
Jako pedagoga zaskakuje mnie, że choć przyjęło się, że bicie ludzi nie jest w porządku, to nie aplikujemy tej zasady na równi wobec dzieci. Wygląda to dokładnie tak, jakby dziecko do urodzenia w okresie prenatalnym było uświęconym życiem, a po urodzeniu i do osiągnięcia osiemnastego roku życia na swój sposób własnością, wobec której można sobie pozwolić na… nieco więcej.
Tak się złożyło, że ostatnio przeżywamy – lekko mówiąc – natarcie apologetów bicia dzieci. Uwidacznia się to dość dobrze w książce Pasterz serca dziecka autorstwa Tedda Trippa, który pochwala praktyki kar cielesnych. Mirosław Salwowski w swoim artykule wskazuje na – według niego – pozorną niemoralność kar cielesnych. Na różnorakich forach internetowych, Facebooku czy Twitterze nie sposób nie znaleźć dyskusji, w których ludzie rozwodzą się nad kwestią słuszności kar cielesnych. Dochodzi do tego, że nawet niektórzy politycy obstają za tzw. „klapsami”.
Co na ten temat ma do powiedzenia nauka?
Na wstępie uderza fakt ogromu literatury i badań, poświęconych przeróżnym skutkom psychologicznym stosowania kar cielesnych. Publikacja Spanking in the home and children’s subsequent aggression toward kindergarten peers autorstwa Zvi Strassberga, Kennetha A. Dodge, Gregory’ego S. Pettita, Johna E. Batesa, wskazuje na relację pomiędzy biciem bądź klapsami a zwiększoną agresją i zachowaniami antyspołecznymi wśród dzieci.
Podobne, choć nieco inne wnioski wynikają z rezultatów badań opisanych w Toward a Developmental-Contextual Model of the Effects of Parental Spanking on Children’s Aggression autorstwa dr Marjorie Lindner Gunnoe. Badania autorki wskazują, że tzw. klapsy zmniejszają agresywność dzieci w przedziale wiekowym 4–7 lat, natomiast zwiększają w przedziale wiekowym 8–11 lat, szczególnie u białych chłopców w rodzinach bez ojca. Budzi to nota bene interesującą konkluzję dotyczącą szkodliwości rozwodów i wpływu braku ojca na wychowanie dziecka.
Bardzo interesujące w ww. perspektywie są odkrycia Murraya A. Strausa, Davida B. Sugarmana, Jean Giles-Sims opisane w artykule Spanking by Parents and Subsequent Antisocial Behavior of Children. Autorzy wskazują, że im wcześniej dzieci poddawane były karom cielesnym, tym szybciej po okresie dwóch lat następował u nich wzrost zachowań antyspołecznych. Konkluzją niniejszych badań jest ukazanie, że próby kontrowania zachowań antyspołecznych karami cielesnymi długofalowo skutkują zwiększeniem takich postaw. Wyłania się z tego ciekawa zależność – klapsy mogą wprawdzie krótkofalowo pomóc stłumić agresywne zachowania dzieci, jednak na dłuższą metę, będą przyczyną ich gorszego zachowania.
Bić czy nie bić?
Można by dalej wyliczać badania empiryczne pokazujące wyraźny wzrost zachowań nieporządanych w wychowaniu w przypadku stosowania kar cielesnych. Skupmy się jednak na odpowiedzeniu na pytania i wątpliwości ludzi, którzy tak bardzo przywykli do klapsów, że nie wyobrażają sobie się bez nich obejść.
1. Co mam zrobić, gdy dziecko zachowuje się skandalicznie?
Po pierwsze: co to znaczy skandalicznie? Jaka jest miara zła, jakie popełniło dziecko? Jako rodzic lub opiekun dziecka musisz się nad tym zastanowić. Twoje sztywne zasady i obyczaje działają w kontaktach z dorosłymi dlatego, że dorośli na ogół rozumieją tak złożone koncepcje, jak moralność. Dzieci trzeba tego nauczyć. Twoja pociecha nie będzie zdolna zrozumieć czegoś, jeśli uprzednio nie dostała godnego do naśladowania wzorca.
Ale załóżmy, że twoje dziecko pobiło inne dziecko w szkole – co robić? Masz wiele opcji do wyboru. Rozmowa jest pierwszą i podstawową metodą, ale wychowanie w takiej sytuacji nie powinno się na niej kończyć. Musisz dać dziecku do zrozumienia, że za złe czyny są konsekwencje.
