Posługiwanie darem uzdrawiania może z pozoru jawić się jako banalne. W rzeczywistości jednak nie jest to proste nakładanie rąk na każdego, kto powie, że coś go boli, tak aby już po chwili skakał z radości, ciesząc się pełnią sił i zdrowia.
Każdy charyzmat dąży ku zbudowaniu wspólnoty Kościoła. Ma pomagać człowiekowi w kroczeniu na drodze do zbawienia oraz ukazywać wielkość Boga. Nie jest to więc narzędzie do spełniania wszelkich ludzkich życzeń. Tak samo jak nie jest udzielany po to, by budować sławę i chwałę danego człowieka, czynić z niego chrześcijańskiego celebrytę.
Dar uzdrawiania wymaga zarówno od osoby nim posługującej, jak i tego, nad którym się modli, wielkiego zaufania Bogu. Opiera się on również na rozeznaniu sytuacji, w jakiej rzeczywiście znajduje się osoba prosząca o modlitwę, oraz tego, co jest faktyczną wolą Boga i co może zaowocować zbawieniem.
Rozeznawanie, potem modlitwa
Bardzo ważne w posłudze darem uzdrawiania jest rozeznanie sytuacji danego człowieka, zanim zaczniemy się nad nim modlić. Każda osoba opowiada o swoim życiu i problemach ze swojego punktu widzenia. Przedstawia nam swoje spojrzenie na trudy, z jakimi się zmaga, i boleści ciała oraz ducha. Do tego wszystkiego dochodzi także różny poziom zaufania wobec osób, którym opowiada o sobie, jak i czasami wstyd, który pociąga ją do zatajania lub przeinaczania pewnych informacji. Tego typu sytuacje przy rozmowie przed modlitwą nie wynikają oczywiście ze złej woli człowieka, a jedynie z pewnych mechanizmów, które w nas działają.
Ważne jest więc, by najpierw rozeznać, jaka naprawdę jest sytuacja danego człowieka. Przedyskutować wszystko z Bogiem oraz poprosić Go o światło i kierowanie w modlitwie wstawienniczej. Może się bowiem okazać, że Boże drogi są inne niż nasze ludzkie. Dana osoba może nas na przykład prosić o modlitwę związaną z jej stanem zdrowia, a Bóg wskaże, że wpierw trzeba zadbać o ducha. Podczas takiego rozeznania Bóg może także ukazać, że to przez lekarzy ma przyjść uzdrowienie z danej dolegliwości.
Dobrym przykładem potrzeby takiego rozeznawania jest historia opisana przez księdza Serafina Falvo:
„Kiedyś zostałem poproszony o modlitwę nad starszą kobietą chorą na raka. Powiedziałem jej krewnym, stojącym wokół łóżka, abyśmy wspólnie poprosili Pana o uświadomienie nam, o co mamy się modlić […]. Stało się ewidentne, że powinniśmy modlić się raczej o uzdrowienie duchowe niż fizyczne. Po kilku minutach chora przestała narzekać i promieniując z radości – zaczęła śpiewać Panu psalmy wielbiące, wprawiając w osłupienie pielęgniarki i lekarzy. Trwało to kilka dni, aż w końcu kobieta wydała ostatnie tchnienie, pogodna i szczęśliwa. Nikt nie słyszał już od niej nawet najmniejszego słowa narzekania” (Falvo S., s. 144).
Sytuacja, zdawałoby się, z pozoru oczywista. Staruszka chora na raka, a więc należy pomodlić się o cofnięcie lub zatrzymanie choroby nowotworowej. To na pewno wydłużyłoby życie kobiety oraz oszczędziło jej wiele boleści, które wiążą się z takim stanem.
Jednak Bóg wskazał, że to już czas, by powołać ją do Siebie. Nie mogło się to jednak obyć bez uzdrowienia jej sfery duchowej. A może potrzeba także było, aby rodzina i personel medyczny zapamiętali ją inaczej, zagoili swoje urazy, wybaczyli. Aby odeszła, zostawiając po sobie ostatnie dni spędzone w pojednaniu z otaczającymi ją osobami. Bóg wiedział lepiej, nad czym należy się modlić, mimo że po ludzku sprawa wydawała się przesądzona.
Bóg, nie ja
Osoba posługująca charyzmatem uzdrawiania musi bardzo mocno strzec się, by nie popaść w pychę, gdyż w każdej chwili ten jeden z grzechów głównych może ją zaatakować niczym wprawny myśliwy.
Jesteśmy bowiem tylko ludźmi, rodzą się w nas pewne myśli czy odczucia, toczymy też nieustannie walkę z podszeptami kusiciela. Najważniejsze jest jednak, by za nimi nie iść. Nie słuchać myśli typu: „Ktoś dzięki mnie został uzdrowiony, ale ze mnie charyzmatyk!”, które mogą pojawić się, czasem w sposób bardzo przez nas niechciany, niczym demoniczny podszept. Najważniejsze jednak, co z nimi zrobimy.
Czy odpowiemy: „Ja jestem tylko marnym człowiekiem, z prochu powstałem i w proch się obrócę. To Bóg uzdrawia, ja jestem tylko jego narzędziem. Panie, proszę, zabierz ode mnie te podszepty”? Czy może zaczniemy drążyć temat: „Tak… i kilka miesięcy temu także kogoś uzdrowiłem. Jestem lepszy od mojego znajomego ze wspólnoty, on to tylko w językach się modli. A w sumie kto wie, może tam tylko coś od siebie bełkocze. A ja? Był nowotwór i lekarze mówią, że już ta kobieta go nie ma. A ja się nad nią modliłem kilka dni wcześniej”.
Bóg nie chce budować naszej pychy, czyli grzechu. Widząc więc, że zaczynamy skupiać się na samych sobie, zamiast patrzeć na Niego, zadziała szybko. I będzie to troskliwe i pełne miłości działanie. Poprzez pozbawienie nas owego charyzmatu uchroni nas bowiem przed zgubną drogą, przez którą zgrzeszyli pierwsi ludzie – stawiania siebie w miejsce Boga.
__________
Cytaty:
Falvo S., Przebudzenie charyzmatów, Łódź 1995.