Na długo przed narodzinami naszego błogosławionego, bo w 1720 roku, Paweł Danei poświęcał się modlitwie, medytacji i pisaniu reguły do nowo powstającego Zgromadzenia Męki Pańskiej. Krótko po tym wydarzeniu Paweł zanotował w swoim dzienniku: „Doznałem wyjątkowego skupienia, gdy ofiarowując życie, mękę i śmierć Jezusa, począłem błagać go za innowierców, gdyż poczułem natchnienie, aby modlić się o nawrócenie Anglii”. To natchnione błaganie miało się wypełnić właśnie za sprawą Dominika Barberiego, który urodził się później – w 1792 roku.
Początki
Dominik pochodził z ubogiej wielodzietnej rodziny. Bardzo szybko stracił ojca, jednak rezolutna, kochająca i pobożna matka uczyła swoje potomstwo ofiarności, pomocy i czułości wobec wszystkich dzieci Boga. Często zdarzało się, że gdy wychodziła po chleb czy inne jedzenie, wracała z pustymi rękoma, uprzednio rozdawszy zakupioną żywność napotkanym biednym. Antonia znana była ze swojej dobroci w całej okolicy, a Pan Bóg zawsze pomagał jakoś wiązać koniec z końcem. Głęboka wiara, która była udziałem matki Dominika, towarzyszyła również jej dzieciom, które prostolinijnie rozumiały świat i życie. Po tym, jak Dominik był świadkiem śmierci swojej siostry Róży, uważał, że spotkało ich wielkie szczęście, ponieważ niewinna Róża trafiła do Nieba. Kiedy młodzieniec poinformował swoją mamę o śmierci córki, ta zbladła i poczuła się słabo. Zdziwiony tym Dominik zapytał: „Ależ mamo, czyż Róża nie jest szczęśliwa, że poszła do Nieba tak wcześnie?”.
Matka ziemska i Matka Niebieska
Największym darem jednak, jaki Antonia przekazała swoim dzieciom, w tym i Dominikowi, była prawda o macierzyństwie Matki Bożej. Przekonała swoje potomstwo, że to właśnie Maryja kocha je nieskończenie bardziej niż ona sama. Wiara w tę miłość okazała się potem niezwykle potrzebna i budująca, szczególnie po śmierci matki jedenastoletniego wówczas Dominika, który w tak młodym wieku został odseparowany od reszty rodzeństwa, podzielonego pomiędzy krewnych. Nosząc w sercu słowa Antonii, młody Dominik w czasie ufnej modlitwy powiedział do Maryi: „Od dziś Ty bądź moją Mamą!”.
Czasy, w których żył Dominik, nie należały do najłatwiejszych. Liczne wojny, brak możliwości edukacji i prześladowania Kościoła nie ułatwiały dziecku czynienia postępów w nauce i pobożności, i chociaż Dominik miał inklinację ku modlitwie i rozmyślaniu, czemu często się oddawał, miał problem z tym, żeby bardziej się rozwijać. Napoleon uderzył w Państwo Kościelne, w którym mieszkał, wojna szukała kolejnych ochotników chcących w niej zginąć. Wiele z tych wydarzeń chwiało wiarą Dominika tak bardzo, że chylił się ku namiętnościom i pożądliwościom. Kiedy przyszło realne ryzyko bycia zaciągniętym do wojska, zdesperowany młodzieniec złożył ślub, w którym w zamian za wybawienie z pewnej śmierci na froncie obiecał wstąpienie do Zgromadzenia Męki Jezusa Chrystusa (pasjonistów). I tak się zadziało – Dominik nie musiał iść do wojska.