2. A co, jeżeli szlaban i utrata kieszonkowego nie wystarczą?
Nie wystarczą, bo nie mogą wystarczyć. Istotą nie jest zakaz dla samego zakazu, ale udowodnienie dziecku, że ono po prostu nie ma racji i zbłądziło. Poza tym nie są to jedyne metody dyscypliny swoich podopiecznych. Skuteczne mogą okazać się też dodatkowa pomoc przy pracy w domu lub ogrodzie, wyjazd za miasto pod namioty bez telefonu, gier komputerowych i łatwych rozrywek. W skrajnych wypadkach może okazać się konieczne zabranie dziecka ze szkoły i rozpoczęcie nauczania indywidualnego, by mieć lepszą kontrolę nad złymi nawykami córki czy syna.
3. A co z pięciolatkami, które się nie słuchają?
Zasada jest dokładnie ta sama, różne są tylko metody. Koncepcja odpowiedzialności za czyny dla takiego dziecka będzie zrozumiała gdy ma ono trzy, cztery lata. Wystarczy zastosować po prostu inne nagany. Czasami skuteczna będzie prosta rozmowa i zwrócenie uwagi. Innym razem trzeba będzie zaprowadzić pociechę do jej pokoju, by tam się uspokoiła, przemyślała swoje czyny i wróciła z przeprosinami. Niekiedy bardzo skuteczne jest tzw. „ucięcie miłości”. Jest to zabieg polegający na częściowej oziębłości emocjonalnej wobec dziecka, dopóki nie przeprosi za to co zrobiło i nie zadośćuczyni złego (o ile jest taka możliwość).
4. Robię to wszystko, nie biję dziecka, a ono i tak nie słucha!
A czy ty zawsze każdego słuchałeś i robiłeś wszystko tak, jak inni ci kazali? Nie, oczywiście, że nie. To tak nie działa. Dziecka nie da się zaprogramować. To jest człowiek. Żywy, inteligentny i wolny człowiek. Jasne, że jest mniej inteligentny niż ty, bardziej niezdarny i nieporadny życiowo. Ale tak samo jak ty wybiera to, co chce.
Wychowanie jest procesem pomocy dziecku w stawaniu się dorosłym człowiekiem. Jedno nieposłuszeństwo nie oznacza porażki, tak samo jak jeden zły nawyk nie jest powodem do załamywania się. Chodzi o staranie się i pokazywanie dziecku właściwej drogi.
Dziecko przede wszystkim uczy się poprzez naśladowanie. Jeśli zauważasz, że twój syn czy córka używa wulgaryzmów, to zastanów się, czy czasem sama nie zaczęłaś używać takich słów. Analogicznie zasada ta stosuje się do wszystkich zachowań dzieci. Warto po prostu upokorzyć siebie samego i poszukać wad naszego dziecka w nas samych.
5. Kiedyś byłem dla mojego dziecka ostrzejszy i było grzeczniejsze, teraz jest tylko gorzej.
Nikogo nie może dziwić fakt, że uprzednio zbyt autorytarnie traktowane dziecko teraz się buntuje, gdy mu się nadarzy okazja. Jeśli raz pobłądzisz na poziomie elementarnym (np. zaczniesz bić dziecko i traktować je niesprawiedliwie), w jego oczach będziesz tym starym, upierdliwym zrzędą, który tylko ciągle czegoś wymaga. To nie będzie łatwe, ale musisz popracować nad obrazem siebie w oczach twojego syna czy córki. Nie zachowuj się inaczej, nie musisz udawać osoby młodzieżowej czy przebojowej. Nie musisz rozumieć slangu czy subkultury swojego dziecka. Najważniejsze, żebyś chciał spędzić z nim czas. Nawet te krótkie chwile robienia fajnych rzeczy razem potrafią naprawić relację.
Dziecko jest osobą, dokładnie taką samą jak i ty. Możesz z nim nawiązać relację, budować ją, być przyjacielem dziecka i towarzyszyć mu w dorastaniu; podobnie ono będzie towarzyszyło tobie, kiedy będziesz się starzeć. To nie oznacza, że dziecko ma być twoim kolegą lub koleżanką. Ale jesteście rodziną, musicie ciągle uczyć się trwać w przyjaźni.
6. Co za brednie. Mnie lali, bo mi sie należało i zobacz, wyszedłem na ludzi!
Zwykle po takim komentarzu jako pedagog widzę, że ktoś nie wyszedł na ludzi. To jest przykre, co powiem, ale tak – jeśli wierzysz, że bicie dzieci jest w porządku, bo sam byłeś bity, to jest to najlepszy dowód, że coś jest z tobą mocno nie tak. W twoim mniemaniu najlepszym sposobem egzekwowania posłuszeństwa i oczekiwań jest dominacja i przymus drogą siły fizycznej. To jest tylko ostrzeżenie, ale nie zdziw się, jeśli syn albo córka przestanie z tobą rozmawiać, gdy wyjedzie na studia. Albo co gorsza, gdy mając piętnaście lat, odda ci z pełną siłą, gdy kolejny raz go uderzysz.
