By Marsyas - Own work, CC BY-SA 2.5, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=475527
Każdy, kto słyszał wyrażenie cancel culture, instynktownie kojarzy je z lewackimi grupami. Samo zastosowanie angielskiej kalki kojarzy się z rozmaitymi „Julkami”, „netfliksowymi lewakami” itd. Czy jednak mają monopol na cancel culture?
„Kultura wykluczania” (jak chyba najwłaściwiej byłoby przetłumaczyć ten zwrot) jest oczywiście bardzo rozwinięta w lewackich ugrupowaniach. (Uwaga: „lewacki” nie równa się „lewicowy”; nie używam tego wyrazu jako obelgi, ale na określenie lewicowego ekstremizmu, o skrajnych i szkodliwych dla innych poglądach).
Najbardziej znamienitym jej przykładem było ostatnio wyrzucenie prezydenta Stanów (wówczas jeszcze urzędującego!) Donalda Trumpa z mediów społecznościowych. Ale cenzurowanie „faszystów” w mediach to tylko jedno z obliczy „kultury wykluczenia”.
No pasarán
Wpisują się w nią próby napisania na nowo historii. Burzenia pomników „rasistów”.
Cancel culture to także wpisywanie na indeks osób publicznych, które czymś podpadły politycznej poprawności. Tzw. wypowiedziami homofobicznymi/rasistowskimi/transfobicznymi/faszystowskimi/mizoginistycznymi/[dowolny pejoratywny przymiotnik]. W Polsce mieliśmy ostatnio przykład dużo dalej posunięty i zdecydowanie absurdalny. Mowa o wpisaniu do tzw. brunatnej księgi – czyli na listę polskich „faszystów” – Moniki Jaruzelskiej. Dlaczego? Bo gościła w swym programie takich „faszystów” jak Grzegorz Braun i im nie przerywała, pozwalała przedstawić swoje poglądy.
Jedna wpadka i koniec
Do wspomnianego zjawiska zaliczyłbym też tymczasowe zniknięcie muzyki Michaela Jacksona z serwisów streamingowych po oskarżeniach pedofilskich i usunięcia Kevina Spaceya z serialu The House of Cards po oskarżeniach o molestowanie. Nie żeby oskarżenia były fałszywe; ale co do tego ma muzyka i nakręcony już materiał serialowy?
Kultura wykluczania polega więc na tworzeniu baniek, poza które wypycha się głoszących „heretyckie” tezy. Jak w grach na WF-ie w podstawówce – gdy wypadniesz poza linię, wtedy już nie grasz dalej. Można pracować całe życie na dialog Kościoła z Żydami, jak Benedykt XVI, ale po jednej wpadce z biskupem Williamsonem już na zawsze być antysemitą i złym konserwatystą.
Cancel culture jest bezwzględna – jeśli 5% tezy danej osoby jest [wybierz odpowiedni przymiotnik], to pozostałe 95% też trzeba odrzucić. Choćby to 95% było jak najbardziej zgodne z tezami odrzucających. Nie ma tu miejsca na różnice w poglądach, gdy chodzi o prawa człowieka w obronie przed [wstaw któryś z rzeczowników odprzymiotnikowych].
Medice, cura te ipsum
To bardzo groźna sprawa. Trzeba z tym walczyć. Najlepiej teraz, dopóki jeszcze nie leje się obficie krew, jak to we wszystkich czerwonych -izmach. (Bo w końcu lewackie grupy odwołują się do Marksa, już mniejsza z tym, na ile go czytali).
Jednakże nie chodzi mi w tym artykule o „oranie lewaków”. Bynajmniej. Zachęcam natomiast do pewnego eksperymentu myślowego. Weź, drogi Czytelniku, zdanie: „Nie ma tu miejsca na różnice w poglądach, gdy chodzi o prawa człowieka w obronie przed [wstaw któryś z rzeczowników odprzymiotnikowych]”. Podstaw następnie za „prawa człowieka” np. „dobro Kościoła”, albo „naszą cywilizację”, lub „normalną rodzinę”.
Działa? A owszem. Po „naszej” (bardzo szeroko i nieco stereotypowo pojmowanej „konserwatywnej”) stronie też to może działać. I działa.
Dialog?
