Tak się składa, że w Kościele od czasu do czasu odżywa dyskusja o znaczeniu muzyki w życiu chrześcijanina. Poza licznymi wskazaniami dotyczącymi ważkości tradycyjnego chorału gregoriańskiego, rosnącymi napięciami pomiędzy zwolennikami gitary przy ołtarzu i ich przeciwnikami, jest jeszcze jedna kwestia, która wzbudza dyskusje. Mianowicie powtarzające się pytanie o to, czy rock i metal niosą niebezpieczeństwo duchowe.
Określmy wpierw granice dyskusji – temat potencjalnych zagrożeń duchowych płynących z muzyki o tzw. ciężkich brzmieniach nie jest nowy. Pojawił się on jako reakcja egzorcystów i kierowników duchowych na niepokojące objawy zaobserwowane u niektórych sympatyków tego typu muzyki. Głównie chodziło tu o przypadki osób zniewolonych duchowo oraz w skrajnych przypadkach opętanych.
Takie postawienie sprawy wzbudzało i nadal wzbudza niechęć wśród sceptyków. Szczególnie że po różnego rodzaju rekolekcjach, lekcjach religii i spotkaniach religijnych dla katolików zaczęły krążyć listy niebezpiecznych duchowo zespołów muzycznych.
Nie powinien w mojej ocenie dziwić tak twardy sceptycyzm. Słysząc byle jaką, pierwszą lepszą piosenkę zespołu rockowego czy metalowego, raczej mało komu przyjdzie do głowy, że coś jest z nią nie tak. Tematyka tych utworów dla sporej części społeczeństwa jest co najmniej nieinteresująca albo żenująca i na siłę mroczna. Niemniej trudno zaprzeczyć świadectwom ludzi, którzy rzeczywiście zaangażowawszy się w podobną muzykę, doświadczyli cierpienia z powodu nękających ich zjawisk paranormalnych.
Problem od strony teologicznej
Warto zauważyć, że twierdzenie, jakoby sama tylko muzyka doprowadzała do opętania bądź jakichś nieprzyjemności duchowych, jest zbytnim uproszczeniem sprawy. Jak zauważa ks. dr Antoni Drabowicz w pracy Egzorcyzm w walce z demonami (2018, s. 69-74), zły duch chce przede wszystkim oddzielić człowieka od Stwórcy. Robi to na różne sposoby i poprzez różnego rodzaju kanały. Podstawową przestrzenią wpływu jest zachęcanie, by człowiek nadużywał swojej wolności, znajdując upodobanie w fałszywych dobrach.
Jest to tzw. zwyczajowe działanie złego ducha – czyli uściślając, po prostu pokusa. Zły duch może wpływać na materię, toteż w zakresie jego działania leży oddziaływanie na człowieka od wewnątrz (poprzez jego emocje i wyobraźnię) oraz od zewnątrz (por. tamże, s. 85).
W Ewangelii czytamy słowa Chrystusa o tym, że:
„Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym” (Mk 7, 15).
Trudno jednak nie spostrzec, że fragment ten dotyczy relacji zewnętrznego wpływu na stan grzeszności człowieka. Doświadczana pokusa nie czyni nikogo nieczystym. Ani też wysłuchany utwór muzyczny czy przeczytana książka. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by muzyka, literatura, film bądź gra komputerowa były inspiracją do złego. By były przyczyną zewnętrznej pokusy.
Czy jeśli posłucham XYZ, opęta mnie Zły?
Zauważmy, że św. Paweł Apostoł wskazuje:
„Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1 Tes 5, 22).
Niepotrzebne wystawianie się na pokusę pochodzącą z zewnątrz to nieroztropność. Jest to – mówiąc potocznie – proszenie się o guza, a bywa, że i wystawianie Pana Boga na próbę. W Ewangelii św. Mateusza czytamy bowiem:
„Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: »Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień«. Odrzekł mu Jezus: »Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego«” (Mt 4, 5-7).
Dobrowolne wystawianie się na grzech i oczekiwanie, że Pan Bóg pomoże nam w potrzebie, jest więc grzechem. Moim zdaniem słuchanie utworu, który może stać się dla nas pokusą do złego, nie jest przyjemnością wartą zachodu. Papież Franciszek wielokrotnie wskazywał w kazaniach, by nie dialogować z diabłem. Wystawianie się na pokusę jest tego typu dialogiem.
