adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Ars bene moriendi Davida Bowiego

magazine cover

unsplash.com

„Spójrz do góry, jestem w niebie / mam niewidzialne blizny / mam dramatyzm, którego nikt mi nie ukradnie / każdy mnie teraz zna”. Tak śpiewał w drugim singlu promującym album „ David Bowie.

Lazarus wyszedł w grudniu 2015 roku. Wcześniej, w listopadzie, wyszedł Blackstar. Niemal dziesięciominutowy utwór odsłuchało (i obejrzało teledysk) z zaciekawieniem wiele osób. Z pytaniem: co ten Bowie taki mroczny?

Prezent od umierającego

Płyta ukazała się 8 stycznia 2016 roku, w sześćdziesiąte dziewiąte urodziny muzyka. 10 stycznia artysta zmarł. Było to dużym szokiem dla opinii publicznej. Wiedza o terminalnym stanie Bowiego była znana tylko jego bliskiemu otoczeniu.

David z diagnozą raka wątroby rzucił się do nagrania ostatniej płyty. „Prezentu pożegnalnego”, jak to określił Tony Visconti, który wielokrotnie grał na płytach Bowiego na basie i wielu z nich był producentem.

Tym bardziej niesamowity stał się album, który już samą nazwą budził ciekawość. Oficjalna nazwa bowiem to ideogram: „★”. Czyta się to jako Blackstar. Ten, jak osobiście mniemam, żart został potraktowany serio przez krytykę. Przynajmniej tę anglojęzyczną.

Symbol ten na białym tle widnieje również na okładce płyty. Nie ma na niej wizerunku Bowiego. Rzecz nadzwyczajna, bo dotąd na każdej płycie autor pojawiał się się w formie wizualnej; chociażby w szczątkowej, uciętej, jak na przedostatnim albumie – The Next Day.

Pod czarną gwiazdą – pentagramem, bo jest pięcioramienna (stąd prefiks „penta-”) – widnieje „podpis” artysty. Również specyficzny, bo ułożony z fragmentów pentagramu.

„Every man has a black star…”

Dopiero na wewnętrznej stronie – i w książeczce z tekstami – znajdziemy parę zdjęć Bowiego. I więcej czarnych gwiazd, niekoniecznie pentagramów. Również niektóre teksty piosenek w książeczce ułożone są w gwiezdne konstelacje.

O co chodzi? Teorii było wiele. Przedstawię tę, którą uważam za najbardziej sensowną.

Every man has a black star
A black star over his shoulder
And when a man sees his black star
He knows his time, his time has come

Black star don’t shine on me, black star
Black star keep behind me, black star
There’s a lot of livin’ I gotta do
Give me time to make a few dreams come true
Black star

Tak w Black Star, piosence nagranej podczas sesji nagraniowej do filmu Flaming Star z 1960
roku, śpiewał Elvis Presley.

Czarna gwiazda nad ramieniem symbolizuje świadomość zbliżającej się śmierci. Tak jak jeden z bohaterów Death Note słyszał dzwony w dzień śmierci, tak bohater piosenki widzi czarną gwiazdę.

Trochę astrofizyki…

Myślę, że do tego odnosił się Bowie – do świadomości zbliżającej się śmierci. Z drugiej strony, na pewno pił też do astronomii, która zawsze go intrygowała. Black star to termin z astrofizyki. Niestety nie znalazłem polskiego ekwiwalentu tego terminu; jest to w każdym razie wyrażenie z półklasycznej teorii grawitacji. „Czarna gwiazda” jest teorią nieco odmienną od teorii czarnych dziur, w każdym razie oznacza to, w co się przekształca gwiazda po śmierci (jeśli wśród szanownych Czytelników znajdują się wybitni astrofizycy – możecie w komentarzu mnie sprostować bądź opisać sprawę bardziej szczegółowo).

Ta nieco złożona symbolika jest jednocześnie całkiem klarowna.

