adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Krwawiący pelikan

magazine cover

unsplash.com

Czym jest Najświętszy Sakrament? Jak oddawać mu cześć? Czy zasadne są głosy w przestrzeni publicystycznej apelujące o reinterpretację dogmatu o przeistoczeniu?

„P. 402. Jaki grzech popełnia ten, kto nie na czczo przyjmuje Komunię świętą?
O. Kto nie na czczo przyjmuje Komunię świętą, popełnia ciężki grzech świętokradztwa”.

Tak pisał w pierwszej połowie XX wieku w swoim Katechizmie katolickim kard. Pietro Gasparri (2015, s. 180-181). Dziś już nie pościmy od północy do przyjęcia komunii świętej. Msze święte są w różnych godzinach, nie tylko rannych. Post eucharystyczny jest łagodny, dotyczy ledwie godziny przed przyjęciem komunii świętej i wiele osób go lekceważy. Jest to jedna z kwestii dyscyplinarnych, które często się zmieniają w Kościele. Kiedyś podczas suchych dni – zwanych obecnie kwartalnymi dniami modlitw (prawie nieobecnymi w świadomości wiernych) – post ścisły był obowiązkowy. W średniowieczu poszczono podczas Wielkiego Postu bardzo surowo, stąd wziął się zwyczaj jedzenia w czwartek przed Popielcem pączków nadziewanych wówczas mięsem, gdyż do Wielkanocy trzeba było z niego zrezygnować. Mnisi w Belgii pościli surowo pod kątem jedzeniowym, nie widzieli jednak problemu w spożywaniu mocnego piwa. Również kwestia podejścia do spowiedzi i pokuty była inna w różnych wiekach. Dość wspomnieć, że w pierwszych wiekach spowiedź była raczej jednorazowym aktem, a pokuta rozłożona na długi okres.

Zmienne i niezmienne

Katechizm kardynała Gasparriego mógł się zdezaktualizować pod kątem dyscyplinarnym. Mógł i pod kątem językowym. Jednakże treść wiary zapisana w nim nie mogła się zmienić. Nie uległo zmianie stwierdzenie: „pod postaciami chleba i wina jest w nim [Sakramencie Eucharystii – przyp. M.H.] prawdziwie, rzeczywiście i istotnie obecny sam Jezus Chrystus, dawca łaski, na pokarm duchowy duszom naszym” (p. 396). Aktualne są też słowa: „Panu Jezusowi, obecnemu w Eucharystii, winniśmy oddawać cześć:

a) przez adorowanie Go z najgłębszym uszanowaniem;

b) przez wzajemną miłość;

c) przez zanoszenie do Niego serdecznych próśb o łaski” (tamże, s. 179).

Być może zdziwi kogoś ostatni podpunkt. Czemu poprzez zanoszenie próśb oddajemy cześć? Można na to spojrzeć w ten sposób, że zanosząc prośby, uznajemy Chrystusa za Pana. Bóg jest większy od nas i potężniejszy. Można też spojrzeć na to na przykładzie relacji. Kto miał styczność z osobą poranioną, psychicznie chorą i z traumami, ten wie, że najgroźniej jest, gdy ona dysocjuje, ucieka od rozmowy, nie prosi o pomoc, jedynie przeprasza i mówi, że jest kimś złym. Pierwszy krok ku poprawie sytuacji to moment, gdy się przełamuje, mówi o tym, jak się czuje, jest w stanie poprosić o pomoc. Kiedy taka osoba nie chce pomocy i nie prosi o nią, pomaganie jej jest nie tylko niezwykle męczące, ale również niebezpieczne dla pomagającego. Kiedy przyjmujemy pomoc od kogoś, kto ją oferuje i prosimy go o to, to okazujemy mu szacunek i oddajemy mu cześć. Tak jest z nami – jesteśmy zniszczeni, poranieni, potrzebujemy pomocy, a Chrystus jest lekarzem. „If You are the healer, I’m broken and lame” („Jeśli jesteś lekarzem, to ja jestem połamany i kulawy”) – tak trafnie w swej żydowskiej w duchu dyskusji z Bogiem śpiewał Leonard Cohen (You Want it Darker).

Jednakże wróćmy do kwestii tego, czym jest Ciało i Krew Chrystusa, a czym nie jest.

Sobory

Gdyby ktoś mówił, że w Najświętszym Sakramencie Eucharystii pozostaje substancja chleba i wina wraz z ciałem i krwią Pana naszego Jezusa Chrystusa, i przeczył tej przedziwnej i jedynej w swoim rodzaju przemianie całej substancji chleba w ciało i całej substancji wina w krew, z zachowaniem jedynie postaci chleba i wina, przemianie, którą Kościół katolicki bardzo trafnie nazywa przeistoczeniem – niech będzie wyklęty” (Kanony o sakramencie świętej Eucharystii, za: Sobór Trydencki, Dekret o Eucharystii [w:] Dokumenty soborów powszechnych t. IV, 2004, s. 455, 457).