Rozrywane serce
Chociaż Dominik uspokoił serce, oddawał się modlitwie i medytacji, czytał wiele książek i rozmyślał nad możliwością wstąpienia do zakonu, którego działalność została zakazana przez Napoleona, to miała przyjść na niego kolejna ciężka próba. Chłopak się zakochał. Bezdzietni wujostwo, u których mieszkał po śmierci matki, chcieli znaleźć mu dobrą żonę, aby mieć komu przekazać swoje gospodarstwo. Dziewczyna okazała się niezwykle piękna, pobożna, wspaniała… słowem – ideał. Serce Dominika pokochało piękną pannę, którą mu przedstawiono. I choć miłość i zachwyt Dominika były szczere i czyste, to powodowały ogromny ból w jego duszy. A co ze ślubem złożonym Bogu? Ślub był, ale zakonu nie było, bo zakazany, proboszcz również nalega na ożenek, kandydatka perfekcyjna… Spytał się o radę swojego duchowego kierownika, który stwierdził, że małżeństwo jest dla niego najlepsze. I ta odpowiedź wprawiła Dominika w niepokój, lęk i rozpacz. Poczuł, że to nie jest prawda, a sytuacja była bez wyjścia. Zebrawszy się w sobie, Dominik postanowił być szorstki i letni wobec swojej ziemskiej miłości tak dalece, że zakochani w sobie z wzajemnością, młodzi przestali się spotykać. I wtedy do naszego błogosławionego powrócił pokój. Dominik został wręcz zalany łaskami niebieskimi i stanami mistycznymi, był rozpalony do uwielbiania Boga i całkowicie pogrążony w kontemplacji miłosierdzia Bożego. Jednym z najbardziej przejmujących darów okazało się niezwykłe poczucie zażyłej przyjaźni z Bogiem. Jak pisał sam Dominik w dialogach o modlitwie: „Przedtem co prawda wiedziałem przez wiarę, że Bóg jest wszechobecny i wszechmocny, ale cóż to za kolosalna różnica; wierzyć w to, doświadczać tego, czuć to, przeżywać, smakować!”. Wtedy też przyszły błogosławiony odczuł powołanie w powołaniu – głosić Ewangelię z dala od domu i tym, którzy uciekli z Bożej Owczarni.
Kręte drogi
Błogosławiony Dominik został przyjęty do zakonu, ale nie, jak pragnął, na drogę ku kapłaństwu, lecz jako brat konwers, co komplikowało plany, które objawiła mu Boża Opatrzność. Jednak i z tym dobry Bóg sobie poradził. Niezwykły talent Dominika do nauki okazał się tak zdumiewający, że generał zakonu zgodził się przenieść młodzieńca do klerykatu. W drodze do nowicjatu, będąc w Rzymie, Dominik spotkał angielskiego biskupa, który go pobłogosławił. Biskup zaś odczuł silne natchnienie, że to właśnie pasjoniści ze swoimi habitami zawitają do Anglii. Po powrocie podzielił się nawet tą myślą z benedyktynkami, które były już w Albionie. Jakże silne wrażenie zrobiło na siostrach to, że po wielu latach natchnienie się wypełniło i stanął przed mniszkami właśnie bł. Dominik!
Przyjmując habit i składając śluby, pamiętając o matczynej nauce o słodkim macierzyństwie Najświętszej Maryi Panny, nasz błogosławiony wybrał sobie imię Dominik od Matki Bożej. Chociaż lata formacji seminaryjnej i zakonnej były pełne wyrzeczeń i krzyży, Dominik został wyświęcony na kapłana. Jego światły umysł pomógł mu w rozpoczęciu pracy uniwersyteckiej na stanowisku wykładowcy, jednak bł. Dominik zasłynął przede wszystkim jako wytrawny kaznodzieja i dobry spowiednik. Rzym stał się miejscem, gdzie opiekowano się szczególnie konwertytami z anglikanizmu. Zrządzeniem Bożym to zadanie przypadło w udziale właśnie o. Dominikowi od Matki Bożej.
Na północ!
Błogosławiony Dominik był pierwszym, który wyruszył na północ, aby zakładać klasztory pasjonistów poza Włochami. Pierwszym krajem, gdzie osiedlili się pasjoniści, była Belgia. Tam też Dominik poznał się z innym świętym pasjonistą, którego przyjął do zakonu i którego formował – św. Karolem Houbenem. Dzięki swoim starym znajomościom z konwertytami przebywającymi w Rzymie bł. Dominik skontaktował się z tzw. traktarianami oraz ruchem oksfordzkim, którego naczelnym przywódcą był anglikański ksiądz Jan Henryk Newman. Po kilku miesiącach powędrował na stałe do Anglii, gdzie posługiwał do końca życia. Tam też zaprzyjaźnił się z profesorem Newmanem. Ten błogosławiony konwertyta i późniejszy kardynał zawsze twierdził, że to właśnie Dominik przyczynił się do jego nawrócenia. Na jego też ręce złożył katolickie wyznanie wiary.