…i trochę biblistyki

I’m a blackstar
I’m not a pornstar, I’m not a wandering star

– śpiewa Bowie. Wandering star to biblijne „gwiazdy zabłąkane” – por. Jud 1, 13. Według komentarza do Biblii Tysiąclecia „symbol upadłych aniołów”. O. Wilfrid J. Harrington OP natomiast pisze, że chodzi o „jakichś ludzi – najwidoczniej niewielu – którzy wypaczają tradycyjną naukę Kościoła” i ich „błąd wydaje się gnostycką odmianą antynomizmu (tj. poglądu, że prawo moralne nie ma mocy wiążącej dla chrześcijan, wyzwolonych dzięki łasce)”.

W każdym razie podmiot liryczny odżegnuje się od bycia zwodzicielem. „I’m not a popstar”, „I’m not flam star”, „I’m not marvel star” itd. Nie jestem gwiazdą popu ani cudowną gwiazdą, ani płonącą – jestem czarną gwiazdą. Co to ostatecznie znaczy? O czym jest cały passus w piosence Blackstar – o tym, co zdarzyło się, „gdy on zginął”?

Odprawa

I can’t answer why
Just go with me
I’m a take-you-home
Take your passport and shoes

And your sedatives, boo
You’re a flash in the pan
I’m the great I am.

Ten fragment, odwołujący się do kontroli na lotnisku przed lotem (stąd „wezmę twój paszport i buty / I twoje proszki uspokajające i zioło”), moim zdaniem mówi o śmierci. Czy raczej: śmierć w nim mówi. Zabiorę rzeczy, których nie możesz zabrać na „kontrolę” – czyli pośmiertne przejście do innego stanu. Nie mogę powiedzieć dlaczego, mogę powiedzieć jak – po prostu za mną idź. Zabiorę cię do domu.

I te ostatnie dwa wersy – „ty jesteś słomianym zapałem / ja jestem wielki, ja jestem”. Blackstar zdaje się być niezwykłą medytacją nad tajemnicą śmierci – odwiecznej zagadki ludzkości.

Mnogość nawiązań

Sama kompozycja utworu wskazuje na uniwersalność przesłania. Mamy wpierw fragment inspirowany muzyką Orientu i chorałem, jazzową improwizację i przejście do iście amerykańskiego rocka. Wszystko ostatecznie ginie w jazzowej kakofonii (czy raczej kakofonii granej przez jazzmanów). Całość w połączeniu z pełnym artystycznego rozmachu i przesiąkniętym różnorodną symboliką teledysku stwarza mocno niepokojące wrażenie.

Prześledźmy, co się w nim czai. Mamy najpierw martwego astronautę, leżącego w cieniu (jeśli można tak rzec) zaćmionej gwiazdy. Mamy kobietę z ogonem (sic!), która bierze jego czaszkę, jak relikwię. Później ta sama kobieta wkracza do miasta (łudząco przypomina to kadry z Labiryntu z 1986 roku) z trzema wieżami na wzgórzu. Czaszka staje się przedmiotem jakiegoś misterium czy też ezoterycznego kultu, którego członkami są same kobiety.

Widzimy też wielką świecę w środku jakiegoś kamiennego budynku. „In the villa of Ormen stands a solitary candle” – śpiewa Bowie.

Ørmen to miejscowość nieopodal Oslo, ale przede wszystkim jest to stare skandynawskie słowo oznaczające węża, a w języku szwedzkim określenie na Gwiazdozbiór Węża.

Mamy w teledysku trzy wyrywające się strachy na wróble – trochę przypomina to scenę ukrzyżowania. Ale tylko trochę; myślę, że to złudne podobieństwo.

Alter ego?

Jest też i sam Bowie – zdaje się grać dwie bądź trzy postacie (to drugie bardziej zgodne z wypowiedziami twórców teledysku). Jedna to postać człowieka z zasłoniętymi oczami – guzikami zamiast oczu. Wydaje się, że ta sama postać pojawia się w Lazarusie – tam leży na szpitalnym łóżku, czekając na śmierć. Tu trwa w jakimś ekstatycznym uniesieniu wraz z paroma nieokreślonymi mężczyznami.

Kolejna postać to kapłan czy też prorok – ukazujący księgę z czarną gwiazdą na okładce. Trzecia: mężczyzna tańczący, śpiewający i przekomarzający się z niewidocznymi widzami na poddaszu, gdzie wcześniej przebywali „kultyści” trwający w ekstazie. Poddasze to, o trójkątnym kształcie i okrągłym okienku z krzyżem, jest okropnie zagracone.

