adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Przezwyciężyć wiarę lękową

magazine cover

unsplash,com

Problemem, z jakim wiele osób zmaga się w swojej religijności, jest tzw. wiara lękowa. Niszczy ona relację ze Stwórcą, paraliżuje życie wewnętrzne oraz skutecznie odwraca człowieka od wiary. Ale… jak taka wiara właściwie powstaje oraz jak z niej wyrosnąć?

O strachu należy wpierw powiedzieć, że jest to emocja i służy nam przede wszystkim jako informacja o tym, co się z nami dzieje lub co potencjalnie może się stać. Lęk nie jest więc niczym złym per se, jest po prostu nieprzyjemny.

Niemniej zdarza się, że ktoś przeżywa strach niewspółmierny do faktycznego stanu rzeczy. Jego organizm na nowo przeżywa jakieś traumatyczne doświadczenie, odtwarzając stany lękowe dokładnie tak, jakby owa trauma nadal miała miejsce. Tak działa utrwalony w ciele stres. Gdy jego nadmiar obciąża mózg, ten ze względu na swoją specyfikę działania wpisuje lęk w część swojej neurobiologicznej struktury. Można powiedzieć, że obawy stają się materialną częścią nas samych.

Trudno oczekiwać, by inaczej działało to w przypadku życia religijnego. Nie zachodzi żadne wewnętrzne rozdarcie na człowieka cielesnego i człowieka duchowego. Człowiek jako byt jest jednością ciała, duszy i ducha. Gdy cierpi ciało, skutki tego cierpienia odbijają się na pozostałych płaszczyznach bytu ludzkiego.

Czym jest wiara lękowa?

O wierze lękowej mówimy wtedy, gdy czyjeś życie wewnętrzne oraz życie religijne stają się zorientowane wokół jakiegoś lęku eklezjogennego lub sakrogennego. Cierpiący z powodu tej przypadłości ludzie przeżywają długotrwały i/lub paraliżujący lęk przed Bogiem, szatanem czy piekłem. Takie osoby snują najróżniejsze scenariusze dotyczące własnej grzeszności, obezwładniającej obecności zła w ich życiu oraz mściwości Boga ukrytej pod płaszczykiem niebiańskiej sprawiedliwości.

Jakie są przyczyny takiego stanu rzeczy? Choć w zależności od osoby można by wyróżnić wiele osobliwych czynników, zdecydowałem się podzielić je na dwie grupy: ze względu na złą formację religijną oraz ze względu na lęki nabyte.

Zła formacja religijna

W wielu przypadkach – i myślę, że każdy z nas jest trochę tego ofiarą – błędy w formacji religijnej mogą skutkować różnego rodzaju zniekształceniami w życiu religijnym i życiu wewnętrznym. Normalnym owocem życia chrześcijańskiego jest, poza stałą praktyką religijną, poświęcenie uwagi życiu etycznemu tak, by było ono podobne do życia Chrystusa.

Czasami jednak w wyniku szeregu następujących po sobie błędów w sposobie pojmowania kwestii teologicznych rodzi się w niektórych lęk. Jak zresztą mawiał św. Tomasz z Akwinu: „Mały błąd na początku, wielkim staje się na końcu” (Święty Tomasz z Akwinu, Byt i Istota, 2009, s. 33). Niekiedy błąd też może być ślepą uliczką paraliżującego życie duchowe lęku. Spróbujmy przyjrzeć się dwóm powszechnym nieporozumieniom, które mogą prowadzić do wiary lękowej.

Byłem niegrzeczny, więc Bóg mnie ukarał

„Bóg to karzący tyran, który czyha na moje życie” – przekonanie to, czasami wyrosłe z błędnie rozumianych tzw. głównych prawd wiary, tez teologicznych zaproponowanych w polskim środowisku teologicznym w I poł. XX wieku, potrafi przyjąć postać patologicznego, lękogennego błędu. Po pierwsze – o Bogu współczesna teologia mówi przede wszystkim w kontekście tzw. teologii negatywnej. Wedle niej o Stwórcy możemy orzekać, jedynie stwierdzając, kim On nie jest. Niedopuszczalne jest przypisywanie Bogu cech typowo ludzkich, chyba że On sam o sobie coś konkretnego orzekł. 

Za słowem „sędzia” zaś może kryć się symbolika kogoś, kto, patrząc prawdziwie, przenika swym wzrokiem do końca i w konsekwencji też „ocenia” lub „sądzi”. Jednak gdy Bóg przedstawia się Mojżeszowi, to nie mówi o sobie „Jestem sędzią”. Używa słów „Jestem, Który Jestem”. Imię, a więc też i natura Boga polega na byciu, na istnieniu. Święty Tomasz z Akwinu pisał zresztą o Bogu, nazywając go Ipsum Esse – czyli „Istnieniem samym w sobie”. Świadectwo Chrystusa pokazuje, że Bóg nie jest skory do gromienia ludzi (por. Święty Tomasz z Akwinu, Summa contra gentiles, II, c. 15 [w:] A. Maryniarczyk SDB, Zeszyty z metafizyki nr 3. Realistyczna interpretacja rzeczywistości, 2005, s. 91–92).

„Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie” – mówi w Ewangelii Łukaszowej (Łk 13, 4-5) Chrystus, wskazując, że Bóg nie mści się na nikim za jego grzechy. Wynika z tego natomiast, że każdy człowiek jest narażony na śmierć (chodzi o śmierć duchową), o ile nie zmieni swojego życia.

