
życie wieczne i radość ze zmartwychwstania?” – napisał o. Remigiusz Recław SJ po pewnym pogrzebie, którego nagranie obejrzało w serwisie YouTube przeszło 22 000 osób, i który to stał się powodem do dyskusji na temat charakteru współczesnej liturgii pogrzebowej. Paradoksalnie, chcąc odpowiedzieć na powyższe pytanie, dojdziemy do wniosku, że gdyby do łez, smutku i żałoby dodać nadzieję na życie wieczne i radość paschalną, to… otrzymamy po prostu zwyczajny pogrzeb katolicki, którego nie potrzeba na siłę udziwniać autorskimi dodatkami i radosnymi pląsami z machaniem kolorowymi flagami.
Na wstępie muszę przyznać, że czuję się trochę niezręcznie, odnosząc się w tym artykule do konkretnego pogrzebu (śp. Piotra Tomaszewskiego, związanego ze wspólnotą charyzmatyczną Mocni w Duchu przy kościele jezuitów w Łodzi), ponieważ nie chciałbym, żeby ktokolwiek odebrał poniższy tekst jako wyraz braku szacunku dla zmarłego. Wręcz przeciwnie, ponieważ choćby pobieżne zaznajomienie się z postacią zmarłego sprawia, że nie można o śp. Piotrze myśleć bez wyrazów uznania i bez dziękczynienia Bogu za jego życie. Przywołana celebracja to jednak nagromadzenie wielu nadużyć i wprost podręcznikowy przykład realizacji pewnego, coraz bardziej popularnego sposobu myślenia o pogrzebie, który nie jest jednak w pełni zgodny z teologią Kościoła katolickiego.
Liturgia – człowiek – serce
To, że msza święta sprawowana w kościele łódzkich jezuitów z udziałem grupy muzycznej Mocni w Duchu jest zwykle, nazwijmy to, urozmaicona – wiadomo nie od dziś. Sama wspólnota działa od dawna jako „zespół ewangelizacyjny”, którego członkowie formują się w duchowości ignacjańskiej, prowadzą rekolekcje, koncerty uwielbieniowe, warsztaty muzyczne i taneczne oraz konferencje. Szeroko komentowana w internecie i wzbudzająca duże kontrowersje była celebracja Wigilii Paschalnej sprzed kilku lat, dzięki której grupa Mocni w Duchu i łódzcy jezuici zasłynęli jako środowisko wprowadzające do liturgii nowe elementy (przede wszystkim taniec z machaniem dużymi flagami), własne śpiewy, zmianę niektórych tekstów mszalnych.
Nie można zarzucić liderom ani duszpasterzom Mocnych w Duchu braku wiary, autentyczności, zaangażowania ewangelizacyjnego, pewnego zapału i świeżości w dawaniu świadectwa o Bogu czy też braku życia słowem Bożym – dlatego w krytyce ich eksperymentów liturgicznych nie należy wykazywać postawy niechrześcijańskiej, a więc obrażania, inwektyw, przesadzonej „gorliwości o dom, która pożera”. Czy w modlitwie, również liturgicznej, nie liczy się przede wszystkim postawa serca? Oczywiście. Czy liturgia nie jest, wbrew niektórym twierdzeniom, przede wszystkim dla człowieka, a nie dla Boga? Tak jest. Czy, oceniając czyjeś postępowanie, nie powinniśmy patrzeć na całokształt, odrzucając przy tym nadmierny rygoryzm i surowość zasad, a zwracając większą uwagę na potrzeby ducha? Tak, to prawda.
Wierność prawu Kościoła
To wszystko jednak nigdy nie uprawnia do nieposłuszeństwa Kościołowi, jakim jest łamanie przepisów liturgicznych. One nie istnieją dla satysfakcji tzw. liturgistów-terrorystów, członków jakiejś „policji liturgicznej” wchodzących do świątyni jedynie w celu śledzenia uchybień wokół ołtarza – ale wynikają z określonej teologii, będącej zwykle wynikiem długiego namysłu, ciągłości wielowiekowej tradycji, splotu różnych symboli, i wreszcie: są one wyrazem naszej wiary (lex orandi lex credendi, tak się modlimy, jak wierzymy). Nikomu, nawet kapłanowi, nie wolno w liturgii nic zmieniać ani nic od siebie dodawać (chyba że w sposób określony przez prawo kościelne). Posłuszeństwo w tym zakresie to godna pochwały postawa pokornego sługi, a nie właściciela liturgii (może lepiej powiedzieć – reżysera), zaufania Kościołowi nawet wówczas, gdy wydaje nam się, że z jakichś względów lepiej byłoby zrobić coś inaczej, „po swojemu”.
To tylko fragment tekstu, który ukazał się w 30. numerze Miesięcznika Adeste.
Jeżeli podoba Ci się to, co robimy – kliknij w poniższy przycisk aby dowiedzieć się, jak możesz nam pomóc w rozwoju!