adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Czy msza to wydarzenie kulturalne?

magazine cover

unsplash.com

Nie wydawało mi się, że odpowiedź na to pytanie może wzbudzić wielką kontrowersję. Do czasu. Dlatego też powstał ten szkic – o tym, dlaczego relacje liturgii i kultury nie muszą być tak trudne, jakimi je ostatnimi czasy uczyniliśmy.

Kilka miesięcy temu napisałem na Twitterze o mszy solennej, którą mieliśmy możliwość zaśpiewać z naszą scholą męską. Świadomy dość „luźnej” konwencji tego medium oraz ograniczenia liczby znaków we wpisach wspomniałem, że „była to okazja, aby usłyszeć wiele dobrej muzyki”. Pewnej osobie bardzo się to nie spodobało i napisała w oburzeniu: „To w ogóle jest jakaś paranoja, mówienie o mszy, jakby to było jakieś wydarzenie kulturalne”.

Mimo tego, że na przytoczony tweet odpowiedziałem już podczas dość długiej wymiany zdań, sytuacja ta stanowiła dla mnie przyczynek do rozważań nad relacją liturgii i kultury. Czy rzeczywiście paranoją jest mówienie o mszy „jakby to było jakieś wydarzenie kulturalne?” Nie – z bardzo prostej przyczyny. Bo msza oraz liturgia w ogóle zjawiskiem kulturalnym są z kilku powodów.

Zawężenie pojęcia

Zacznijmy od tego, że wspomniana kontrowersja wypływa z określonej definicji kultury. W tym przypadku adwersarze określania liturgii jako „wydarzenia kulturalnego” w mojej opinii prezentują zazwyczaj rozumienie kultury zbędnie zawężone. Wielki słownik języka polskiego określa kulturę w znaczeniu 1. (dorobek cywilizacji) jako: „Duchowy i materialny dorobek społeczności żyjącej w jakimś czasie na określonym terenie” (Kultura, [w:] wsjp.pl).

Gdy ktoś słyszy tezę „liturgia jest wydarzeniem kulturalnym” i wyobraża sobie, że mowa wyłącznie o jakimś koncercie, podczas którego uczestnicy jedynie zachwycają się ładną muzyką, oglądając ładne wnętrza kościelnej budowli, człowieka w ładnych szatach ze złotymi elementami wykonującego ładną choreografię, w pewnym sensie nie dostrzega złożoności pojęcia kultury, ograbiając ją z jej warstwy duchowej.

Dostrzeżenie jednak „kulturowości” zjawiska liturgii w świetle przytoczonej definicji nie jest kwestią opinii, ale zauważenia faktów. Kościół przez wieki oddawał chwałę Stwórcy, wyrażając jednocześnie spójny system wierzeń, doktrynę moralną oraz nauczając tego w określonym hierarchicznym systemie (element duchowy). Ten kult rozwinął się o różnorakie elementy, takie jak: rytuał, modlitwy o określonej formie literackiej, szaty, gesty, dramaturgię, architekturę oraz muzykę (element materialny), w których raz po raz wyrażał się również wspomniany dorobek doktrynalny.

Dlaczego liturgia potrzebuje kultury?

Treść, aby mogła zostać jakkolwiek przekazana i zrozumiana, domaga się formy. Spróbujmy w prosty sposób nałożyć tę tezę na rzeczywistość kultu Bożego. Co stanowi treść liturgii? „Dzieło Boże” – działanie Chrystusa w Kościele, z Kościołem i przez Kościół, stanowiące kontynuację dzieła odkupienia (KKK 1069). Działanie duchowe wymaga jednak swojego wyrażenia na sposób materialny. Stąd też cała forma liturgii. Wielki polski liturgista, bł. abp Antoni Nowowiejski w swoim Wykładzie liturgii (1893, s. 103) nazywa to „środkami rozwinięcia kultu”. Wskazuje jednocześnie, iż służą one między innymi temu, aby kult Boży odpowiadał zdolnościom duchowym i cielesnym człowieka.

Wydaje się zatem w pełni zrozumiała relacja liturgii i kultury. Liturgia w swojej widzialnej formie jest jakby „utkana” z kultury. Kościół, tworząc święte obrzędy, wykorzystuje ogół dorobku cywilizacyjnego ludzkości. Celebracja liturgiczna jest silnie zakorzeniona w kulturze ludzkiej. Co więcej, integruje dorobek kulturalny człowieka i go uświęca (por. Benedykt XVI, Kompendium Katechizmu Kościoła katolickiego, 236). Liturgia jest szczytem ludzkiej kultury.

