fot. Pixabay
Czy Bóg może powołać człowieka do samotności? To zależy, jak rozumiemy samotność. W takim razie: czy Bóg może powołać kogoś do bycia singlem? To też nie jest proste. Pewne jest jedno – Bóg nie chce, żeby ktokolwiek z nas zmarnował swoje życie i nie wykorzystał talentów, które On nam dał.
Bóg powołuje nas wszystkich do świętości. Myślę, że to jedyny punkt wyjścia do wszelkich rozważań na temat powołania. Tylko co to znaczy w praktyce?
Świętość jest naszym celem. Ten cel jest obiektywnie najlepszym, co może nas spotkać, i oczywiście tym, czego Bóg, czyli sama Dobroć i Miłość, dla nas chce. Obdarza nas więc zdolnościami i cechami charakteru niezbędnymi do jej osiągnięcia. Co jednak istotne, każde z nas otrzymuje inną osobowość i inne talenty. Predysponują nas one do osiągania tego samego celu różnymi sposobami. Dzięki twórczemu z nich korzystaniu i ich rozwijaniu realizujemy swoje powołanie do świętości poprzez życie w różnego rodzaju powołaniach tu na ziemi.
Tyle powołań, ilu ludzi
W takim świetle można teoretycznie powiedzieć, że istnieje tyle powołań, ilu ludzi. Skoro bowiem nie ma dwóch takich samych osób, to i nie ma dwóch dokładnie takich samych dróg do świętości. W zasadzie jest to prawda – ale prawdą jest też, że możemy wyróżnić parę ogólnych grup, które systematyzują nasze różnorodne sposoby na życie. Mówimy więc o kilku głównych powołaniach, a każdy powinien odnaleźć to, które Pan dla niego wybrał, i realizować je zgodnie ze swoimi możliwościami, nieustannie zawierzając swoje życie Bogu. Lista owych głównych powołań stanowi jednak przedmiot dyskusji.
Prawdopodobnie zetknęliście się kiedyś z koncepcją, według której każdy człowiek podąża jedną z czterech ścieżek życiowych, wyznaczonych przez powołanie do życia w małżeństwie, w kapłaństwie, do życia konsekrowanego lub w samotności. To koncepcja często powtarzana w mediach dla młodzieży katolickiej czy na spotkaniach różnego rodzaju wspólnot. Nakłada się ona mniej więcej na podział stanów Kościoła, zarysowany w dziewiątym artykule Katechizmu Kościoła katolickiego: Kościół hierarchiczny, życie konsekrowane i wierni świeccy, wśród których rzekomo da się wyróżnić powołanych do życia w małżeństwie oraz do życia w samotności. Warto jednak wspomnieć, że Katechizm nie wymienia tych powołań jako jakiejś konkretnej, jedynej listy.
Najwięcej kontrowersji wzbudza to ostatnie powołanie. Pytania pojawiają się już na gruncie systematyki – przykładowo, różnica między życiem w samotności a samotnym życiem w świeckim instytucie życia konsekrowanego (bo przecież życie konsekrowane to niekoniecznie zakon!) wydaje się bardzo płynna. Problemem jest również definicja „życia w samotności”, a także odpowiedź na pytanie: czy Bóg rzeczywiście – a jeśli tak, to dla kogo – chce takiego życia?
Katechizm Kościoła katolickiego nie tylko nie wymienia bezpośrednio listy powołań, ale także nigdzie nie nazywa życia w samotności dosłownie „powołaniem”. Samotnemu życiu poświęcony jest kanon 1658, który jednak również nie skupia się na „singlach”, ale raczej na osobach żyjących – na pewnym etapie i wskutek różnych okoliczności – po prostu samotnie. Dla porządku przytoczmy jednak ów kanon w całości:
Należy jeszcze wspomnieć o pewnych osobach, które ze względu na konkretne warunki, w jakich muszą żyć – chociaż często wcale tego nie chciały – są szczególnie bliskie sercu Jezusa, a zatem zasługują na specjalną miłość i troskę Kościoła, a zwłaszcza duszpasterzy. Dotyczy to dużej liczby osób żyjących samotnie. Wiele z nich pozostaje bez ludzkiej rodziny, często z powodu ubóstwa. Są wśród nich tacy, którzy przeżywają swoją sytuację w duchu Błogosławieństw, wzorowo służąc Bogu i bliźniemu. Trzeba przed nimi wszystkimi otworzyć drzwi domów rodzinnych, „Kościołów domowych”, i wielkiej rodziny, jaką jest Kościół. „Nikt nie jest pozbawiony rodziny na tym świecie: Kościół jest domem i rodziną dla wszystkich, a szczególnie dla utrudzonych i obciążonych”.
KKK 1658
Powołanie czy nie?
Należy zapytać, jak propagatorzy powyższych koncepcji rozumieją powołanie do życia w samotności, a także na jakiej podstawie je wyróżniają. Co do rozumienia wątpliwości raczej nie ma – wystarczy posłuchać czy poczytać wypowiedzi na temat owych czterech powołań, by zorientować się, że chodzi o – krótko mówiąc – bycie singlem. „Żyjący samotnie” trwają w bezżenności, a przy tym nie są w stanie życia konsekrowanego. Rzecz jasna – co z punktu widzenia katolicyzmu jest raczej oczywiste – do grona „samotnych” nie zaliczamy osób świadomie i stale żyjących w związku niesakramentalnym lub w przelotnych związkach.
