Święty Augustyn z Hippony, jeden z największych świętych chrześcijaństwa, wielki nawrócony, w swoich Wyznaniach pisał, że „niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”.
Podobne doświadczenie było udziałem wielu konwertytów, którzy głodni prawdy po wielu poszukiwaniach odnaleźli na nowo swój prawdziwy dom w Kościele katolickim. Jednym z najsłynniejszych konwertytów jest oczywiście św. John Henry Newman, wielki kardynał i intelektualista, ale również obecne pogranicze polsko-niemieckie ma swoją postać, której życiorys jest opowieścią o poszukiwaniu domu.
Ziarnko piasku
Kiedyś Sądów był wsią niemiecką, w której stała luterańska kircha. Na probostwie mieszkał pastor Hermann Traugott Tauscher oraz jego żona Paulina z d. van den Bosch. Małżonka pastora swoiste miała (jak na luteran) nabożeństwo do Matki Bożej, dlatego kiedy 19 czerwca 1855 roku urodziło się im pierwsze dziecko, nazwała je Anna Maria, na cześć Maryi i jej mamy. Chrztu dokonał dziadek, który również był pastorem jak wszyscy jego męscy przodkowie aż od czasów reformacji, a młode małżeństwo na spokojnej wsi w lubuskiem mogło cieszyć się spokojnym życiem i pogodną pracą duszpasterską.
Tata był głęboko wierzący (później zaangażował się w ruch na rzecz obrony prawdy o Trójcy Przenajświętszej), był też przeciwnikiem „unii”, czyli administracyjnego i obrządkowego zjednoczenia luteran i kalwinów na terenie Cesarstwa Niemieckiego. Miał również wrażliwą duszę. Był poetą, plastykiem i często wymykał się z ołówkami i notatnikami na łono przyrody, aby rysować, szkicować i utrwalać piękno sądowskich okolic. Mama Paulina, wychowana we wrażliwości na ubogich i potrzebujących, miała szczególny dar, który sprawiał, że gdziekolwiek się pojawiała, kwitły dzieła miłosierdzia. Te szczególne cechy rodziców miały wpływ na małą Annę Marię. Czuła też od początku Boże prowadzenie, jak sama napisała w autobiografii: „Wziął małe ziarenko piasku […] włożył w Swoją Rękę i rozpalił to ziarenko płonącą miłością Swojego Serca, aby ukształtować Swoje narzędzie”.
Dynamiczne zmiany
Wiele dynamizmu do życia rodziny wprowadziła zmiana mieszkania i posługi pastora Tauschera, w związku z czym wszyscy musieli przeprowadzić się do Arnswalde. Tam było wiele okazji do pełnienia dzieł miłosierdzia i chrześcijańskiej służby, w duchu której rodzice wychowywali swoje córki Annę Marię, Elizę, Magdalenę, Katarzynę i Hannę (trzy z nich zmarły w okresie niemowlęctwa). Prężne prowadzenie ośrodka, o które zadbał ks. Hermann, sprawiło, że po kilku latach został przeniesiony wraz z rodziną do Berlina. Tam niestety ich pierwsza córka, Anna Maria, ciężko zachorowała. Po konsultacjach lekarskich podjęto decyzję, że córkę trzeba odesłać na wieś do krewnych matki, aby mogła mieć zdrowsze powietrze i spokojniejsze warunki, które sprzyjałyby powrotowi do zdrowia. Nikt pewnie nie zdawał sobie sprawy, że w całej tej napiętej i zakręconej sytuacji palce maczała Boża Opatrzność.
Do krewnych Anna Maria trafiła z młodszą siostrą Elizą. Faktycznie zarówno świeże powietrze, jak i wiejskie klimaty pozytywnie wpłynęły na zdrowie najstarszej córki pastora. Jej sytuacja na tyle uległa poprawie, że mogła powrócić do przerwanej w Berlinie edukacji. Została też potem wysłana do Gnadau, do jednej ze szkół, którą prowadziła tzw. Jednota Bracka. Tam, widząc grupę ludzi prowadzących życie w czystości i celibacie, oddanych dziełu Bożemu, zapragnęła zostać jedną z sióstr, które poświęcają się Bogu. Było to dla niej o tyle bardziej kuszące, gdyż już od około szóstego roku życia chciała oddać całą siebie Bogu i żyć w czystości. Później zaowocowało to niestety rodzinnym skandalem, ponieważ dziadek pastor szukał dobrej partii dla swojej pięknej wnuczki i próbował wymusić na niej małżeństwo, czemu Anna Maria gorąco się sprzeciwiła.
