adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Polonia Zawsze Wierna

Błoto jest częścią źródła | Polonia Zawsze Wierna

Życie Polaków zagranicą to wiele ciekawych historii – nieraz smutnych, nieraz radosnych, godnych pochwały lub będących powodem wstydu. Są i tacy, którzy wyjeżdżają po to, żeby odmienić swoje życie. Czasem samotność, zmiana otoczenia czy sytuacja zdania na samego siebie pomagają odciąć się od tego, co było i zbudować się na nowo. Ważne jednak, aby budować na skale, a nie na piasku.

W cyklu #PoloniaZawszeWierna przedstawiamy Wam świadectwo Debory Siwak (ps. Deb) – chrześcijańskiej raperki, występującej w Wielkiej Brytanii i innych krajach zachodniej Europy.

Nazywam się Debora Siwak. Mój pseudonim artystyczny to DEB; obecnie mieszkam w Birmingham. Pochodzę z Nowej Soli, małej miejscowości w województwie lubuskim. Mój ojciec jest Romem, natomiast mama – Polką. Moi rodzice rozstali się, gdy byłam mała. Mam liczne przyrodnie rodzeństwo, można by śmiało stworzyć z niego drużynę piłkarską. Kiedyś, zupełnie przypadkowo, razem z jednym z braci trafiliśmy na innego brata i swoją siostrę, nie będąc tego świadomymi… Dopiero w trakcie rozmowy okazało się, że mamy wspólnego tatę.

Wychowałam się z trzema braćmi. Większość życia spędziłam wśród kumpli, stąd też moje „luźne” usposobienie , Najstarszy brat zaraził mnie pasją do rapu – już od dziecka puszczał mi piosenki zagranicznych artystów, opowiadając przy tym, skąd się wywodzi hip-hop, kultura tego gatunku i wreszcie jak powstał rap. Być może z racji swoich korzenni zaczęłam żyć i otaczać się muzyką. Słuchałam wszystkiego, nie zamykałam się na żaden gatunek. Tłumiłam w sobie dużo złych emocji, więc rock był idealną odpowiedzią na moje problemy; nauczyłam się grać na gitarze, a później także basie oraz perkusji. Tworzyłam od małego, w różnych miejscach i chwilach towarzyszyła mi gitara. Swoją drogą,  niedługo mam zamiar wydać minialbum z muzyką akustyczną, natomiast parę dni temu wyszedł mój pierwszy nielegal pt. Moja droga – rapowa opowieść o tym, co wydarzyło się w moim życiu przez ostatnie dwa lata.

Zawsze byłam żądna przygód, ciągnęło mnie do ludzi i różnych miejsc. Choć nie mieliśmy zbyt wiele pieniędzy w domu, potrafiłam wyjeżdżać gdzieś co weekend. Nie jestem w stanie zliczyć, ile miejsc zwiedziłam, nie mając kasy, jeżdżąc autostopem i korzystając ze wsparcia przypadkowo poznanych ludzi.

Inspiracją zawsze były dla mnie mama i babcia, w których widziałam wiarę – wiarę w Boga. Każdego dnia, nie tylko w niedzielę, kiedy to trzeba iść do kościoła, spędzałyśmy dużo czasu na modlitwie. W ten sposób chcieliśmy okazać wdzięczność za każdą kromkę chleba. Codzienne modlitwy i czytanie Słowa Bożego były odpowiedzią na cuda, jakie działy się w naszym domu. Gdy trapiły mnie dylematy typowe dla nastolatek, uciekałam do babci i prosiłam, by otoczyła mnie modlitwą. Wszystko zaczęło się komplikować, kiedy zmarła. Płakałam godzinami nad jej grobem, nieraz tak bardzo, że zasypiałam na nim za zmęczenia, a kiedy się budziłam, znów płakałam.