Musisz pamiętać, że przenosisz po prostu swoje traumy psychiczne i dziecięcy ból na światopogląd. Twoi rodzice zwiedli cię na tyle, że wmówili ci, że zadawanie ci bólu fizycznego jest dla twojego dobra.
7. To bezstresowe wychowanie jest przyczyną zepsucia młodzieży.
Po pierwsze, określenie „bezstresowe wychowanie” jest akademicko nieprecyzyjne. Potocznie, gdy mówi się o bezstresowym wychowaniu, ma się na myśli tzw. antypedagogikę. Jest to nurt w teorii wychowania postulujący, że należy zminimalizować ingerencję rodzica w życie dziecka oraz pozwolić dziecku kształtować się samemu. Rodzi to oczywiście mnóstwo problemów nie tylko teoretycznych, ale też praktycznych, w które nie będę wchodził. Przyjmijmy, że koncepcja ta jest błędna.
Nie jest natomiast tak, że wychowanie to zero-jedynkowa praktyka, w której albo bijesz dzieci, albo nie zajmujesz się nimi w ogóle (w myśl antypedagogiki). Kary cielesne są ugruntowane w tzw. pedagogice czarnej, wyrosłej z pruskiej teorii wychowania. Ma ona swoje zalety, ale ma też mnóstwo wad, dość mocno uwidaczniających się przy badaniu dzieci, które padły ofiarą kar cielesnych. Pomiędzy tymi dwoma nurtami jest pedagogika rodzica autorytatywnego. Rodzic w myśl takiej koncepcji jest autorytetem dla dziecka, ale nie jest tyranem. Rodzic rządzi, ale jego władza jest służbą dziecku, a nie opresją i wyższością.
Bicie dzieci to grzech
Czasami używa się cytatów z Pisma Świętego jako argumentu za karami cielesnymi. Szerszą analizę biblijną podejmuje ks. Janusz Tarnowski w wykładzie wygłoszonym w 2000 roku na Konferencji Polskiego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka pt. Bici biją. Autor wskazuje, że tzw. apologeci bicia dzieci usprawiedliwiają swoje przekonania Pismem Świętym na drodze dwóch błędów. Po pierwsze biorą część Pisma Świętego za całość, a po drugie popadają w pułapkę anachronizmu, nie uwzględniając czynników historycznych. Oczywiście można dopuszczać się tego typu zabiegów i pod pewnymi warunkami będą one do utrzymania, jak w przypadku wspomnianego artykułu M. Salwowskiego czy książki T. Trippa. Upadają one jednak, gdy weźmie się pod uwagę następujące kwestie:
– Słowa Chrystusa: „Odparli Mu: »Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?«. Odpowiedział im: »Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było«” (Mt 19, 7-8). Krótko mówiąc – analogicznie do prawa rozwodowego, Bóg dopuścił również karcenie (także cielesne). Uczynił to nie przez wzgląd na jakiś szczególny dobrostan z tego wynikający, ale dziejową konieczność. Same słowa Chrystusa wskazują na różnice w kontekście historycznym dotyczącym prawa Starego Testamentu i prawa Nowego Testamentu. Ponadto, jak zauważa ks. Tarnowski, światło na niniejszy problem rzucają słowa św. Pawła: „Ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz wychowujcie je stosując karcenie i napominanie Pańskie” (Ef 6, 4). Natomiast w Mt 18, 10 Chrystus stwierdza, by nie być przyczyną zgorszenia dzieci.
– Słowa św. Augustyna z Hippony: „Jeśli interpretacja Pisma Świętego nie zgadza się z nauką, coś jest nie tak z interpretacją Pisma Świętego”. Co ma być ważniejsze dla chrześcijanina, Biblia czy nauki szczegółowe? Ojciec Kościoła twierdzi, że jedno drugiemu nigdy nie przeczy, to po prostu my źle rozumiemy Biblię.
Szerzej o skutkach kar cielesnych pisze na łamach portalu Mateusz.pl Anna Błasiak, wskazując, że same już tylko klapsy zaburzają ten naturalny obraz rodzica w oczach dziecka. Nie da się przejść obojętnie wobec twardych danych empirycznych pokazujących, że kary cielesne przyczyniają się do zdeterminowania dziecka ku złu i agresji. Można próbować te dane zignorować jakąś zmyślną erystyką czy jak kto woli „fikołkami intelektualnymi”, jednak nie zmieni to następującego faktu – bicie dzieci to grzech. Jeśli podnosisz na swoje dziecko rękę, krzywdzisz je, pokazując, że wygrywa nie mądrzejszy, nie dobry, nie łagodny, ale po prostu silniejszy, wyższy w hierarchii.
