Nieraz mówi się, że ten czy inny ksiądz ma „dobry kontakt z młodzieżą”. Ale czym jest właściwie ów dobry kontakt? I czy w ogóle istnieje?
Kiedy słyszę o dobrym kontakcie z młodzieżą, zapala mi się lampka ostrzegawcza. Często mam bowiem wątpliwości, czy osoba, która używa tego pojęcia, na pewno wie, o czym mówi. I choć sam już coraz mniej mogę określić się jako „młodzież”, to jednak spróbuję trochę rozwinąć ten temat.
Dobry kontakt z młodzieżą – czym jest?
Zacznijmy od tego, że młodzież to pojęcie bardzo szerokie. Pod tym hasłem kryje się ogrom przeróżnych ludzi w różnym wieku, o różnych potrzebach, doświadczeniach i osobowościach. Dlatego raczej nie istnieje człowiek, który miałby stuprocentowo dobry kontakt z młodzieżą, tzn. z każdym przedstawicielem młodzieży na świecie. Sprawa rozbija się więc o ogólną umiejętność zrozumienia człowieka w młodszym wieku.
No właśnie, zrozumienie to – moim zdaniem – podstawa dobrego kontaktu z drugim człowiekiem. Bo na czym polega dobry kontakt z inną osobą, jeśli nie na zrozumieniu jej motywacji i sposobu myślenia, uczeniu się siebie nawzajem i budowaniu zaufania? Żeby kogoś zrozumieć – w takim stopniu, w jakim jest to możliwe – trzeba go poznać. A żeby go poznać, trzeba nauczyć się wobec niego otwartości i wyrozumiałości. A przede wszystkim zaakceptować to, że jest inny niż ja.
Kiedy więc można powiedzieć, że człowiek w dojrzalszym wieku ma dobry kontakt z młodzieżą? Wtedy, kiedy potrafi podejść do osób młodszych z akceptacją i otwartością na różnice pokoleniowe, kiedy chce poznawać ich sposób postrzegania świata i zrozumieć ich problemy oraz potrzeby. Myślę też, że taka postawa często wiąże się z pamięcią o własnej młodości, o swoich własnych problemach, oczekiwaniach i postawie z dawnych lat.
Dobry kontakt z młodzieżą – czym nie jest?
W wyraźnej opozycji do postawy, którą zarysowałem powyżej, stoi stawianie twardych granic pokoleniowych. To raczej oczywiste, że człowiek, który nawet nie chce spróbować zrozumieć młodzieży, nie będzie mieć z nią dobrego kontaktu. Nawet jeśli będzie próbował na siłę się do niej upodobnić, np. chodząc w młodzieżowych ubraniach czy używając młodzieżowego języka. Nie chodzi tu bowiem o zacieranie granic widocznych, ale niewidocznych.
Dobrym kontaktem nie jest także nadopiekuńczość. Konflikty międzypokoleniowe nieraz zaczynają się od gestów wykonanych w dobrej wierze: dobrych rad, pomocy itp. Dlaczego? Ponieważ wiele młodych ludzi ma bardzo silne poczucie samodzielności, a jeszcze bardziej chce, żeby ta samodzielność była widoczna. Młodzież potrzebuje dobrych rad i pomocy od starszych, ale potrzebuje też, żeby było to robione umiejętnie, z wyczuciem.
Ciężko mówić o dobrym kontakcie z młodzieżą, gdy człowiek starszy nie chce pamiętać o tym, że sam był kiedyś młody. Taka postawa nie tylko utrudnia zrozumienie młodszych od siebie osób, ale dodatkowo potęguje zamknięcie w pewnej bańce. Bo młodość, owszem, zmienia się wraz z tym, jak przemianom ulega świat, ale jednocześnie pewne jej atrybuty pozostają bardzo podobne w różnych pokoleniach i epokach.
„Młodości! dodaj mi skrzydła”
„[…] Niech nad martwym wzlecę światem w rajską dziedzinę ułudy: Kędy zapał tworzy cudy […]” – pisał w Odzie do młodości Adam Mickiewicz. Nasz wieszcz narodowy wskazał atrybuty młodości – zapał, entuzjazm, można by wręcz powiedzieć: chęć naprawiania świata. Młodzież – czy to obecna, czy ta dziewiętnastowieczna, czy z dowolnej innej epoki – często postrzega świat jako zgnuśniały, otępiały, wymagający odnowy. Szansę na jego odnowę widzi zaś we własnej energii i zapale.
Te energia i zapał mają wiele źródeł, często prozaicznych. U przeciętnego człowieka to właśnie okres, kiedy można go zaliczyć do młodzieży, jest równocześnie czasem, w którym cieszy się najlepszym zdrowiem i siłą fizyczną. Znaczenie ma również stosunkowo mała liczba doświadczeń życiowych, które dopiero z czasem wygaszają w człowieku entuzjazm do zbawiania świata.
