adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Czy Kościół stał się bardziej świecki?

magazine cover

unsplash.com

Większość czytelników, która zajrzy do tego artykułu, to ludzie świeccy. Twierdzę tak na podstawie prostej analogii – przytłaczającą część ludzi Kościoła stanowią właśnie takie osoby. Dalej sądzę, że głównie pośród katolików temat mógł wzbudzić zainteresowanie, stąd powyższy wniosek.

W takim ujęciu (upraszczając nieco sprawę) Kościół, owszem, jest świecki. Jest taki jedynie z tego względu, iż tworzą go głównie nieduchowni, kapłani natomiast – Bogu niech będą dzięki, że są – mają temu Kościołowi służyć.

Kto to jest świecki?

Zacznijmy od początku, czyli od doprecyzowania, kim w istocie jest osoba świecka i co na jej temat mówi Magisterium Kościoła. Sobór Watykański II (1962-1965) – który, nawiasem mówiąc, sporo zmienił w rozumieniu różnych spraw – wypracował definicję, pozwalającą w nieco inny niż wcześniej sposób spojrzeć na to zagadnienie: „Pod nazwą świeckich rozumie się tutaj wszystkich wiernych chrześcijan nie będących członkami stanu kapłańskiego i stanu zakonnego prawnie ustanowionego w Kościele […]” (Lumen Gentium, 31).

Z pozoru wydawać by się mogło, że soborowe rozumienie świeckich nie odbiega znacząco od istniejącego od stuleci silnego dualizmu pomiędzy duchowieństwem a pozostałymi wiernymi. Definicja bowiem sformułowana jest od strony negatywnej – wskazuje na to, kim ów enigmatyczny człowiek świecki nie jest. Na pewno różnimy się od duchownych i osób konsekrowanych, tj. mamy inne zadania do wykonania.

Sobór Watykański II nie poprzestaje jednak na tym stwierdzeniu. Definiuje dalej świeckich jako tych, „[…] którzy jako wcieleni przez chrzest w Chrystusa, ustanowieni jako Lud Boży i uczynieni na swój sposób uczestnikami kapłańskiego, prorockiego i królewskiego urzędu Chrystusowego, ze swej strony sprawują właściwe całemu ludowi chrześcijańskiemu posłannictwo w Kościele i w świecie” (Lumen Gentium, 31).

Kapłańskie [sic!], królewskie i prorockie posłannictwo świeckich

Zacznijmy przewrotnie od końca, by na deser zostawić to, co z pozoru wydaje się najbardziej kontrowersyjne. Otóż owszem, każdy ochrzczony członek Kościoła ma dany i zadany udział w trojakim posłannictwie Jezusa Chrystusa. W pewnym sensie każdy z nas powinien, we właściwy sobie sposób, wziąć odpowiedzialność za te posługi – kapłana, króla i proroka.

Prorocka misja ludzi świeckich ma swój szczególny charakter i różni się wyraźnie od tej, którą realizują duchowni, choć chodzi o tę samą część posłannictwa Jezusa. Mamy bowiem zaszczytne, acz trudne zadanie głoszenia Ewangelii we wszystkich tych miejscach, które co do zasady należą do świata (stąd też etymologicznie nazywamy siebie świeckimi – przyporządkowanymi światu). Wszędzie tam, gdzie pracujemy, uczymy się, jesteśmy z ludźmi, naszym zadaniem jest świadczyć o Jezusie i pokazywać swoją postawą naszą chrześcijańską tożsamość. „[…] Tego rodzaju apostolstwo nie polega jednak na samym tylko świadectwie życia. Prawdziwy apostoł szuka okazji głoszenia Chrystusa również słowem, bądź to niewierzącym, bądź wierzącym” (KKK 905).

Obok zadania prorockiego mamy, również jako ludzie świeccy, możliwość uczestnictwa w królewskiej funkcji Jezusa. Można ją rozumieć dwojako. Po pierwsze, jako włączeni we władzę Chrystusa możemy w wolności sami decydować o swoim życiu i wybierać dobro, a unikać grzechu. Po drugie jednak: „W Kościele »wierni świeccy mogą współdziałać w wykonywaniu władzy, zgodnie z przepisami prawa« [KPK kan. 129 § 2]. Dotyczy to ich obecności na synodach partykularnych, synodach diecezjalnych, w radach duszpasterskich; sprawowania misji duszpasterskiej w parafii; współpracy w radach ekonomicznych; udziału w trybunałach kościelnych itd.” (KKK 911). Krótko mówiąc, istnieją obszary czysto praktycznego funkcjonowania Kościoła instytucjonalnego, w których określone stanowiska mogą zajmować nie tylko duchowni. Papież Franciszek coraz częściej w swoich działaniach podkreśla te możliwości.

