Dz 1, 1-11; Ps 47, 2-3.6-9; Ef 4, 1-13; Mt 28, 19a. 20b; Mk 16, 15-20
Od początku istnienia ludzkości „bycie jak Bóg” jest naszą obsesją. Wąż mówi w raju do Ewy: „Gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło”. Od tamtej pory niewiele się zmieniliśmy. Ziemia nosiła już wielu takich, którzy chcieli być jak Bóg: Cezar August, Napoleon Bonaparte, Benito Mussolini, Józef Stalin. Detronizowali Boga wszechmogącego i sami domagali się boskiej czci. Myślimy sobie – bluźniercy, grzesznicy. Czy człowiek może być jak Bóg?
Może – w pewnym sensie. Święty Atanazy powiedział, że „Syn Boży stał się człowiekiem, aby uczynić nas Bogiem”. Brzmi jak jakaś herezja, ale to prawda. Czytamy przecież w Księdze Rodzaju, że Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo. Obraz zachowujemy w sobie przez cały czas – mamy wolną wolę, zdolność kochania, nieśmiertelną duszę. Podobieństwo zdarza nam się niestety utracić. Jezus zaprasza Cię do tego, byś stał się jak Bóg, żebyś był stale podobny do Boga, ale nie uda Ci się to, jeśli będziesz próbował osiągnąć to bez Boga. Dlaczego? „Boże podobieństwo” w nas to nic innego, jak stan łaski uświęcającej. Tracisz je przez grzech, a odzyskujesz dzięki łasce otrzymanej w sakramencie pokuty i pojednania. O ile pokuta należy do Ciebie – to Ty żałujesz za grzechy, to Ty pokutujesz – o tyle pojednanie jest dziełem Boga. To On Cię jedna ze sobą, to On sprawia, że znowu jesteś do Niego podobny, że znowu „jesteś jak Bóg”.
Katechizm Kościoła katolickiego mówi: „Ponieważ umarliśmy z powodu grzechu, dlatego pierwszym skutkiem daru miłości Boga jest odpuszczenie grzechów. Jedność w Duchu Świętym przywraca ochrzczonym w Kościele utracone przez grzech podobieństwo Boże”.
Jezus dziś wstępuje do Nieba i składa nam obietnicę – „Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym. […] Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami”. Moc Ducha Świętego w człowieku wierzącym jest niesamowita – „na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie, w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą, choćby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić”. Te rzeczy nie działy się jedynie dwa tysiące lat temu, nie są tylko doświadczeniem pierwszych chrześcijan. Także w dzisiejszych czasach Bóg potwierdza nauczanie Kościoła różnymi, czasami spektakularnymi znakami. Bóg daje rozmaite charyzmaty – proroctwo, mądrość słowa, poznanie, uzdrawianie. Ale, właśnie! Te wszystkie cuda są po to, by umocnić Twoja wiarę, by przyprowadzić Cię do Chrystusa, do Kościoła, nie są celem same dla siebie. Święty Paweł przypomina nam dzisiaj: „Bóg ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych nauczycielami i pasterzami”. Po co? Byśmy doszli wszyscy razem do „pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa”.
Największy cud i tak dokonuje się na ołtarzu i w sercu. Kapłan lub diakon, wlewając do kielicha wino, a potem dodając nieco wody, odmawia modlitwę: „Przez to misterium wody i wina daj nam, Boże, udział w bóstwie Chrystusa, który przyjął nasze człowieczeństwo”. Pierwszy cud – chleb i wino na ołtarzu stają się Ciałem i Krwią Jezusa Chrystusa, drugi cud – z wiarą przyjmujemy Komunię Świętą, przyjmujemy Boga i stajemy się do Niego coraz bardziej podobni.
Wszechmogący Boże, wniebowstąpienie Twojego Syna jest wywyższeniem ludzkiej natury, spraw, abyśmy pełni świętej radości składali Tobie dziękczynienie i utwierdź naszą nadzieję, że my, członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa, połączymy się z Nim w chwale. Który żyje i króluje, na wieki wieków.