adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Miesięcznik maj 2022, Społeczeństwo

Czy bitcoin i kryptowaluty zmienią świat?

magazine cover

unsplash.com

22 maja 2010 r. amerykański programista Laszlo Hanyecz zamówił na kolację dwie pizze. Z pozoru wydarzenie interesujące mniej więcej tak jak 75% kazań w naszych parafiach. Tymczasem akurat to zamówienie przeszło do historii. Hanyeczowi udało się bowiem, jako prawdopodobnie pierwszemu człowiekowi w historii, zapłacić za swój zakup przy pomocy nowego, znanego zaledwie garstce pasjonatów wynalazku – bitcoina.

Laszlo Hanyecz za swoje dwie pizze zapłacił dziesięć tysięcy bitcoinów, co z dzisiejszej perspektywy jest kwotą wręcz zwalającą z nóg. Po niecałych dwunastu latach cenę jednego bitcoina liczy się w dziesiątkach tysięcy dolarów, a jesienią 2021 r. przez pewien okres przewyższała ona cenę za kilogram złota. Należność za pizzę Hanyecza na chwilę obecną ma więc wartość porównywalną do rocznego PKB wyspiarskich państewek Oceanii. 

Przez ostatnie dwanaście lat powstało tysiące kryptowalut, które każdego dnia są kupowane i sprzedawane przez miliony osób na całym świecie za miliardy dolarów. Skąd się biorą te niewyobrażalne liczby i jaką informację przekazują?

Tajemniczy Satoshi Nakamoto

Tę historię – jak wiele innych we współczesnym świecie – trzeba zacząć od pieniądza. O tym, dlaczego pieniądz jest niezbędny w rozwoju cywilizacji i jak zgubne mogą być skutki używania złej jakości pieniądza, napisano już niejedną książkę. Na nasze potrzeby wystarczy zauważyć, że współczesny system tzw. pieniądza dekretowego, czyli opartego jedynie na zaufaniu wobec emitenta, jest dość daleki od ideału. Jako jego główną wadę wskazuje się podatność na inflację oraz rosnący stopień kontroli nad wydatkami dokonywanymi za pośrednictwem banków (warto zajrzeć chociażby do tekstu Standard Złota z perspektywy społecznej nauki Kościoła [w:] jacekgniadek.com).

W latach osiemdziesiątych część pasjonatów nowoczesnych technologii zaczęła upatrywać możliwości zwalczania tych problemów przy użyciu dynamicznie rozwijającej się kryptografii. W ten sposób narodził się trend określany jako cypherpunk. Wśród proponowanych na fali tego trendu koncepcji technologicznych pojawiał się także pomysł na elektroniczną walutę funkcjonującą w oparciu o kryptografię. Pierwszą udaną realizacją tej koncepcji był właśnie bitcoin.

Sieć bitcoina ruszyła w 2009 r., gdy świat powoli podnosił się z kryzysu finansowego. Nowy wynalazek trafił więc na wyjątkowo podatny grunt. Autorem kodu był tajemniczy Satoshi Nakamoto, którego tożsamość do dziś nie jest znana. Nie wiadomo nawet, czy pod pseudonimem tym krył się jeden człowiek, czy też grupa. Nakamoto wkrótce po opublikowaniu bitcoina przestał się udzielać w internecie. Od tego czasu trochę osób było podejrzewanych o bycie Satoshim Nakamoto, a kilka nawet się do tego publicznie przyznało, jednak wciąż nie ma konsensusu co do prawdziwej tożsamości twórcy bitcoina.

Między popytem a podażą

Wynalazek Nakamoto opiera się przede wszystkim o blockchain, czyli najprościej mówiąc, pewien specyficzny rodzaj bazy danych. Zgodnie z angielską nazwą można go sobie wyobrazić właśnie jako łańcuch bloków zawierających dane. Konstrukcja blockchaina gwarantuje, że zawarte w nim dane można zapisać tylko raz, podczas tworzenia bloku, i niemożliwe jest ich zmodyfikowanie lub usunięcie w przyszłości. Proces tworzenia nowych bloków (przez analogię do produkcji złota nazywany kopaniem) wymaga tym większej mocy obliczeniowej, im większa jest cała sieć. Za wykopanie bloku otrzymuje się nagrodę w postaci konkretnej ilości bitcoinów.