Ostatnim, a zarazem najciekawszym aspektem Chrystusowej misji, w której wszyscy mamy udział, jest posłannictwo kapłańskie i owszem, ludzie świeccy również w tym kapłaństwie uczestniczą. Co prawda różni się ono zasadniczo od kapłaństwa urzędowego, jednak i my w pewnym sensie, podobnie jak kapłani, składamy ofiarę. „[…] Wszystkie bowiem ich uczynki [świeckich], modlitwy i apostolskie przedsięwzięcia, życie małżeńskie i rodzinne, codzienna praca, wypoczynek ducha i ciała, […] stają się duchowymi ofiarami, miłymi Bogu przez Jezusa Chrystusa; ofiary te składane są zbożnie Ojcu w eucharystycznym obrzędzie wraz z ofiarą Ciała Pańskiego […]” (KKK 901).

Diakonat stały

Niedającym się nie zauważyć novum w Kościele w Polsce jest coraz prężniej rozwijający się diakonat stały. Nie ukrywam własnego entuzjazmu związanego z tym zjawiskiem, gdyż uważam, że stworzenie swoistego pomostu między osobami świeckimi a duchownymi – diakon nie jest już świeckim – to bardzo wartościowa inicjatywa pod wieloma względami. Szalenie cieszy mnie fakt coraz większego zainteresowania biskupów diecezjalnych tym tematem (np. diecezja kaliska właśnie zaczyna formować osoby chętne do przyjęcia święceń).

W niektórych regionach można już od dłuższego czasu spotkać takich stałych diakonów – diecezja toruńska wprowadziła tę formację jako pierwsza w Polsce już w 2005 roku – jednak z biegiem lat możemy spodziewać się jeszcze większego jej upowszechnienia. Powodów jest wiele. Po pierwsze należy zauważyć, że niepokojąco spada liczba kapłanów i dla wielu parafii niezwykle pomocna może okazać się obecność stałego diakona. Po drugie, dzięki świadectwu takiej osoby inni świeccy mogą stać się bardziej świadomi swojej niepowtarzalnej roli w Kościele i w konsekwencji zaangażować się w życie wspólnoty parafialnej zgodnie ze swoimi chęciami i możliwościami.

Zobacz też:   Nauka Zachodu w Korei – część 2

Na marginesie dodam, że diakonat stały, jako już stopień święceń, jest naznaczony pewnymi wymaganiami, które należy spełnić, aby móc go przyjąć. Diakonem może zostać ochrzczony mężczyzna, który ukończył dwudziesty piąty rok życia (jeśli chce żyć w celibacie) lub trzydziesty piąty rok życia (w przypadku mężczyzn żonatych, przy dodatkowym kryterium co najmniej pięcioletniego stażu małżeńskiego i za zgodą żony).

Generalnie, obok usprawnienia funkcjonowania parafii, diakonat stały cieszący się coraz większym zainteresowaniem także wpływa na rozumienie fenomenu ludzi świeckich w Kościele. Zaproszenie żonatych mężczyzn do stanu, chcąc nie chcąc, duchownego jest dużym krokiem ku zwiększeniu świadomości odpowiedzialności świeckich za swój Kościół.

Nie można zapominać, iż o Kościele, w sensie jego rozwoju, należy myśleć najpierw w kontekście tego, na co mamy bezpośredni wpływ. Najczęściej takim naszym codziennym środowiskiem jest parafia. To w niej najprościej szukać dla siebie miejsca, aby móc realizować swoje talenty i możliwości dla dobra wspólnoty. Zwłaszcza w dobie deficytu kapłanów powinniśmy być bardziej świadomi swojego udziału i odpowiedzialności za Kościół, w który włączył nas chrzest.

Zlikwidować duchowieństwo?

Zauważyliśmy już, że po soborze watykańskim II zmienił się nieco sposób patrzenia na stan świecki w Kościele. Osoby niebędące duchownymi zostały w ostatnich dziesięcioleciach zaangażowane w o wiele więcej spraw kościelnych niż kiedykolwiek. Sam ten fakt jest oczywiście dobry, motywuje ludzi, angażuje, a więc w konsekwencji pomaga wielu lepiej zrozumieć wiarę i własną duchowość. Nie jest to jednak zupełnie pozbawione niebezpieczeństw.