Omawiając powołanie do życia w samotności, podkreśla się zazwyczaj związane z nim możliwości, których źródłem mają być czas, mniejsza liczba zobowiązań i szerszy zakres niezależności finansowej. Często wskazuje się więc, że osoby samotne mogą poświęcić więcej czasu oraz środków na pomoc bliskim, wolontariat czy pełnienie różnych posług w Kościele.
Pozostaje jeszcze jedno pytanie: na jakiej podstawie część osób wymienia tak rozumiane powołanie do życia w samotności obok powołań małżeńskiego, kapłańskiego i konsekrowanego? Nazywanie tej ścieżki życiowej „powołaniem” nie ma umocowania w Katechizmie, gdzie próżno szukać zrównania na jakiejkolwiek płaszczyźnie czterech, wymienianych jednym tchem „powołań”. Oczywiście, Katechizm wspomina o ścieżkach powołania związanych z samotnością – takich jak życie pustelnicze, trwanie w świeckich instytutach życia konsekrowanego czy stowarzyszeniach życia apostolskiego tudzież życie dziewicy konsekrowanej – czyni to jednak w rozdziale poświęconym życiu konsekrowanemu, ponieważ wszystkie wymienione drogi życia są właśnie formami życia konsekrowanego. O singlach wspomina wyłącznie w cytowanym już punkcie, w którym ich stan jest wyraźnie określony jako przejściowy lub będący wynikiem pewnych niekorzystnych okoliczności, a nie – jako powołanie.
Efekt motyla
Nie piszę o tym jednak dla samego wytknięcia nieścisłości czy, broń Boże, próżnej wyższości. Tak się bowiem składa, że pewne autorskie koncepcje teologiczne, powstałe z przesunięcia akcentów czy bardzo luźnej interpretacji nauczania Kościoła, potrafią być szkodliwe dla zwykłych ludzi. Tak jest i w tym wypadku. Nie jest to zaskakujące, ponieważ temat powołania jest bardzo delikatny i osobisty, a jednocześnie kluczowy dla młodych ludzi w perspektywie podejmowania ważnych decyzji życiowych. Błędne rozumienie kwestii związanych z powołaniem może przyczynić się do jego niewłaściwego rozpoznawania, czego konsekwencje mogą być tragiczne i ciągnąć się nawet przez całe życie.
Wróćmy więc do meritum. W wielu środowiskach katolickich bezpodstawnie wprowadza się pojęcie „powołania do życia w samotności”, które w istocie jest „powołaniem do bycia singlem”, a sposób jego przedstawienia właściwie przywodzi na myśl bardziej „powołanie do bycia przegrywem”. Skutek jest łatwy do przewidzenia: sporo młodych osób, które przeżyły np. nieudany związek albo zwyczajnie nie mają powodzenia u płci przeciwnej, może uznać, że bycie singlem to właśnie ich powołanie na całe życie. W konsekwencji tacy ludzie nigdy nie założą rodziny i nigdy się nie dowiedzą, czy to właśnie rodzina nie była ich powołaniem, w którym odnaleźliby szczęście i najlepiej realizowali swój potencjał. Nieco łagodniejszą wersją wydarzeń jest ta, w której młody człowiek bardzo długo myśli, że nie jest jeszcze gotów na związek. Niestety, jeśli to myślenie się przedłuża, ostatecznie konsekwencje mogą być takie same.
Przykłady? Znajdziemy ich dość dużo w środowiskach związanych z różnymi wspólnotami młodzieżowymi. To na przykład osoby, które przeżyły we wspólnocie tyle lat na wysokim zaangażowaniu, że niejako przegapiły najlepszy moment na założenie rodziny i zarówno one, jak i ich znajomi podskórnie czują, że teraz już na to za późno. To osoby mające problemy ze stworzeniem stałego związku, łatwo się poddające i tłumaczące każde niepowodzenie swoim możliwym powołaniem do samotności. To również pewna hermetyczność powodująca, że związki wykraczające poza obręb danej wspólnoty zdarzają się niezwykle rzadko. Można zaobserwować, że problemy dotyczą zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Oczywiście, zawsze jest to sprawa indywidualna – część z tych osób może mieć powołanie do życia konsekrowanego lub mimo wszystko zawrzeć szczęśliwe małżeństwo w późniejszym wieku. Niewątpliwie jednak wielu z tych ludzi nosi w sobie pewne skrzywienie w walce z którym na pewno nie pomaga wmawianie istnienia powołania do bycia singlem.
Czy można być powołanym do samotności? I tak, i nie. Można nie być powołanym do życia w małżeństwie, ale każde powołanie obliguje do maksymalnego wykorzystania swojego potencjału. Pan Bóg nikogo nie powołuje do oglądania seriali i obżerania się czekoladą, rozpamiętywania niewykorzystanej i bezpowrotnie straconej młodości, bycia „przegrywem”. Powołanie do bycia singlem, rozumiane tak jak opisałem to wyżej, nie istnieje, a wmawianie go młodym ludziom to wręcz zbrodnia. Nauka o powołaniu jest bardzo ważna i trzeba ją tłumaczyć, ale nie wolno jej wypaczać, ponieważ może to negatywnie wpływać na bardzo ważne decyzje życiowe młodych ludzi. Trzymanie się ortodoksji jest najlepszą drogą do uniknięcia problemów, również takich czysto życiowych – ale czy to może kogokolwiek dziwić?