O chrzcie zwykło się w Kościele myśleć jako o czymś z reguły domyślnym. To dla katolików swoista prawidłowość, wobec której stawianie obiekcji wydaje się niepotrzebne. Co innego w gronie osób niewierzących lub wątpiących. Tutaj na pierwszy plan wysuwa się pytanie o sens chrztu w kontekście świadomości dziecka. Bo skoro tej świadomości nie ma, to może i chrzest nie ma znaczenia?
Żeby zrozumieć niniejszy problem, należy wpierw pojąć istotę chrztu świętego. Jest on jednym z siedmiu sakramentów świętych. Na początek przyjrzyjmy się, co na ten temat ma do powiedzenia Katechizm Kościoła katolickiego. W tej kwestii czytamy: „Chrzest święty jest fundamentem całego życia chrześcijańskiego, bramą życia w Duchu (vitae spiritualis ianua) i bramą otwierającą dostęp do innych sakramentów. Przez chrzest zostajemy wyzwoleni od grzechu i odrodzeni jako synowie Boży, stajemy się członkami Chrystusa oraz zostajemy wszczepieni w Kościół i stajemy się uczestnikami jego posłania: chrzest jest sakramentem odrodzenia przez wodę i w słowie” (KKK 1213).
Dalej zaś: „Chrzest jest więc obmyciem wodą, poprzez które »niezniszczalne nasienie« słowa Bożego przynosi życiodajny skutek. Św. Augustyn powie o chrzcie: »Słowo łączy się z elementem materialnym i to staje się sakramentem«” (KKK 1228).
Przyjrzyjmy się jeszcze co do powiedzenia w kwestii chrztu ma KKK 1279: „Skutek chrztu lub łaski chrzcielnej jest bardzo bogatą rzeczywistością. Obejmuje ona: odpuszczenie grzechu pierworodnego i wszystkich grzechów osobistych, narodzenie do nowego życia, przez które człowiek staje się przybranym synem Ojca, członkiem Chrystusa, świątynią Ducha Świętego. Przez fakt przyjęcia tego sakramentu ochrzczony jest włączony w Kościół, Ciało Chrystusa, i staje się uczestnikiem kapłaństwa Chrystusa”.
Chrzest lekarstwem na grzech pierworodny
Najważniejszą funkcją chrztu świętego jest zgładzenie grzechów osobistych oraz odpuszczenie grzechu pierworodnego będącego stanem odłączenia się człowieka od Boga (a więc i braku łaski uświęcającej) w wyniku występku pierwszych rodziców.
Istotną w tej kwestii – i wartą podjęcia – dygresją jest wątpliwość względem sprawiedliwości owego grzechu pokoleniowego. Jak bowiem można odziedziczyć winę moralną, skoro sama moralność wymaga świadomości podejmowanych czynów? Okazuje się jednak, że natura grzechu pierworodnego polega przede wszystkim na winie moralnej Adama i Ewy oraz następujących po niej katastrofalnych dla przyszłych pokoleń skutków. Pierwsi rodzice przekazali bowiem zranioną naturę ludzką każdemu człowiekowi (zob. KKK 399-401; KKK 417). Dałoby się zatem powiedzieć, że odziedziczyliśmy skutki wydarzeń z ogrodu Eden na wzór tego, jak np. dzieci rodziców alkoholików dziedziczą poprzez wychowanie skłonności do różnorakich patologicznych zachowań.
Odpowiedzią na taki stan rzeczy jest chrzest. Poprzez włączenie osoby do Kościoła będącego Mistycznym Ciałem Chrystusa (zob. 1 Kor 12,12-13), a w konsekwencji zmazanie grzechu pierworodnego, przywrócenie łaski uświęcającej i zgładzenie grzechów osobistych (o ile takowe są), umożliwia się otwarcie na partycypację w obiecanym nam niebiańskim dziedzictwie.
Chrzest noworodków to kontrowersja?
Skoro więc chrzest w świetle zarówno źródeł biblijnych, jak i magisterium Kościoła pełni tak ważną funkcję, to dlaczego udzielanie tego sakramentu noworodkom miałoby być w ogóle problemem? Niektórzy podają w wątpliwość zasadność udzielania chrztu niemowlętom z racji ich braku świadomości. Argumentuje się, że skoro tak malutkie dzieci są niezdolne nawet do mowy, to cóż dopiero do zrozumienia wartości udzielanej im łaski.