Tak orzekł Sobór Trydencki. Dogmat ten został sformułowany wcześniej, w 1215 roku na soborze laterańskim IV i powstał przede wszystkim z powodu rozwoju doktryn luterańskich, kalwińskich etc. na temat Eucharystii: „Jeden jest przeto powszechny Kościół – zgromadzenie wierzących, poza którym nikt nie doznaje zbawienia, w którym też Jezus Chrystus jest kapłanem i jednocześnie ofiarą, którego ciało i krew prawdziwie zawarte są w sakramencie ołtarza pod postaciami chleba i wina, po przeistoczeniu mocą Bożą chleba w ciało i wina w krew: abyśmy dla doskonałego osiągnięcia tajemnicy jedności, otrzymali my sami od Niego to, co On otrzymał od nas” (za: Transsubstancjacja [w:] pl.wikipedia.org).

Co na to Luter?

Weźmy chociażby takiego Lutra. Był on dość zachowawczy w porównaniu z innymi założycielami różnych nurtów protestantyzmu. Bronił realnej obecności w opozycji do Zwinglego, który w mszy świętej widział jedynie widzialny symbol, znak rozpoznawczy chrześcijan. I nie zgadzał się z Kalwinem, który mówił o duchowej obecności (zresztą nie będąc pierwszym, który tak ujmował sprawę – zbliżone poglądy miał Ratramnus z Korbei żyjący w IX wieku). „Jest to prawdziwe ciało i prawdziwa krew Pana naszego Jezusa Chrystusa, pod chlebem i winem nam chrześcijanom do spożywania i picia przez samego Chrystusa ustanowione”, pisał ojciec reformacji w Małym katechizmie doktora Marcina Lutra (1899, s. 16). Co różni luterańskie podejście od katolickiego? Trzy poglądy. Jeden to ten, że ciało i krew Chrystusa są przedmiotem adoracji jedynie do momentu przyjęcia ich. Luter odrzucał adorację Najświętszego Sakramentu w tabernakulum, jak również procesje eucharystyczne. Co ciekawe, wielu luteran – chociażby na Śląsku Cieszyńskim czy w Czechach – przyjmuje komunię na klęcząco.

Drugi pogląd mówi o konieczności przyjmowania komunii sub utraque specie, czyli pod obiema postaciami. Praktyka ta była obecna w Kościele – w Kościołach wschodnich. O przyjmowanie pod obojí bili się husyci (a na ich czerwonych sztandarach widniał czarny kielich). Przez krótki czas istniał w Czechach w ramach katolicyzmu Kościół utrakwistyczny, w którym ta praktyka również była normą. Jednakże teologowie katoliccy uważają od wieków, że wystarczy przyjąć komunię pod jedną postacią, bo w każdej postaci jest pełen Chrystus. Luter mówił o konieczności przyjmowania obu.

Przeistoczenie i współistnienie

Trzeci pogląd to odrzucenie transsubstancjacji. Luter uważał, że chleb i wino nie znikają. W Komunii Świętej według niego koegzystuje substancja chleba i wina z substancją Chrystusa. Pogląd ten nazwany jest konsubstancjacją. Transsubstancjacja to przeistoczenie. Konsubstancjację zaś można by ująć słowem współistnienie.

Co łączy konsubstancjację z transsubstancjacją? Obie doktryny są bardzo trudne do obronienia. Zwingli, a za nim różne Kościoły ewangelikalne, przyjął, że Chrystus jest obecny jedynie symbolicznie w Eucharystii. Wykształciły się różne podejścia, chociażby takie, że Chrystus jest obecny, jeśli przyjmujący w to wierzy. To wygodne podejście. Stoi jednak w opozycji do słów Chrystusa: „Bierzcie, to jest ciało moje” (Mk 14, 22) i „To jest moja krew Przymierza, która za wielu będzie wylana” (Mk 14, 24); swoją drogą ksiądz Wujek w swym przekładzie użył sformułowania „Nowy Testament”, wykazując się moim zdaniem lepszą intuicją, no bo jak w końcu nazywa się ta druga część Biblii po polsku? W przypowieściach Jezus przemawiał alegorycznie, ale przypowieści kierował do ludu. Do swoich apostołów mówił wprost.