Nie jestem luteranką
Łaska Boża pracowała głęboko we wrażliwym sercu Anny Marii, która czuła, że coraz bardziej nie pasuje do luterańskiego świata swoich rodziców. Ujmowała ją szczególnie Maryja, której wizerunki lubiła posiadać. Choć nie była pewna, jak określić swoją wiarę, wiedziała, że to nie wiara jej rodziców.
Jedną z jej ulubionych lektur, poza Pismem Świętym, była pozycja O naśladowaniu Chrystusa. Ta książka, jak i przede wszystkim słowo Boże, rozpalała jej serce. Już w dzieciństwie podjęła decyzję, aby nie obrażać Pana Boga grzechem, co postanowiła wiernie realizować. Pilnowała zmysłów, szukała pokory, ale przede wszystkim była miłośniczką prawdy. Jak sama pisała w autobiografii, nie mogła liczyć na ojca, ale w głębi duszy jej kierownikiem, przewodnikiem i pasterzem był sam Pan Bóg.
W wieku dwudziestu ośmiu lat Anna Maria rozpoczęła pracę w zakładzie dla upośledzonych i chorych psychicznie, który, po jej początkowych problemach z przełamaniem nieśmiałości, stał się dla niej miejscem spotkania z katolikami. Tutaj, rozmawiając z kilkoma księżmi, zrozumiała, że to, w co wierzyła, było wiarą katolicką. I zapragnęła konwersji. Dowiedział się o tym jej ojciec, który wpadł w szał i żądał od córki, aby przysięgła, że nie przejdzie na stronę katolicką. Ona jednak w swojej decyzji serca była niewzruszona. Zakład dla chorych należał do protestanckiego właściciela, który również był jawnie antykatolicki, oznaczało to zatem, że równocześnie z konwersją Anna Maria straciła nie tylko dom, ale i zatrudnienie. Stała się z powodu decyzji o konwersji fizycznie bezdomna, ale jej serce – przeciwnie, znalazło dom w Kościele katolickim.
Domy serca
Jej dobrotliwy charakter i pociągające serce sprawiły, że Opatrzność zawsze znajdowała dobrych ludzi, którzy przychodzili jej z pomocą choćby na krótki czas. Przez dziesięć miesięcy mieszkała w klasztorze jako pomoc, aby mieć jakieś lokum do czasu znalezienia nowej pracy. Tutaj Anna Maria odkryła gorącą miłość ku adoracji eucharystycznej. W kaplicy sióstr, przed największą Miłością jej serca, która znajdowała się na wyciągnięcie ręki, spędzała długie godziny. Była to jej ulubiona praktyka duchowa – trwać w miłości przed eucharystycznym Chrystusem.
Kolejnym opatrznościowym spotkaniem było poznanie, z polecenia spowiednika, dość specyficznej damy de Savigny, która przyjęła Annę Marię pod swój dach i w wielu przypadkach była ona narzędziem woli Bożej. Błogosławiona towarzyszyła jej w licznych podróżach, gdzie poznawała miejsca i ludzi, którzy mieli wpływ na kształtowanie się młodej konwertytki. To był okres, w którym serce Anny Marii „prześladowały” bardzo konkretne myśli: „Dom dla bezdomnych dzieci” oraz „Nie wstąpisz do zakonu. Założysz własny”. Dziewczyna bała się, że to myśli, które mogą wynikać z grzechu pychy, ale ręka Boskiej Opatrzności tak ją przeprowadziła, że okazało się to nie pychą, ale wolą Bożą.
