adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Miesięcznik, Wiara, Z życia Kościoła

Czy liturgiści są potrzebni?

Spotkanie dwóch ludzi liturgisty i „nie-liturgisty”. Jeden poucza drugiego, jak być powinno, drugi wytyka pierwszemu faryzeizm. Kto ma rację? Jak blisko lub daleko są liturgiści od sedna wiary, a jak postawa „nie-liturgistów” ma się do esencji kultu Bożego?

„Czym terrorysta różni się od liturgisty? Z terrorystą można jeszcze negocjować” – ten żart, karykaturalnie przedstawiający osoby zajmujące się liturgiką, funkcjonuje od dłuższego czasu zarówno w katolickiej części internetu, jak i na ustach wielu ludzi wierzących. Muszę się przyznać, że zawsze mnie on śmieszy – jednak nie dlatego, że uważam go za prawdziwy. Często w zakamarkach katolickiego internetu zdarza mi się trafić na dyskusję, która schodzi na tematy liturgiczne (czasem również biorę w niej udział). Zostawiam w tym miejscu fora i grupy dyskusyjne skupiające wyłącznie osoby zainteresowane tą tematyką. Chciałbym wyjść od nieco innej sytuacji – spotkania dwóch różnych stron – liturgisty (rozumianego nie jako określenie teologa, który obronił pracę doktorską z liturgiki, ale każdego pasjonata zarówno liturgiki, jak i liturgii) oraz człowieka, którego, mówiąc delikatnie, zasady liturgiczne nie interesują (na potrzeby niniejszego tekstu został on „nie-liturgistą”).

Bardzo często dochodzi tutaj do różnego rodzaju „zgrzytów” – liturgista zwraca uwagę, że kult Boży rządzi się własnymi prawami i określona sytuacje lub dyskusje nie powinny w ogóle mieć miejsca. Wówczas „nie-liturgista” zarzuca swojemu rozmówcy faryzeizm i utratę sensu wiary. Zaznaczam, że niniejszy tekst nie będzie stanowił próby osądu żadnej ze stron sporu, ponieważ nie mam takiego prawa. Postaram się jednak odpowiedzieć na kilka pytań: „Kto zatem ma rację?” oraz „Czy takie dyskusje wśród katolików mają jakąkolwiek rację bytu?”. Wreszcie: „Czy liturgiści są potrzebni?”, a także: „Czy liturgika związana jest z duchowością i wiarą?”.

Taka sytuacja…

Na początku warto powiedzieć kilka słów na temat wyżej wspomnianego sporu. Posłużę się w tym celu jednym przykładem. Pewien film na YouTube przedstawia artystyczne wykonanie piosenki Hallelujah autorstwa L. Cohena podczas ceremonii mszy ślubnej sprawowanej w katolickiej świątyni. Zapewne jest to klip promujący danego artystę (czy też artystkę), który w swoim życiu na niejednym ślubie już śpiewał (i pragnie to kontynuować). Nagle film otrzymuje „łapkę w dół”, a pod nim pojawia się komentarz: „Ten utwór, w dodatku okraszony estradową manierą wykonawczą, nie jest pieśnią liturgiczną, ale świecką piosenką rozrywkową! Nie powinien być wykonywany w trakcie liturgii”.Po pewnym czasie pod tymże komentarzem opublikowanych zostaje wiele odpowiedzi w podobnym tonie, ale o nieco innej treści: „A kto to przyszedł? Pan maruda! Co w tym złego, że ta osoba tak pięknie wyraża siebie, a do tego oddaje cześć Panu Jezusowi?” albo „To jest właśnie faryzeizm w czystej postaci. Może para młoda zażyczyła sobie, aby wykonano właśnie tę piosenkę?”. Wreszcie w każdej dyskusji pojawia się komentarz-pułapka, który zdaniem „nie-liturgistów” nokautuje wszystkich ich antagonistów: „O co chodzi? Przecież Pan Jezus się nie obrazi”.

Zobacz też:   Nieskończoność w katolickiej dłoni

Duch czy litera?

Podstawowym chyba zarzutem, który „nie-liturgiści” kierują w stronę swoich interlokutorów, jest przesadne przywiązanie do przepisów liturgicznych. Podstawowym argumentem stają się zaś słowa Apostoła Narodów: „Litera bowiem zabija, duch zaś ożywia”(2 Kor 3, 6). Liturgista w świetle tego zarzutu staje się w tym momencie współczesną figurą faryzeizmu. Ten stereotyp potwierdza także funkcjonujący w pewnych kręgach żart, który przytoczyłem na początku felietonu – postać liturgisty jako zatwardziałego, obłudnego faryzeusza, który siedzi po nocach nad przepisami, by w ciągu dnia rozpocząć szczytną misję nawracania świata poprzez łapanie liturgicznych zbrodniarzy, którzy te przepisy łamią. Podsumowując – terrorysta pozbawiony miłości. By odnieść się do tak nakreślonej sylwetki liturgisty, muszę najpierw zaznaczyć, że nie jestem w stanie stwierdzić, w jakim stopniu jest ona zgodna z prawdą.

To tylko fragment tekstu, który ukazał się w 27. numerze Miesięcznika Adeste.

Jeżeli podoba Ci się to, co robimy – kliknij w poniższy przycisk aby dowiedzieć się, jak możesz nam pomóc w rozwoju!

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.