Wykluczeni byli nestorzy walki o lustrację w Kościele, ksiądz Isakowicz-Zaleski i diakon Miszk SJ. Wykluczało się na potęgę dziennikarzy katolickich krytykujących hierarchię.
Ale to się niewątpliwie zmienia. Mam szczerą nadzieję, że z lat dwudziestych polski Kościół (przypominam – Kościół to nie tylko duchowni!) wyjdzie poobijany, ale niezwykle rozwinięty w kwestii wewnętrznej debaty.
Jeśli mamy przodować w dialogu w świecie – często się taką opinię słyszy – to musimy wpierw rozwinąć dialog w naszym środowisku. To kuleje. Poszczególne grupy w Kościele często zdają się siebie nawzajem nienawidzić.
Autorytety?
Często słyszałem: „[nazwisko publicysty/duchownego/youtubera/innej ważnej postaci dla katolicyzmu]? Nie warto go słuchać, bo kiedyś powiedział [jakieś kontrowersyjne dla rozmówcy słowa postaci]”. Nóż mi się w kieszeni otwiera, gdy słyszę podobne stwierdzenia. Już lepiej powiedzieć: „nie słucham go, bo ma nieprzyjemny głos”. Nie musimy się we wszystkim zgadzać! Raczej nie znam nikogo z szeroko pojętej konserwatywnej strony, z kim w 100% bym się zgadzał. Ale to, że ja lubię rogaliki z budyniem, a Ty, Czytelniku, wolisz pączki z marmoladą, nie oznacza, że nie możemy razem pójść do cukierni i posiedzieć przy kawie. (Ech, cóż za przestarzałe porównanie – wybaczcie, wciąż mentalnie jestem w poprzedniej epoce).
Wyjdźmy z samolubnego przekonania, że jak ktoś jest mądry, to musi uważać to, co my. Że od osoby, z którą różnimy się światopoglądowo, nie możemy niczego się nauczyć. Zwłaszcza jeśli różnice między nami nie są ogromne, dotyczą raczej mniej istotnych kwestii.
Czy Krystyna Janda to kiepska aktorka?
Co jednak jest, jak mi się zdaje, naszym największym grzechem w dziedzinie wykluczania? Coś, do czego my, Kościół w Polsce, mamy mocną tendencję: odrzucanie sztuki z powodu poglądów autora.
Gdy aktor wypowiada się za tą partią polityczną, którą gardzimy, stwierdzamy, że generalnie jest słabym aktorem. Kiedy lewicowiec Sorrentino robi serial o papieżu, to odrzucamy serial jako jakiś podejrzany ideologicznie. (Pal licho, jeśli faktycznie widzieliśmy serial i to robimy – ale czytałem kiedyś artykuł pewnego bardzo znanego i cenionego publicysty, który krytykował serial w sposób jednoznacznie wskazujący na to, iż go nie oglądał). Jak jakiś muzyk łazi po talk-show i opowiada tam głodne kawałki o Kościele, to nie słuchamy tego, co tworzy.
A tymczasem trzeba oddzielać twórczość od życia autora. Czy ktoś nawołuje do nieczytania Mickiewicza, bo się źle prowadził i był sekciarzem? Albo bojkotu Wesela, bo Wyspiański zmarł na chorobę weneryczną? Powtórzę raz jeszcze: trzeba oddzielać twórczość od życia twórcy.
Pewnym truizmem jest stwierdzenie, że przegrywamy kulturę. My, katolicy. Tak zwani konserwatyści. Jeśli chcemy to odwrócić, to powinniśmy stawiać opór wykluczaniu tych twórców, których poglądy nam nie odpowiadają. To droga donikąd. Bowiem odrzucamy często najważniejsze obecnie dzieła kultury w imię odrzucania światopoglądu innego niż nasz.
Przycinanie kłody
Może Czytelnik powie, że mimo wszystko autor więcej poświęcił „oraniu lewaków” niż dogłębnej analizie grzechów Kościoła. (Znów powtórzę: Kościół to i duchowni, i świeccy!). No cóż, też jestem człowiekiem.
W zgodzie ze swą pesymistyczną naturą nie wierzę, że będziemy w stanie bardziej zwracać uwagę na belki w naszych oczach niż na drzazgę w oku bliźniego.
Ale wierzę, że jesteśmy w stanie zmniejszyć rozmiar tych belek. Zawsze coś.