Powiedziano o pokorze wiele, bardzo wiele: od strony teologicznej, psychologicznej, każdej. Już dzisiaj rozumiemy, że pokory nie należy utożsamiać z ciągłym zginaniem karku. Ja mam jednak prostszą, internetową definicję.
Jeszcze całkiem niedawno nazywano internet oknem na świat. Słusznie. Dzięki internetowi szybciej się komunikujemy, tworzymy całkiem nowe sieci powiązań, staramy się zrozumieć świat. Internet ma jednocześnie drugą, mroczniejszą stronę. Hejt, pornografia, anonimowo rozsiewane kłamstwa. Sami stworzyliśmy sobie złudzenie, że dzięki internetowi nasze zrozumienie rośnie wykładniczo.
Bo skoro liczba encyklopedycznych tomów, haseł na Wikipedii wzrasta, to dostęp do bezpłatnej edukacji, poznanie świata powinny być coraz doskonalsze z pokolenia na pokolenie. Nie wzięliśmy pod uwagę ludzkiej natury, która wcale nie chce ciągle się otwierać, stawiać nas w nowych sytuacjach. Lubimy to, co znane, schematyczne. Z tego powodu budujemy wokół siebie mury idei z różnymi liniami podziału: ortodoksi – heretycy, prawica – lewica, myślący – ignoranci.
Oczywiście my jesteśmy zawsze po słusznej stronie. Zawsze lepiej rozumiemy, postrzegamy. Sęk w tym, że druga strona barykady zbudowana ze słów napisanych na ekranie myśli tak samo. I tak mówimy do siebie, chociaż niewiele rozumiemy. A jednocześnie myślimy, że wiemy bardzo dużo. Internet 4.0, a może dzięki AI niebawem 5.0, tworzy z kolei egoistyczne przekonanie, że wiedza jest realnie na wyciągnięcie ręki. Złudnie, tragicznie złudnie. Wiedza, zarówno ta sprzed ery internetu, jak i z czasów internetu, wymaga wysiłku, krytycyzmu, porównania.
Stąd jestem przekonany, że katolik w internecie coraz częściej powinien mówić i pisać: nie wiem, nie rozumiem, chcę zobaczyć to inaczej. To dla mnie piękna i głęboka internetowa definicja pokory. Trzeba dziś dużo odwagi, by w świecie, gdzie każdy może być ekspertem i influencerem, przyznać, że kompletnie niczego nie rozumiemy.
Chcę osobiście uczyć się w tym Wielkim Poście swoistego internetowego aktu strzelistego: Boże, nie wiem. Nie rozumiem wielu spraw, nie jestem ekspertem, często sprawy wyglądają inaczej, niż mi się wydaje. To wyzwalające, polecam spróbować. Podobnie jak lekturę najnowszego numeru.
Z życzeniami dobrej lektury
Bartłomiej Wojnarowski
redaktor naczelny