Co miał na myśli? Jako Semita na pewno siebie samego, swoją istotę, swoją substancję. Logiczne jest jednakże sądzić, że miał również na myśli dosłownie swoje ciało i krew. Śmierć Chrystusa nie była tragicznym wypadkiem przy pracy, ale wydarzeniem zaplanowanym. On był świadom swojej nadchodzącej, brutalnej śmierci. Stąd też słowa te wypowiada w kontekście Paschy, z okazji której naprawdę zabijano baranka. Baranka, który stanie się tak ważny, że w większości Apokalipsy św. Jana Chrystus będzie obecny właśnie pod postacią Baranka Bożego. Chrystus miał na myśli zarówno swą substancję, jak i dosłownie swe ciało i krew. Tę interpretację zdaje się stanowczo potwierdzać List do Hebrajczyków.

Zobacz też:   Eucharystia na drogach czasu. O trzech planach czasowych w oficjum św. Tomasza z Akwinu

Problemy

Teraz można by napisać: właśnie udowodniliśmy niniejszym, że podejścia inne niż transsubstancjacja i konsubstancjacja kompletnie nie mają sensu, kropka. Jednakże kontynuując tę refleksję, można stwierdzić, że są dwa problemy z transsubstancjacją. Jeden to zarzuty Lutra, że św. Paweł mówi o łamaniu chleba, tak samo św. Łukasz w Dziejach Apostolskich (z nieznanych przyczyn nienazwanych po polsku Czynami Apostołów). Stąd wyciąga on wniosek, że substancja chleba koegzystuje z substancją ciała Chrystusa i substancja wina z substancją krwi. Zarzuty te są oparte tylko na Piśmie Świętym, chociaż w Kościele istnieli tacy myśliciele jak Ockham czy Duns Szkot, którzy już po orzeczeniu Soboru Laterańskiego IV poruszali temat konsubstancjacji. Nie badałem tej sprawy dogłębnie, ale podejrzewam, że i dziś są teologowie katoliccy, którzy otwarcie lub skrycie optują za konsubstancjacją.

Drugi problem jest inny. Transsubstancjacja to przemiana substancji chleba i wina w substancję Chrystusa, przy zachowaniu przypadłości chleba i wina. Ale czym jest substancja? Czym jest przypadłość? Substancja to istota, sedno czegoś, kogoś. Przypadłość to cecha typowa dla danego czegoś. Dla człowieka może to być jąkanie się, kolor włosów, bycie wysokim lub niskim itd. Tylko co właściwie zmienia się, gdy zmienia się substancja chleba? Gdy weźmiemy komunikant do badań laboratoryjnych, odkryjemy, że nic się nie zmieniło – ani skład chemiczny, ani struktura atomów. Czyli zasadniczo tomistyczne przypadłości przekładają się na wszystko, co materialne i fizyczne. Czym zaś jest substancja Eucharystii?

Niezrozumiała definicja jest bezsensowna?

Pojawiają się głosy w sferze publicystycznej, choć słyszałem je i od „szarych” katolików, że nauka o transsubstancjacji jest mętna i niezrozumiała czy też niedostosowana do odkryć współczesnej fizyki. Mówił o tym o. Adam Szustak, najbardziej wpływowy polski katolicki youtuber. Pisał o tym popularny wśród wielu katolików publicysta i teolog – Tomasz Terlikowski.

Oczywiście fizyka jest niewystarczająca do opisania świata. Świat według współczesnych fizyków (i w ogóle naukowców patrzących z perspektywy ateistycznej) jest monistyczny. Składa się jedynie z materii. Można powiedzieć, że w filozofii zatoczyliśmy koło. Znów jesteśmy na etapie wczesnych greckich filozofów przyrody. Cofnęliśmy się w myśli filozoficznej o dwa i pół tysiąca lat. Nasuwa to nieodparte skojarzenia z koncepcjami czasu jako koła, tj. cyklu, a nie linii. Ale to temat na inną analizę.

Nie zmienia to tego, że faktycznie operowanie na definicjach substancji i przypadłości nie jest zbytnio zrozumiałe. Pojęcia te są zbyt szerokie i niejasne. Tylko co dać w zamian? W głosach publicystycznych słyszę wołanie o to, by ktoś to rozpracował – „niech ktoś mądry wymyśli nową doktrynę”. Aż się chce zacytować Klocucha: „Zrób se sam. Co, rąk nie masz do roboty, tylko czekasz na gotowe?” (kabaret – franklin [w:] youtube.com). Samo mówienie o problemach jest dobre. Nie od tego są publicyści, by dawać gotowe rozwiązania, ale by siać ferment i narzekać. Tylko tak się składa, że o. Szustak wywodzi się z zakonu, który wydał więcej filozofów niż jakiekolwiek inne zgromadzenie. Dominikanie od dawna są nierozłącznie związani z tajemnicą Eucharystii – czyż nie powinni tryskać ideami na jej temat? A pan Tomasz Terlikowski jest doktorem filozofii. Od kogoś takiego oczekiwałbym głębszej refleksji. Odwagi do szukania prawdy, a nie tylko podważania poglądów na jej temat. Ale niestety, wielu współczesnych absolwentów filozofii jest zdolna jedynie pisać o filozofach, nie stać ich na bycie nimi.

