„Pokój na świecie? Tak, to ważna kwestia, ale co ja, zwykły szary człowiek, mogę dla niego zrobić? Przecież to sprawa rządzących i ludzi wysoko postawionych. Nie moja” – takie słowa i podobne można usłyszeć od wielu ludzi. Niektórzy myślą, że jeśli chodzi o dbanie o pokój na świecie, to nie mają oni żadnego znaczenia. Nic bardziej mylnego.
Spora część społeczeństwa utożsamia kwestię pokoju na świecie jedynie z tematem prowadzonych na świecie wojen, którym nieodłącznie towarzyszą głód, bieda i choroby, czyli krzywda setek tysięcy niewinnych ludzi. I nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież są to problemy o skali światowej, w które przez lata zaangażowały się rządy większości państw. Często jednak jako zwykli ludzie stoimy niejako obok tego wszystkiego. Między nami a sprawami wojen i pokoju na świecie stoi gruba szyba, która dystansuje nas od tego, co dzieje się po drugiej stronie i zapewnia bezpieczeństwo. W końcu widząc to wszystko, mamy wrażenie, że to nas nie dotyczy. Wszystkie sprawy dzieją się za daleko i zabieganie o pokój trzeba zostawić ludziom, którzy mają na niego realny wpływ. Czy jednak na pewno nie mamy żadnego wpływu na pokój?
Mikroskala
Na samym początku trzeba uświadomić sobie pewną rzecz. Mianowicie, że wszystko, co rozgrywa się w wielkiej skali, ma również swój równoważnik w naszym codziennym, prostym życiu. W naszym „mikroskopijnym” świecie. I sprawy zarówno świata wielkiego, jak i tego w mikroskali, są tak samo ważne. Dlatego nie mniej ważny od pokoju na świecie jest pokój naszej codzienności, pokój między nami – szarymi ludźmi. Jedynie gdy uświadomimy sobie, jak ważny jest on w naszym życiu, będziemy w stanie budować zdrowe społeczeństwo. I znowu pojawia nam się nieco większa skala – pokój w narodzie, ostatnio tak bardzo podzielonym i skłóconym. Dzisiaj jednak zajmiemy się pokojem w naszym najbliższym otoczeniu.
„…którzy wprowadzają pokój…”
Treść ośmiu błogosławieństw wypowiedzianych przez Jezusa podczas Kazania na Górze nie jest dla nas niczym obcym. Wiele osób musiało nauczyć się tekstu błogosławieństw podczas przygotowania do I Komunii Świętej bądź sakramentu bierzmowania. Jedno z jego wezwań będzie dla nas szczególnie ważne. Brzmi ono następująco: „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi” (Mt 5, 9). Jezus mówi nam wprost, że naszym obowiązkiem jest wprowadzanie pokoju. Jeśli chcemy być synami Bożymi, to musimy to robić. Czym jednak ten pokój jest? W opracowaniu do komentarza św. Grzegorza z Nyssy właśnie do wspomnianego fragmentu Ewangelii, możemy wyczytać jedną z najprostszych i najtrafniejszych definicji pokoju: to postawa miłości wobec bliźniego (Ks. Czyżewski B., „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój” (Mt 5,9) w interpretacji ojców Kościoła, „Verbum Vitae” 30, 2016). Ks. Czyżewski, dalej za św. Grzegorzem, wymienia te negatywne cechy, które są największym zaprzeczeniem miłości, czyli: „gniew, porywczość, zazdrość, mściwość, obłuda” (tamże, s. 236). I do tego momentu wszystko wydaje się banalnie proste. Dużo trudniejsze staje się odniesienie teorii do naszego codziennego życia. Do tych najprostszych sytuacji w ciągu dnia, w których najczęściej „dajemy ciała”. W których niejednokrotnie potrafimy pokazać, że daleko nam do bycia nazwanymi „synami Bożymi”.
To tylko fragment tekstu, który ukazał się w 28. numerze Miesięcznika Adeste.
Jeżeli podoba Ci się to, co robimy – kliknij w poniższy przycisk aby dowiedzieć się, jak możesz nam pomóc w rozwoju!
Aktualny i jakże potrzebny tekst teraz w tak napiętej chwili :)) Daje do myślenia