Jakiś czas temu katolickie grupy dyskusyjne obiegł, dla niektórych kontrowersyjny, materiał nagrany przez o. Adama Szustaka OP (do odsłuchania tu). Nie ukrywam, że również dla mnie był on istotną inspiracją do napisania tego tekstu.

Stanowisko dominikanina jest czymś skrajnie przeciwnym względem wspomnianego wyżej i obecnego w Kościele dualizmu duchowni-świeccy. Uważa on bowiem, że takie rozróżnienie trzeba całkowicie zlikwidować, gdyż tak naprawdę wszyscy ludzie są równi w oczach Boga i relacje między nami powinny być czysto braterskie.

W pewnym sensie rozumiem ideę, ale trudno mi się zgodzić z nią w całości. Będąc uczciwym, trzeba przyznać, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu osoba duchowna traktowana była przez ogół społeczeństwa jako hierarchicznie wyższa względem innych ludzi. Taki niezdrowy, zdeformowany sposób patrzenia na księży niósł rzeczywiście pewne zagrożenie.

Bezkrytyczne spojrzenie na jakąkolwiek grupę społeczną może zostać wykorzystane przez niewłaściwe osoby jako przestrzeń do nadużyć. Co więcej, pompatyczne przeżywanie każdego spotkania z księdzem niesie ryzyko nadania mu wyłącznie formalnego charakteru, wówczas traci na znaczeniu prawdziwa posługa kapłańska, do której ów człowiek został powołany.

Nie zgodzę się jednak w stu procentach z tak radykalną opinią, jaką przedstawił o. Szustak. Całkowite zatarcie granic między duchownymi a świeckimi wprowadziłoby w Kościele niemały chaos. Zabrakłoby autorytetów, kierownictwa, osób odpowiedzialnych za podejmowanie decyzji i w znacznym stopniu ległby w gruzach rozwój lokalnych wspólnot. Gwarantem wzrastania np. parafii jest odpowiednie koordynowanie jej działaniami, a to zakłada pewną zależność jednych osób od drugich i nie uderza nijak w godność żadnej ze stron.

Ponadto są rzeczy właściwe kapłanom i to wyłącznie im – przede wszystkim Eucharystia. Sprawowanie mszy świętej to coś, w czym osoby niewyświęcone ich w żaden sposób nie zastąpią. Nie jest to także posługa równorzędna z byciem choćby lektorem czy akolitą. Działanie in persona Christi (w osobie Chrsystusa; dotyczy mszy św.) jest w Kościele zarezerwowane tylko dla księży i to również nie znaczy, że są oni jakoś „lepsi”, raczej tyle, że ich rola różni się i to bardzo od zadań osób świeckich.

Skrajności nie zadziałają

Trudno podważać tę mądrość życiową, która ma zastosowanie w chyba wszystkich obszarach działalności ludzkiej – skrajności nie są dobre. Ani skrajny klerykalizm, ani radykalna degradacja duchowieństwa nie przyniosą oczekiwanych efektów. Najlepiej więc znaleźć złoty środek, który pozwoli właściwie zrozumieć miejsce świeckich w Kościele i ich stosunek do duchowieństwa.

Nie da się przeoczyć faktu, że w obecnych czasach potrzeba udziału świeckich w Kościele jest coraz bardziej nagląca. Po pierwsze kryzys powołań kapłańskich, po drugie coraz mniejsza świadomość odpowiedzialności nieduchownych za sprawy kościelne skłaniają do zastanowienia się nad własnym wkładem, który – zgodnie ze swoimi możliwościami – każdy z nas może wnieść w Kościół.

Odpowiadając na pytanie zawarte w tytule – nie, Kościół nie stał się bardziej świecki. Ostatnie dekady pokazują jednak, że dziś – może bardziej niż kiedykolwiek – potrzeba, aby każdy, komu dobro i rozwój Owczarni Jezusa leży na sercu, wziął odpowiedzialność przynajmniej za jakiś fragment kościelnej rzeczywistości i się o niego zatroszczył.

Niech mi wybaczy ten, kto oczekiwał rewolucyjnej i kontrowersyjnej wypowiedzi w tym tekście, ale w omawianej kwestii nie ma miejsca na żadne kontrowersje. Po soborze watykańskim II nie zdarzyło się nic nagłego i trudnego do przyjęcia. Kościół ustosunkowuje się jedynie do naturalnych przemian społecznych, w których nie da się nie zauważyć istotnej kwestii, jaką jest udział osób świeckich w różnych sprawach kościelnych.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.