Zobacz też:   Grill i łamanie chleba, czyli wspólnota przy stole

W Ewangelii Łukasza stykamy się też z następującą sceną: „Gdy dopełniały się dni Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jeruzalem, i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i weszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by przygotować Mu pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jeruzalem. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: »Panie, czy chcesz, byśmy powiedzieli: Niech ogień spadnie z nieba i pochłonie ich?«. Lecz On, odwróciwszy się, zgromił ich. I udali się do innego miasteczka” (Łk 9, 51-56). Chrystus nie pragnął więc krzywdy ludzi, którzy Go nie przyjęli.

Szatan jest wszędzie

Kolejnymi z takich nieporozumień są nieustanne ewangelizowanie i katechizowanie w tematach związanych z demonami. O szkodliwości ciągłego opowiadania o złym duchu przez duszpasterzy należałoby napisać osobny artykuł. Tym niemniej tutaj skupię się tylko na wskazaniu zjawiska oraz jego skutków. Choć dzieje się to w dobrej wierze, to niektórzy kapłani oraz ewangelizatorzy przykładają nadmierną uwagę do kwestii związanych z piekłem i aktywnością demonów. Po pierwsze, nie istnieje po ludzku weryfikowalna wiedza dotycząca działania złych duchów. Mamy wiedzę z kart Pisma Świętego, tradycji Kościoła, objawień prywatnych oraz doświadczenia egzorcystów. To te dwa ostatnie źródła wiedzy teologicznej mogą być kłopotliwe.

Zdarza się, że przyjmują one postać sensacyjnie podanych rozważań i opowieści. Niektórzy egzorcyści (jak np. ks. Piotr Glas) wprost opowiadają o tym, co demon mówi w czasie egzorcyzmów ustami osoby opętanej. Takie opowieści, choć niewątpliwie ciekawe, mogą być po prostu szkodliwe – szczególnie dla osób już w jakiś sposób zalęknionych.

Nie brakuje też rozważań dotyczących obecności złego ducha w życiu codziennym człowieka. Zupełnie zasadne przestrzeganie przed okultyzmem potrafi jednak dość szybko przechodzić w jakiś rodzaj katolickiej ezoteryki. Tacy prelegenci próbują malować jakiś domniemany obraz mechaniki świata duchowego, wskazywać, jak demony funkcjonują, jaka jest ich metodologia postępowania, gdzie mogą opętać, a gdzie nie. O ile w gronie obeznanych z tematem może to być zbiór zagadnień, których poruszenie jest zasadne, o tyle dla niespecjalisty coś takiego zdaje się wyczerpywać znamiona przynajmniej szczątkowej szkodliwości.

Podsumowując więc krótko – nie, chrześcijaństwo nie polega na straszeniu szatanem ani piekłem. Podobnie jak w przypadku błędnego przedstawienia obrazu Boga jako tyrana, tak i tu zachodzi wykrzywienie przesłania Chrystusa.

Boję się, ale nie wiem dlaczego!

Co jednak w sytuacji, w której ktoś przeżywa lęki o charakterze eklezjogennym lub sakrogennym pomimo prawidłowej (a przynajmniej normatywnej) formacji religijnej? Wówczas mówimy o obecności jakiejś formy nerwicy. Takie osoby przeżywają swoją wiarę niezwykle nerwowo, gdyż zostały do tego uwarunkowane nie z własnej winy. Traumatyczne przeżycia, możliwe, że złe wzorce w rodzinie, przykrości na etapie socjalizacji wtórnej, powtarzające się doświadczenia, które utrwalają stres i nerwicowe, natrętne sposoby myślenia mogą prowadzić do wyżej wspomnianego stanu nerwicy.

Podłoże takich zaburzeń ma tak czy inaczej charakter psychologiczny i jako takie wymagają specjalistycznej opieki lekarskiej oraz terapeutycznej. Warto stanowczo zareagować, jeśli chodząc do kościoła, odczuwamy lęk, paraliż, mdłości czy ból głowy, a na myśl o spowiedzi czujemy kluchę w gardle i paniczny strach. Nie mniej poważnym objawem są natrętne, rytualne modlitwy, wykonywanie konkretnych gestów w lęku przed osądem Boga czy natrętne myśli o charakterze bluźnierczym. Zanim pomyślimy, że opętał nas zły duch (co jest mało prawdopodobne!), wpierw należy przyjąć wyjaśnienie naturalne i udać się z dolegliwościami do lekarza psychiatry.

Zaburzenia psychiczne wymagają rychłego leczenia. Zaniedbane, będą się tylko pogłębiały. Z czasem mogą one zacząć realnie zatruwać nasze życie duchowe, przemieniając dotychczasową normalność w wiarę lękową. Co do błędnej formacji religijnej, rada jest jedna – czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Na błędy teoretyczne odtrutką jest po prostu lektura rzetelnych tekstów z zakresu filozofii chrześcijańskiej i teologii. Należy przy tym wystrzegać się głośnych ewangelizatorów, objawień prywatnych czy upolitycznionych portali katolickich. Zamiast tego, warto sięgnąć po Apologetyczny katechizm katolicki autorstwa ks. Walentego Gadowskiego czy Katolicki komentarz biblijny autorstwa Raymonda E. Browna, Josepha A. Fitzmyera i Rolanda E. Murphy’ego. Dzięki temu o wiele łatwiej będzie odwrócić przekłamania, których waga w ten czy inny sposób nam ciąży.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.