adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Społeczeństwo

Po Namyśle: Post Considerationem – Latinitas semper viva!

https://pixabay.com/pl/photos/cytaty-chwytaj-dzie%c5%84-s%c5%82owo-diem-729173/

„Łacina wraca do szkół!”. „Cofamy się do średniowiecza!”. „Po co komu martwy język!”. Przez internet przetacza się właśnie burza, ponieważ minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zapowiedział, że ten właśnie „martwy język” ma wrócić do szkół.

Trudno się dziwić ludziom, że mają złe skojarzenia. Kiedy łacina lata temu była w szkołach o wiele powszechniejsza, generalnie zajęcia polegały na tym, że brało się jakiś tekst starożytny, najczęściej przywoływane są tu Pamiętniki Juliusza Cezara, w których „Galia est omnis divisa in partes tres, quarum unam incolunt Belgæ, aliam Aquitani, tertiam qui ipsorum lingua Celtæ, nostra Galli appellantur”, i się go tłumaczyło. Zatem, przypominając sobie takie lekcje historii klasycznej, niektórzy komentatorzy zapewne wyobrażają sobie tych biednych uczniów VII i VIII klas maszerujących i krzyczących: „Ave, minister, morituri te salutant!”. Ale czy słusznie?

Universitas Medica Silesiensis et cetera…

W moim liceum łacina przelotnie pojawiła się w ramach przedmiotu wiedza o kulturze. Dostaliśmy listę bodajże sześćdziesięciu sentencji, w tym dwudziestu pochodzących z prawa rzymskiego, żeby zakuć i zdać (i dla większości zapomnieć) przed końcem roku. Dura lex, sed lex. Z kolei nauczycielka biologii miała tendencję do podawania nazw roślin w języku lingua, po czym następowało teatralne żachnięcie połączone z podaniem nazwy polskiej, która tkwiła zapewne gdzieś głęboko w pamięci.

Na studiach na pierwszym roku miałem łacinę medyczną. Godzina lekcyjna raz w tygodniu przez cały rok. Były listy słówek medycznych należących do kolejnych deklinacji – mieliśmy umieć łączyć je z różnymi przyimkami. A do tego prefiksy, sufiksy i inne kombinacje. Na kolejnych latach przy wypisywaniu dokumentacji mieliśmy uczelniany obowiązek stawiania diagnozy również po łacinie. Uczelniany, gdyż prawnie wymagane jest rozpoznanie po polsku wraz z numerem Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych.

Tak więc do końca piątego roku wszyscy studenci stomatologii grzecznie pisali, czy ta caries w zębie to superficialis, media czy może jednak profunda. I pomstowali, jeśli było denudatio pulpæ accidentalis lub co gorsza communicatio cavi oris cum sinu maxillari post extractionem dentis. Ale studia się skończyły, robią to już pewnie tylko sentymentaliści i zapaleńcy. Takie try-denty jak ja. Poniżej lista zagadnień bez III deklinacji.

…vs. Schola Æstiva Posnaniensis

Podczas epidemii wiele inicjatyw przeniosło się do internetu. Tak też było z letnią szkołą żywej łaciny odbywającą się dorocznie w Poznaniu. Zatem przez dwa lata z rzędu w wakacje miałem możliwość uczestniczyć w dwutygodniowych kursach tego wspaniałego języka (po trzydzieści godzin). Korzystaliśmy podczas nich z podręcznika Hansa Henninga Ørberga Lingua latina per se illustrata, który wykorzystuje bezpośrednią metodę nauczania.

Metoda ta polega na tym, że teksty opracowane są od zupełnych podstaw, a ich treść nie wymaga dodatkowego tłumaczenia w języku ojczystym uczącego się. Nowe słówka przekazywane są albo za pomocą rysunków na marginesach, albo opisywane słownictwem już poznanym. Z tego, co wiem, na kursach w wersji stacjonarnej zachęcano uczestników do wzajemnych rozmów po łacinie także poza zajęciami, do tego wieczorami śpiewano łacińskie i greckie piosenki, a w międzyczasie przewidziane było zwiedzanie miasta z opowiadającym po łacinie przewodnikiem. Nie ma tam żmudnego przedzierania się przez antyczne teksty ze słownikiem w jednej ręce i tabelką odmian w drugiej. Żadnych tabelek. Tylko stopniowa immersja w rzekomo martwy język.

