Między środkowym a wskazującym palcem trzyma papierosa… A nie, to już było. O „anime było pomyłką” już pisałem. Przejdźmy więc ad rem. Filmy fantastyczne studia Ghibli.
„Dla niektórych autorów napisanie utworu fantastycznego stało się najbardziej satysfakcjonującym sposobem wyrażenia poglądów na temat współczesnego świata i współczesnych wartości. Posłużyli się oni fantastyką w poszukiwaniu nowych środków ekspresji, aby ujawnić głębokie poczucie moralne. Nie posłużyli się nią natomiast – w większości przypadków – jako sposobem ucieczki od współczesnej rzeczywistości. Udowodniono, iż fantastyka nie jest eskapizmem, lecz metodą zarówno podejścia do świata, jak jego oceny. […]
Cała poważnie traktowana fantastyka jest głęboko zakorzeniona w ludzkim doświadczeniu i związana z ludzkim życiem. Od powieści realistycznej różni ją głównie to, że uwzględnia te sfery doświadczenia – wyobraźnię, podświadomość, wizjonerstwo – które uwalniają ducha ludzkiego, tak że może on wędrować poza granicami rzeczywistości empirycznej”.
Czytelnik raczy wybaczyć ten może nazbyt długi cytat z Ann Swinfen. Jednakże pisarka dobrze wyraziła to, co chciałbym na wstępie zaznaczyć. Fantastyka i science-fiction nie są gorszymi działami kultury, ale innymi – bardziej poetyckimi lub alegorycznymi.
Jak mówią małomówni?
Ursula Le Guin, słynna autorka fantastyki naukowej, powiedziała kiedyś, że introwertycy znaleźli „nieco dziwaczny, nie całkiem zadowalający, lecz interesujący sposób” na rozwiązanie problemu z komunikacją. Porozumiewanie się ze światem nie wprost, ale na piśmie. Myślę, że to stwierdzenie dobrze określa, czym są filmy studia Ghibli.
Hayao Miyazaki i jego koledzy, jak sądzę, to gremium introwertyków mających coś do powiedzenia. Nie są politykami, dziennikarzami, duchownymi czy działaczami społecznymi. Mówią więc tak, jak potrafią: przez sztukę. W tym przypadku przez filmy i komiksy (bowiem Ghibli wydaje również mangi – czyli po prostu komiksy).
Te same ramy
Nie jest niczym odkrywczym dla kogoś, kto miał na studiach przedmiot w rodzaju „Wstępu do literatury”, stwierdzenie, że baśnie opierają się na powtarzalnych schematach. Pewnie ten ktoś ma z tyłu głowy nazwisko autora Morfologii bajki – Vladimira Proppa. Pisał on w tej pracy o wspomnianych stałych schematach. Gdy przeanalizujemy filmy Ghibli pod względem formy, również możemy sobie pomyśleć: „Znam to. Podobnie było w tej, tej i tej baśni”.
Na swój sposób nieoczywiste jest dzieło『ハウルの動く城』Hayao Miyazakiego (Ruchomy zamek Hauru). Napisałem w poprzednim tekście, że bohaterami filmów studia Ghibli są ludzie młodzi. W tym teoretycznie również tak jest. Sophie to młoda – być może nawet nastoletnia – dziewczyna. Jednak na skutek zaklęcia „złej” Wiedźmy z Pustkowia zamienia się w staruszkę. Opuszcza swoje miasto, w którym trudniła się kapelusznictwem, i szuka bezpiecznego schronienia.
Na zamku maga
Znajduje azyl na tytułowym ruchomym zamku, będącym we władaniu maga Hauru. Tam mieszka, sprzątając, gotując i usługując magowi, jego młodemu adeptowi Markowi i duchowi-płomieniowi Kalcyferowi. Oraz innym mieszkańcom, którzy się tam pojawią, ale z antyspoilerowej kurtuazji nie wymienię ich z imienia.
Szuka sposobu uwolnienia się spod klątwy – co nie jest prostą sprawą, ponieważ nie może o niej mówić. Jednocześnie jej relacja z Hauru rozwija się w kierunku, który nietrudno przewidzieć.
