adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Z Lubelszczyzny do Nagasaki

magazine cover

unsplash.com

Alberto Polaque vel Albertus de Polonia. Tak był nazywany przez jego braci z krajów romańskich. Któż z nich bowiem wymówiłby takie słowiańskie nazwisko jak Wojciech Męciński? Dla Japończyków musiało to być jeszcze większym problemem…

Gwiazda Towarzystwa Jezusowego najjaśniej lśniła na początku, w pierwszym wieku jego istnienia. To wtedy św. Franciszek Ksawery nawracał kraje Azji, brat Juan Fernández jako pierwszy Europejczyk oddawał Bogu chwałę w języku japońskim, a ojciec Alessandro Valignano pisał pierwsze uwagi o tym języku. Jezuici byli na europejskich dworach i egzotycznych misjach.

Elitarny zakon wydał w swoim „złotym pierwszym wieku” wiele wybitnych osobistości. I wielu męczenników. Również Polaków.

Szlacheckie bogactwo

Wojciech Męciński urodził się w 1598 roku w Osmolicach nad rzeką Wieprz (prawy dopływ Wisły, płynący w północnej części lubelszczyzny). Jego ojciec, Jan Wojciech herbu Poraj (pospolity, „zaściankowy” herb – Porajem tytułowali się Mickiewiczowie, w tym sam Adam) był kalwinem. I to bogatym. Będąc pod wpływem syna, nawrócił się na katolicyzm.

Po śmierci ojca Wojciech został spadkobiercą miasteczka i kilkunastu wiosek. Majątek ten w całości przekazał Towarzystwu Jezusowemu. Zanim to się jednak stało, odebrał staranne wykształcenie. Uczył się w kolegium jezuickim w Lublinie, a później studiował retorykę na Akademii Krakowskiej.

Miłosne listy

Tam zetknął się z przychodzącymi z nowo odkrywanych lądów listami misjonarzy, które zostały przetłumaczone przez ojca Szymona Wysockiego, jezuitę i spowiednika na dworze króla Zygmunta III Wazy. Taka korespondencja była częstą praktyką; misjonarze ze szczegółami opisywali kraje i warunki w nich panujące. Czytano je jako duchową lekturę podczas posiłków w refektarzach jezuickich. Niemało jest świadectw stwierdzających, że zrodziły one w wielu sercach powołanie misyjne.

Po skończonych studiach Wojciech udał się (był to zwyczaj w bogatych rodach, takie „dopełnienie edukacji”) w podróż zagraniczną. Przez Pomorze i Północne Niemcy dotarł do Belgii. Stamtąd udał się do Sedanu we Francji. Chwilę zabawił na tamtejszym uniwersytecie,

Wszystko zostaje w rodzinie

Następnie wrócił do Polski. W 1619 roku udał się ze swoim krewniakiem, Andrzejem Opalińskim, do Włoch. Ten ostatni był biskupem poznańskim i sekretarzem wielkim koronnym, który zajmował się, wraz z kanclerzem, kancelarią królewską i piastował rozmaite ceremonialne funkcje. Co nie jest bez znaczenia, był wytrwałym wrogiem reformacji – wspierał też działalność kolegium jezuickiego w Poznaniu. Członkowie Towarzystwa Jezusowego słynęli z wysokiej jakości wychowania i nauczania podopiecznych (wbrew temu, co się twierdzi często na lekcjach historii, tworząc laurkę dla KEN-u). Biskup Andrzej Opaliński piął się po szczeblach politycznej kariery; służbę państwu łączył jednak z sumiennym (według oceny ówczesnych mu ludzi) kierowaniem diecezją.

W 1621 roku dołączył do jezuickiego nowicjatu w Rzymie. Na pewien czas wrócił do Rzeczpospolitej. Uczynił to na polecenie przełożonego, który nakazał mu uregulować kwestie majątkowe. O włości Męcińskiego, przekazane Towarzystwu Jezusowemu, zaczęli bowiem starać się na drodze prawnej dalsi krewni.

Wciąż w stronę wschodzącego słońca

Zaraz po wygranej w sądzie udał się do Portugalii, w której w 1628 roku przyjął drugi stopień święceń. W kwietniu 1631 roku odpłynął statkiem do Indii. Pisał przełożonemu: „Chciałbym, by Wasza Wielebność wiedziała, że z łaski Boga i Najświętszej Bogarodzicielki, tak jestem zadowolony i radosny z tej mojej misji japońskiej, że nie zamieniłbym jej na żadne inne szczęście, które świat ofiarować może”.

