śląsku powstały już w latach trzydziestych. Mieszkańcy Śląska posiedli mądrość wynikającą z dłuższego o (stracone) pokolenie doświadczenia. Poza tym był on kolebką nowoczesnych technologii (a miejmy nadzieję, że i w przyszłości będzie „technologicznym hubem”, jak by to ujął Bartosiak).

To jedna wersja. Druga: po prostu mniej od Warszawiaków się spieszą. Warszawa to miasto nienasyconej ambicji, mierzące siły na zamiary (a nie zamiary na siły, jak nakazuje rozsądek). Porywające się z motyką kultury zasuwu na słońce aspiracji bycia europejską stolicą. Pomijam tu oczywisty absurd jej kompleksów – Warszawa jest europejską stolicą czystszą i bezpieczniejszą niż Paryż, lepiej zorganizowaną niż Rzym, posiadającą równie piękne katedry i kościoły jak Praga (choć moje serce wciąż tęskni za bazyliką Piotra i Pawła na Vyšehradzie). Europejczycy mogą nam pozazdrościć walających się wszędzie hulajnóg elektrycznych. Zamiast skupić się na podkreśleniu własnej tożsamości i kreowania rzeczywistości bez kompleksów, elity warszawskie klęczą przed eurokompleksem. Nie chcę się jednak na ten temat rozpisywać, bo to kwestia na osobny felieton.

Warszawiacy bardzo się spieszą.
„Bardzo lubię kiedy masz warszawski chód
Ciężko to opisać, to jest taki dziarski trucht
Slalom wokół źle zaparkowanych samochodów
Samodzielni warszawiacy kopią własny grób
Nie mam czasu na rozmowę, mam siłownię znów
Nie jem białka, tłuszczów, węgli, będę model bóg

Zobacz też:   Skauci Europy – harcerska przygoda za rękę z Bogiem

Nudne życie opakuję w jakiś modny look”, rapuje Taco Hemingway w piosence Sanatorium. Ten warszawski raper często przybiera funkcję obserwatora stolicy, kpiącego z niej, ale i kochającego to miasto.

„Męczy mnie stolica, chcę, by stała w ogniu
WWA nie spłonie nigdy, ogień stałby w korku […]
Tylko się droczę, wolę Krakowskie niż Champs-Élysées
Setka Wyborowej i bigos na apetizer
Człowieku, wolę de Gaulle’a niż Piccadilly
Chociaż tu i tu widziałem Polaków co piwa pili” (Sanatorium).

I oczywiście, zwłaszcza w trudnych czasach, aspiracje wymagają ciężkiej pracy. Pieniądze trzeba zarobić, firmę rozwinąć, szkołę skończyć.

Warszawa o poranku jest pełna uczniów klnących na rzeczywistość, mknących w pośpiechu na lekcję o 8:00 rano (oczywiście spóźnienie lub nieobecność to grzech śmiertelny w oczach nauczycieli). Ludzi jadących w korku do pracy, półżywych zombie w przepełnionych autobusach i pociągach. Na kilka godzin, w okolicy południa, miasto się uspokaja. Gdzieniegdzie ktoś idzie na zmianę w barze. Rozpoczyna się codzienna szychta w gastro – żeby pracownicy biurowi mieli gdzie zjeść lunch lub odbyć spotkanie po pracy.

Około 16:00 wszyscy wracają. „Fajrant” – tyle że mają go przede wszystkim budowlańcy. Większość wciąż ślęczeć będzie nad pracami domowymi, zajęciami dodatkowymi, firmowymi zadaniami, omawiać będzie ważne sprawy. Po nawet kilkunastu (de facto) godzinach pracy obejrzy coś ciekawego, serial, vlog (np. o Japończykach, podczas którego można sobie westchnąć: „ach, ci Japończycy mają ciężko, tak dużo pracują”). I trochę pośpi.

Taco Hemigway w nieco dawniejszych czasach „nawinął”:

„Czasami się martwię, że nie zauważę
Żarówki spalonej przez złoty klosz
I nie zauważę, że boli coś strasznie
Bo czasu brak
Trzeba tu robić grosz” (Koła).

Troska o przyszłość wymaga balansowania na linie. Z jednej strony przepaść braku zajmowania się nią, bierność. Z drugiej przepaść przepracowania, zgubienia siebie w natłoku życia.

Teraz możesz pracować ciężko, uczyć się pilnie, licząc na pieniądze, sukces, dostatnie życie, karierę naukową – cokolwiek w tym stylu – ale czy za dziesięć lat takiego dzikiego pościgu będziesz miał zdrowie, by się tym cieszyć? Obecnie „jechanie na redbullach”, zarywanie nocy na naukę przed sesją może przychodzić z łatwością, ale czy Ty z przyszłości nie będziesz cierpiał na poważne problemy zdrowotne?

„Jest nieraz człowiek, który w swej pracy
odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością,
a udział swój musi on oddać człowiekowi,
który nie włożył w nią trudu.
To także jest marność i wielkie zło”, powiada Eklezjastes (Koh 2, 21). Jeśli ciężko pracujesz, żeby zostawić to rodzinie, którą założyłeś, to chyba jeszcze nie najgorsza sprawa. Z drugiej strony, czy chciałbyś taką rodzinę przedwcześnie opuścić, nawet jeśli przedtem zapewnisz im byt?

„Goń za tym co wartościowe, nie za tym co przemijające” („Pursue what’s meaningful, not what is expedient”), jak to ujął Jordan Peterson. „Szukajcie wpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości”, jak to ujął nasz Pan (por. Mt 6, 33). Słowo „najpierw” jest w tym cytacie istotne.

„Ograniczmy dzienny dostęp do internetu, więcej czasu spędzajmy offline. Zbadajmy swoje potrzeby, jeśli idzie o sen i dajmy swojemu organizmowi się wysypiać. Rozdzielmy pracę od życia prywatnego, jeśli tylko możemy. Znajdźmy czas na modlitwę. Jeżeli stres zbytnio nas przygniata, jeśli wydaje nam się, że to nie tylko kwestia wyżej wymienionych rzeczy, nie bójmy się skorzystać z pomocy specjalistów. Poszukajmy rzeczy, które nas uspokajają (np. hobby) i znajdujmy każdego dnia czy tygodnia czas na nie”, pisałem niegdyś w artykule Proszę unikać stresu.

W tym tekście dodam: nie biegajmy po ruchomych schodach. Znajdźmy raczej na nich czas na refleksję na temat ruchu katabatycznego i anabatycznego.

PS A Ty, Czytelniku, lubisz schody ruchome? Czy w Twoim mieście stoi się na schodach, czy chodzi po nich? Napisz w komentarzu.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.