„Kto powie mi jak radzić sobie mam / taki wielki świat nade mną mam / ileś tam lat, lecz to niewiele da / doświadczenia ciągle brak” – śpiewa muzyczny duet Kwiat Jabłoni. W obliczu skomplikowanej, ciągle zmieniającej się rzeczywistości młodzi często czują się bezradni. Nie wiedzą, jak odpowiedzieć na pytanie: co mam zrobić ze sobą w życiu?
Bardzo lubię piosenkę Kto powie mi jak. Świetnie obrazuje ona przytłoczenie wyzwaniem, jakim jest życie. „Będziesz w pocie czoła / walczyć o swój świat / Będziesz wodą żyć i chlebem / Myśleć będziesz nad swym celem / Tak podobno mówił On człowiekowi co / Zbłądził jedząc owoc wiedzy”.
Żywot jest trudnością. Ciężarem. Rzuconą rękawicą. Jest pytaniem: „Czy chcesz podjąć odpowiedzialność?”.
I właściwie mógłbym skończyć ten felieton, pisząc, że życie to cierpienie. Weź zatem odpowiedzialność nie, za swoich bliskich, siebie, otaczający Cię skrawek świata. Weź na plecy swoje cierpienie i rób wszystko, by Tobie i innym go nie przybywało. „Codziennie bierz swój krzyż i naśladuj Go” (por. Łk 9, 23).
Ale skonkretyzujmy tę refleksję.
Czas wyboru
Kilka następnych tygodni to dla wielu czas ważnych decyzji. Czas składania dokumentów na studia, ostatnich zawahań, wątpliwości. „Czy na pewno ten kierunek? A może gap year? A może praca?” Jest to też czas egzaminów. Studenci zastanawiają się: „Czy zaliczę ten rok? Czy będę miał »warunki«? Ile? Czy wracać na te studia, które przecież mnie frustrują?”.
Piszę te słowa w dniach, w których dopiero co otwarto lasy. Nie wiem, jak będzie wyglądała Rzeczpospolita na początku lata. I myślę, że to jest istotne. Świadomość, że przyszłość może nas zaskoczyć. Że może zweryfikować nasze plany.
W przyszłości będziesz wiedział o tym, o czym teraz nie masz pojęcia. Spotkają Cię zdarzenia, których się nie spodziewasz. Otworzą się przed Tobą możliwości, które nie są Ci teraz znane.
To skomplikowane
No dobrze – powie ktoś – ale iść na studia czy nie iść? To złożony problem. Znam ludzi, którzy wiedzieli, na jaki kierunek chcą iść i nadal z pasją studiują lub zdobyli już dyplom i nadal rozwijają się w swojej wymarzonej dziedzinie. Ale to nieliczna grupa. Niektórzy z moich znajomych trafili na swoje wydziały przypadkiem. Dopiero z czasem zakochali się w swoim wyborze. Ale takich osób jest również niewiele.
Znacząca część studentów tkwi na niesatysfakcjonującym kierunku z poczuciem, że „przecież już nie rzucę, skoro poświęciłem temu x czasu”. Bardzo wiele osób odchodzi ze studiów lub je zmienia.
Ktoś ze starszego pokolenia mógłby to skomentować tak: „bo ta dzisiejsza młodzież jest niewytrwała”. Może i miałby rację. Myślę jednak, że to zbytnie uproszczenie sprawy.
Panta rhei, czyli wszystko płynie
Świat wokół nas jest złożony i niestabilny. Pędzi nie wiadomo gdzie, po czym nagle całkiem staje z powodu SARS-CoV-2. Promuje branże, o których nigdy wcześniej nie słyszeliśmy. Absolwenci filozofii, z której społeczeństwo się śmiało („Idziesz na filozofię? Chcesz być bezrobotny?”) nagle znajdują się na kierowniczych stanowiskach w firmach. Ludzie z wyższym wykształceniem często nie mogą znaleźć pracy, a domorośli graficy pracują dla ważnych firm. Inżynier nie pracuje w zawodzie i ledwo wiąże koniec z końcem, a spawacz jest bogaczem. Stare języki Europy przestają być intratne, a te niepopularne przynoszą znającym je duże zyski.
„Przemija bowiem postać tego świata” (1 Kor 7, 31). Święty Paweł snuje w tym rozdziale listu do Koryntian refleksję na temat przemijalności życia. Jego myśl można by w uproszczeniu ująć tak: nie przyzwyczajaj się do tego, co masz. Żyj tak, jakbyś nie miał.
Schematy, precz!
Często spotykam się wśród katolików (choć i niekatolików też to oczywiście dotyczy) z próbą zamknięcia rzeczywistości w jakimś schemacie. Czuję pewien brak zrozumienia dla prawdy, że tak się po prostu nie da. Potrzeba rozeznania, które zdaje się być (jako słowo) niepopularne i odrzucane jako przejaw modernizmu. Tymczasem we wszystkim potrzeba rozumu, refleksji. Koncepcje się optymalizuje, dokonuje się ich ewolucja. Idee są jak rośliny – rozwijają się.
Potrzeba rozeznania dotyczy również studiów. „Co będzie lepsze dla mojego rozwoju? Jakie umiejętności nabędę? Co oprócz studiów powinienem zrobić, by nabyć przydatne umiejętności? Jakieś kursy, jakiś wolontariat?”. Trzeba wykorzystać całą swoją kreatywność i zdolności analityczne.
Lekkie brzemię i słodkie jarzmo
Jest taki czas w życiu człowieka, w którym orientuje się, że lata mijają. Że jest śmiertelny. Że nie zdąży zrobić wszystkiego. Że powinien wybrać.