Ruchomy zamek Hauru powstał na podstawie książki Diany Wynne Jones. Stąd mnóstwo w nim wizualnych nawiązań do Europy. Sophie i inne bohaterki (rodzaj żeński nieprzypadkowy, bo poza mieszkańcami Ruchomego Zamku mężczyzn jest jak na lekarstwo i odgrywają oni małe role) ubierają się na modłę europejską. Tytułowy bohater tak naprawdę nazywa się Howl, a imię Hauru to efekt japońskiej transkrypcji fonetycznej (Japończycy nie wymawiają „ł”, nie mają „r” i „l”, tylko głoskę pomiędzy nimi, i, nie licząc „-n”, nie mają spółgłoskowych końców wyrazów – i tak Howl zamienił się w Hauru. To jest magia, magia języka).
„Coś tam, coś tam… śmierć i podatki”
Tłem wydarzeń jest wielka polityka. Sytuacja polityczna krain przywołuje mi na myśl wersy z piosenki Lecha Janerki:
„A na tronie przysiadł chłop
Jest to chłop co właśnie przysiadł
A za oknem chociaż mrok
Pretendują kryptofisie
Palestyna płonie dla królowej Abigail
Kochamy ten film
Dekadencji stary śpiew
Aberracje wyższych sfer
Degustacja sennych chwil
Poproszę ten film” (Paradoksy)
Toczą się przygotowania do wojny, później wojna wybucha. Nie wiadomo po co, z kim, dlaczego – wiemy, że płoną statki wojenne i wielkie miasta. Latają samoloty, magowie walczą po obu stronach, a de facto władająca państwem magiczka Saliman knuje intrygi. Nie to jest dla twórców ważne. Skupiają się oni na poetycko-naturalistycznym ukazaniu zniszczeń wojennych i stworzeniu atmosfery ogólnego bezsensu.
Cena indywidualizmu
Hauru to z jednej strony człowiek wierny pewnej idei: wolności od przymusu do czynienia zła. Jest indywidualistą, odludkiem, nie potrafi służyć społeczeństwu przeżartemu chciwością. Z drugiej strony za tę wierność musi płacić wielką cenę. I ma świadomość, że może być nią własne człowieczeństwo.
Natomiast Sophie jest wyobcowana w społeczeństwie. Oddaje się pracy jako ucieczce od życia społecznego. Jednak w miarę trwania fabuły „uspołecznia” się, otwiera na nowych – często zupełnie nieoczekiwanych – bliskich.
Kobiecość
Ruchomy Zamek Hauru to również femmes fatales, czy precyzyjniej rzecz ujmując – herod-baby. Wśród nich – wspomniana Wiedźma z Pustkowia. Jej, chyba można tak rzec, obrzydliwość jest podkreślana przez kontrast. Pomarszczona i przerażająca twarz, monstrualna i przytłaczająca postura, ale modne ubrania… Drugą femme fatale jest Saliman, de facto regentka królestwa. Jej bezwzględność symbolicznie ukazano w scenie, w której każe wchodzić starszym wiekiem gościom po stromych schodach. Poza tym to intrygantka i dowódczyni bez wahania przelewająca (rękami swoich żołnierzy) krew.
Dlaczego Saliman robi to, co robi? Dlaczego później zmienia zdanie? Tego nie wiemy. Dużo bardziej zrozumiałe okazują się motywacje Wiedźmy z Pustkowia. W każdym razie Ruchomy Zamek Hauru jest w dużej mierze opowieścią o kobietach. W tym tych starszych.
Wyduchowieni
Sophie poszukiwanie swojej zagubionej tożsamości zaczyna od wielkiego sprzątania. Porządek jest dla Japończyków czymś więcej niż formalnością – to czynność niemalże rytualna.
Podobny motyw znajdziemy w oscarowym『千と千尋の神隠し』Hayao Miyazakiego. Spirited Away: w krainie bogów powinno mieć po polsku raczej tytuł Sen i Chihiro porwana przez duchy lub podobnie. Jednakże polski wydawca zdecydował się pójść w przeróbkę angielskiego tytułu, który był dobrze znany. (Tak – myślę, że to wina wydawcy, a nie tłumacza. Zdaje się bowiem, że „uatrakcyjnianie” tytułu to częściej dzieło tego pierwszego). Spirited Away to wprawdzie zręczna fraza, ale po angielsku. Podtytuł również pozostawia sporo do życzenia. Kami, które wspomniane są w tytule oryginalnym, to szersze pojęcie niż tylko „bogowie”. Oznacza ono także półbogów, rozmaite duchy i dusze zmarłych. W filmie ewidentnie mamy do czynienia z duchami, a nie z istotami boskimi.