Trudno nie zgodzić się z tak postawioną sprawą. Zastanówmy się jednak nad szerszym, metafizycznym aspektem człowieka w stanie grzechu pierworodnego i relacji tegoż stanu do chrztu. Jakąż inną skazę bowiem przekazali nam pierwsi rodzice w swym występku, jeśli nie habitualne (tzn. nawykowe) nieposłuszeństwo wobec Stwórcy? Spożywać z drzewa poznania dobra i zła to znaczy, w języku biblijnym, decydować o tym, co jest dobre, a co złe, bez uwzględnienia zdania Absolutu.
Grzech ten jest o tyle przerażający z perspektywy metafizycznej, że de facto stanowi występek wobec Logosu (tzn. Jezusa Chrystusa) – nieśmiertelnego, żywego i kochającego nas Prawa i Słowa Ojca, będącego fundamentem całej rzeczywistości. Innymi słowy Bóg stworzył porządek i zapisał go – używając języka metaforycznego – w gwiazdach; ludzie zaś uznali, że zignorują ustalony porządek i napiszą na nowo własny pomimo nieposiadania władzy, by stwarzać.
W tym względzie pierwsi rodzice powielili grzech samego Szatana – wyrazili bowiem chęć bycia jak Bóg, przynajmniej w kwestii decydowania o tym, co jest właściwe, a co nie jest. Dopiero po chrzcie zaś człowiek może nazywać Boga swym „Ojcem” (zob. KKK 1265). Przedtem nie jesteśmy, o ile można tak to ująć, uprawnieni do takiej tytulatury względem Stwórcy.
Kim jesteśmy?
Ostatecznie bowiem musimy zmierzyć się ze straszną prawdą teologiczną o nas samych – po narodzinach nie należymy do Boga. Z tytułu – na swój sposób – przeklętego dziedzictwa pierwszych ludzi, to Szatan rości sobie do nas prawo. Sakrament chrztu świętego ma więc jeszcze jeden ukryty i niezwykle ważny cel, a jest nim wyrwanie człowieka spod wpływu złego ducha, który od momentu naszych narodzin będzie ochoczo pracował nad każdym z nas.
W konsekwencji w tym sakramencie nie chodzi zawsze o świadomość, ale o wartość samego włączenia człowieka do Kościoła.
Tym niemniej, ponieważ nie każdy jest wierzący i naturalnie nie ma obowiązku przyjmować przesłanek metafizycznych, Kościół zauważa jeszcze inną, taką natury społecznej. Człowiek bowiem zawsze przychodzi na świat w rodzinie i w pewien sposób jej podlega. Podobnie jak małżonkowie są sobie nawzajem poddani i zobowiązani do miłości i wzajemnej pomocy, tak też i dziecko poddane jest rodzicom.
Dostrzegamy też jako społeczeństwo demokratyczne, że każda rodzina ma prawo wychowywać swoje dzieci w zgodzie z własnym światopoglądem. Z tego tytułu nie tworzymy odgórnego, sztywnego wzorca ideowego (w znaczeniu ścisłym religijnym bądź światopoglądowym), który ma być obligatoryjnie przekazywany przez każdych rodziców. Zamiast tego zdajemy się na mądrość każdej rodziny w prawidłowym wychowaniu swoich dzieci.
O ile zatem możemy śmiało mówić o problematyce chrztu noworodków, o tyle ze stanowczością należy stwierdzić, że w tej praktyce nie ma żadnej kontrowersji. Aby taka w ogóle miała miejsce, potrzebna jest, mówiąc wprost, niewiedza o naturze chrztu, a także jego roli w życiu Kościoła. Problem nie zachodzi również w aspekcie życia społecznego, gdyż ten rozgrywa się na polu demokratycznie ustalonych zasad. W konsekwencji niezaprzeczalnym jest prawo każdego człowieka do stanowienia o samym sobie, ale także do wyboru modelu kształtującego wysiłki rodziców w wychowaniu ich własnych dzieci.