Im szybciej ten czas przyjdzie, tym lepiej. Niektórzy w liceum, inni w wieku dwudziestu lat, jeszcze inni – w wieku Chrystusowym. Godni pożałowania są ci, którzy się nie orientują, wciąż wegetując w błogostanie i konsumpcji.
Owocem tej myśli są pytania: czym się chcę zająć? Co ważnego zrobić, zanim zniknę? Czego ode mnie chce Bóg? Czemu mam się poświęcić?
I równoległe kluczowe pytanie: czy ja chcę znać odpowiedź i zastosować się do niej?
Myślę, że zadowolenie z życia, satysfakcja, czy jakaś namiastka szczęścia (bo nie ma prawdziwego szczęścia na tym świecie) pochodzi z wzięcia na siebie „słodkiego jarzma”. Wzięcia odpowiedzialności za coś. Robienia czegoś pożytecznego. Podejmowanych każdego dnia prób zmiany na lepsze w sobie w swoim środowisku. Ostatecznie, szykując się już do odejścia z padołu łez, wtedy można dostrzec, że zostawiło się świat lepszym niż się go zastało.
Być i mieć, a nie tylko mieć
Żal mi ludzi, którzy w kontekście przyszłości myślą tylko o zarabianiu. O tym, jak się wzbogacić, ale bez refleksji, po co się wzbogacać. O tym, jak ustawić się w życiu – bez pomysłu, jaki ma ono mieć sens. Jak to w O naśladowaniu Chrystusa było: „Marnością jest troszczyć się o życie długie, a nie troszczyć się o życie dobre”.
Ważne jest to, kim jesteś. Człowiek ma wpływ na rzeczywistość. Również swoją biernością.
Bardzo potrzebna jest modlitwa i czas na autorefleksję. Warto wydzielić sobie każdego dnia czas na to. Dobrą praktyką jest robienie sobie raz w miesiącu „dnia skupienia”. Czyli jeden dzień w odcięciu od mediów społecznościowych poświęcony modlitwie, rozmyślaniu. Z czasem na mszę świętą, medytację Słowa Bożego, adorację czy różaniec…
Pisałem o tym wielokrotnie: potrzebujemy zwolnić. Nie możemy być non-stop online. Nie powinniśmy być całą dobę w pracy, na studiach, w szkole. Winniśmy się wysypiać, odpoczywać, pracować i modlić się… To bardzo ważne, by zachować higienę umysłu. By być w stanie dokonać rozliczenia swoich działań. Zrobić rachunek sumienia.
Puenta
Zanim przejdę do podsumowania, chciałbym zacytować samego siebie. Dokładniej rzecz ujmując, recenzję Bożego Ciała Komasy: „Ale dobrze by było, gdyby ten film wzbudził pewną dyskusję. Czy w dzisiejszych paskudnych czasach można przyjąć osobę świeżo po maturze? Może powinno się wprowadzić wymóg skończonych, przynajmniej licencjackich, studiów? Może przed seminarium powinien być wymagany rok służby w wojsku? Albo posługi w szpitalu, hospicjum, poprawczaku czy w innej placówce socjalnej? Czasy są coraz mniej przyjazne dla księży w Polsce i chyba potrzeba, by kandydaci do kapłaństwa znali brutalne realia życia. I by umieli się bronić. By umieli, jak Daniel, zarówno głosić Słowo Boże, mówić ludziom prawdę i w razie potrzeby »walnąć w mordę«, komuś, kto grozi” (Zakłamany kontra obłudnicy, [w:] adeste.org).
Myślę, że taka mogłaby być moja rada dla licealistów myślących o takim czy innym seminarium. I dla licealistek myślących o zakonie. Niektórzy z Was zapewne rozważają bowiem wybranie drogi tego typu. Zanim złożycie papiery, popracujcie rok albo skończcie studia licencjackie. Albo wyjedźcie na misje na rok czy na wolontariat. Bycie osobą duchowną w tych czasach robi się coraz trudniejsze. W mojej ocenie lepiej sobie w tym powołaniu poradzą osoby, które mają przed seminarium doświadczenie „normalnego” życia.
A teraz obiecana puenta. Niech nie należy ona do mnie. Oddam w niej głos rodzeństwu młodych muzyków:
„Stoję gdzieś pod niebem, pod nogami piach
Mam podobno iść przed siebie
Chociaż nie wiem jak, oj nie wiem
Robię pierwszy krok, muszę więc gdzieś dojść
Góra wielka, droga kręta
Trudno czasem iść, nie stękać
Chcę od razu wiedzieć na czym stoi świat
Jak poznawać siebie lepiej
Jak nie potknąć się o ciebie
Idąc byle jak
Więc kto powie mi jak radzić sobie mam
Taki wielki świat nade mną mam
Ileś tam lat, lecz to niewiele da
Doświadczenia brak” (Kto powie mi jak, Kwiat Jabłoni).
Wszystko fajnie p. Marcelu, tylko że, co można powiedzieć o osobach wykluczonych (zwłaszcza edukacyjnie, światopoglądowo i psychicznie), którzy swojej drogi na życie po prostu mieć nie mogą, bo to mordowanie się z pantagrueliczną jamą ozorów? Chodzi mi o osoby ze spektrum autyzmu, z zespołem Downa, FAS, DDA, Retta, Thompsona i tym podobne.
To mówię ja, jako biedny, pokrzywdzony 21-letni autysta, z brakiem perspektyw z powodu niezdanej matury z matematyki.