Angażowanie się w media społecznościowe to ciężki kawałek chleba. Zwłaszcza gdy nie ma się grubej skóry. I nie robi nic, by swą cienką skórę wzmocnić.
Bardzo lubię oglądać o. Adama Szustaka OP. Nie jako duchownego przewodnika, ale jako znakomitego youtubera. Służy też mi do przebijania bańki (w której bym siedział, oglądając tylko filmiki ks. Bańki).
Wszystkie serie w Languście na Palmie są świetnie zrealizowane. Ojciec Szustak ma warsztat i doświadczenie. Z pewnym zaciekawieniem sięgnąłem ostatnio po filmik pt. NV[#461] Nie zatruwaj sobie serca! Usuń sociale!. Dominikanin kasuje w nim swojego Twittera (i nie ma to żadnego związku z wniesieniem umywalki przez Elona Muska do siedziby „ćwierkacza”). Mówi o tym, jak sociale zatruwają serca – nie przez to, że znajdują się w nich trolle i nienawistnicy, ale że sami wchodząc na Twittera, szukamy pokarmu dla swojej agresji, nienawiści, gniewu wobec „tych drugich”.
Polub i udostępnij
Zauważa też celnie, że media społecznościowe nieodwołalnie zmieniło dodanie opcji reagowania i podawania dalej. Przez to bowiem rządzić zaczęły negatywne emocje. Oburzenie i strach. To się sprzedaje. Dzięki temu są zasięgi.
Zabawne zresztą – pamiętam początki działalności sławnego kaznodziei. Zaczęło się od internetowych rekolekcji adwentowych i wielkopostnych. Pierwotnie jeszcze w serwisie Vimeo. Były proste, ascetyczne, skupione na bardzo konkretnych problemach duchowych – na przykład na grzechach głównych. Ojciec Adam oczywiście w habicie, na jakimś nierzucającym się w oczy tle.
Rzucić mięsem w episkopat
Sporo się zmieniło od tego czasu. Ojciec Szustak nauczył się kręcić, zaczął pracować na YouTubie regularnie, poznał specyfikę mediów społecznościowych. W tym tworzenie kontrowersji.
Niejednokrotnie wypowiadał się mocno kontrowersyjnie, balansując na granicy herezji według jednych, przekraczając ją według drugich. Podjął coś, co – bardzo niesłusznie – jest tabu w wielu środowiskach komputerowych, czyli temat grania w gry. W końcu poprzeklinał sobie podczas rozmowy na kanale Karola Paciorka.
Nie nam oceniać intencje. Widać jednak, że wraz ze zbudowaniem dość licznego grona przeciwników o. Szustak zyskał też szerokie zasięgi kanału, który przecież zajmuje się głównie nienachalną ewangelizacją i coachingiem. A także popularyzowaniem wiedzy biblistycznej.
Dygresja o krzywdzeniu (tradycjonalistów)
Dominikanin niedługo po wydaniu nieszczęsnego Traditionis custodes chwalił decyzję papieża. Według niego dziewięćdziesiąt procent tradycjonalistów mniej lub bardziej od dawna nie jest w Kościele. To opinia, z którą można się zgadzać lub nie. Trudno jednak stwierdzić, że jest to opinia neutralna, niekrzywdząca lub wyważona. Filmik [NV#424] Czy papież skrzywdził tradycjonalistów? (Q&A#60) obejrzało niemalże dziewięćdziesiąt tysięcy ludzi. Jeśli spojrzymy na komentarze, był on raczej kontrskuteczny. Oczywiście komentarze zostawia tylko mały wycinek odbiorców.
Byłoby jednakże lepiej dla tych dziesiątków tysięcy słuchaczy, gdyby o. Szustak spróbował z tradycjonalistami rozmawiać. Ośmielę się nawet stwierdzić: byłoby pięknie, gdyby o. Adam poznał swój własny ryt – dominikański, trochę (ale w sposób ciekawy) się od „starej” mszy święty różniący. I gdyby dopiero odprawiwszy parę (lub parędziesiąt) razy tradycyjną liturgię, wypowiadał się o niej.