Bitcoin zaimplementowany jest w taki sposób, że nowy blok pojawia się średnio co dziesięć minut. Nagroda za jego wykopanie wynosiła początkowo pięćdziesiąt bitcoinów, ale co ok. cztery lata następuje zmniejszenie jej o połowę (tzw. halving). Jednocześnie ilość wszystkich bitcoinów dostępnych do wykopania jest określona; wynosi dwadzieścia jeden milionów. Dzięki temu możemy policzyć, że ostatni, dwudziestojedenmilionowy bitcoin, zostanie wykopany około 2140 roku, ale już dziś, w 2022 roku, wykopano ponad 90% wszystkich bitcoinów.

Dodajmy, że bitcoin jest podzielny: każdy dzieli się na sto milionów drobnych jednostek, potocznie nazywanych satoshi. Na chwilę obecną za jednego amerykańskiego centa można kupić około dwóch i pół satoshi.

Bitcoinem w kryzys?

Ograniczona liczba bitcoinów, jakie kiedykolwiek pojawią się w sieci, stanowi główną zaletę odróżniającą tę formę pieniądza od znanych nam z życia codziennego walut. Bitcoina nie da się mnożyć w sposób nieograniczony, tak jak złotówki, dolara czy jena. Co więcej, wzrost podaży bitcoina jest znany od początku jego istnienia i każdy może go łatwo sprawdzić, ale nikt nie jest w stanie go kontrolować. Każdy może również sprawdzić ilość bitcoinów na poszczególnych portfelach, ale nigdzie nie przechowuje się danych osobowych ich właścicieli. Używanie bitcoina jest zatem zarówno anonimowe, jak i całkowicie przejrzyste.

Silną stroną bitcoina jest również bezpieczeństwo sieci i odporność na modyfikacje. Bitcoina praktycznie nie da się zhackować, tzn. złamać zabezpieczeń sieci w taki sposób, aby móc np. przesłać z danego adresu więcej bitcoinów, niż na niego wpłynęło. Na dziś szacuje się, że do przeprowadzenia takiego ataku potrzebne byłoby ok. połowy mocy obliczeniowej całego istniejącego obecnie internetu (więcej: Kto ma moc obliczeniową, ten ma władzę – atak 51% w sieci Bitcoina [w:] youtube.com). 

Czymś zupełnie innym jest ryzyko kradzieży bitcoinów z konkretnego portfela przez złodzieja, który wejdzie w posiadanie naszego klucza prywatnego. Nie jest to jednak słabością sieci, a co najwyżej użytkowników. Tak, ktoś może ukraść bitcoiny z naszego portfela, jeśli wykradnie nam klucz prywatny, np. używając złośliwego oprogramowania. Tak samo ktoś może ukraść nasze banknoty, jeśli wystają nam z kieszeni w zatłoczonym miejscu. Czy jednak powinniśmy w takiej sytuacji winić banknoty jako takie, czy może jednak naszą własną nieostrożność?

Wracając jednak do świata kryptowalut – oczywiście nie ma rzeczy doskonałych. Przede wszystkim bitcoin, nie posiadając fizycznej reprezentacji, nie przejawia również fizycznych właściwości, które wpływałyby na jego wartość. Nie da się z niego, tak jak ze złota, zrobić np. biżuterii czy sztucznego zęba. Do korzystania z bitcoina, a nawet uzyskania dostępu do własnych monet, konieczne jest połączenie internetowe. Zdecentralizowany charakter sieci wymusza również dużo większą odpowiedzialność użytkowników – w przypadku kradzieży czy pomyłkowej transakcji nie ma bowiem komu zgłosić reklamacji. Przeszkodą na drodze do upowszechnienia bitcoina jako środka płatności są też dość wysokie koszty transakcyjne. Oczywiście jest to cena, którą płaci się za możliwość korzystania ze zdecentralizowanego, wolnego od kontroli politycznej pieniądza. Pytanie jednak, czy jesteśmy gotowi płacić ją nawet za możliwość zdecentralizowanego opłacenia biletu na autobus czy porannej kawy?

Inwestycja czy cyfrowa gotówka?

Na chwilę obecną kryptowaluty wzbudzają potężne zainteresowanie i emocje. Wciąż jednak daleko im do roli powszechnych, codziennie używanych pieniędzy. Większość osób zainteresowanych kryptowalutami postrzega je raczej jako inwestycję, a najczęściej jako środek do łatwego i szybkiego wzbogacenia się poprzez spekulację. Faktycznie, rynek ten wykazuje wysoką zmienność, a historie altcoinów notujących kilkusetprocentowe wzrosty za sprawą pojedynczych tweetów Elona Muska działają na wyobraźnię.

