adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Zapiski z Nowego Świata

Amerykański sen

Marzenia są po to, żeby je spełniać, prawda? A sny po to, żeby je zmieniać w rzeczywistość?

O, amerykański śnie! Kto cię nigdy nie śnił? Tak wielu chciało tu być. Poczuć to, co dawniej czuło się, spoglądając po raz pierwszy na Statuę Wolności, a dziś na napis na lotnisku: Welcome to the United States of America. Jesteś więc snem zbiorowym, snem wspólnym. Jak wielu cię wyśniło? Dla jak wielu pozostałeś tylko snem? A dla ilu zmieniłeś się w koszmar?

Tak naprawdę z amerykańskim snem jest tak, że pierwszy etap jest najtrudniejszy, a potem, gdy minie jet lag, jest już dużo łatwiej. Choć podobno trudniej jest po drodze powrotnej. Dla mnie w każdym razie jet lag był łaskawy, toteż pomińmy go i przejdźmy od razu w ciekawsze miejsce – na Manhattan.

Widok na Manhattan z tarasu widokowego w Empire State Building

Jeśli zastanawialiście się kiedyś, co może stworzyć ludzka pracowitość i dążenie do sukcesu, to jednym z miejsc, w których szukałbym odpowiedzi, jest Nowy Jork. Dlaczego? Bo tu sukces znajdziemy prawie na każdym rogu.

Sukces kapie na nas z potężnych drapaczy chmur. Ocieka nim legendarna Wall Street, finansowe centrum świata. Wylewa się z reklam na Times Square. Oddychają nim nowojorczycy zażywający rozrywki w Central Parku. Można go szukać nawet wśród ulicznych sprzedawców hot dogów, pamiątek, wody i innych drobiazgów, którzy zamiast siedzieć z założonymi rękami, ciężko pracują na swój sukces.

Oczywiście nieprzypadkowo akapit wyżej użyłem słowa „prawie”. W tym przypadku „prawie” jest bowiem dość duże. Mieszczą się w nim wszyscy ci, których amerykański sen nie okazał się piękny. Znajdziemy tam także ciemne strony miasta: brud, bezdomność, przestępczość, narkotyki. A nawet wśród pięknych, bogatych dzieł człowieka napotkamy i takie, które wywołują przygnębienie i zadumę: dwie szumiące kwadratowe fontanny ustawione w miejscu, gdzie jeszcze ćwierć wieku temu dumnie prężyły się bliźniacze wieże World Trade Center.

Różne myśli przychodzą do głowy, gdy patrzy się na most Brookliński. W jednym uchu pobrzmiewa motyw z Dawno temu w Ameryce, a w drugim słowa Edwarda Stachury:

„Rozdzierający jak tygrysa pazur
Antylopy plecy jest smutek człowieczy.
Nie brookliński most, ale przemienić
W jasny, nowy dzień
Najsmutniejszą noc
To jest dopiero coś”.

Zobacz też:   Dziki Zachód Zachodu

Wielkie ci dzięki, Edwardzie Stachuro, za twoje piosenki.

Broadway

Ale czy Ameryka rzeczywiście może pomóc przemienić w jasny, nowy dzień najsmutniejszą noc? Hmm, chyba w pewnym sensie tego tu szukam. A Nowy Jork, pomimo jego wszystkich mrocznych stron, jednak nastraja do działania. A przede wszystkim pokazuje, co może powstać z ludzkiej pracy.

A co powstanie, gdy zamiast do pracy weźmiemy się do walki? O tym z kolei mogłem się przekonać dzień później na polach Pensylwanii. A konkretnie w Gettysburgu, teatrze największej bitwy wojny secesyjnej.

Każda wojna jest bez sensu, ale wojna domowa w szczególności. Czasem różnice w poglądach na to, jak powinien funkcjonować dany kraj, tak bardzo zaślepiają jego obywateli, że otrzeźwienie przychodzi stanowczo za późno. Tak było w przypadku wojny secesyjnej, która zabrała życie ponad sześciuset tysiącom Amerykanów, z czego kilka tysięcy poległo właśnie pod Gettysburgiem.

Cmentarz narodowy w Gettysburgu

Historycy po dziś dzień szukają odpowiedzi na rozmaite pytania: o co właściwie była ta wojna? Jakie miała znaczenie? Do jakiego stopnia patrzymy na nią rzetelnie, a do jakiego w myśl zasady, że historię piszą zwycięzcy? Mnie jednak widok pól Gettysburga kazał się zastanowić nad inną kwestią: czy to w ogóle było potrzebne?

Po pierwszych dwóch dniach w Ameryce stwierdzam, że na świecie mamy stanowczo za dużo Gettysburgów w stosunku do Manhattanów. By nie być gołosłownym: Manhattan widziałem, jak dotychczas, tylko jeden, a pól bitewnych całkiem sporo. Wciąż zbyt dużo energii wkładamy w walkę, a zbyt mało w pracę. Chęć niszczenia wygrywa z chęcią budowy. Ale czy jedno może istnieć bez drugiego?

Czy Manhattan mógłby powstać bez Gettysburga? Innymi słowy, czy u zarania wielkich osiągnięć zawsze musi znaleźć się wojna? Na pewno nie. I nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.

Co będzie dalej? Czas pokaże, ale już teraz zapraszam na kolejne części Zapisków z Nowego Świata. Tematów do refleksji na pewno nie zabraknie!

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.