Trudne pięknego początki
Tak oto Anna Maria założyla w Berlinie pierwszy ośrodek, który zajmował się pomocą opuszczonym dzieciom, wokół niej zaczęły zaś gromadzić się towarzyszki, a potem członkinie jej wspólnoty. Polegała ona na życiu według reguły karmelitańskiej, w duchu apostolstwa, życiu wspólnym i służącym opuszczonym dzieciom i starcom. Pierwsza wspólnota nazwała się Służebnicami Najświętszego Serca Jezusowego i to szczególne nabożeństwo było obecne w ich codziennej pracy. Życie św. Teresy od Jezusa i szczególne nabożeństwo do św. Józefa sprawiały, że Anna Maria odczuwała jeszcze wiekszą potrzebę konkretnego zakorzenienia wspólnoty w duchowości karmelitańskiej. Pchało ją też ciągle do jej sformalizowania. Głównym problemem okazały się hierarchia kościelna i księża, którzy nie tylko wykazywali wysoką nieufność, ale również szerzyli plotki czy wprost walczyli z dziełem założonym przez przyszłą błogosławioną.
Głównym jej przeciwnikiem był kardynał Georg von Kopp, arcybiskup Wrocławia (a także nieprzyjaciel spraw polskich). Po początkowych zgodach udzielanych na działalność nawet nie chciał słyszeć o nowym zakonie. Anna Maria nie mogła także liczyć na przyjęcie do żadnej innej diecezji na terenie Niemiec, ponieważ kard. Kopp miał wielki posłuch u biskupów niemieckich. Nie pomógł także pozytywny odzew ze Stolicy Apostolskiej dla Anny Marii, która to po pobycie w Rzymie, gdzie szukała pomocy dla swojej wspólnoty, została obłóczona i powróciła już w habicie razem ze swoją towarzyszką s. Marią Teresą od św. Piotra. Również zakon karmelitański obiecał agregować do swojej rodziny nową wspólnotę. Pomocy musiała szukać poza Cesarstwem Niemieckim, dlatego podjęła decyzję, żeby udać się do Holandii. Tam w Sittard udało się, choć tylko chwilowo, ustabilizować wspólnotę i obłóczyć towarzyszki Anny Marii.
Działać dla Boskiego Serca Jezusa
W Sittard Anna Maria znalazła bezpieczną przystań, gdzie mogła otworzyć nowicjat, obłóczyć siostry i przyjąć pierwsze śluby. Oczywiście nie obyło się bez wielu problemów, przeprowadzek, ale wszystko to było tak poprowadzone przez Bożą Opatrzność, że dzieło tylko wzrastało. Do wspólnoty zgłaszało się wiele kandydatek – mimo interwencji księży, którzy próbowali je do tego zniechęcić. W Rocca di Papa pod Rzymem udało się zakotwiczyć wspólnotę na tyle, aby udało się złożyć śluby wieczyste. Również sama Anna Maria mogła to zrobić – od 1905 roku była już siostrą Marią Teresą od św. Józefa i pod takim imieniem jest znana do dziś.
Równocześnie pojawiało się ciągle pełno kandydatek i wiele próśb o otwarcie nowych domów. Nie tylko w Niemczech, Holandii, Czechach, Włoszech czy Anglii, ale również w USA, dokąd Maria Teresa od św. Józefa udała się zakładać zgromadzenia. Tam też umarła święcie Służebnica Boża s. Teresa od Trójcy Przenajświętszej, która została wysłana do USA, aby pomóc bł. Teresie od św. Józefa zakładać nowe wspólnoty. Obecnie toczy się jej proces beatyfikacyjny. W Ameryce bł. Teresa spędziła kilka lat, a szczególnie okres I wojny światowej. Bóg ją tam prowadził niesamowitymi drogami opatrzności. Amerykański epizod jej życia głęboko wyrył się w jej sercu. Poza miejscem urodzenia Marii Teresy mamy również inny polski akcent w jej życiu. W czasie jej obecności w USA siostry założyły również placówkę w Gdańsku, którą dwukrotnie odwiedziła matka założycielka. Jej strapieniem za pierwszym razem była zbyt mała i uboga kaplica, w której był przechowywany Boski Oblubieniec w Najświętszym Sakramencie. Za drugim razem ucieszyła się, że kaplica jest większa i piękniejsza. Niestety, komuniści zburzyli budynek klasztoru, a ostatnie siostry odeszły w latach sześćdziesiątych. W czasie wojny kilka sióstr w Gdańsku i Kartuzach umarło na czerwonkę.