W najlepszym wypadku wciskasz psychikę dziecka w mentalność światową. Tak, jak ty je biłeś, tak ono będzie dominować i bić innych. W najgorszym – hodujesz sobie kalekę emocjonalną, która targana ciągłymi nawrotami depresji i zaburzeń, będzie miała ciężkie i przykre życie. Tak czy inaczej popełniasz wówczas grzech ciężki.
Ja uważam, że kary fizyczne, o ile nie są przesadzone, powinny być stosowane w wychowaniu dzieci. A przynajmniej jest to lepsza perspektywa niż bezstresowe wychowanie, które tworzy dziecku (a także całemu światu) więcej krzywdy. Oczywiście da się wychowywać dzieci bez takich praktyk, ale nie demonizujmy ich od razu, jakby to było katowanie niczym w jakimś lochu. Ból to coś cielesnego, coś, co dziecko zapamięta. Ból jest, z punktu widzenia biologicznego, mechanizmem obronnym. Jeśli coś boli, to jest to złe. Więc jeśli rodzic zadaje ból, to znaczy, że robisz coś złego. Działa to psychologicznie. Zresztą metoda kija i marchewki jest znana od wieków. Jeśli nie dłużej. Uważam więc, że w uzasadnionych przypadkach należy wręcz dziecko ukarać takim sposobem.
Wrócę teraz trochę do wychowania bezstresowego. Napisałem, że powoduje to większą krzywdę. Nie wiadomo jak potoczą się zdarzenia w przyszłości, ale rozpieszczone dziecko może wyrosnąć na apodyktyczną osobę, trzęść najpierw swoją rodziną (znam przypadki, gdzie takie dziecko KŁAMAŁO, że babcia go biła, żeby to babcia dostała ochrzan, a dziecko jeszcze coś w zamian). Więc jest to bardzo niebezpieczne. Takie skłonności do kombinatorstwa mogą spowodować, że osoba będzie oszukiwała także w życiu społecznym. Na różne sposoby. Może kraść, kłamać, robić to, co chce, manipulować innymi. Oj, znam mnóstwo osób, które to robią. Nawet nie tylko „zawodowych” złodziei, ale ogólnie zwyczajnych ludzi, którzy kradną, bo tego chcą. Bo ich zdanie, ich dobro jest ważniejsze niż zdanie czy dobro kogokolwiek innego.
Krzywda może się też stać osobie, która była rozpieszczana. Uderzona przez rzeczywistość, że nie zawsze uda jej się kogoś zmanipulować i nie każdy będzie traktował ją jak księżniczkę bądź księcia, taka osoba może nie poradzić sobie. Nie ma żadnych zasad moralnych, żadnej dyscypliny czy umiejętności, jakie osoba dobrze wychowana zdobywa. Nie poradzi sobie w świecie, jeśli jej kombinatorstwo nie przechodzi. Ukradnie coś z pracy, zostanie przyłapana. Wypowiedzenie, a może nawet wpis do akt. Nikt nie będzie chciał się z nią zadawać, znajdzie sobie „przyjaciół”, którzy będą przyjaciółmi tak długo, jak tylko będzie w tym zysk. Coś im się nie spodoba, to out. Już nie ma przyjaciół. A prawdziwego przyjaciela taka osoba nie znajdzie, bo nikt nie zaufa oszustowi, który będzie chciał jedynie ustawiać innych wokół siebie. Znajdzie żonę/męża, którą/którym będzie pomiatać. Żona lub mąż albo to wytrzyma i będzie cierpieć, albo będzie rozwód. Albo coś bardziej tragicznego. Ludzie nie stają się tacy bez powodu. Jeśli rodzic nie daje dyscypliny, to potem osoba wyrasta na bandziora, oszusta, kłamcę, manipulatora. A teraz mamy MASĘ takich ludzi, bo przez ostatnie lata bezstresowe wychowanie było bardzo popularne. Nie twierdzę, że trzeba uciekać się do ekstremów, ale jeśli dziecko nie słucha zasad, trzeba je ukarać. Czasem najprostszą i najskuteczniejszą karą jest właśnie kara cielesna. Trzeba jednak też pamiętać aby nie być dla swojego dziecka agresorem. Bo jeśli dziecko wie, że ma rację a zostanie ukarane, to tym bardziej nie będzie się słuchało. Nie rozumiem trochę demonizowania kar cielesnych jakby to było torturowanie, znęcanie się nad dziećmi, przemoc domowa. Bo takie przeinaczanie faktów jest złe. Przemoc domowa polega zupełnie na czym innym.
Dla dobra nas wszystkich, jak i dzieci, powinniśmy czasem robić takie rzeczy. Czasem bycie okrutnym jest większą formą miłości niż bycie przesadnie wyrozumiałym. Bo wyrozumiałość prowadzi do dużo gorszych następstw.