Osobiście uważam również, że młodość bardzo mocno wiąże się z pragnieniem autentyczności. Ludzie młodsi nie mają jeszcze aż tylu doświadczeń i przyzwyczajeń, które z czasem przełożą się z jednej strony na pewną obojętność, a z drugiej, być może, na rozwój różnych obsesji i przyzwyczajeń myślowych. Dlatego młodzież wydaje mi się generalnie dużo bardziej wyczulona na oszustwo, udawanie i brak autentyczności, a gdy już zetknie się z takimi postawami – na gwałtowne odcięcie się od nich.
„Bez serc, bez ducha – to szkieletów ludy!”
O tym wszystkim powinno się pamiętać we wszelkiej maści duszpasterstwach młodzieży. I z pewnością są tam osoby odpowiednio przygotowane i nastawione do pracy z młodzieżą. Nie brakuje jednak również takich, którym tylko wydaje się, że mają dobry kontakt z młodymi. I to właśnie ich praca niejednokrotnie przynosi dużo więcej szkody niż pożytku.
Jak już wspomniałem, dobry kontakt z młodzieżą nie polega ani na traktowaniu młodszych z góry, ani tym bardziej na próbowaniu bycia na siłę „młodzieżowym”. W różnych środowiskach, także kościelnych, dostrzegam tendencję do mieszania faktycznego dobrego kontaktu z młodzieżą z usilnym używaniem „młodzieżowego” języka, sposobów komunikacji, a nawet infantylnością. Młodzież ani tego nie chce, ani nie potrzebuje.
Żeby skutecznie komunikować się z młodzieżą, należy mówić do niej językiem dla niej zrozumiałym i akceptowalnym. Znacznie ważniejsze od używania młodzieżowych słów i nowoczesnych środków przekazu są wspomniana już autentyczność, jak i znajdowanie odpowiedzi na realne problemy współczesnej młodzieży, a nie skupienie na jakichś wydumanych kwestiach.
Przykład? Wielu hierarchów nie rozumie, dlaczego wśród młodzieży popularne są żarty ze św. Jana Pawła II i liczby 2137, odnoszącej się do godziny jego śmierci. Winą za te żarty obarczają oni wrogów Kościoła. Tymczasem prawda jest taka, że tego typu humor wyrósł z młodzieżowych wspólnot i innych grupek katolickich. Nie brakuje go również w naszej redakcji, sam nie czuję się nim oburzony. Dlaczego? Ponieważ uważam, że pierwszym i największym żartem z wielkiego polskiego papieża było absurdalne zmitologizowanie godziny jego śmierci, a także całej jego postaci przez sporą część polskiej hierarchii.
Kościół ery TikToka
Wyobraźmy sobie zresztą mówienie o Kościele sposobem naśladującym współczesne media społecznościowe. To nie będzie trudne, bo już kiedyś w rozmowie z kolegami zacząłem wyobrażać sobie katolickie tiktoki naśladujące popularny format testowania lokali gastronomicznych. Mogłoby to wyglądać np. tak:
– Dzisiaj jesteśmy w Krakowie, by przekonać się, jak wygląda msza święta w tej dawnej stolicy Polski. Za chwilę wejdziemy do kościoła pw. św. Cypriana i sprawdzimy, czy oddaje!
(wchodzi do zakrystii i bierze do ręki kadzielnicę)
– Mamy tu prawdziwe kraftowe kadzidło, nie żaden nędzny granulat. Plus również za ręcznie robione kwiaty przy ołtarzu, choć efekt psują plastikowe świece ołtarzowe.
(wysłuchuje kazania)
– To był prawdziwy piętnastominutowy potwór! Skąd wiem? Bo zmierzyłem!
(przyjmuje Komunię Świętą na klęcząco i do ust)
– Hostia dobrze wypieczona i przyjemna w smaku. Robi wrażenie!
(wychodzi na zewnątrz przy dźwiękach pieśni na zakończenie – Barki)
– Ogólnie liturgia całkiem mi się podobała. Na duży plus dobór pieśni i zaangażowanie wiernych w śpiew. Trzeba jeszcze trochę popracować nad kazaniem i modlitwą wiernych, dlatego moja ocena to 7/10. A wy co sądzicie o takiej parafii? Dalibyście tutaj na tacę?
Czy chciałbym zobaczyć tego typu filmik? W sumie nawet tak. Ale czy chciałbym, żeby Kościół przyjął strategię komunikowania się z młodzieżą właśnie w taki sposób? Otóż absolutnie nie, ponieważ z powodów, o których pisałem wyżej, byłoby to nieskuteczne i niezrozumiałe.
A na zakończenie tego tekstu pozwolę sobie zachęcić Czytelników do modlitwy o rozwagę, opanowanie, otwartość, zrozumienie, mądrość i autentyczność dla wszystkich duszpasterzy pracujących z młodzieżą.