Jak już jednak wspomniałem, nie zanosi się na to, aby bitcoin czy jakakolwiek inna kryptowaluta miała przejąć rolę powszechnego pieniądza codziennego użytku, swego rodzaju cyfrowej gotówki. I nie chodzi mi nawet o kwestię powszechności, wszak znajdziemy coraz więcej sklepów czy punktów usługowych, w których można zapłacić bitcoinem. Jest on po prostu mniej wygodny i bardziej kosztowny niż gotówka czy karta płatnicza. Korzystanie z sieci wymaga również dużej ostrożności i dokładności, a także połączenia z internetem, co wciąż w wielu sytuacjach jest przeszkodą.

Dużo większą użyteczność w roli środka wymiany handlowej kryptowaluty wykazują w transakcjach międzynarodowych. Bitcoin nie znajduje się fizycznie w żadnym kraju, tylko w internecie. Ciężko w ogóle w jego przypadku rozróżniać transakcje krajowe i międzynarodowe, więc zagraniczne zakupy za jego pomocą nie różnią się dosłownie niczym od zakupów w kraju. Unikamy dodatkowych kosztów, komplikacji związanych z przelewami międzynarodowymi czy przewalutowania. Z tego powodu pojawiają się nawet głosy dostrzegające w bitcoinie potencjał do zostania główną walutą do rozliczeń międzynarodowych (szeroki opis tej koncepcji: Ammous S., Standard bitcoina, 2020, s. 310).

Czy da się zakazać bitcoina?

Oczywiście, bitcoin wzbudza zainteresowanie nie tylko prostych ludzi, ale także rządów i instytucji międzynarodowych. Ten fakt ma coraz większe znaczenie, zwłaszcza że wiele osób wciąż ma problem ze zrozumieniem natury kryptowalut i ich zdefiniowaniem w ramach istniejącego porządku prawnego. Z drugiej strony można jednak wskazać przykład Salwadoru, który przed kilkoma miesiącami oficjalnie zaakceptował bitcoina jako walutę państwową, równoprawną dotychczasowej walucie tego kraju, czyli dolarowi amerykańskiemu. Wśród państw, które w niedalekiej przyszłości mogą podążyć śladem Salwadoru, wymienia się m.in. Brazylię.

Zobacz też:   Humaniści muszą skisnąć

Zupełnie inną koncepcją, zainspirowaną sukcesem kryptowalut, jest tzw. CBDC, czyli cyfrowy pieniądz banku centralnego. Prace w tym kierunku prowadzi obecnie większość banków centralnych świata, w tym Narodowy Bank Polski. Choć wprowadzenie cyfrowego odpowiednika waluty państwowej może się wydawać połączeniem zalet kryptowalut i tradycyjnej gotówki, wiele osób patrzy na tę wizję raczej negatywnie. Zależność od banku centralnego wyklucza bowiem główną zaletę bitcoina, czyli jego zdecentralizowany charakter. Ponadto CBDC mają mieć… termin przydatności, po którym stracą wartość. Oznacza to, że z definicji nie będzie się dało odłożyć ich na później (więcej: Czym są CDBC? [w:] strefainwestorow.pl).

Ale jest jeszcze jedna możliwość. A co, gdyby ktoś postanowił po prostu zakazać używania kryptowalut? Brzmi bardzo ostro, ale, jak wiadomo, świat rzadko kiedy bywa tak czarno-biały. Zastanówmy się bowiem, co mogłoby to oznaczać w praktyce? Z jednej strony skuteczny zakaz korzystania z bitcoina jest na chwilę obecną technicznie niemożliwy. Nawet najpotężniejsze organizacje nie byłyby bowiem zdolne do uzyskania kontroli nad 51% sieci. Z drugiej jednak strony władze teoretycznie mogłyby zakazać posiadania kryptowalut, działalności giełd kryptowalutowych i innych firm z tego sektora. W takiej sytuacji wciąż dość łatwo byłoby posiadać bitcoina i ukryć ten fakt przed organami ścigania, lecz legalne sprzedanie go lub wydanie na jakiekolwiek dobro byłoby praktycznie niemożliwe, zwłaszcza w przypadku dużych ilości.