Jak podchodzić do tajemnicy?

Póki nie powstała jeszcze nowa szkoła filozoficzna i teologiczna w polskim Kościele, która by wypracowała nowe rozwiązania (a przynajmniej wykształciła nowych myślicieli, którzy by nowe koncepcje przedstawili), trzeba mówić w tradycyjny sposób. Mówić o przeistoczeniu, czyli zmianie istoty, która jest czymś innym niż zmiana postaci materialnych. „Pod wspomnianymi bowiem postaciami nie kryje się już to, co było przedtem, lecz coś zupełnie innego, a to nie tylko ze względu na przeświadczenie wiary Kościoła, ale w rzeczy samej, ponieważ po przemianie substancji, czyli istoty chleba i wina w ciało i krew Chrystusa, nie pozostaje już nic z chleba i wina poza samymi postaciami, pod którymi przebywa Chrystus cały i nieuszczuplony, w swej fizycznej »rzeczywistości«, obecny nawet ciałem, chociaż nie w ten sam sposób, w jaki ciała są umiejscowione w przestrzeni”, jak pisał Paweł VI w Mysterium fidei (1965, s. 81). Nie zrozumiemy tej tajemnicy. Brakuje nam też myślicieli, którzy w przystępniejszych słowach choć odrobinę by ją przybliżyli.

Do tajemnicy Eucharystii należy podchodzić tak, jak to ujął św. Tomasz z Akwinu: „w pokorze i niskości swej”. Hymn, jak również całe oficjum i formularz Bożego Ciała, będące jego autorstwa, niezwykle trafnie odnoszą się do realnej obecności.

„Mylą się, o Boże, w Tobie wzrok i smak,
Kto się im poddaje, temu wiary brak,
Ja jedynie wierzyć Twej nauce chcę,
Że w postaci chleba utaiłeś się.

[…]

Jak niewierny Tomasz twych nie szukam ran,
Lecz wyznaję z wiarą, żeś mój Bóg i Pan,
Pomóż wierze mojej, Jezu, łaską swą
Ożyw mą nadzieję, rozpal miłość mą”.

Jak to ujmuje modlitwa powtarzana na mszach świętych i w brewiarzu w dzień Bożego Ciała: „Boże, który w przedziwnym Sakramencie zostawiłeś nam pamiątkę Swej męki, dozwól, prosimy, taką czcią otaczać święte tajemnice Ciała i Krwi Twojej, abyśmy nieustannie doznawali w sobie owoców Twojego Odkupienia”. „Przedziwny sakrament”, „tajemnice Ciała i Krwi” – te epitety bardzo trafnie określają Eucharystię.

Korzystać!

Ostatecznie bardziej niż zrozumieć, jak działa realna obecność, trzeba akceptować jej działania. Trzeba zgiąć kolano przed Najświętszym Sakramentem. Jestem zdania, że powinniśmy dążyć do stworzenia lepszej szkoły filozoficznej i teologicznej w Polsce. Takiej, która nie będzie ani „janopawłowa”, ani bezrefleksyjnie powtarzająca stare modele, ani tkwiąca mentalnie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Znacznie ważniejsze jest jednak, by zadbać o należny szacunek dla Najświętszego Sakramentu. A jeszcze istotniejsze, żeby korzystać z jego owoców. Adorować z najgłębszym uszanowaniem i prosić o łaski. Jak to ujął pewien jezuita: „zachęcam, żeby chwilę zostać po mszy świętej na adoracji. Te parę minut nikogo nie zbawi”. Niefortunny dobór słów, ale przekaz trafny. Niewiele nas kosztuje, by przyjść choć na moment do kościoła na adorację nawet ukrytego w tabernakulum Chrystusa. Kiedy nie ma możności pójść do kościoła, można chwilę poświęcić na refleksję o tym, że Chrystus jest realnie obecny w świecie i działa. Śmiem twierdzić, że dla wielu z nas nie będzie problemem nawet przeznaczyć na to codziennie po pół godziny. Arcybiskup Fulton Sheen adorował przez godzinę dziennie Najświętszy Sakrament. Stąd czerpał przemyślenia do kazań i siłę do ciężkiej pracy duszpasterskiej, administracyjnej, medialnej. Kaplice adoracji wciąż nie wyglądają na przepełnione. Zachęcam, żeby przestać już czytać ten tekst, wyjść z internetu i zająć się adoracją.

Dedykuję ten tekst św. Tomaszowi z Akwinu, teologom broniącym realnej obecności, propagatorom kultu eucharystycznego, arcybiskupowi Fultonowi Sheenowi, a przede wszystkim rzeszom kapłanów, którzy z adoracji uczynili swą codzienność i dbają o możliwość adoracji w kaplicach i kościołach.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.