Nasze parafie wrosły w krajobraz religijny Polski. To one stają się pierwszymi miejscami rozwoju duchowego dla wielu ludzi. Albo – mówiąc ściślej – stawały się. Rola parafii słabnie, a w niektórych sytuacjach się przeobraża. Jaka będzie polska parafia kolejnej dekady? I jacy proboszczowie będą nią zarządzać?
Trwa proces synodalny. U wielu powoduje on zaniepokojenie, ponieważ sądzi się, że będzie on próbą wprowadzenia niemieckiego modelu zarządzania do Kościoła. Dla innych przeciwnie: są niezadowoleni, bo zmiany zachodzą za wolno, a rola kobiet nie wzmacnia się tak, jak by chcieli. Jedno jest pewne: po synodzie o synodalności ruszy dyskusja o tym, jak ma zmienić się parafia, bo to właśnie na tym szczeblu zmienia się Kościół. W mojej ocenie zmiany są ważne: klarowność w finansach, nowe zaangażowanie liturgiczne, odciążenie księży w sprawach administracyjnych. Jednak każda reforma nosi w sobie pokusę rewolucji.
Najnowszy numer miesięcznika poświęcamy refleksji o współczesnym duchowieństwie, proboszczach i parafii. Wiele już powiedziano o tym, co nie działa w polskich parafiach. Cenne refleksje, mimo obaw, może przynieść proces synodalny, który zmierza do końca. Zarządzanie parafią staje się coraz większym wyzwaniem. Niesłabnące wymagania świeckich, mediów i opinii publicznej wobec księży przy jednoczesnej zmianie struktury społecznej na przedmieściach tworzą silną presję. Proboszcz ma być poukładany, gorliwy, ma dobrze zarządzać pieniędzmi. Nakręcanie się takiego koła wymagań będzie powodowało częste wypalenia zawodowe, chyba że zmieni się model zarządzania.
Przy każdej tego typu zmianie ryzykujemy oczywiście zeświecczeniem struktur, jednak nie musi tak być. Rozumiemy dzisiaj, że słowo „parafia” będzie oznaczało coś całkiem innego niż jeszcze dwadzieścia lat temu – przede wszystkim ze względu na całkiem nowy poziom mobilności. Mieszkamy w jednym miejscu, pracujemy w drugim, w trzecim mamy znajomych. Podróże stały się naturalnym nawykiem. Nie sprzyja to budowaniu stabilnego duszpasterstwa opartego o jeden punkt na mapie. Dlatego parafia lat trzydziestych XX wieku może być miejscem, do którego się wraca, a nie tym, w którym stale się jest. I uważam, że ambicją każdego proboszcza powinno być stworzenie takiego miejsca, do którego będzie chciało się wracać. Może to się dziać dzięki spójnemu duszpasterstwu, liturgii, klarowności.
Potrzeba nam konkretnej modlitwy i konkretnego działania. Tylko tak możemy zmienić nasze parafie i sprawić, że propozycja synodu, z którą wychodzi do nas papież, nie będzie tylko sztuką dla sztuki czy, co gorsza, wprowadzeniem tyłem niekorzystnych zmian w doktrynie. Dzięki wzajemnemu zrozumieniu, modlitwie i dyspozycyjności nasze parafie staną się żywym znakiem. Tak, z pewnością będą inne niż dwadzieścia lat temu. Ale nie musi to oznaczać, że gorsze.
Z życzeniem dobrej lektury
Bartłomiej Wojnarowski
Redaktor naczelny