Z drugiej strony można się zastanowić, ile w jego zarzutach jest racji. Przywołuje on ludzi uznających „nową” mszę za gorszą. I faktycznie sporo tradycjonalistów tak twierdzi. Ale kaznodzieja nie dokonuje dość prostego zniuansowania sprawy. Są tacy, którzy uznają „nową” mszę św. za gorszą ze względu na uzus jej sprawowania (olewający przepisy, kiczowaty etc.). Są też tacy, którzy „nową” mszę św. uznają za gorszą i mają ku temu konkretne argumenty (przywołują konkretne przykłady zburzenia lub zaburzenia symboliki, ogołocenia rytu z biblijności czy soborowości starej mszy świętej).
Cel dygresji
Trzeba jednak przyznać – i to jest sens tej nieco przydługiej dygresji – o. Szustakowi, że choć zapowiedział banowanie tych „dziewięćdziesięciu procent”, to zostawił liczne komentarze krytyczne wobec jego wypowiedzi. Przyznał konieczność powstrzymania tzw. nadużyć (eufemizm dla przestępstw) liturgicznych. Powiedział, że liczy na to, że papież Franciszek, który jego zdaniem powiedział „Sprawdzam!” wobec tradycjonalizmu, powie to samo w innych kwestiach.
Takiego podejścia nie miał słynny o. Remigiusz Recław SJ, który zasłynął (komicznym z perspektywy czasu) wezwaniem do „banowania od razu”. Nie pojawił się w nim nawet cień refleksji, że profanacje – za to słowo też wzywał do „banowania od razu” – których regularnie dokonywał, były jednak „srogim przegięciem”. Nie przyznał nawet – jak uczynił to, dość cynicznie w mojej opinii, arcybiskup Ryś po „mszy niespodziance” – że były lekką przesadą uzasadnioną względami duszpasterskimi.
Jezuici i nie-jezuici
Jego współbrat, o. Grzegorz Kramer SJ, również słynie z banowania. Zarówno na Facebooku, jak i na Twitterze. Niegdyś stwierdził, że nie będzie banował ludzi, z którymi się nie zgadza, po to, żeby potem stwierdzić, że jednak będzie.
To dwaj wyznawcy otwartości wobec ludzi, stąd ich zachowanie jest groteskowe. Z drugiej strony barykady tradycyjni księża aktywni na Twitterze – ks. Mateusz Szewczyk i ks. Mateusz Markiewicz IBP – nie banują. Ten pierwszy często dyskutuje w dość ostry sposób, jednakże nie zamyka się na dyskusję.
Można wysnuć z tych obserwacji pytanie: czy ksiądz może banować? Czy powinien zamykać się na dyskusję? Kiedy nie należy „rzucać pereł przed wieprze”, a kiedy znosić dyskomfort lub nawet obelgi w imię Chrystusowej miłości?
Z zawodu ksiądz
Przytoczmy jeszcze jeden przykład: ksiądz Lemański. Pierwotnie duchowny diecezji warszawsko-praskiej, który wybił się na (niezbyt spójnym) rzucaniu oskarżeń wobec śp. arcybiskupa Hosera i na sympatii zdecydowanie niekościelnych mediów. Obecnie, po decyzji biskupa Kamińskiego, przebywający pod miłosierną kuratelą arcybiskupa Rysia.
Ksiądz Wojciech Lemański (mający ponad trzydzieści tysięcy obserwujących na Facebooku) dużo komentuje. Poza pisaniem o historii (głównie Żydów w Polsce) sporo jest o bieżącej sytuacji. „Może i podłe mamy czasy, ale zdarzają się również dobre informacje” – tak skomentował wiadomość o ponownym aresztowaniu Wojciecha „Jaszczura” Olszańskiego. Pogratulował ostatnio Michnikowi nagrody. Skrytykował polskich pograniczników. Poza swoim profilem często zostawia komentarze pod postami różnych portali – niegdyś zasłynął stwierdzeniem, że lepiej, żeby Benedykt XVI już umarł. W mojej ocenie tylko udostępniane co niedzielę rozważania przypominają, że ten człowiek jest z zawodu księdzem.
Teksty o trawce najlepiej się sprzedają
Istnieje całkiem sporo spokojnych księży w mediach społecznościowych. Takich, którzy skupiają się na głoszeniu Ewangelii, promowaniu katolickiego stylu życia i ogólnie są raczej cisi i łagodni. Niestety, ze względu na specyfikę mediów społecznościowych, o której wspomniane jest na początku artykułu, wybijają się ci nikczemni, niedouczeni, przesadnie emocjonalni, kontrowersyjni etc.