Taki zakaz czy nawet nieco luźniejsze działania, jak np. obłożenie kryptowalut wysokimi podatkami, zapewne miałyby również wpływ na ich cenę. Czy jednak byłoby to równoznaczne z wyrokiem na bitcoina? Cóż, powróćmy do analogii ze złotem. Na przestrzeni wieków nieraz zdarzało się, że władze zabraniały obywatelom jego posiadania. Jednym z najgłośniejszych przypadków była konfiskata złota w USA w 1933 r., uzasadniana walką z wielkim kryzysem (więcej na ten temat: Chojnacki Ł., Inwestowanie w srebro i złoto, 2019, s. 295). Jak pokazały wykresy ceny królewskiego metalu, wszelkie tego typu manipulacje szkodziły jedynie walutom (oraz obywatelom), ale nigdy złotu.

Bitcoin, altcoiny, memecoiny, sh*tcoiny…

Jest jeszcze jeden istotny aspekt, którego do tej pory nie poruszyłem. Chodzi o przyszłość bitcoina na szerszym rynku kryptowalut. Dotychczas używałem słów „kryptowaluta” i „bitcoin” niejako zamiennie. Pora więc powiedzieć wyraźnie, że to nie to samo. Popularny „bitek” jest bez wątpienia najstarszą i najpopularniejszą kryptowalutą, posiada również najwyższą kapitalizację. Nieprzypadkowo wszystkie pozostałe kryptowaluty określa się zbiorczo jako altcoins. Rynek kryptowalut jest jednak bardzo szeroki i wciąż się rozwija, a nieraz już zdarzało się, że pierwszy w danym sektorze z czasem musiał ustąpić miejsca nowszym, bardziej nowoczesnym i rozwiniętym projektom. Całkiem możliwe więc, że w przyszłości będziemy posługiwali się na co dzień nowymi, ulepszonymi kryptowalutami, wspominając jednocześnie bitcoina jako prekursora. Być może kiedyś bitcoiny i inne znane obecnie kryptowaluty zostaną nawet dobrami kolekcjonerskimi i będą licytowane na aukcjach numizmatycznych tak, jak obecnie stare dukaty czy talary.

Pamiętajmy również, że rynek kryptowalut nie jest wcale jednorodny. Już teraz składa się on z ogromnej liczby projektów, powstałych w zupełnie różnych celach. Wśród najpopularniejszych znajdziemy oczywiście projekty rozwijające technologię blockchain i inteligentne kontrakty, na czele z Ethereum. Potężnym sektorem stały się zdecentralizowane finanse (DeFi), oferujące szereg usług finansowych znanych z banków w świecie kryptowalut. Istnieją kryptowaluty oparte o złoto, surowce czy waluty fiducjarne (tzw. stablecoins). Prężnie rozwija się sektor związany z metaverse, czyli zapowiadaną choćby przez Marka Zuckerberga rewolucją internetu. Coraz więcej drużyn sportowych decyduje się na wprowadzenie fantokens, dzięki którym kibice zyskują możliwość wsparcia drużyny w zamian za możliwość głosowania nad pewnymi decyzjami przy pomocy posiadanych tokenów. Olbrzymią popularność zyskuje sektor NFT. Oczywiście nie można nie wspomnieć też o rozmaitych memecoins, czyli kryptowalutach ze śmiesznymi pieskami, znanymi politykami czy innymi bohaterami internetu.

Pomimo tego bitcoin wciąż zachowuje kluczową przewagę nad wszystkimi altcoinami: posiada zdecydowanie najbardziej rozbudowaną sieć i nie jest rozwijany przez żadną firmę. Dzięki temu tak naprawdę tylko bitcoin może skutecznie bronić swojego zdecentralizowanego charakteru. Dobrze pokazała to historia ataku hakerskiego, którego ofiarą padła druga największa kryptowaluta – ether, będący natywnym tokenem sieci Ethereum. Po ataku, wskutek którego hakerzy podwójnie użyli tokenów wartych ok. pięćdziesięciu milionów dolarów, dokonano interwencji w celu anulowania jego skutków. W efekcie blockchain podzielił się na sieć, w której kradzież została cofnięta, oraz taką, w której do kradzieży jednak doszło. Oba blockchainy funkcjonują obecnie osobno – ten drugi pod nazwą Ethereum Classic. Historia ta dużo mówi o charakterze altcoinów. Z jednej strony to dobrze, że udało się cofnąć kradzież i zwrócić obrabowanym użytkownikom ich własność. Z drugiej jednak strony – czy możemy mówić o zdecentralizowanej sieci finansowej, skoro aż tak głęboka ingerencja w działający blockchain była w ogóle możliwa?