Czy oznacza to, że jeśli z ciekawości, niewiedzy bądź przypadkowo posłuchasz czegoś nieodpowiedniego, to natychmiast wystawiasz się na opętanie? Wątpię. Uznany przez wielu ks. Piotr Glas, korzystając z doświadczeń posługi egzorcysty, wielokrotnie w swoich prelekcjach wskazywał, że nie można wszędzie doszukiwać się złego ducha.
Skąd opętania z powodu muzyki?
Warto zauważyć zależność, jaka zachodzi pomiędzy muzyką a opętaniem. Specjalista do spraw sekt i zagrożeń duchowych, Robert Tekieli, nieraz przywoływał świadectwa osób opętanych, które wyraźnie wspominały, że u początków ich przykrych doświadczeń stała muzyka. Istnieje jednak kilka wspólnych elementów łączących wszystkie świadectwa.
Nie da się ukryć, że osoby uwikłane w opętania przeżywały wcześniej kryzys osobowościowy. U niektórych pierwszym problemem były zranienia emocjonalne wynikające z relacji z bliskimi. Blackmetalowa muzyka, w którą się angażowali, stawała się wyzwalaczem dla ich dramatu duchowego. Zły duch najwyraźniej potrafił wykorzystać ich obsesyjne upodobanie w jakimś typie muzyki, wykorzystać jej treść i estetykę, by generować dodatkowe pokłady negatywnych przeżyć i błędnych, grzesznych decyzji.
Czy to znaczy, że zagrożone opętaniem są wyłącznie osoby żyjące w grzechu i cierpiące z powodu osłabionej woli? Niekoniecznie, bo jednak muzyka tego typu ze względu na swoją treść może być inicjacją – zarówno dla afirmacji niechrześcijańskich, satanistycznych filozofii, jak i jakiejś formy praktyk okultystycznych.
Poza tym warto się zastanowić, czy naprawdę chce się słuchać piosenek pokroju Christians to the lions bądź utworów takich zespołów jak Rotting Christ tylko ze względu na ich warstwę instrumentalną? To intelektualna nieścisłość. Jeśli coś jest obraźliwe bądź wrogie mojemu światopoglądowi, to dość osobliwym zachowaniem jest ignorowanie swoich przekonań w imię chwilowej przyjemności wynikającej z przeżycia estetycznego. Wreszcie – istnieją utwory, które wprost są inwokacją demoniczną, nawiązującą do jakiejś formy praktyki okultystycznej. Słuchanie ich z upodobaniem, jednocześnie będąc świadomym, do jakiej rzeczywistości duchowej się one odwołują, to zwyczajna nieroztropność.
Niejeden metal ma monopol na zło
Nie jest też tak, że tylko muzyka metalowa bądź rockowa epatują złem. Utwór nie musi dotyczyć satanizmu, wojen i jakichś krwawych ekscesów i nie musi być przy tym ubrany w warstwę instrumentalną złożoną z przesterowanych gitar.
Równie szkodliwe mogą okazać się utwory techno, które w niektórych przypadkach są komponowane w taki sposób, by przy odpowiednim świetle i obrazie wprowadzały człowieka w odmienne, transowe stany świadomości. Podobnie przeseksualizowane, wypełnione próżną chwałą i złudnym bogactwem piosenki pop. Trudno znaleźć cokolwiek pozytywnego w twórczości Cardi B lub Nicki Minaj – może poza przestrogą, by nie podążać wyznaczoną przez nich drogą.
Nie chodzi też o to, by wszędzie doszukiwać się działalności złego ducha. To prosta droga do paranoi. Jednocześnie nie da się nie zauważyć, że niektóre sfery życia kulturowego wydają się afirmacją jakiegoś grzechu. Chrześcijanin natomiast, wiedząc, że ostatecznie należy do świata niebieskiego, a nie ziemskiego, potrafi zrezygnować z niektórych elementów kultury albo na rzecz ascezy, albo jakiejś alternatywy. Nie brakuje bowiem zespołów rockowych i metalowych, które pomimo szorstkiej, gitarowej estetyki nie są obarczone przekazami okultystycznymi, satanistycznymi bądź afirmującymi czynienie jakiegoś zła.
Dzień dobry, a co Pan sądzi o Polskim zespole Percival Schuttenbach, oraz innych zespołach grających muzykę folkową, słowiańską, czy to nordycką. Bardzo ciekawi mnie co Pan na ten temat myśli
ps. kiedy gothic?