Kiedy przejrzymy polski Twitter papieża, @Pontifex_pl, zobaczymy, że wielokrotnie częściej podawany dalej i szerzej komentowany był dość psychodeliczny (jak na katolickiego papieża) tweet: „Paradygmat roślinny zawiera inne podejście do ziemi i środowiska. Rośliny potrafią współpracować z całym otaczającym środowiskiem i nawet gdy konkurują, to tak naprawdę współpracują dla dobra ekosystemu. Uczmy się z łagodności roślin! #EkonomiaFranciszka #CzasStworzenia” niż proste, duszpasterskie i ewangeliczne prawdy.
Niedojrzali klerycy = emocjonalni księża?
Specyfika mediów społecznościowych to jedno. Inną kwestią jest to, że pobieżna lektura Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli stawia pytanie, czemu o. Kramer i o. Recław nie są gruboskórymi „ortodoksami”. Co poszło nie tak z jezuitami? Ale żeby nie było, szkolący się dwanaście lat zakonnicy żołnierze papieża to tylko pewien wycinek duchownych w sieci. Sporo jest księży innych zakonów, jak również diecezjalnych, mniej lub bardziej skutecznie próbujących się przebić w internecie z dobrą nowiną.
Należy postawić pytanie, w jakim stopniu seminaria przygotowują do obecności w mediach. Żołnierze Wojska Polskiego w swoim podręczniku mają cały rozdział poświęcony obchodzeniu się z dziennikarzami. Czy analogicznie jest w seminariach? I druga, równie istotna kwestia: czy są przygotowani do tego mentalnie? Czy są przygotowani na hejt, na różne inne negatywne przejawy wirtualnego życia?
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski jest kapłanem wprawnie poruszającym się w medialnej, wirtualnej sferze. Co ciekawe, w ścisłym seminarium był on około trzech lat – resztę formacji spędził na różnych placówkach duszpasterskich (i w wojsku, do którego wówczas kleryków „karnie” brano). Być może dlatego nabrał więcej wprawy. Już w czasach formacji czytał i rozprowadzał solidarnościową „bibułę” i pisał teksty. Zetknął się nie tylko z „hejtem” (o ile tak można mówić w kontekście parszywych PRL-owskich czasów), z mobbingiem, ale i z przemocą.
Edukacja
Czy każdy kleryk powinien przetrwać koszary i oberwać, żeby później być wprawionym medialnie? Oczywiście nie. Co jednak postuluję, to to, żeby klerycy, po pierwsze, mieli jakieś doświadczenie z pracą, ze studiami – zetknięcie z niekoniecznie przyjaznym światem. Po drugie, o ile nie jest konieczne, by każdy kleryk pisał artykuły w jakiejś gazetce, to jednak przeszkolenie z pisania jest istotne.
Szkoły w Polsce – zwłaszcza jak ktoś pójdzie na „matfiz” lub „biolchem”, a nie na „humana” – nie uczą sprawnego, logicznego pisania. Po trzecie, należy zapewnić przyszłym księżom dostęp do dobrej publicystyki (a więc diecezjalne media raczej odpadają, „Gazeta Wyborcza” zresztą też).
Czego Kościół oczekuje od kapłanów?
Oczywiście pozostaje najistotniejsza kwestia: w jakim stopniu obecność duchownych w mediach społecznościowych jest konieczna? I ogólnie w mediach. Wielu księży to ludzie starannie i wszechstronnie wykształceni – i część z nich na pewno warto, żeby działała w internecie. Jestem jednak przeciwny narzucaniu tego.
„Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, aby był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki” – powiedział Benedykt XVI podczas swojej pamiętnej pielgrzymki do Polski.
Kościół to nie tylko duchowni
To w końcu pierwszorzędne zadanie kapłana – prowadzić ludzi do Boga. Nie umniejszając innych dziedzin życia, ale one muszą być podporządkowane służbie Bożej. Również wszelaka działalność medialna temu powinna służyć.
Kościół powinien opierać swoją medialną działalność przede wszystkim na świeckich dziennikarzach. Księża-publicyści powinni być tylko, co prawda bardzo cennym, wsparciem.
P.S. Tak à propos, jeśli masz, Czytelniku, doświadczenie w pisaniu albo znasz się na specyfice mediów społecznościowych, albo chciałbyś robić grafiki promocyjne – odezwij się do nas (link do formularza kontaktowego).