adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Informowanie czy przekonywanie?

magazine cover

Apologetyka jakieś kilkanaście lat temu stała się w chrześcijańskiej przestrzeni internetowej rodzajem oddolnej, programowej odpowiedzi na niemałą poniekąd skuteczność tzw. nowego ateizmu. Tylko co z tego wynika? Czy nagle możliwe staje się przekonywanie ludzi do wiary?

Z różnych powodów, których nie będę tu eksplorował, środkiem przekazu Ewangelii przestało być indywidualne doświadczenie religijne oraz powtarzalna i nudna metodycznie katecheza. Zamiast tego istotą chrześcijaństwa dla wielu stało się przekonywanie innych do racjonalności wiary katolickiej poprzez obalanie błędów i nieporozumień z nią związanych.

Wysiłki wznoszenia się na wyżyny klarowności przekazu katechetycznego i ewangelizacyjnego są oczywiście godne pochwały. Trudno jednak nie zauważyć jednostronnego charakteru tak ułożonego przedsięwzięcia. Bo oto zderzamy się z metodyką – jak się zdaje – odmienną od tej Chrystusowej.

Metoda ewangelizacji według Ewangelii

W Ewangelii istotą prozelityzmu, czyli krzewienia wiary, był przede wszystkim żywy kontakt z drugim człowiekiem. Widzimy to po zachowaniu Chrystusa, który wchodzi w życie innych. Ale nie tak jak ludzie – z butami, na siłę. Jezus nie zapraszał do swojego dzieła na siłę, On wskazywał drogę: „Spójrz, tu jestem ja i moi uczniowie, zapraszam cię!” – chciałoby się sparafrazować ducha Ewangelii. Zasmucił tym zresztą jednego ze swoich rozmówców, tj. bogatego młodzieńca: „Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości” (Mk 10, 22).

Na kartach Ewangelii czytamy często o Jezusie, który poucza lub naucza i wyjaśnia Pisma. Biblia jest zwykle bardzo konkretna, jeśli chodzi o dobór słów, więc fakt, że padają tam słowa „pouczać”, „nauczać” i „wyjaśniać”, a nie „przekonywać” i „obalać argumenty” mówi nam – w mojej ocenie – dość dużo na temat prawidłowej ewangelizacji.

Czyli wpierw przychodzimy do człowieka, dajemy mu posmakować siebie samego w partnerstwie, w relacji. Zauważmy, że Chrystus wchodził w życie ludzi w różnych okolicznościach – jak np. do samarytanki przy studni (J 4, 1-42). Nie przebierał w ludziach, dlatego potem padał ofiarą krytyki, bo Jego przeciwnikom spędzanie czasu z marginesem społecznym wydawało się niegodne.

Zobacz też:   Cymbał brzmiący miłością

Ewangelizacja internetowa

Nadrzędną cechą intelektualnego dyskursu internetowego jest usilne przekonywanie. Ponieważ nie obawiamy się reperkusji związanych z negatywną relacją z człowiekiem z internetu, to automatycznie wielu osobom z jakąś nieuzasadnioną lekkością przychodzi pomijanie aspektu relacyjnego w rozmowie. Przechodząc od razu do sedna, ścierają się poglądami i starają się wykazać zasadność swojej racji.

Ten fenomen trwa już wiele lat, jednak jego pełną skalę obserwujemy dopiero w środowisku mediów społecznościowych. Niejako nieuchronne stało się przeniknięcie kultury internetowej do religijności. Ta, poza swoimi dobrymi cechami jak memetyczność, ogólnodostępność, lekki i zrozumiały charakter, barwność, ma też trudności, które szkodzą nie tylko przekazowi religijnemu, ale w ogóle relacjom społecznym.

Charakterystyczną cechą takiej kultury jest jej spolaryzowanie. Ze względu na przerost poczucia pewności siebie oraz swoiste przyzwyczajenie do szukania dziury w całym użytkownicy internetu stali się przewrażliwieni na punkcie swoich światopoglądów.

Na tak ustawioną arenę wkracza wreszcie chrześcijaństwo, znudzone taśmowo powtarzanymi argumentami prof. Richarda Dawkinsa. W konsekwencji rodzi się minisubkultura apologetów internetowych. Są tacy, którzy rzetelnie wykonują swoją pracę. Nie brakuje jednak takich, dla których liczy się „zaoranie” ateisty w internecie. Wiele osób zaczyna papugować takie praktyki, sądząc, że i oni powinni zaangażować się społecznie w tę sprawę. W konsekwencji ewangelizacja, która docelowo miała być nawracaniem poprzez budowanie relacji z drugim człowiekiem, stała się w oczach wielu natrętnym przekonywaniem.

Warto się zastanowić, czy rzeczywiście jako chrześcijanie chcemy uprawiać taki model krzewienia wiary. Sprzeciwia się on naturze misyjności katolickiej, niekiedy godzi w personalizm chrześcijański, a przede wszystkim jest bardzo wąską i raczej nieskuteczną metodą prozelityzmu. Ostatecznie bowiem obrona wiary i jej przekazywanie nie mogą iść w parze z wypaczeniem ducha Ewangelii.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.