Źródła negacji

Zaprzeczenie tezy, że liturgia jest zjawiskiem kulturowym, po pierwsze brzmi jak pomysł iście gnostycki. Ostateczna forma takiego poglądu mogłaby prowadzić wręcz do przekonania o konieczności „wyrwania” liturgii z wszelkich form materialnych. Jednakże „warstwa” nadprzyrodzona, duchowa w kulcie nie stoi w sprzeczności z tym, co materialne. Wspaniale pisze Dietrich von Hildebrand w swym dziele Koń trojański w mieście Boga (2006, s. 304) tak: „Moc i egzystencjalne oddziaływanie świętej liturgii są zakorzenione właśnie w tym, że nie jest ona w żadnej mierze abstrakcją; zwraca się nie tylko do naszego intelektu czy też nagiej wiary, lecz przemawia na niezliczone sposoby do całej osoby ludzkiej. Zanurza wiernych w świętej atmosferze Chrystusa przez piękno i blask kościołów, przez barwę i piękno szat, przez styl swego języka i wspaniałą muzykę chorału gregoriańskiego”.

Drugą podstawę negacji dostrzegam w przedziwnym ustawieniu kultury w opozycji do wiary, co w mojej opinii ma swoje źródła w oświeceniowym rozdzieleniu kultury i wiary. Benedykt XVI nazwał to wręcz „autentyczną rewolucją kulturalną” (Ratzinger J., Opera omnia, s. 549), która prowadziła do zapomnienia o fakcie, że przez wieki kultura była z wiarą i liturgią ściśle związana, w zasadzie „wyrastała z wiary”.

Dalsze implikacje

Kto wie, być może to zjawisko doprowadziło do zawężenia pojęcia kultury wyłącznie do dziedzictwa materialnego, a więc wyłączenia z niej tego, co wchodzi w zakres dorobku duchowego ludzkości. Wtedy rzeczywiście „mówienie o mszy, jakby to było jakieś wydarzenie kulturalne” mogłoby jawić się jako paranoja.

Zobacz też:   „Serce wielkie nam daj", czyli kilka słów o ks. Franciszku Blachnickim

W takim ujęciu kultura materialna zostaje sprowadzona do roli taniej używki, a piękno – wyłącznie do estetyzmu. Dziedzictwo materialne pojmowane jako coś „wyizolowanego” nie mogłoby ani wynikać z kultury duchowej, ani do niej prowadzić. Ostatecznie, nie mogłoby stanowić formy, jak to pisze cytowany wyżej abp. Nowowiejski, rozwinięcia kultu.

Jak pojmować kulturę w liturgii?  

Odpowiedź na to pytanie jest w zasadzie bardzo prosta. Nie oddzielać tego, co w niej materialne, od tego, co duchowe. Ma to swoje przełożenie na motywacje ludzkich działań w zakresie uczestnictwa w liturgii, co spróbuję zilustrować na dwóch przykładach muzycznych.

Niewłaściwe jest robienie z liturgii koncertu w rozumieniu „świeckim” – zakładającego, że człowiek przychodzi do kościoła po prostu posłuchać pięknej muzyki, a akcja liturgiczna toczy się niejako „w innym porządku”, czy też przedkładanie jakości kultury materialnej nad uczestnictwo we mszy. Niewłaściwe jest jednak także niedbałe podejście do muzyki, wyznawanie poglądu, że to „wszystko jedno”, czy na mszy zagra fałszujący i niewprawny organista, czy też człowiek wykonujący muzykę organową zgodnie ze sztuką, obeznany w stylach muzycznych i biegły w grze.