Borykałam się z tym długo, nie wiedziałam, co zrobić. Gdy zauważyłam, że sobie nie radzę, uciekłam w coś, czego nie znałam, a co wzbudzało moją ciekawość – były to używki. Doszło do tego, że przez dziesięć lat żyłam w nałogu, poznałam towarzystwo, na które (z wzajemnością) miałam zły wpływ. Upadłam tak nisko, że przyjmowałam narkotyki również dożylnie. Błędne koło kręciło się, nie wyobrażałam sobie dnia bez zajarania. Moja mama cierpiała, chciała mi pomóc, robiła wszystko, co tylko mogła, ale ja odrzucałam jakąkolwiek formę wsparcia. Odsunęłam się od rodziny i ludzi, którzy chcieli mi podać pomocną dłoń.

Zaczęłam skupiać się na sobie, co spowodowało, że widziałam tylko tę złą stronę świata. Żyłam, udając, że wszystko jest ok… Wchodziłam w związki z kobietami, które raniłam, ciągle oczekując czegoś, czego sama nie byłam w stanie im dać. Nie umiałam spojrzeć beztrosko w niebo, mając świadomość, że Bóg istnieje. Nie umiałam pobyć z mamą dłużej niż na chwilę, zaraz włączały się we mnie poczucie winy i agresja. Doszło do tego, że stałam się bardzo nerwową osobą. Popadałam we frustrację, która odbijała się na najbliższych. Nałóg mną rządził, a ja mu na to pozwalałam. Dwa lata temu, dokładnie w listopadzie, gdy przebywałam w Holandii, miałam dość tego wszystkiego. Posiadałam wszystko, co chciałam, spróbowałam tego, co mnie pociągało, miałam mnóstwo znajomych – ale czułam się samotna, byłam bezradna wobec faktu, że nie umiałam przestać jarać marihuany, nie wyobrażałam sobie dnia bez niej, nie czułam się szczęśliwa… Zakładałam mnóstwo masek, manipulowałam innymi dla własnych korzyści, kierując się egoizmem, spod którego wystawała bezradność.

Był taki dzień, w którym całą sobą krzyczałam, jak nigdy przedtem, prosiłam Boga, żeby odebrał mi życie. Próbowałam wielokrotnie skończyć z nałogiem, nigdy jednak się to nie udawało, nie umiałam zacząć żyć tak, jakbym chciała. Wobec tego stwierdziłam, że chcę umrzeć – modliłam się o śmierć i płakałam; prosiłam, żeby Bóg mnie zabił, skoro nie umiem inaczej, nie miałam już siły błagać o cokolwiek innego… Wolałam śmierć niż życie w rozdarciu. Zmorzyło mnie, po czym zasnęłam. Przyśniły mi się trzy tęcze na niebie. Kiedy wstałam, chwyciłam za telefon – mój nieświadomy niczego brat wysłał mi zdjęcie trzech tęcz nad Anglią. Poczułam iskierkę nadziei i pewności, że powinnam wyjechać, tym bardziej, że jakiś czas temu śniło mi się, że ktoś wręcza mi bilet. Podjęłam decyzję, że wracam do Polski. Były święta, kończył się rok, a ja chciałam wyjechać pierwszego stycznia.

Zobacz też:   Wolność życia duchowego

Co się zmieniło? Zawsze prosiłam Boga, żeby mi pomógł, ale nie zrobiłam nic, żeby coś zmienić. Wtedy powiedziałam sobie: „Tak, ok… Wyjeżdżam, nie wyobrażam sobie tego, jak to będzie, jak przetrwam dzień bez jarania, ale zrobię ten krok, a Ty, Boże, błagam, bądź przy mnie i pomóż mi”. Uwierzycie lub nie, ale dokładnie o północy, gdy siedziałam wśród znajomych, odeszła ode mnie jakakolwiek chęć sięgnięcia po narkotyki. Do dziś żyję w trzeźwości.