(Tyle na temat tytułu. Wybaczy Czytelnik, jeśli go zanadto znudziłem. Lubię bowiem rozprawiać o takich językowych smaczkach).
„Bez práce nejsou koláče”
Chihiro to dziesięcioletnia dziewczynka, która z rodzicami przeprowadza się na uroczą japońską wieś. Przypadkiem przenoszą się do krainy duchów. Rodzice z łakomstwa zjadają potrawy, które poświęcone są właśnie kami. Za karę zostają zamienieni w świnie. Jak pewnie Czytelnik zgaduje, Chihiro postanawia ich uratować, co okazuje się niełatwe. Pomaga jej Haku, zwany przez duchy „mistrzem Haku”: wpierw daje jej do zjedzenia owoc (ratujący dziewczynkę przed zmienieniem się w ducha), a potem… posyła ją do pracy.
Krainą duchów rządzi „zła wiedźma” Yubaba. Gdy Chihiro staje przed nią, Yubaba pragnie jedynie, by dziewczynka znikła bądź dołączyła do swych rodziców. Ale gdy ta prosi wiedźmę o to, by dała jej jakąś pracę, wiedźma nie może odmówić, związana świętym kontraktem. Jedyne, co może, to dać dziewczynce pracę ciężką. A w zamian za pracę zabrać jej imię i nadać nowe – Sen.
Sen pracuje w łaźni Yubaby. Czyści najgorsze brudy i obsługuje najbardziej śmierdzących gości.
Okazuje się w tym jednak znakomita. Ciężką pracą zdobywa szacunek. W tym świecie ktokolwiek sumiennie pracuje, choćby był pokracznym pająkiem, jest szanowany. Praca daje godność.
To ostatnie zdanie może nam się kojarzyć z licznymi wypowiedziami papieży. Przede wszystkim jednak jest na wskroś konfucjańskie – czy też, mniej „szumnie”, bardzo japońskie.
Twoje imię?
Motywem przewodnim Spirited Away jest imię. Władza Yubaby wyrażona jest symbolicznie przez to, że przejmuje ona imiona podwładnych. Imię jest nośnikiem tożsamości – doskonale znamy to z Biblii. W naszej kulturze znaczenie imion, podporządkowane im błogosławieństwa, symbolika – to wszystko się zatarło. Rzadko obchodzimy imieniny. Często nawet nie wiemy, kim jest nasz patron, czyli święty noszący to samo imię.
Bohaterowie zapamiętują swoje nowe imię, a zapominają o tym pierwotnym. To jakby zapomnieć swą tożsamość. Uczciwszy proporcje – bo to już skrajne odniesienie – podobnie było w różnych obozach zbrodniczych ideologii. Naziści przypisywali więźniom liczby. Członkowie Jednostki 731 nazywali ich 丸太 (maruta), czyli dosłownie „kłodami”.
Imię jest ważną częścią naszej tożsamości, choćbyśmy nie zdawali sobie z tego sprawy. Ingerencje w nie mogą być bardzo niebezpieczne (ale to temat na osobny artykuł – który może napiszę, jak w końcu obejrzę American Psycho).
Chihiro pomaga przypomnieć jednemu z duchów, że tak naprawdę jego imię pochodzi od rzeki, którą się opiekował. Rzeka wyschła. Chihiro jednak ją pamięta.
Przyroda i Ghibli
To częsty motyw, jak to się dziś mówi, „ekologiczny”, w twórczości studia Ghibli. Co się jednak ceni, w filmach Ghibli podano go w sposób odbiegający od współczesnej wykładni.
Zazwyczaj bowiem przybiera subtelną formę. Nie odbywa się kosztem jakiejś deprecjacji człowieka. Człowiek jest tu wartościowym elementem natury i postęp to dla niego konieczność.
W filmach Ghibli często pojawia się okrutne oblicze przyrody. Dużo uwagi w Zrywa się wiatr twórcy poświęcają trzęsieniu ziemi. Sztandarowym „ekologicznym” dziełem Ghibli jest jednak『もののけ姫』(Mononoke-hime, znane pod polską nazwą Księżniczka Mononoke, co znowu jest błędne, bo Mononoke to nie imię, a określenie pewnego stanu szaleństwa, w którym znajduje się księżniczka).
