adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Społeczeństwo

Niewidzialna ręka wolnego rynku: czy spekulacja to kradzież?

Temat spekulacji wzbudza sporo emocji i wątpliwości, również moralnych. Nie zawsze są one jednak racjonalne. Dzieje się tak, ponieważ wielu z nas wciąż zamiast zrozumieć spekulację, woli spekulować na temat tego, czym ona faktycznie jest i jakie są jej skutki.

Polskie słowo „spekulacja” pochodzi od łacińskiego czasownika speculor oznaczającego „obserwować”. Najczęściej „spekulacjami” nazywamy przewidywania na temat możliwego rozwoju wypadków w przyszłości. Jak więc to słowo trafiło do świata finansów?

Moim zdaniem warto rozważyć ten temat w odniesieniu do tzw. austriackiej szkoły ekonomii. Proponuje ona kompleksowe spojrzenie na człowieka, bez oddzielania sfery ekonomicznej od innych obszarów naszej aktywności. Podstawowe założenie mówi, że człowiek podejmuje działania w celu poprawy w jakiś sposób obecnej sytuacji. Jeśli uda się to osiągnąć, mówimy o zysku – przy czym nie musi być to zysk w rozumieniu finansowym. Ludzie podejmują działania w obliczu niepewnej przyszłości, toteż zawsze wiążą się one z mniejszym lub większym ryzykiem. Gdybyśmy znali przyszłość, nie byłoby sensu podejmować żadnych działań, ponieważ i tak nie bylibyśmy w stanie jej zmienić. Siłą rzeczy podejmując decyzję, dokonujemy więc oceny jej skutków oraz szansy ich wystąpienia. Proces ten nazywa się kalkulacją, a samą próbę oszacowania prawdopodobieństwa możliwych scenariuszy na przyszłość możemy określić jako „spekulowanie”.

To podejście pasuje zarówno do ekonomii, jak i innych obszarów ludzkiej aktywności. Przykładowo, jeśli umawiam się z nowo poznaną dziewczyną, to robię to po to, żeby nawiązać bliższą znajomość. Oczekiwany długofalowy rezultat tego działania – nawiązanie relacji, związek, małżeństwo – uznałbym za poprawę sytuacji obecnej, czyli, mówiąc po austriacku, zysk. Oczywiście w tej sytuacji zysk musi być obopólny, bo związek, z którego zadowolona jest tylko jedna ze stron, jest gorszy niż brak związku, a więc nie jest zyskiem, tylko stratą. Podczas spotkań dokonuję kalkulacji, próbując ocenić, czy rzeczywiście jest to właściwa osoba do budowy tak poważnej relacji. Z kolei decyzja o związku ma charakter wybitnie spekulatywny. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości w stu procentach. Możemy co najwyżej spekulować, na podstawie posiadanych informacji, jak duże są szanse, że nasza relacja będzie dobra.

Tak naprawdę każda i każdy z nas codziennie spekuluje, począwszy od codziennych wyborów, a zakończywszy na poważnych życiowych decyzjach. Jeśli wychodząc z domu, widzę zbierające się chmury, to mogę spekulować, że istnieje ryzyko opadów deszczu, więc może warto wziąć ze sobą parasol. Idąc do kina, spekuluję, że film, który wybrałem, pozwoli mi miło spędzić czas, a może i czegoś mnie nauczy. Kupując komuś prezent, spekuluję, że wybrana rzecz sprawi osobie obdarowanej radość. Idąc na studia, spekuluję, że zdobyta na nich wiedza lub papier do czegoś mi się przyda. I tak dalej, i tak dalej…

Czy tak pojmowana spekulacja jest zła? A cóż jest złego w tym, że próbuję przewidzieć możliwy rozwój wypadków w celu podjęcia jak najlepszej decyzji? Ocenie moralnej nie podlega sama spekulacja, a co najwyżej podjęte działanie. Jeśli, przykładowo, włamałbym się do czyjegoś domu, spekulując, że znajdują się tam cenne przedmioty, które mogą poprawić moją sytuację życiową, to byłoby to oczywiście złe, ale nie dlatego, że zła jest spekulacja, tylko dlatego, że zła jest kradzież. Sama spekulacja jest moralnie neutralna. W codziennym życiu stanowi zaś zjawisko korzystne, ponieważ pomaga nam podejmować lepsze decyzje.

Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy inaczej postrzegać obszar finansów i ekonomii. Spekulacja giełdowa czy towarowa nie jest bowiem niczym więcej jak szczególnym przypadkiem spekulowania na temat przyszłości. Kupuję dane aktywo, ponieważ spekuluję, że jego cena może wzrosnąć, co pozwoli mi sprzedać je po czasie drożej i osiągnąć zysk. Ewentualnie zawieram transakcję krótkiej sprzedaży aktywa, ponieważ spekuluję, że jego cena prawdopodobnie spadnie. Jeśli tak się stanie, osiągnę zysk, a jeśli nie, poniosę stratę.

Czy taka spekulacja jest kradzieżą? Sama w sobie z pewnością nie. Mówimy przecież o dobrowolnej transakcji, zawartej na wolnym rynku. Mimo to wciąż wiele osób uważa inaczej. Przyjrzyjmy się więc najczęściej podnoszonym przez nich argumentom.

„Spekulacja jest zła, bo spekulant jest nastawiony tylko na zysk”

W pierwszych akapitach tego tekstu starałem się pokazać, że zysk jest dobrą motywacją naszych działań i jeśli osiągamy go metodami akceptowalnymi moralnie, to jak najbardziej mamy prawo się nim cieszyć. Dotyczy to również zysku finansowego. Każda wolna transakcja jest powodowana obustronną nadzieją na zysk. Przykładowo, jeśli jem obiad w restauracji, to lokal zyskuje trochę pieniędzy, a ja zyskuję posiłek, który daje mi energię na dalszą część dnia. Jest to więc sytuacja win-win. Jeśli zaś uważam, że ceny w danej restauracji są za wysokie, to idę do innej, gotuję sobie sam albo kupuję obwarzanka. Powtórzmy jeszcze raz: w zysku nie ma nic złego. Gdybyśmy nie liczyli na zyski, to nie podejmowalibyśmy żadnych działań, bo i po co?

Zobacz też:   Kościół katolicki płaci podatki? A ile zarabiają księża?

„Spekulacja to kradzież, bo gdy jedni zyskują, to inni tracą”

Rynek finansowy jest grą o sumie prawie zerowej (prawie, bo są na nim gracze, którzy zyskują niezależnie od wszystkiego: giełdy pobierające prowizje i państwa pobierające podatki). Oznacza to, że na każdego spekulanta osiągającego zysk przypadają inni, którzy ponoszą stratę. Nie można jednak uznać, że ci stratni zostali okradzeni przez tego zyskownego, ponieważ i jedni, i drudzy podjęli swoje decyzje zakupowe dobrowolnie. Albo więc mieli świadomość podejmowanego ryzyka i po prostu nie trafili z przewidywaniami, albo popełnili błąd, pakując swoje pieniądze w coś, czego nie rozumieją. Nikt im ich jednak nie odebrał siłą.

„Spekulacja to kradzież, bo spekulant zarabia pieniądze, nie robiąc w zamian nic pożytecznego”

Idąc tym tokiem rozumowania, musielibyśmy uznać, że złodziejami są żebracy, dzieci, emeryci, renciści, a tak po prawdzie to zdecydowana większość społeczeństwa. Tak z ręką na sercu – większość z nas, pracując w korporacjach, urzędach czy innych zakładach, wykonuje mało pożyteczną pracę, szczególnie jeśli porównać ją z pracą lekarzy czy nauczycieli. Czy jednak oznacza to, że np. zarabiający miliony piłkarz okrada przeciętnie wynagradzanego nauczyciela? No nie. Oznacza to tylko tyle, że rynek wycenił pracę tego piłkarza dużo wyżej niż pracę nauczyciela. Może jest to oburzające, może źle świadczy o naszym społeczeństwie i priorytetach, ale z pewnością nie jest to kradzież.