Zobacz też:   K-pop od kuchni

Pojawia się też potwór, który atakuje strachy na wróble. Potwór wygląda jak… trudno opisać, szczerze mówiąc; swoją złożonością przypomina stwory z uniwersum Lovecrafta.

„Ground control to major Tom”

Ale dość tego opisywania – to wszystko bardzo trudno opisać. W każdym razie teledysk jest przesiąknięty symboliką. Mamy astronautę – prawdopodobnie odniesienie do znanego ze Space Oddity i Ashes to Ashes majora Toma – dawno zaginionego w przestrzeni kosmicznej alter ego Bowiego. Mamy coś w rodzaju kultu, sekty – podzielonej na część żeńską i męską. Ich czynności zdają się być związane z zaćmieniem gwiazdy oświetlającej planetę. Tak samo strachy na wróble – zdają się być wystawione na „ofiarę przebłagalną” nieokreślonemu (i w teledysku bardzo krótko ukazanemu) monstrum.

Czy to artystyczna wizja kultu Izydy, egipskiej bogini? Ponoć Bowie miał coś o Izydzie w kontekście tego teledysku mówić, co zresztą stało się źródłem zabawnej pomyłki (ktoś rozpowszechnił tezę, jakoby piosenka miała być o Państwie Islamskim – ang. ISIS, którego skrótowa nazwa brzmi tak, jak imię bogini – Isis).

Tajemnice i pytania

A może ukazana została ludzka bezradność wobec zjawisk przekraczających ludzkie pojmowanie? Takich jak śmierć czy niegdyś zaćmienia słońca? Z religioznawczego punktu widzenia niewytłumaczalne zjawiska zawsze stawały się powodem do misteriów, obrzędów, kultów i do różnych zachowań irracjonalnych.

Może Bowie przedstawia jakąś satanistyczną bądź gnostycką wizję świata? Tego typu interpretacji w czasie wydania tego singla było w internecie mnóstwo, mniej lub bardziej wyrafinowanych.

Czy może po prostu angielski artysta po raz ostatni stworzył kolejną kreację? W piosence Dollar Days z tego samego albumu śpiewa:

I’m dying to
Push their backs against the grain
And fool them all again and again

– czyli „śmiertelnie pragnę / popchnąć ich pod prąd / i robić ich w konia znów i znów”.

Taka była jego artystyczna natura. Dawał do myślenia, ale uciekał od jednoznacznego wskazania, co myśli. Tworzył artystyczne kreacje i bez żalu „wysyłał je na emeryturę”. Mylił tropy.

Kim jest Łazarz?

Lazarus (czyli „Łazarz”), gdy się ukazał, był przez opinię publiczną odczytywany w nawiązaniu do Człowieka, który spadł (na Ziemię) z 1976 roku. Filmu, w którym Bowie grał kosmitę przybywającego na Ziemię w poszukiwaniu wody – surowca cennego na rodzimej planecie – i tonącego w ludzkich używkach i seksie. „Umieranie” głównego bohatera tego filmu w teledysku wraz ze słowami piosenki „This way or no way / you know I’ll be free” można rozumieć wtedy alegorycznie. Człowieka, uwikłanego w ludzkie grzeszne skłonności, uwolnić może tylko śmierć.

Jednakże po śmierci Bowiego opinia publiczna obróciła interpretację o 180°. Lazarus odtąd miał być opowieścią o ostatnim artystycznym zrywie Bowiego w obliczu śmierci (co symbolizują dobitnie kadry z Davidem uporczywie i pospiesznie piszącym coś na papierze – słowa, a może muzykę – i mającym obok siebie czaszkę).

„Viddy, viddy at the cheena”

Na „★” mamy również mroczną piosenkę o zdradzie i zbrodni (Sue or In The Season of Crime). Jest też niepokojące Girl Loves Me. Słowa tej piosenki są napisane głównie w nadsat, żargonie przestępców z Clockwork Orange Burgessa. Ten żargon to mieszanka kolokwialnego angielskiego i rosyjskiego. Zmieszany z polari, slangiem pederastów z Londynu, stwarza ciekawy efekt (niestety przetłumaczenie tego wymaga profesjonalnego tłumacza z poetyckim zacięciem – fragmenty piosenki podam więc w oryginale).