Pewność niepewności

W jaką stronę pójdzie bitcoin i szeroki rynek kryptowalut? Pewne jest tylko jedno – nie da się powiedzieć nic pewnego. Głośny i wzbudzający wiele emocji sektor kryptowalut generuje różne dziwne historie, a obok ciekawych i rozwijających technologię projektów można też znaleźć zwyczajne scamy i bańki finansowe, tudzież projekty-memy, powstałe dla żartu. Przykładem może być Jesus Coin stworzony na fali zainteresowania kryptowalutami wskutek dużych wzrostów w 2017 r. Według twórców token miał „wyjątkową zaletę zapewnienia globalnego dostępu do Jezusa, który jest bezpieczniejszy i szybszy niż kiedykolwiek wcześniej” (za: 10 dziwnych projektów kryptowalutowych [w:] blocktoq.pl), a jego posiadacze mogli nim zapłacić m.in. za odpuszczenie grzechów. Wychodzi na to, że gdyby Marcin Luter żył współcześnie, przyklejałby karteczki ze swoimi tezami na laptopach użytkowników Jesus Coina.

W miejscach, gdzie można szybko i dużo zarobić, oszustów nie brakuje. Nie inaczej jest, jak widać, na rynku kryptowalut, ale nie powinno to rzutować na postrzeganie całego sektora. Osobiście nie zgadzam się więc z określaniem bitcoina jako bańki spekulacyjnej czy piramidy finansowej. Z pozoru niewyobrażalnie wysoką cenę najstarszej kryptowaluty, tak samo jak ceny wszystkich aktywów, ustala nieustanne zmaganie między popytem i podażą. Za popyt odpowiada przede wszystkim zainteresowanie inwestorów. Oddajmy jednak na chwilę głos liczbom i policzmy, co by było, gdyby bitcoin miał zastąpić dolara amerykańskiego w roli głównej waluty międzynarodowego systemu walutowego.

Kapitalizacja rynkowa bitcoina, czyli suma wartości rynkowej wszystkich monet, wynosi obecnie ok. siedmiuset milionów dolarów (dane za: coingecko.com, stan na 21 lutego 2022 r.). Można powiedzieć, że to pewne przybliżenie sumy wszystkich pieniędzy, które wszystkie osoby zainteresowane bitcoinem na całym świecie są gotowe przeznaczyć na jego zakup. Podaż dolara amerykańskiego M1 wynosi obecnie ponad 20 bln dolarów (dane za: tradingeconomics.com, stan na 21 lutego 2022 r.). Ile kosztowałby jeden bitcoin, gdyby ta pierwsza liczba wzrosła i zrównała się z tą drugą? Około miliona obecnych dolarów. To wciąż kilkadziesiąt razy więcej niż obecnie. Czy „bitek” kiedykolwiek naprawdę osiągnie taką cenę? Tego nie wie nikt, bo na rynku może się zdarzyć wszystko. Warto jednak pamiętać, że za wzrostami ceny bitcoina stoi trochę twardej matematyki i rosnącej świadomości ekonomicznej, a nie tylko moda i tweety Elona Muska.

Czy w takim razie kryptowaluty zmienią świat? I czy bitcoin przyniesie nam wolność? Cóż – jest on niewątpliwie interesującym wynalazkiem z potencjałem na nieodwracalną rewolucję w światowej ekonomii. Jego sukces w pewien sposób pokazuje rozczarowanie systemem pieniądza dekretowego oraz silny trend szukania lepszych form płatniczych. Pamiętajmy jednak, że wolność jest tak naprawdę w ludziach i tylko od nas zależy, czy ją zachowamy. Wspaniały wynalazek internetu jednym dał zupełnie nowe możliwości kontaktu, samorozwoju czy biznesu, ale przed innymi otworzył drzwi do uzależnień, przestępstw bądź utraty kontaktu z rzeczywistością. Tak samo bitcoin, pozwalając jednym bezpiecznie i anonimowo przechowywać swoje oszczędności z zyskiem, ułatwia innym pranie brudnych pieniędzy czy zakup nielegalnych towarów bez konsekwencji. Bitcoin może więc stać się narzędziem, które ułatwi stopniowe zwiększanie poziomu wolności finansowej, ale jednak nadal pozostanie tylko narzędziem. Dlatego na koniec, w duchu naszego miesięcznika, przypomnę, że wolności nie przyniesie nam ani bitcoin, ani inne kryptowaluty, ani Elon Musk, ani Boy Sminem, ani nawet Jesus Coin, a tylko sam prawdziwy Jezus.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.