Serca gotowe na poświęcenia i ofiarę z siebie, trudy i ubóstwo nie tylko jednoczyły wspólnotę, lecz także uświęcały i udoskonaliły duchowo siostry. W jednym z listów z amerykańskiego czasu bł. Maria Teresa od św. Józefa napisała: „Teraz nadszedł czas, kiedy powstaną najwięksi święci. Każdy powinien teraz zacząć z największą gorliwością kochać ubogich, aby pojednać, pocieszyć najgłębsze Serce naszego drogiego Zbawiciela, zranione grzechami ludzkimi. Jeden drugiego pobudza”. Idea wynagradzania Boskiemu sercu i ratowanie dusz były motorem napędowym wszystkich działań przyszłej błogosławionej.
Trzeba tutaj zaznaczyć, że najważniejszym dziełem Karmelu Boskiego Serca Jezusa były domy św. Józefa zajmujące się sierotami lub biednymi dziećmi, które przyjmowano pod dach nawet za darmo. Marii Teresie bardzo zależało na tym, żeby kwestie finansowe nigdy nie stawały na drodze do edukacji, formowania sumienia i otrzymania możliwości dojrzewania w wierze. Swoich podopiecznych nazywała „najbiedniejszymi z biednych”, a były to często dzieci porzucone, pozostawione same sobie czy bezdomne. Niemające na tym świecie nikogo. Jak mawiała: „W każdym dziecku troszczymy się o Boskie Dzieciątko”.
Przy zakładaniu licznych domów zgromadzeń, połączonych często z domami św. Józefa, za najważniejszy dzień, stanowiący realne rozpoczęcie działania – nawet jeśli dzieci pojawiły się dużo prędzej – uznawano ten, w którym pod dachem zamieszkał Boski Oblubieniec w Najświętszym Sakramencie. To był moment najdroższy sercu Marii Teresy, który zawsze podkreślała w autobiografii. Kochała nawiedzanie Najświętszego Sakramentu. Z wielką miłością kazała dbać i sama dbała o kaplice w domach zgromadzenia. Jeśli zauważyła w kościołach bałagan i brak czystości, zasmucała się tak bardzo, że naprawdę cierpiała i starała się wynagrodzić to Panu. Pisała w swojej autobiografii: „Na tym fundamencie – Najświętszym Sakramencie – nasze dusze doznają coraz głębszego ożywienia i rozpalenia ogniem Boskiej Miłości. Miłość ta nigdy nie ustaje, a posyła wciąż nowe płomienie, które spalają się w dziełach miłosierdzia podjętych dla innych”.
Boże działanie
Życie bł. Marii Teresy od św. Józefa było wypełnione cierpieniem i przeszkodami stawianymi często przez ludzi Kościoła. Były one niejednokrotnie tak bezczelne, że budzą oczywiste oburzenie. Niektórzy księża wprost grozili, że zniszczą jej dzieło (zapominając, że to dzieło niekoniecznie Teresy, ale Boga), bywali też biskupi, którzy bez słowa wyjaśnienia nagle i bez powodu wyrzucali siostry ze swoich diecezji. Maria Teresa zaś we wszystkim widziała tajemnicze Boże działanie, dlatego przy każdej trudnej czy wręcz dramatycznej sytuacji wiernie mówiła Deo Gratias. Cierpienie i trudy wręcz ją mobilizowały do dwóch bardzo ważnych rzeczy – bez zastrzeżeń rzucić się w ramiona Boskiej Opatrzności oraz wszystko ofiarowywać dla zbawienia dusz. I to był stały element jej egzystencji. Widziała siebie jako narzędzie, które należy oczyścić i uczynić zdolnym do pełnienia woli Bożej. W swoim trudnym położeniu widziała zawsze okazję do tego, aby pocieszać Serce Jezusa. W listach pisała: „Tak, chcemy być pocieszeniem i radością Boga i dokonywać przed Nim pokuty za wszystkich letnich i oziębłych chrześcijan, abyśmy się modlili, pracowali i pokutowali w miarę możliwości, aby pozyskać dusze dla Boskiego Serca”.