Utwór opowiada o jakiejś długiej balandze czy też orgii. Jest mowa o narkotykach („Party up moodge, nanti vellocet round on Tuesday”) i przekupionej policji („Popo blind to the polly in the hole by Friday”). W wyliczance, co się stało w kolejne dni, brakuje poniedziałku. „Where the fuck did Monday go?”, pada retoryczne pytanie. Zarazem podmiot liryczny dystansuje się od tego wszystkiego.

I’m cold to this pig and pug show
I’m sittin’ in the chestnut tree
Who the fuck’s gonna mess with me?

Jest obojętny, chłodny wobec tego „show świń”. Drugi wers to ewidentne nawiązanie do jednej z ulubionych książek angielskiego muzyka – 1984 George’a Orwella. Bohaterowie tej powieści, już zniszczeni torturami, wiedzący, że niewiele im zostało życia i już niedoświadczający bólu (bo zaznali go już w całej rozciągłości), przesiadywali w kawiarni pod kasztanowcami.

Czy David Bowie umierał jako pesymista?

Dlaczego Bowie połączył odniesienie do Clockwork Orange, opowieści o ludzkiej skłonności do brutalności (która jest potrzebna) z nawiązaniem do dystopijnej książki o totalitaryzmie? Wszystko w sosie orgiastycznym, hedonistycznym, jakby wziętym z Nowego wspaniałego świata?

Osobiście sądzę, że to przesłanie: nie zbliżamy się do jakiejś konkretnej dystopii. Zbliżamy się do połączenia różnych dystopii. I David Bowie, widząc to, mówi: dla mnie to już bez znaczenia.

Z kolei I can’t give everything brzmi jak jego pożegnanie. Spokojna, kojąca melodia z przesłaniem: nie wszystko mogę wam przekazać. Pewne pomysły, idee zabiorę do grobu.

Siedem piosenek, czterdzieści jeden minut. Nie tak wiele, ale refleksji i pytań sporo. Tylko to jeszcze nie koniec.

Piosenki z Broadwayu

Rok później wyszły trzy nowe piosenki. Dotąd pojawiły się na scenie, na musicalu napisanym przez Bowiego o tytule Lazarus, którego niestety nie widziałem (wystawiany był na Broadwayu). Tam jednak śpiewane były przez aktorów.

EP zatytułowany był No Plan. Tytułowa kompozycja jest bardzo nostalgiczna. Wyraża z jednej strony motyw non omnis moriar – twórca po śmierci trwa w sztuce. Z drugiej strony eschatologiczną nadzieję. „This is not quite yet”, czyli „to jeszcze nie jest już”.

Killing a Little Time z kolei pełne jest gniewu. Gniewu na fakt, że życie się kończy, a jest jeszcze wiele piosenek do zaśpiewania.

Przeżywa ból, który nie jest „głupim bólem”, takim, jaki daje zakochanie. Czuje gniew i słyszy symfonię – jakby w ostatnim czasie słyszał nie ciszę, lecz dźwięk mnóstwa melodii, których już nie napisze.

I naturalistyczny opis:

I lay in bed
The monster fed, the body bled

„Monster” to chyba dobre określenie na raka wątroby.

Co pozostało?

Bowie został pochowany zgodnie z buddyjskim zwyczajem na wyspie Bali. Tzn. został skremowany, a jego prochy zostały rozsypane. Nie ma nigdzie grobu Davida Bowiego. Jego fani na niego nie przyjdą i nie położą kwiatów i zniczy. Jedyne, co im zostało, to słuchać jego muzyki i oglądać filmy z nim.

Jak w końcu odszedł Bowie? W co, w kogo wierzył? Czy umarł spokojny, choć zbolały i wyczerpany? A może na końcu życia widział tylko mrok?

Tego nie wiemy i się nie dowiemy. Imponujące jednak pozostanie, jak bardzo do końca trzymał się swej roli – profesji artysty.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.