Szczęście jednakże tym razem nie dopisało. Złe warunki pogodowe spowodowały, że statek trafił na wybrzeża Brazylii, zamiast opłynąć Afrykę od południa. Ojciec Wojciech ciężko zachorował. Potrzebował sporo czasu, by dojść do siebie. Rekonwalescencję odbył w Portugalii. „Biedy te nie tylko mnie nie odstraszają od mego zamiaru, lecz raczej jeszcze więcej dodają otuchy” – pisał do ojca Kaspra Drużbickiego, kolejnego słynnego jezuity. Duchowny ten był prekursorem kultu Serca Pana Jezusa w Europie, na kilkadziesiąt lat przed objawieniami św. Marii Małgorzaty Alacoque. Był też mistykiem i płodnym pisarzem.

Wietnam

W 1633 roku ojciec Męciński wypłynął wraz z pięcioma współbraćmi statkiem „Bethleem” w kierunku Azji. Miał już nigdy nie ujrzeć Europy.

Liczne problemy podczas podróży, w tym dwie epidemie, nie zatrzymały go. Dotarł w końcu do Kochinchiny (ówczesna nazwa na południową część Wietnamu). Stamtąd rok później udał się do Malakki – „bazy wypadowej” dla misjonarzy japońskich.

Malakka w tamtym czasie była obiektem militarnej agresji protestanckich Holendrów. Tak nawiasem mówiąc – oglądali Państwo albo czytali Szoguna Jamesa Clavella? Dobrze obrazuje on konflikt Portugalczyków i Holendrów – jak i holenderskich sojuszników, Anglików – o ówczesne wpływy na tym terytorium. Portugalczycy zazdrośnie strzegli map morskich pokazujących Kraj Kwitnącej Wiśni. Zmagania o te rejony często były krwawe.

Ojciec Wojciech zajął się opieką nad rannymi żołnierzami portugalskimi. Znał podstawy medycyny z Akademii Krakowskiej – było to jego hobby na studiach. W Malakce słyszał też wieści o kolejnych męczeńskich śmierciach kapłanów w Japonii.

Chiny i Kambodża

Dwa lata później trafił do Macao w Chinach. Gdy był już tak blisko spełnienia swojego marzenia, okazało się, że musi jeszcze poczekać.

Zobacz też:   Mój Chrystus połamany

Przełożeni skierowali go do pracy w Kambodży. Swoista ironia losu: już drugi raz wyprawa do Japonii się opóźniła. Kolejny raz odsunęło się w czasie jego męczeństwo. Decyzja o skierowaniu Polaka do Kambodży – i uczynieniu go przełożonym tamtejszej misji – była uzasadniona. Jeden z towarzyszy Wojciecha, o. Marcel Mastrilli, dotarł bez przeszkód do Kraju Wschodzącego Słońca. Dość szybko padł ofiarą prześladowania, powiększając grono męczenników. Przełożeni chcieli zaoszczędzić tego o. Męcińskiemu – wszak celem było nawracanie miejscowych, a nie wpadanie w ręce japońskich władz.

Smutny przypadek ojca Fereiry vel Sawano-san

Choć mogłoby się wydawać, że Polak już pozostanie w kambodżańskich rejonach, w 1641 roku nastąpił pewien incydent, który zmienił nastawienie władz zakonu. Myślę, że większość katolików słyszała o tym smutnym epizodzie. Mowa o wyparciu się wiary przez Cristóvão Ferreirę. Jezuita, zwany przez Japończyków Chūanem Sawano, nie wytrzymał „tortury dołu”. Kara ta polegała na zrobieniu nacięcia na szyi skazanego i spuszczeniu go do góry nogami do śmierdzącego dołu. Śmierć tak zadana była spowodowana wykrawieniem, nieznośnym bólem, podtopieniem (w Japonii deszcze, zwłaszcza w niektórych miesiącach, są częste i obfite). Ferreira zdecydował się wyprzeć wiary i zachować życie.

Ta historia jest głównym wątkiem znanego filmu Milczenie Martina Scorsese, na podstawie książki Shūsaku Endō o tym samym tytule (zresztą też chrześcijanina, borykającego się z próbą pogodzenia japońskości z Ewangelią). Nie wiadomo, jak skończył portugalski zakonnik – niektóre źródła twierdzą, że ostatecznie się nawrócił i został poddany torturom, lecz tym razem wytrwał do końca. Inne, że po prostu zmarł w Nagasaki.