Dlaczego rzekomo? Jak powiedział w wywiadzie dla eKAI Marcin Loch, filolog klasyczny z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, organizator wspomnianej wyżej letniej szkoły żywej łaciny: „Paradoksalnie, po raz pierwszy łacinę nazwano martwą w czasach, w których cały uczony świat władał nią na co dzień. Tej przenośni użył Marc-Antoine de Muret w XVI, wieku podkreślając walory nauki i używania języków klasycznych. Argumentował, że języki żywe, czyli te, którymi posługują się różne narody (jak to określił – »niewykształcone pospólstwo«), nieustannie się zmieniają, że nasza dzisiejsza mowa nie będzie dobrze rozumiana przez nasze prawnuki, tymczasem łacina jako »niczyja, będąca we władaniu ludzi uczonych«, jest niezmienna, tak jakby martwa i to jest jej olbrzymia zaleta. Jeśli raz napisze się coś po łacinie, to pozostanie to zrozumiałe dla każdego użytkownika tego języka, niezależnie od jego narodowości czy czasów, w których żyje. […]

»Martwość« łaciny jest więc jej olbrzymią zaletą. I nie ma ona nic wspólnego z tym, czy w tym języku można dziś rozmawiać czy nie. Łacina jest językiem o tradycji ciągłej, to znaczy, że nigdy od czasów upadku Rzymu nie było takiego momentu w historii, by nie było na świecie absolutnie nikogo, kto potrafiłby mówić po łacinie. Nawet dziś, w XXI w., szacuje się, że na świecie jest około 5000 ludzi biegle władających łaciną w mowie i w piśmie. Istnieje także kilka szkół (a ich liczba powoli rośnie), w których łacina jest językiem wykładowym”.

Christophorus cum amicis suis in montibus colloquitur et viam monstrat

A dlaczego ja zdecydowałem się na głębsze pochylenie się nad łaciną? Styczność z nią, poza skończonymi już studiami, miałem (i póki co mam nadal) dość regularnie przez msze święte w klasycznym rycie rzymskim. To był taki dodatkowy impuls, żeby zrobić coś ponad „Kali esse, Kali habere”. To, a oprócz tego żeby troszkę usadzić trydento- i ogólnie łacinosceptyków, którzy regularnie burczą na nas, że „łaciny nie znajo, nie rozumiejo, a msze chco”. Ale za najistotniejszą motywację miałem głębokie przekonanie, że nawet pobieżna znajomość tego języka jest kluczem do innych języków romańskich. Co prawda bardziej do słownictwa niż do gramatyki, ale zawsze to coś.

Zobacz też:   Dwa znaki pioruna nad Polską

Swego czasu wręcz przeprowadziłem taki eksperyment z moimi serdecznymi przyjaciółmi, a niegdysiejszymi redaktorami tego miesięcznika. Podczas wypadu w góry zaproponowałem, żeby każdy z nas komunikował się wyłącznie w jednym z języków obcych, który zna. Tak więc Bartłomiej mówił po hiszpańsku, Maciej po rumuńsku, Piotr po niemiecku, a ja po łacinie. I to działało! Oczywiście nie w stu procentach (szczególnie ten rumuński to ze słyszenia podobny zupełnie do niczego, mimo licznych słów pochodzących tak z łaciny, jak i z języków słowiańskich). Najzabawniejsze jednak były reakcje mijających nas ludzi. Większość była wyraźnie skonfundowana. „Te, po jakiemu oni mówią? To chyba jakiś holenderski”. Ale i zdarzyło nam się tak wskazywać drogę przechodniom.

Initium Calamitatis Poloniæ

O tyle nie rozumiem paniki związanej z łaciną, że nie ma to być przedmiot obowiązkowy. Jest to język do wyboru zamiast drugiego języka nowożytnego. Pomijając, że niejednokrotnie swobodny wybór języka to mit, bo przecież nie może być tak, że któryś nauczyciel będzie miał zero uczniów, gdy inny będzie miał wszystkich. Zaś moim głównym zastrzeżeniem jest fakt, że szkolne nauczanie języków obcych w ogólności to w obecnym kształcie żenada, wstyd i kompromitacja. W mojej opinii w tak licznych zespołach klasowych, przy ludziach o mimo wszystko dość zróżnicowanym poziomie tak znajomości języka, jak i ogólnych predyspozycji językowych, jest skazane na porażkę. Tym bardziej że pozalekcyjne zajęcia językowe (często indywidualne) są jednymi z chętniej fundowanych dzieciom przez rodziców.

Bardzo często zbyt duży nacisk w szkołach kładziony jest na kompetencje inne niż choćby umiarkowanie płynne komunikatywne porozumiewanie się. Wskutek tego uczniowie po latach nauki tak powszechnego angielskiego czy niemieckiego zawieszają się w sytuacji konwersacyjnej za granicą, obawiając się o poprawność zastosowania czasów w II trybie warunkowym czy dobrania właściwego rodzajnika. Podczas gdy mimo chodzenia na historię literatury (zwanej dla zmylenia przeciwnika językiem polskim) nie są często w stanie wystarczająco poprawnie władać językiem ojczystym. Jednakże wywleczenie wszystkich wad obecnego systemu edukacji stanowczo przekracza planowaną objętość tego tekstu i byłoby zboczeniem z głównego tematu.