Pan często posługiwał się snami, aby pomóc jej realizować swoją wolę. Często kiedy nie wiedziała, gdzie powinien powstać nowy ośrodek, albo miała wrażenie, że stoi w miejscu, Pan we śnie pokazywał jej nowe miejsce na otwarcie domu. Czuła się dosłownie prowadzona za rękę. W snach Pan Jezus nierzadko przybierał postać dzieciątka albo młodzieńca i wskazywał bardzo konkretne budynki i okolice, a sny zawsze się sprawdzały. Po ojcu odziedziczyła zachwyt nad pięknem stworzenia i w ogóle wrażliwość na piękno. Często miejsca, w których zakładała nowe klasztory i domy św. Józefa, były położone w urokliwych okolicach, otoczone wielkimi ogrodami. Pan Bóg też się tym zachwytem nad pięknem posługiwał, rozpalając jej serce do uwielbienia i oddawania Mu chwały.
Korona chwały
Po wielu trudach, przeciwnościach, zakładaniu wielu domów na dwóch kontynentach Maria Teresa zatrzymała się w Sittard, w którym urządziła Dom Macierzysty Zgromadzenia. To ten sam dom, w którym przed laty znalazła bezpieczne schronienie na holenderskiej ziemi i gdzie pierwsze siostry przeżyły obłóczyny i śluby czasowe. Dom, który znajdował się w mieście nazywanym od wieków „ziemią Maryi”.
Błogosławiona Maria Teresa od św. Józefa zmarła w Sittard 20 września 1938, około drugiej trzydzieści nad ranem. Z jej na wpół zamkniętych oczu popłynęła ostatnia łza. Jedna ręka trzymała różaniec, druga kurczowo zaciskała się na krucyfiksie. W momencie śmierci jego założycielki Karmel Boskiego Serca liczył sobie czterysta pięćdziesiąt trzy siostry zakonne i pięćdziesiąt trzy domy. Przed swoją śmiercią Maria Teresa powiedziała: „Moim głębokim pragnieniem jest móc leczyć rany dusz. Z Nieba będę pragnęła osuszać łzy”. W momencie swojej śmierci ukazała się jednej z sióstr, m. Franciszce Vitten, która przebywała w tym czasie w San Antonio (USA). Zobaczyła bł. Teresę bardzo szczęśliwą i prosiła ją, aby mogła jechać do Sittard. Teresa miała odpowiedzieć: „Nie, musisz pozostać tam, gdzie jesteś, i wykonywać wolę Bożą”. Ta sama siostra złożyła później świadectwo w procesie beatyfikacyjnym, że błogosławiona „nauczyła [je], [aby] od rana do wieczora zawsze [miały] przed oczyma chwałę Bożą”. Swoją kilkuletnią amerykańską przygodę Teresa tak pokochała, że przywiozła z USA woreczek z ziemią, który był później wysypany na jej trumnę. Pochowana została również w habicie, który przywiozła sobie z Ameryki.
Ta sama m. Franciszka była również świadkiem dwóch innych objawień bł. Marii Teresy od św. Józefa. Jedno polegało na tym, że widziała matkę założycielkę otoczoną niebiańską chwałą, a wydarzenie to miało miejsce na długo przed otwarciem procesu beatyfikacyjnego, który rozpoczął się w Holandii w 1953 roku.
Heroiczność cnót zatwierdził św. Jan Paweł II w 2002 roku. Błogosławiona Maria Teresa od św. Józefa została beatyfikowana w Holandii 13 maja 2006 roku. Kościół wyznaczył jej wspomnienie liturgiczne w piękną rocznicę konwersji do Kościoła katolickiego – 30 października.
Źródła cytatów:
- Teresa od św. Józefa, Autobiografia, Poznań 2016.
- Materiały Postulacji Sióstr Karmelitanek Boskiego Serca Jezusa.