„Spekulacja to kradzież, bo przez nią zwykli ludzie muszą więcej płacić za podstawowe produkty”

Takie stawianie sprawy dowodzi zupełnego braku znajomości teorii ceny. Na wolnym rynku cena jest ustalana na bieżąco podczas transakcji, a jej wzrost lub spadek są naturalną pochodną wahań popytu lub podaży. Cena rynkowa jest więc najuczciwsza, ponieważ naturalnie dostosowuje się do dostępności i zapotrzebowania na dane dobro. Spekulacja czyni ten proces dużo płynniejszym, toteż jest pożyteczna dla rynku. Spekulanci starają się kupować aktywa, które oceniają jako niedowartościowane, i sprzedawać te przewartościowane, co długofalowo przyczynia się do stabilizacji rynku. To właśnie oni są więc tą słynną, trochę wyśmiewaną, ale rzeczywiście funkcjonującą, niewidzialną ręką wolnego rynku. Jak słusznie zauważył w tym artykule ekonomista Walter Block z Instytutu Misesa, spekulant, działając we własnym interesie, wspiera dobro ogółu, nawet o nim nie myśląc.

Warto przypomnieć tu głos ks. Jacka Gniadka SVD zauważającego, że jednym z najstarszych znanych nam spekulantów był znany z Księgi Rodzaju Józef, syn Jakuba. Józef na podstawie proroczych snów faraona przewidział koniec lat tłustych i jako zarządca Egiptu gromadził zapasy zboża. Po nadejściu lat chudych zaczął sprzedawać zapasy po cenie wyższej niż w latach tłustych. Dlaczego? Ponieważ gdyby je rozdał za darmo lub sprzedawał tanio, to szybko pozbyłby się całości i przez resztę lat chudych panowałby głód. Dopiero cena rynkowa, naturalnie podniesiona ze względu na spadek podaży, sprawiła, że każdy przybywający do Józefa musiał kupować rozsądnie i tylko tyle, ile naprawdę potrzebował. Dzięki temu zboża starczyło dla wszystkich. Tym sposobem spekulacja Józefa jednocześnie przyniosła zysk faraonowi i uchroniła ludność od głodu. Niewidzialną ręką wolnego rynku okazał się być powiew Ducha Świętego we śnie faraona w połączeniu z przedsiębiorczą kalkulacją Józefa.

Oczywiście choć spekulacja jest sama w sobie neutralna moralnie, to niekoniecznie muszą takie być wszystkie działania spekulantów. Na rynkach często dochodzi do sytuacji takich, jak np. ataki spekulacyjne, insider trading ze szkodą dla konkretnej firmy czy różnego rodzaju manipulacje cenowe, które niekiedy faktycznie należy ocenić jako nieuczciwe i naganne. Nie zawsze funkcjonujemy również w realiach wolnorynkowych – interwencje instytucji państwowych czy wielkich korporacji również dziś są nagminne. Wszystko to nie obciąża jednak spekulacji jako takiej, a jest jedynie jej niewłaściwą realizacją lub wypaczeniem.

Na podobnej zasadzie moglibyśmy spytać: czy samochód jest dobry? Z jednej strony tak, bo możemy zawieźć nim dzieci do szkoły lub pojechać na wakacje. Z drugiej strony nie, bo możemy nim rozjechać po pijaku zakonnicę na pasach. Więc jak to jest z tym samochodem? Otóż jest on neutralny i posiada pożyteczne zastosowania, a to, czy zostanie wykorzystany w sposób godziwy czy nie, zależy wyłącznie od kierowcy.

Negatywne postrzeganie spekulantów w Polsce jest pewnie w dużej mierze jedną z pozostałości słusznie minionego ustroju. W PRL-u spekulant był „badylarzem”, „cinkciarzem” czy wręcz „złodziejem”, podobnie jak przedsiębiorca „prywaciarzem”, Związek Radziecki „bratnim krajem”, a mały fiat „dobrym rodzinnym samochodem”. Zresztą, ze względu na wciąż silne negatywne konotacje słowa „spekulant”, chyba wolę używać przedwojennego określenia „spekulista”. Tak czy siak, spekulacja sama w sobie nie jest kradzieżą, a Józef Egipski, Jesse Livermore, Rafał Zaorski czy szwagier handlujący bitcoinem nie są złodziejami.

Spekulacja nie jest ani dobra, ani zła. Jest za to pożyteczna, ponieważ pomaga nam w najefektywniejszym wykorzystaniu posiadanych zasobów. I to zarówno na rynkach finansowych, jak i w życiu codziennym.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.