Konflikt bez zwycięzcy
Tytułowa księżniczka, nosząca imię San, żyje wraz z wilkami. Opiekuje się nimi i prowadzi je do walki z ludźmi, którzy karczują lasy i budują miasta. Celem tych ludzkich dążeń jest „żelazne miasto” pani Eboshi. W to wszystko wkracza młody wojownik Ashitaka. Został on wygnany przez swój lud, bo go… uratował. Zastrzelił bowiem kami pod postacią demonicznego dzika, czym ściągnął na siebie klątwę. Zgodnie z obyczajami musi odejść ze swej wioski. Godzi się jednak na to, sam mówiąc, że „w momencie, w którym wypuścił strzałę, podjął decyzję”.
Panią Eboshi ukazano jako młodą, ładną kobietę. Działania jej i sylwetki mieszkańców „żelaznego miasta” mogą zyskać zrozumienie i sympatię widza. Z drugiej strony, San jest niewiarygodnie „dzika”, nieludzka – i żądna krwi. Poza mądrym wilkiem Moro mamy całą plejadę zwierząt groźnych, jak chociażby przedstawione jako głupie i okrutne, dziki.
W tym konflikcie postępu z siłami przyrody żadna strona nie może zwyciężyć. Co ciekawe, Hayao Miyazaki (bo to również on jest reżyserem i scenarzystą tego filmu) zdaje się wskazywać na panią Eboshi jako lepszą część frakcji ludzi. Opcja cesarska, czy też samurajska, reprezentowana przez mnicha-szpiega Jiko-bō, budzi mniej zrozumienia niż semidemokratyczna, oparta na etosie pracy społeczność pani Eboshi.
Narzeczona dla kota
Na koniec chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym filmie. Reżyserem『猫の恩返し』jest Hiroyuki Morita. Scenariusz napisał Reiko Oshida na podstawie mangi Aoi Hiiragi.
Po angielsku film nazywał się The Cat Returns (dlaczego „wraca”? O tym zaraz). Po polsku – Narzeczona dla kota. Tak naprawdę Neko ga ongaeshi znaczy mniej więcej „Podziękowania od kota/kotów” albo „Kot się odwdzięcza”. Nie, żebym krytykował polską wersję – to zręczny tytuł, wyrażający sens dzieła i generalnie dużo celniejszy od wersji angielskiej.
Haru, nastoletnia uczennica, ratuje spod kół ciężarówki kota. Kot okazuje się księciem – następcą tronu – królestwa kotów. Obiecuje się odwdzięczyć. Później przed domem Haru pojawia się orszak króla kotów. Chce on okazać Haru wdzięczność przez wydanie jej za mąż za uratowanego księcia.
Kot-dżentelmen
Oczywiście, po przemyśleniu sprawy dziewczyna stwierdza, że pomysł ten nie powinien zostać ziszczony. Za radą tajemniczego głosu udaje się do Biura do spraw kocich, by sprawę odkręcić.
I w tym momencie wyjaśnia się sens angielskiego tytułu. Spotykamy bowiem ponownie grubego kota – Muto – występującego w Szepcie serca, wcześniejszym o 13 lat filmie Yoshifumiego Kondō. Natomiast w charakterze doradcy z Biura do spraw kocich występuje szarmancki Baron – figurka kota-dżentelmena ożywiona przez wyobraźnię głównej bohaterki Szeptu serca. (Baron zresztą wyjaśnia, że został ożywiony dzięki temu, że „pewien człowiek” włożył serce w przelanie swojego pomysłu na papier).
Obejrzyjcie!
Ta urocza, dość krótka (trwa godzinę i piętnaście minut) baśń mówi również o tożsamości. Haru uczy się „być sobą”, a zarazem dowiaduje się, że do dostrzeżenia własnej wartości nie potrzeba drugiego człowieka. To coś, co samemu trzeba wypracować.
Narzeczona dla kota to prosta, powtarzająca liczne schematy baśń. Widzowi może przypaść do gustu jej nieco absurdalny humor. Jak i nawiązania do innych dzieł – choćby w słowach „podążaj za grubym, białym kotem”, wydających się przeróbką scen z Matriksa czy Alicji w Krainie Czarów.
To, mój drogi Czytelniku, bardzo pobieżne przejrzenie wątków w fantastycznych filmach studia Ghibli. Omówiłem raptem kilka z nich. Zachęcam do obejrzenia tych, jak i innych dzieł japońskiej wytwórni. A także do pogłębiania refleksji nad tematami przez nie poruszanymi i analizy występujących w nich motywów.