adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Mój koniec, Twój koniec, koniec wszystkiego

magazine cover

pexels.com

Człowiekowi jest obca idea nieskończoności. Nie jesteśmy w stanie jej sobie wyobrazić, objąć intelektem, bo wszystko, czego doświadczamy, zmierza do swojego końca. Czujemy się nieswojo, gdy myślimy o sprawach, których nie możemy ogarnąć przez ich ogrom. I nawet ludzkość, chociaż buduje swoją historię ponad dwieście tysięcy lat, będzie miała swój koniec.


Ostatnie dni bywają najważniejsze. Nieraz myślę o tym, jak będzie wyglądał ostatni dzień mojego życia. Ostatnie spotkanie z moimi przyjaciółmi. Dzień, w którym zakończy się projekt o nazwie Adeste. Wywołuje to we mnie uczucie niepokoju, niezależnie od tego, jak daleka jest ta perspektywa. Przeczuwam, że moje wyobrażenie może być całkowicie odmienne od tego, z czym będę musiał się mierzyć ja bądź inni.


A jak będzie wyglądał ostatni dzień ludzkości? Pełen strachu, chaosu? A może ostatni ludzie przyjmą swój los z przygnębieniem, a jednocześnie ze spokojem?

Nie potrafimy ze swadą i pewnością myśleć o końcu świata. Jesteśmy nieco bezbronni wobec tej tajemnicy. Nic dziwnego, bo niewiele rozumiemy też z początków rzeczywistości. Nie wiemy nawet, czy wszechświat rozpoczął się od Wielkiego Wybuchu (już nie mówiąc o tym, jak niefortunna jest to nazwa), czy może, jak twierdzi R. Penrose, to, co my uważamy za początek, było tylko kolejnym, powtarzającym się etapem.


Z perspektywy wiary jesteśmy głęboko przekonani o jednym: historia ludzkości ma sens i zostanie podsumowana. Nie wiemy, czy koniec świata rozumieć jako realny koniec naszej materii, czy jako koniec naszej cywilizacji. Zresztą to nie jest tak istotne, bo wraz z biblijną apokalipsą zakończą się nasze losy. Całe dobro, zło, całe dziedzictwo ludzkości zostanie zamknięte. Nie będziemy mogli nic dodać od siebie. Na jakim etapie rozwoju moralnego i technologicznego zastanie nas ten dzień?


Temat końca świata naznaczony jest nieustannym piętnem traktowania go jako show. Ma się „dziać”, niebo ma spaść nam na głowę, a ludzkość odchodzić z kart historii w konwulsjach. To przeświadczenie o wyjątkowości tej chwili ludzie różnych wieków przenosili także na ówczesne sobie czasy. I tak temat przepowiadania końca świata wracał i będzie wracać jak bumerang. Tak jak w gminach wczesnochrześcijańskich wierzący tak byli pewni szybkiej apokalipsy, że odmawiali pracy, czekając, tak nawet dzisiaj na świecie są osoby, które uważają, że to już, że to teraz. Czas się wypełnił, takiego zła i zgorszenia jak obecnie nigdy nie było i teraz pozostaje tylko czekać na paruzję. Wielu kusi taka wizja. Szczególnie że kryje się za nią jakiś rodzaj zadufania: bo skoro to za naszych czasów Syn Człowieczy miałby ponownie wrócić, to bylibyśmy jednak wyjątkowi.


Biblia daje nam pewne wskazówki, chociaż ciągle, co jasne, pozostawia nas w niepewności. Nie może być inaczej, bo o tej godzinie nie wiedzą nawet aniołowie. Z jednej strony wielu powołuje się na biblijne opisy wstrząsania mocy niebios, co ma sugerować nadnaturalne zjawiska astronomiczne. Z drugiej jednak strony Jezus przestrzega, że Syn Człowieczy przyjdzie w godzinie, której się nie domyślamy.

Wyklarowania jednolitego poglądu nie ułatwia rozbudowana literatura wczesnochrześcijańska, która za Janową Apokalipsą powtarza topos antychrysta. Ma być to prawdziwy człowiek z krwi i kości, który będzie parodiować Syna Bożego i zwieść wierzących. Przez dwadzieścia wieków tymi ostatecznymi antychrystami mieli być władcy, wybitne osobistości, politycy, a nawet duchowni. Nic z tego. Świat dalej nie zawalił się nam na głowy. Wydaje się, że logika Boga jest nieco inna od naszej.

Zobacz też:   Przybici do klonowego krzyża


Na końcu może się okazać, że nie tylko nie rozumiemy jeszcze wiele z sedna biblijnego nauczania o końcu świata, ale także przeinaczamy ostateczny sens tej opowieści.


Czujemy się zdezorientowani i nieraz bezsilni wobec wyzwań obecnego czasu. Kryzysy, które wstrząsają światem, wybudziły nas ze złudnego poczucia samowystarczalności i komfortu. Wiele pewników wymaga przedefiniowania.

Niezależnie od tego, czy koniec nastąpi tak, jak widzą to reżyserowie filmów: wśród znaków i kataklizmów naturalnych, czy pośród niepewności, zamieszania i groteskowego bezsensu, chcemy wierzyć, że Bóg ogarnia całą naszą historię i patrzy na nią z miłością. I że chociaż wiele z wydarzeń wydaje się ponurych, przepełnionych cierpieniem i wątpliwościami, to projekt o nazwie ludzkość ma głęboki sens. Że wszystkie nasze sprawy i każda pojedynczo jest objęta pamięcią Boga.

Raz po raz powraca do mnie przepiękna, pełna realizmu i nadziei homilia papieża Franciszka ze Środy Popielcowej w 2020 roku. Tak, to prawda, jesteśmy pyłem. Kosmicznie stanowimy prowincję pobocznej galaktyki. Moje i Twoje losy są mikroskopijną częścią całej historii. Tak, jesteśmy tylko pyłem. Ale jak przypomina papież, jesteśmy „prochem umiłowanym […], prochem zawierającym Jego marzenia”.


Mam głęboką nadzieję i przekonanie, że koniec świata, kiedykolwiek nastąpi, nie będzie show nastawionym na demolkę. Liczę, że w Bożym planie nie mamy stać się teatrem wszechświata. Jeśli cokolwiek w ostatni dzień ma upaść, to wszelkie struktury i założenia, które nie są z Boga. 


Ten numer to nie jest wielka teologiczna debata nad końcem świata ani rewolucyjnymi przemyśleniami. To drobna refleksja chrześcijan nad samymi sobą, przedstawieniem apokalipsy w kulturze i zamyśleniem nad tym, czy paruzja kojarzy nam się ze strachem, czy nadzieją. I do tego samego zapraszamy każdego z Was.

Papież Franciszek przekonuje, że jesteśmy nadzieją Boga. On nie chce swoich marzeń zetrzeć w pył, ale ukazać je w jeszcze większej prawdzie i świetle. I może to jest prawda o moim końcu, Twoim końcu i końcu ludzkości, której właśnie dzisiaj potrzebujemy.

Z życzeniami dobrej lektury
Bartłomiej Wojnarowski
redaktor naczelny „Adeste”

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Redaktor Naczelny miesięcznika Adeste. Z wykształcenia politolog specjalizujący się w cyberbezpieczeństwie, z zawodu dziennikarz. Prywatnie melancholik lubiący dobrą muzykę, kubek ciepłej herbaty i spotkania z przyjaciółmi.
Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.