Portret Wojciecha Męczyńskiego SJ

Odpokutować zgorszenie

Wieść o jego apostazji doszła do współbraci. Wizytator zakonu, o. Rubin, postanowił odbyć wyprawę do Japonii. W dwóch celach – by potwierdzić pogłoski, a także zabezpieczyć nawróconych Japończyków przed gorszącym wpływem apostaty. Wraz z o. Rubinem do Kraju Kwitnącej Wiśni udało się kilku duchownych, w tym Polak. Warto też zauważyć, że jednym z jego towarzyszy był o. Tomasz, Japończyk wspierający wcześniej o. Męcińskiego w jego misji w Kambodży.

W lipcu 1642 roku dopłynęli do Kagoshimy (na Kyūshū – południowej wyspie archipelagu) przebrani za Chińczyków. W sierpniu zostali wykryci i schwytani. Byli przesłuchiwani w Nagasaki. Tłumaczem podczas przesłuchania był nie kto inny, jak Chūan Sawano – jezuita-apostata.

Ból

Jezuici nie wyparli się swojej wiary. Ojciec Wojciech Męciński był poddawany około sto razy „torturze wodnej”. Polegała ona na wlewaniu wody przez lejek do ust torturowanego, aż wypełni ona wnętrzności. Następnie oprawcy naciskali mu na brzuch, wymuszając wyplucie całej wody.

Ostatecznie wszystkich spotkała „tortura dołu”. Pierwszy zmarł Japończyk, o. Tomasz. Następnie o. Rubino. Po siedmiu dniach mąk odszedł do Pana Polak. Pozostali, ojcowie: Antonio Capeci, Franciszek Marquez i Dydak de Morales, męczyli się jeszcze dwa dni. W końcu oprawcy wyciagnęli ich i ścięli. Ciała zostały spalone, resztki wyrzucono do oceanu. Po męczennikach nie zostały żadne pamiątki oprócz listów.

Przepiękna wierność

Włos jeży się na głowie, gdy myśli się o tych cierpieniach i nadzwyczajnej wierności Chrystusowi. W tej postawie męczenników naprawdę uobecniają się słowa św. Pawła z Tarsu: „Sądzę, że utrapień czasu niniejszego ani porównać nie można z przyszłą chwałą, która się w nas objawi” (Rz 8, 18).

O beatyfikację ojca Wojciecha Męcińskiego od wielu lat bezskutecznie ubiegają się polscy jezuici, mimo iż z racji jego męczeństwa byłby to prostszy proces. Wiele starań o proces o. Męcińskiego podjął o. Marcin Czermiński SJ, żyjący na przełomie XIX i XX wieku. Napisał on życiorys męczennika. Notabene aktywnie działał on w Wydawnictwie Apostolstwa Modlitwy, które w jego czasach dopiero raczkowało.

Wnioski

Mimo że niewyniesiony na ołtarze, jest jednak o. Męciński wzorem pobożności misyjnej i niezwykle wytrwałego dążenia do swojego powołania oraz niesamowitej wytrwałości w wierze – wszak Japończycy byli mistrzami okrutnych tortur.

Z drugiej też strony po raz kolejny utwierdzam się w słuszności tezy, by patrzeć na historię przez pryzmat biografii świętych. Świętych oczywiście w uproszczeniu – formalnie bohater tego tekstu nie został przecież ogłoszony świętym – ale patrząc na życiorysy szlachetnych, dobrych ludzi. Uwaga – na całe życiorysy, nie wyjątki z życia – jak to w Polsce jest w zwyczaju (choćby św. Kolbego wszyscy pamiętają tylko z ostatnich dni życia). Widząc, kogo spotykali na swej drodze, jakie problemy mieli, co mówili i kogo wspierali – możemy sobie wyrobić znacznie ciekawsze i bliższe prawdy zdanie na temat ich czasów niż ze standardowej lekcji historii.

I jeszcze jedna myśl na koniec. Wielu jest w naszej historii Polaków, którzy odegrali istotną rolę w dziejach Europy i świata. Ogromny jest zastęp postaci szlachetnych, pomysłowych, pełną gębą wielkich. Tylko my tego nie chcemy widzieć. „Pełna gnoju polska gleba, czasem jednak sięga nieba” (Polonez biesiadny, Jackowie: Kaczmarski i Kowalski). Wydobądźmy z otchłani przeszłości tych „sięgających nieba”, którzy niemalże ulegli zapomnieniu. Zróbmy to, zamiast stawiać na piedestale niekoniecznie szlachetne postacie.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.