Wyjechałam. Przyjaciele wynajęli mi pokój na górze w domku jednorodzinnym. Zamknęłam się tam w czterech ścianach. Pierwsze pół roku było bardzo ciężkim okresem, to była walka z samą sobą. Straciłam chęć na jaranie, ale przyzwyczajenia, pewne nawyki, fajki i ogółem tryb życia, jaki prowadziłam przez dziesięć lat, musiały ulec gruntownej przemianie. Czułam się jak niemowlę, które dopiero uczy się chodzić, jakbym musiała zbudować siebie na nowo, wrócić do tego, kim byłam, zanim pierwszy raz sięgnęłam po to gówno. Wylałam morze łez, wykorzystywałam każdą sekundę, by tylko słuchać kazań, by słuchać o Bogu, by Go na nowo poznać, by walczyć. Zmiana wymagała dużego poświęcenia, ale nie byłam już z tym sama. Bóg się objawia w ludzkim życiu – czułam jak nigdy w nadnaturalny sposób Jego obecność. Byłam sama w pokoju tak długo, a mimo to nie czułam się samotna. Był ze mną, zapłaciliśmy tę cenę razem, dlatego dzisiaj wiem, ile to wszystko jest warte. Gdyby nie Bóg, podejrzewam, że dawno już leżałabym w grobie.

On ma dla nas plan i wciąż udziela łaski, by nam pomóc. Nie wystarczy jednak poprosić Go o pomoc, bo On czeka na nasze decyzje i na to, co zrobimy z tym, co od Niego otrzymamy. On kocha ludzi, chce być blisko, byśmy odczuwali Jego obecność i żyli z Nim w relacji pełnej miłości. Ja poznałam Boga, nie boję się już, bo wiem, że jestem Jego, a On jest mój. To prawdziwa przyjaźń – Ojciec Niebieski dał mi wszystko to, czego szukałam nie tam, gdzie trzeba. Każdego dnia uczę się tego życia… To jedyna droga, która daje prawdziwe życie. Wszyscy kiedyś umrzemy – dzisiaj jest czas łaski. Tyle mówi się wszędzie o Bogu, a jednak każdy robi, co chce… Problemem dzisiejszych czasów jest to, że każdy chce być bogiem dla siebie, nie poświęcać się i maksymalnie używać życia. „Zaprawdę, powiadam wam: nie wejdziecie do Królestwa Bożego, jeśli się na nowo nie narodzicie” – te słowa wciąż są aktualne. Jeśli się nie przemienimy, nie poznamy Boga – a On się daje poznać, jeśli naprawdę Go szukamy.

Zawalczcie o swoje życie! Wiecie… Zrozumiałam, że Bóg jest Stwórcą i ma prawo wymagać, bo prawdziwa miłość jest wymagająca. Ludzie pokochali grzech, nie zdając sobie sprawy z tego, że coraz więcej jest go na świecie właśnie przez nich. A Jezus? On czeka, by nas uratować, bo karą za grzech jest śmierć. Musimy się nawracać! Wtedy, w Holandii, wiedziałam, że ta iskra zapowiada dla mnie czas łaski. Dzisiaj, jeśli wiesz, że coś stało się tą twoją iskrą, nie zatwardzaj swojego serca, pozwól sobie pomóc i wypłyń na wody, których jeszcze nie znasz, a On cię poprowadzi. W ciągu tych dwóch lat powstał album Moja droga, mówiący o tym, co wydarzyło się wtedy w tych czterech ścianach.

Dziś moja mama jest moją najlepszą przyjaciółką; nawiązałam na nowo relacje z rodziną i powoli je odbudowuję; moi bracia mi wybaczyli, poznaję na nowo tatę. Bóg prostuje moje ścieżki. Spełniłam jedno ze swoim marzeń, by móc supportować dwa razy przed raperem TAU, którego pierwsze albumy powaliły mnie na kolana – jeszcze wtedy, kiedy żyłam w nałogu. Wiem, że to dopiero początek… Cena jest ogromna; nie powiem ci, że chodzę teraz zawsze uśmiechnięta, ale mogę zapewnić, że podjęłam świadomą decyzję o wejściu na drogę do ocalenia.

Dziękuję!

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.