Jak pisał sam bł. Jan Henryk kardynał Newman: „Przyczynił się on w wielkiej mierze do mego nawrócenia i do nawrócenia wielu innych. Ojciec Dominik był nie tylko wspaniałym misjonarzem i kaznodzieją pełnym żaru. Już sama Jego powierzchowność miała w sobie coś świętego. Wystarczyło mi ujrzeć Jego postać, aby poczuć się poruszonym do głębi. Jego wesołość i bezpośredniość w obejściu, przy całej jego świętości, stanowi już sama w sobie nieporównane kazanie. Nic dziwnego zatem, że stałem się Jego konwertytą i Jego penitentem. Zawsze żywiłem i będę żywił nadzieję, iż Rzym uwieńczy go aureolą świętych”.
Błogosławiony Dominik, który stał się prawdziwym apostołem Anglii, był niezwykle płodnym pisarzem. Napisał nie tylko wiele książek z dziedziny teologii, filozofii. Wydał również swoją autobiografię, traktaty o modlitwie i pozostawił po sobie kilka tysięcy listów, z którymi jest jednak pewien problem. Otóż z powodów braków w początkowej edukacji Dominik miał okropny charakter pisma. Często adresaci prosili, aby napisał list jeszcze raz albo żeby komuś go podyktował, bo zwyczajnie nie dało się go odczytać. W związku z tym duża część jego korespondencji znajduje się w archiwum i nie została jeszcze odczytana.
Trudny język
Dominik miał też problem z nauką języka angielskiego, a szczególnie angielskiej wymowy. Odczuł to niezwykle boleśnie, kiedy obejmował nowy dom zakonny w Aston Hall. Po licznych namowach proboszcz oddał parafię pasjonistom, zaznaczając jednak, że katolicy angielscy są przerażeni, że są oddawani jakimś włoskim zakonnikom w dziwacznych habitach. Do tego przy pierwszej mszy świętej, kiedy Dominik chciał przemówić przyjaźnie do ludu, został tylko wyśmiany z powodu swojej angielszczyzny. To wydarzenie doprowadziło Dominika do płaczu, tak bowiem odpłacili mu Anglicy za jego miłość, cierpienie i modlitwy, które w ich intencji oddawał Bogu. Trud i łzy nie okazały się daremne, ponieważ niemalże od razu zaczęli się do niego zgłaszać anglikanie z prośbą o pouczenie w katolickiej wierze albo o ochrzczenie. Choć mowa bł. Dominika była najeżona błędami i budziła śmiech, to z zapałem głosił rekolekcje i nauki, które otwierały serca słuchaczy.
Dominik był też utalentowanym humorystą i gawędziarzem. Potrafił rozbawić do łez towarzystwo, a wiele jego opowieści i przeżytych sytuacji zostało na wiele lat w zakonie jako anegdoty. Był obdarzony przez Pana Boga, podobnie jak św. Filip Neri, szczególnym darem pogody ducha i uśmiechu. Często nawet w głoszonych kazaniach uciekał się do żartów, które oburzały napuszone wiktoriańskie damy, a stały się radością i porywem serca dla prostych i ubogich. Kiedyś na kazaniu gorąco zachęcał do świętości i namawiał do tego, aby walczył o nią każdy ze zgromadzonych. Po chwili się zreflektował i dodał: „Ale nie o kanonizację, bo to za wiele kosztuje!”.
Śmierć Dominika też była nietypowa, gdyż umarł on w… gospodzie. Znajdował się w podróży, kiedy odezwała się choroba serca. Po wielu poszukiwaniach udało się chorego ulokować w gospodzie Railway Tavern, która działa do dziś, lecz pod inną nazwą. Agonia o. Dominika od Matki Bożej trwała pięć godzin. Przez cały ten czas miał powtarzać „Bądź wola Twoja”. Umarł o trzeciej po południu 27 sierpnia 1847 roku.
Podczas soboru watykańskiego II w 1963 roku papież Paweł VI beatyfikował o. Dominika, nazywając go Apostołem Zjednoczenia.
Super!