Rola Kościoła

Nie bez znaczenia w propagowaniu właściwego rozumienia kultury w liturgii pozostaje podejście hierarchii kościelnej. W mojej ocenie niestety jest ono ostatnimi czasy nie do przyjęcia. Z jednej strony można rozpatrzyć to w odniesieniu do pojedynczych elementów dziedzictwa cywilizacyjnego. Dawniej Kościół był w tym zakresie najpotężniejszym na świecie mecenasem, a liturgia katolicka już na pierwszy rzut oka jawiła się „szczytem kultury”. Dziś duchowni sprawują liturgię w szatach, które trudno określić mianem „dzieł sztuki”, wnętrza współczesnych kościołów pozostawiają wiele do życzenia, a nawet te stare zostały zmasakrowane (mam tu na myśli chociażby niszczenie starych ołtarzy, co po reformie liturgicznej lat siedemdziesiątych XX wieku miało miejsce w wielu świątyniach, przy braku sprzeciwu konserwatorów zabytków), a muzyka kościelna jest w stanie głębokiego kryzysu. 

Przeszkoda istnieje również na płaszczyźnie ekonomicznej, ponieważ wszystko próbuje się zrobić najtaniej, jak tylko się da. Problemem jest także, moim zdaniem, konstrukcja współczesnego rytu rzymskiego, który został ogołocony z wielu elementów dorobku kulturowego naszej chrześcijańskiej cywilizacji – poczynając od poszczególnych gestów, kończąc na przekreśleniu całego systemu znaków i gestów, które budowały określoną dramaturgię starszego obrządku łacińskiego. Do tego tradycyjna liturgia sprzyja praktykowaniu np. starych form muzycznych, których wykonanie podczas zreformowanej liturgii wielu celebransów i wiernych doprowadza do znużenia – mowa np. o kilkuminutowym polifonicznym Kyrie, w czasie którego dawniej celebrans okadzałby ołtarz, w rycie Pawła VI zaś stoi i jedynie słucha – to zaś sprzyja atmosferze swoiście „koncertowej”.  

Drugą trudnością jest fakt, iż w praktyce ogranicza się możliwość praktykowania tradycji wypływających z dziedzictwa cywilizacyjnego konkretnych społeczności. Po pierwsze, już od dłuższego czasu mierzymy się z niszczycielskimi dla kultury tendencjami centralistycznymi. Warto przytoczyć próby zadekretowania przez papieży „słusznego” chorału gregoriańskiego, najpierw przez Piusa IX – Editio medicaea, później zaś przez Piusa X, tym razem w wersji opracowanej (również, skrupulatnie, od strony wykonawczej) przez mnichów z Solesmes, co miejscami doprowadziło do wykorzenienia lokalnych wariantów melodycznych i praktyk wykonawczych tego śpiewu (więcej na ten temat w artykule dr. Bartosza Izbickiego – Trzy bitwy o chorał gregoriański, „Christianitas” 2009, nr 43, s. 73-93). Obecnie wysokie gremia zajmujące się muzyką kościelną podnoszą postulaty ujednolicenia nawet w skali całej Polski (sic!) melodii pieśni kościelnych, przez długie lata praktykowanych lokalnie w różnych wariantach melodycznych. Po drugie, niepokojącą tendencję stanowi promowanie dorobku cywilizacyjnego obcych kultur (co samo w sobie nie ma oczywiście wartości negatywnej) przy fascynacji nim do tego stopnia, że własne dziedzictwo ulega zapomnieniu. Często nawet doprowadza to do sytuacji, w której dana społeczność nie wie, że we własnym dorobku ma przewspaniały odpowiednik tego, co przyjęło z innej kultury w imię różnorodności czy fascynacji „egzotyką”.

Znaleźć pozytywne rozwiązanie dla tej sytuacji będzie niezmiernie trudno, ponieważ wskazany przez Benedykta XVI rozdział wiary i kultury z dnia na dzień wydaje się umacniać, mimo wielu chlubnych wyjątków. Tak długo jak trwa, będziemy słyszeć głosy oburzonych tym, że liturgia jest pojmowana jako wydarzenie kulturalne, oraz z drugiej strony znużone pomruki tych niechętnych, aby pielęgnować to, co w liturgii stanowi przejaw kultury. Jest jednak sposób, aby choć na chwilę wyrwać się z tego napięcia: uczestniczyć we mszy świętej sprawowanej w przepięknym kościele, we wspaniałych, drogocennych szatach, z dźwiękami chorału oraz innych dzieł muzycznych różnych epok i umacniać w sobie świadomość, że nie jest się biernym obserwatorem tej rzeczywistości. A jakże oczyszczające dla nas wszystkich byłoby hojne stwarzanie takiej możliwości przez proboszczów…

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.