Eques Polonus sum! Latine loquor!

Jakkolwiek w głębi serduszka cieszę się z większej obecności łaciny w przestrzeni edukacyjnej, tak nie mam złudzeń, że szkoła tę szczytną ideę przeżuje i wypluje. Niegdyś poseł papieski Ruggieri relacjonował, że nietrudno w Polsce nauczyć się łaciny, bo wszyscy tam, nawet rzemieślnicy, władają łaciną (Rykaczewski E., Relacje nuncjuszów I, s. 128). Także i cesarz Ferdynand, jak podaje Krzysztof Warszewicki w De Legato et Legatione, miał dziwić się, że „nawet woźnice w Polsce po łacinie mówią”, kiedy w tym języku pachołkowie próbowali go udobruchać za skradzione w jego lesie drewno.

Jak śpiewał w piosence Z XVI-wiecznym portretem trumiennym rozmowa Jacek Kaczmarski, do którego teraz nawiążę trochę jawniej: „A my, nie z własnej winy / Aż się przyznawać hadko / Nie znamy już łaciny / I z polskim nam niełatwo”. Niestety. Kawał naszej historii i tożsamości wyniesiony do piwnicy i zapomniany.

Może więc chociaż Kościół mógłby propagować łacinę? Taaak… Ten wątek na tę chwilę dobrze podsumowuje poniższy mem z fanpage’a Ciężki Dowcip Eklezjalny. Ja zaś rozwinę go w kolejnym tekście.

Słowniczek-niepsodzianka (pisownia celowa):

  • Post Considerationem – po namyśle; nie jest to poprawne wyrażenie łacińskie, a oczywiście kalka; prawidłowa wersja brzmiałaby deliberatione habita (łacina klasyczna) lub deliberarione præhabita (występujące w dokumentach kościelnych, choćby w akcie kanonizacji), ale wtedy nie byłoby wystarczająco zbliżone do zwyczajowego tytułu; mam nadzieję, że łacinnicy mi wybaczą,
  • Latinitas semper viva! – Łacina wiecznie żywa!,
  • Galia est omnis divisa in partes tres, quarum unam incolunt Belgæ, aliam Aquitani, tertiam qui ipsorum lingua Celtæ, nostra Galli appellantur” – „Całą Galię można podzielić na trzy części. Jedną z nich zamieszkują Belgowie, drugą Akwitanowie, zaś trzecią ci, którzy sami nazywają się Celtami, a my nazywamy ich Galami”; pierwsze zdanie księgi pierwszej pamiętników Juliusza Cezara,
  • Ave, minister, morituri te salutant!” – „Bądź pozdrowiony, ministrze, idący na śmierć pozdrawiają ciebie!”; parafraza zwyczajowego pozdrowienia rzymskich gladiatorów kierowanego do cezara przed rozpoczęciem walki na arenie,
  • Universitas Medica Silesiensis et cetera – Śląski Uniwersytet Medyczny i inne (uczelnie),
  • Dura lex, sed lex – Twarde prawo, ale prawo; rzymska zasada prawnicza,
  • język lingua – język język (taki żart językowy),
  • caries superficialis/media/profunda – próchnica powierzchowna/średnia/głęboka,
  • denudatio pulpæ accidentalis – przypadkowe obnażenie miazgi,
  • communicatio cavi oris cum sinu maxillari post extractionem dentis – połączenie jamy ustnej z zatoką szczękową po usunięciu zęba,
  • Schola Æstiva Posnaniensis – Letnia Szkoła Poznańska,
  • Lingua latina per se illustrata – Język łaciński ilustrowany sobą samym,
  • Christophorus cum amicis suis in montibus colloquitur et viam monstrat – Krzysztof z przyjaciółmi swoimi w górach rozmawia i drogę pokazuje; zachowany szyk zdania wersji łacińskiej,
  • Kali esse, Kali habere” – „Kali być, Kali mieć”,
  • Initium Calamitatis Poloniæ – początek nieszczęść Polski; nawiązanie do Initium Calamitatis Regni, czyli „początek nieszczęść królestwa”, jak chętnie rozwijano inicjały ICR, czyli Ioannes Casimirus Rex,
  • Eques Polonus sum! Latine loquor!” – „Jeźdźcem (kimś mającym prawo dosiadać konia, członkiem szlachty) polskim jestem! Mówię po łacinie!” – „[…] szlachcic władający łaciną określał tym samym swoją pozycję społeczną: słowa „Eques Polonus sum, Latine loquor” podkreślały jego duchową i intelektualną przynależność do cywilizacji łacińskiej, cywilizacji Zachodu” (Eques Polonus sum, Latine loquor – Jestem polskim szlachcicem, mówię po łacinie [w]: wilanow-palac.pl).

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.